Ani żona Cezara ani bezstronna Temida. Wątpliwa reputacja TSUE

Co musisz wiedzieć:
- TSUE wydał wykraczające poza swoje kompetencje orzeczenie ws. polskiego Sądu Najwyższego
- Chociaż TSUE aspiruje do roli "sądu najwyższego" Unii Europejskiej, to nie ma do podstawy prawnej w traktatach UE
- TSUE jest polityczną instytucją wykazującą się w swoich orzeczeniach daleko idącą hipokryzją
Mówią o tym enumeratywnie artykuły 3 i 4 Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej (TfUE). Kto z Państwa chciałby przekonać się osobiście, niech sobie "wygugla" i sprawdzi: struktury sądów państw członkowskich tam (ani nigdzie indziej w europejskich traktatach) nie wymieniono jako kompetencji Unii.
Dlaczego TSUE się "rozpycha"
Dlaczego więc, choć na gruncie traktatów jest oczywiste, że w sprawie organizacji wymiaru sprawiedliwości w państwach członkowskich luksemburski Trybunał nie ma nic do gadania, TSUE uporczywie usiłuje się tym zajmować?
- Po pierwsze, jak każda instytucja, nie tylko unijna zresztą, „rozpycha się”, usiłuje własnymi interpretacjami zwiększyć obszar swojego władztwa. Czasami próbuje tego nawet w stosunku do unijnych „wielkich”, Niemiec czy Francji, ale jak tamci tupną – a ponieważ w zasadzie nie ma tam odpowiednika naszej antypaństwowej kasty, więc z reguły tupią – to potulnieje i odpuszcza.
- Po wtóre, TSUE jest gremium politycznym wybieranym przez polityków, w którym – podobnie jak w pozostałych instytucjach unijnych – dominuje polityczna opcja lewicowo-liberalna, dla której rządy konserwatywne w Polsce czy gdzie indziej są najgorszą z możliwych herezji. Za alegorię politycznego zaangażowania sędziów Trybunału mógłby służyć profesor Marek Safjan, wieloletni przedstawiciel Polski w TSUE, któremu nawet – prawem kaduka – przedłużono kadencję, aby blokować kandydatów zgłaszanych przez rządzącą wówczas w Polsce prawicę, a który w ostatnich miesiącach swoimi wypowiedziami publicznymi i działaniami mocno angażował się w kwestionowanie ważności wyboru Karola Nawrockiego. Widać wywiódł sobie, że kruczki prawne są ważniejsze niż głosy milionów obywateli.
Lecz oprócz rozpychania się TSUE, braku podstaw traktatowych do mieszania się w sprawy państw członkowskich oraz upolitycznienia jest jeszcze jedna przyczyna nakazująca powściągliwość w stosunku do poczynań TSUE. Jest to jego problem z reputacją. Luksemburski Trybunał nie jest żoną cezara ani boginią Temidą z opaską na oczach noszoną po to, by nie widzieć, kto jest stroną sporu i ten sposób gwarantować bezstronność. Przejawiając nadaktywność w sprawach, które w ogóle nie powinny go obchodzić, jednocześnie demonstruje ślepotę na afery związane z samą Unią.
"Konflikty interesów i handel wpływami na szczytach UE"
Jako instytucja sądownicza TSUE jest zobowiązany do przestrzegania zasad niezależności i bezstronności, a jego sędziowie, w tym prezes, muszą unikać sytuacji mogących rodzić podejrzenia o konflikt interesów, takich jak prywatne spotkania z politykami czy lobbystami. Teoretycznie. W grudniu 2021 r. w dzienniku „Libération” ukazał się artykuł znanego francuskiego dziennikarza i pisarza Jeana Quatremera zatytułowany „Konflikty interesów i handel wpływami na szczytach UE” („Conflits d’intérêts et trafic d’influence au sommet de l’UE”). Quatremer – mający zresztą opinię eurofila czyli „unijczyka” (były minister spraw zagranicznych Francji Hubert Védrine nazwał go wręcz ajatollahem europejskiego federalizmu), a więc człowiek, któremu nie sposób przypisywać niechęci do Unii – opisywał proceder spotkań, między innymi na polowaniach, organizowanych przez byłego audytora w Europejskim Trybunale Obrachunkowym i byłego belgijskiego ministra Karela Pinxtena, w których brali udział m.in. Koen Lenaerts, prezes TSUE od 2015 r., i inni sędziowie Trybunału, Jean-Claude Juncker, ówczesny przewodniczący Komisji Europejskiej i inni politycy Europejskiej Partii Ludowej oraz lobbyści.
