Berlin będzie zachwycony. Premier Grecji domaga się pogłębienia wspólnotowej polityki obronnej

Co musisz wiedzieć:
- Grecja jest bardzo uzależniona finansowo od Niemiec, nie sposób zatem oczekiwać, że jej rząd będzie podejmował decyzje niezgodne z polityką Berlina
- KE chce poprzez system wspólnotowych długów stworzyć zręby polityki fiskalnej nowo tworzonego superpaństwa europejskiego
- Premier Grecji Kyriakos Mitsotakis zapowiedział, że wezwie Brukselę do pójścia dalej w tych planach
- Za wspólnotową polityką obronną pójdzie stworzenie wspólnej armii, która w założeniach eurokratów nie będzie broniła granic UE, ale posłuży do tłumienia protestów społecznych
Posiadanie armii jest wyznacznikiem suwerenności
Mitsotakis powiedział, że wykorzysta spotkanie w Brukseli, aby wezwać blok do pójścia dalej w „punkcie zwrotnym, w którym zdamy sobie sprawę, że musimy przejąć większą odpowiedzialność za europejską obronę" i wesprzeć ogólnounijne zaciąganie pożyczek na wspólne projekty.
- PGNiG wydało pilny komunikat dla klientów
- Komunikat dla posiadaczy odbiorników RTV
- Komunikat dla mieszkańców woj. kujawsko-pomorskiego
- Zaskakujący sondaż OGB. Co zrobi Tusk?
- Komunikat dla mieszkańców woj. lubelskiego
- PKO BP wydał komunikat dla klientów
- Komunikat dla woj. łódzkiego
- Komunikat dla mieszkańców woj. dolnośląskiego
- Łukasz Pawłowski (OGB): Zaraz wyborcy dadzą władzy czerwoną kartkę i to taką, że się wszyscy zdziwimy
Wojna Rosji z Ukrainą, która w ostatnich miesiącach obejmowała naruszenia przestrzeni powietrznej UE przez wrogie drony i rosyjskie myśliwce stała się pretekstem do prób skłonienia państw członkowskich do stawiania nie na indywidualną, ale kolektywną obronę. Pojawiają się plany nie tylko wspólnych zakupów broni, ale również wspólnej armii, które budzą wiele kontrowersji. Posiadanie własnej armii stanowi bowiem wyznacznik suwerenności i z pewnością będzie budził poważne opory przynajmniej części europejskich państw.
Należy również zauważyć, że zakupy dla wojska robi się zgodnie z przewidywaną strategią planów ewentualnościowych, które na forum UE zupełnie nie istnieją. Posiada je NATO, którego obecność Niemcy chcieliby zastąpić strukturami unijnymi. W planach zmian traktatowych znalazła się zresztą adnotacja o docelowej rezygnacji państw UE z członkostwa w NATO. Dla Polski sytuacja ta oznaczałaby w zasadzie brak jakiejkolwiek obrony ze strony UE w sytuacji agresji jej wschodniego sąsiada. Zachodni politycy tego problemu wydają się jednak nie dostrzegać.
Poziom europejski nie zastąpi krajowego
„Mój argument jest bardzo prosty - jeśli obrona jest ostatecznym europejskim dobrem publicznym, potrzebujemy europejskich struktur i europejskiego finansowania, aby rozwijać nasze zdolności obronne”
– powiedział Mitsotakis w wywiadzie dla Politico.
„Nie mówimy o tym otwarcie, ale czy moglibyśmy sobie wyobrazić scenariusz, w którym będziemy mieli wspólny europejski instrument pożyczkowy, którego celem będzie wspieranie europejskich projektów obronnych?”
- dodał.
„Z całą pewnością poparłbym to, pod warunkiem, że istnieją projekty, które wyraźnie kwalifikują się jako europejskie dobro publiczne... wykorzystajmy europejskie pieniądze na zrobienie rzeczy, których być może nie będziemy w stanie zrobić na poziomie krajowym"
- przekonywał Mitsotakis.
Jego argumentacja nie wytrzymuje jednak konfrontacji z rzeczywistością. Unia Europejska nie posiada bowiem żadnego budżetu na obronę. Wszystkie pieniądze na ten cel będą pochodziły z budżetów państw członkowskich i to ich obywatele będą spłacali zaciągnięte na forum UE kredyty. Co więcej przeniesienie ciężaru właściwego obrony na poziom unijny może skończyć się paraliżem decyzyjnym w sytuacji jakiegokolwiek poważniejszego kryzysu militarnego. Wystarczy przypomnieć półroczne opóźnienie, z jakim KE zareagowała na problem pandemii Covid-19. Nie jest wykluczone, że w sytuacji ataku na granice państw członkowskich historia się powtórzy. Tym bardziej, że sama osoba przewodniczącej Komisji Europejskiej nie budzi zaufania jeżeli idzie o sprawy wojska. W końcu ma na koncie rozłożenie niemieckiej Bundeswehry, jeszcze kiedy pełniła funkcję ministra obrony Niemiec.
„Myślę, że wyzwaniem jest to, czy możemy mieć dodatkowe fundusze i czy te dodatkowe fundusze można powiązać z warunkami, które popychają nas w kierunku silniejszego przygotowania” – przekonywał tymczasem Mitsotakis – „które byłyby wspólnymi zamówieniami, rozwojem nowych technologii, zwłaszcza dronów i sztucznej inteligencji, i myślę, że Komisja i instytucje europejskie mają jasną rolę do odegrania”.
Wspólnotowa polityka obronna to pułapka
Zgodnie z projektem wspólnego oświadczenia przygotowanym przez ambasadorów wszystkich 27 krajów UE przed czwartkowym szczytem, blok zgodzi się „coraz bardziej ukierunkować inwestycje obronne na wspólny rozwój, produkcję i zamówienia publiczne”. Za tą polityką musi siłą rzeczy pójść stworzenie wspólnej armii, ta zaś zgodnie z Manifestem z Ventotene, stanowiącym trzon unijnej polityki, ma posłużyć nie do obrony granic, ale do pacyfikowania przewidywanych niepokojów społecznych, gdy „rewolucyjna dyktatura będzie tworzyć nową demokrację”.
Pozostaje jeszcze kwestia tworzenia przy pomocy kolejnych wspólnotowych długów zrębów polityki fiskalnej budowanego przez KE wespół z Niemcami nowego europejskiego superpaństwa, przed czym wielokrotnie ostrzegał Instytut Myśli Schumana.
Wspólnotowa polityka obronna to zatem pułapka i im szybciej kraje UE zdadzą sobie z tego sprawę, tym będą miały większą szansę na zachowanie swojej suwerenności.