Lenaerts pozostaje prezesem TSUE
Dziennik wskazywał na ryzyko handlu wpływami i konfliktu interesów wynikające z udziału sędziów TSUE w wydarzeniach finansowanych ze środków publicznych, Pinxten bowiem miał używać funduszy ETO do finansowania tych spotkań w ekskluzywnych miejscach, m.in. na zamku w Chambord. Zdaniem Quatremera Lenaerts nie wiedział o źródłach finansowania tych spotkań, ale powinien odmówić udziału znając listę gości, w której „mieszali się politycy, urzędnicy i biznesmeni”. Artykuł w „Libération” nie pozostawiał wątpliwości, że takie spotkania mogły wpływać na decyzje urzędników. Karel Pinxten został skazany w 2021 r. przez TSUE za defraudację, ale sprawa nie objęła sędziów TSUE jako podejrzanych. Koen Lenaerts pozostaje prezesem TSUE, a w październiku 2024 r. został wybrany na kolejną kadencję. Zarówno TSUE, jak i Komisja Europejska unikały komentarzy na temat udziału Lenaertsa i Junckera w dwuznacznych imprezach Pinxtena, Europejski Rzecznik Praw Obywatelskich nie wszczął śledztwa, sprawa przycichła przykryta kolejnymi unijnymi aferami.
Qatargate
Afera korupcyjna znana jako Qatargate, w którą zamieszana była wiceprzewodnicząca Parlamentu Europejskiego Eva Kaili wybuchła w grudniu 2022 r. Belgijska policja skonfiskowała wówczas półtora miliona euro w gotówce, w tym 150 tysięcy w mieszkaniu Kaili i 750 tysięcy w walizce jej ojca. Kaili i jej wspólnicy zostali zatrzymani, zarzucono im korupcję, pranie pieniędzy i udział w organizacji przestępczej, w tym przyjmowanie łapówek od Kataru (oraz prawdopodobnie Maroka i Mauretanii) w zamian za wpływanie na decyzje Parlamentu Europejskiego poprawiające wizerunek Kataru przed mistrzostwami świata w piłce nożnej w roku 2022. Po blisko trzech latach śledztwo jest wciąż w fazie proceduralnej. Kaili przebywa na wolności. W maju 2025 r. media (m.in. EU Today) opisały śledztwo jako "paraliżowane": sędzia śledczy zrezygnował, dowody są kwestionowane, a prawnicy Kaili twierdzą, że cała sprawa to "polityczna intryga". TSUE nie odniósł się do afery jako takiej, nawet w postaci komunikatów, jakie często publikuje w różnych sprawach, ale Sąd UE (pierwsza instancja TSUE, wcześniej zwana Sądem Pierwszej Instancji) orzekł na korzyść Kaili, anulując decyzję Parlamentu Europejskiego odmawiającą jej dostępu do dokumentów dotyczących nadużyć budżetowych innych europosłów.
Afera Reyndersa
Afera Didiera Reyndersa, byłego komisarza do spraw sprawiedliwości i niestrudzonego wroga rządów prawicy w Polsce jest dobrze znana, również dlatego, że liczba rodzimych polityków, łaszących się do niego „obrońców praworządności”, jest wyjątkowo długa, a z zamieszczanych przez nich zdjęć dałoby się ułożyć spory album zatytułowany „Z dziejów braku godności w Polsce”. W grudniu 2024 r. belgijska policja federalna wykorzystała krótkie okno możliwości, jakie powstało po wygaśnięciu immunitetu Reyndersa jako europejskiego komisarza i dokonała przeszukań mieszkań polityka w związku z podejrzeniami o pranie brudnych pieniędzy; kwotę szacuje się na około milion euro. Miesiąc później prokuratura rozszerzyła śledztwo na belgijski oddział banku ING dodając zarzuty nadużycia władzy i handlu wpływami.
Podobnie jak w przypadku afery Evy Kaili TSUE w żaden sposób nie odniósł się do sprawy uznając, że sprawa nie leży w jego kompetencjach. Trybunał nie okazał zainteresowania patologiami w procesie tworzenia prawa unijnego. A przecież to za kadencji Reyndersa przyjęta została mająca przeciwdziałać praniu pieniędzy dyrektywa AML (ang.: Anti-Money Laundering Directive), która takie praktyki, jak wykorzystywanie loterii do prania pieniędzy – czyli proceder, którym parał się Reynders – uznała za niosące ze sobą „niskie ryzyko” i wyłączyła je z bardziej rygorystycznych kontroli. Zatem luksemburski Trybunał bez zachowywania pozorów angażuje się – powtórzmy: do czego nie ma prawa – w wywieranie presji na państwo członkowskie w sprawcach należących do wyłącznej kompetencji tego państwa, ale na temat patologicznych mechanizmów stanowienia unijnego prawa, nad którego przestrzeganiem ma czuwać, nie ma nic do powiedzenia, nawet w formie komunikatu. To zaniechanie w połączeniu z faktem, że wcześniej TSUE współpracował z Reyndersem choćby właśnie w sprawie egzekwowania tzw. „praworządności” w Polsce, po raz kolejny stawia bezstronność Trybunału pod znakiem zapytania.
Pfizergate
Jeśli chodzi o zaangażowane kwoty afera znana jako Pfizergate zapewne nie ma sobie równych wśród wszystkich skandali unijnych. Dotyczy negocjacji Komisji Europejskiej z firmą farmaceutyczną Pfizer na temat zakupu szczepionek przeciwko COVID-19 podczas pandemii. Zarzuty (brak przejrzystości, korupcja, preferencyjne traktowanie Pfizera w stosunku do innych firm, manipulacje przy dokumentacji i nieformalne kontakty, także esemesowe, z prezesem Pfizera Albertem Bourlą) skierowane są przede wszystkim w stronę przewodniczącej Ursuli von der Leyen. W roku 2022 Komisja Europejska odmówiła ujawnienia treści esemesów twierdząc, że nie są dokumentami urzędowymi, a von der Leyen stwierdziła, że „nie ma ich w systemie”, bo nie zostały zarchiwizowane.
Po trzech latach, w roku 2025, Komisja przyznała, że esemesy zostały celowo usunięte z serwerów, co narusza unijne przepisy o dokumentacji. Odmowę dostępu do treści esemesów wymienianych między von der Leyen i Bourlę zaskarżył do Sądu UE dziennik „The New York Times” i wygrał. Albo i nie wygrał, bo wyrok był, można powiedzieć, schrödingerowski niczym kot Schrödingera. Sąd uznał, że Komisja nie miała prawa odmówić dostępu do esemesów, ale nie nakazał ujawnienia ich treści, ponieważ Komisja twierdziła, że zostały usunięte. Nie ma informacji o dalszym zaangażowaniu TSUE w aferę Pfizergate, Trybunał nie komentował sprawy ani nie zajmował się innymi jej aspektami, takimi jak zarzuty korupcji czy konfliktu interesów. Wygrana gazety oznaczała więc tylko tyle, że to Komisję, a nie NYT obciążono kosztami postępowania sądowego.
Ani żona Cezara ani bezstronna Temida
Jak z tego krótkiego przeglądu unijnych afer i stosunku TSUE do nich wynika, Trybunał unika angażowania się w nie, używając jako standardowego uzasadnienia swojej bierności „ograniczonych kompetencji”. Ponieważ jednak tam, gdzie TSUE traktatowo nie posiada żadnych kompetencji, wykazuje nadaktywność (ingerencja w polski system sądowniczy), nie jest to tłumaczenie wiarygodne. TSUE jest nie tylko instytucją rozpychająca się poza przewidziane dla niej ramy traktatowe i mocno upolitycznioną. Jest także instytucją daleką od bezstronności. Jego rozstrzygnięcia w sprawach takich jak „praworządność” w Polsce są w praktyce znane jeszcze przed tymi rozstrzygnięciami. Z góry wiadomo, jakie będą. Nie należy traktować ich poważnie. Bogini Temida była przedstawiana z przepaską na oczach mającą gwarantować jej bezstronność, a żona Cezara miała być poza wszelkim podejrzeniem.
TSUE nie gwarantuje ani jednego, ani drugiego.
[Dariusz Lipiński - polski polityk, fizyk, nauczyciel akademicki i samorządowiec, poseł na Sejm V i VI kadencji]