Marek Budzisz: Czarne chmury nad rosyjską Unią Euroazjatycką

W najbliższych dniach będziemy mieli do czynienia w Rosji z prawdziwym festiwalem dyplomatycznym. Jak już pisałem w najbliższych dniach z oficjalną wizytą do Moskwy przyleci niemiecka kanclerz. Niedługo później, przy okazji corocznego Petersburskiego Forum Ekonomicznego Putin będzie miał sposobność rozmawiać z prezydentem Francji oraz premierem Japonii. Dziś też rozpoczyna się kolejna tura rozmów w ramach tzw. formatu z Astany, w trakcie, których będzie się poszukiwać rozwiązania syryjskiej łamigłówki. A w Soczi spotkają się głowy państw wchodzących w skład prorosyjskiej Unii Euroazjatyckiej. I to ostatnie, pozostające nieco w cieniu wydarzenie jest o tyle istotne, że powołana przez Moskwę organizacja przeżywa wyraźny kryzys. A i sami Rosjanie chyba nie do końca wiedzą, czy chcą w jej rozwój inwestować, czy może raczej zabiegać o współpracę gospodarczą z liczącymi się graczami – Japonią czy Unią Europejską.
 Marek Budzisz: Czarne chmury nad rosyjską Unią Euroazjatycką
/ Wikipedia CC BY SA 3,0 Ranko 15

 

        Do spotykającego się w Soczi grona liderów Unii Euroazjatyckiej dołączy prezydent Mołdawii, który od roku zabiegał o to, aby jego kraj uzyskał w tej organizacji status obserwatora i wreszcie, w ubiegły piątek jego starania dały rezultat. Zmieniono regulacje, bo do tej pory nie przewidywano takiej formuły uczestnictwa, i Mołdawia jest członkiem – obserwatorem. Co prawda nie ma dostępu do dokumentów, jeśli mają one charakter poufny, i nie może kształtować polityki Unii, ale na użytek wewnętrznej walki politycznej to w zupełności wystarczy. Rosyjscy obserwatorzy są bowiem zdania, iż uparte zabiegi mołdawskiego prezydenta Dodona o możliwie częste spotkania z Putinem spowodowane są przede wszystkim trwającą konfrontacją polityczną między zwolennikami orientacji na Zachód (obecny rząd premiera Filipa, któremu patronuje oligarcha Płachotniuk) a socjalistami, tęsknie spoglądającymi na Wschód (im patronuje Dodon). W mołdawskich realiach prezydent niewiele może, a nawet w tych obszarach, w których ma konstytucyjne uprawnienia, to większość parlamentarna skutecznie go ubezwłasnowolniła. Kontrolowany przez rząd Sąd Konstytucyjny zawiesza wówczas na kilka godzin uprawnienia głowy państwa (już kilka razy to zrobiono) i wówczas pełniący jego obowiązki spiker parlamentu hurtowo podpisuje ustawy i regulacje, na które nie chciał zgodzić się Dodon. Ten ostatni liczy, że po zaplanowanych na jesień wyborach parlamentarnych sytuacja polityczna się zmieni, socjaliści będą silniej reprezentowani w parlamencie i kurs na Rosją, który zapowiada, stanie się ciałem. Ale ostatnio pojawiły się też w Rosji głosy, że w sumie to wszystko teatr, gra pod publiczkę. Bo w istocie rzekomo prorosyjski Dodon i prozachodni Płachotniuk po cichu dogadują się o podziale wpływów i bonusów płynących z władzy. Zwolennicy takiego punktu widzenia podają dwa przykłady z ostatnich dni – porozumienie między rządzącymi demokratami a opozycyjnymi socjalistami w sprawie reformy systemu wyborczego w Mołdawii oraz wspólne obchody, w Kiszyniowie, rocznicy zakończenia II wojny światowej. O co w tym wszystkim ma chodzić? W skrócie rzecz ujmując o to, aby wyciągnąć możliwie dużo pieniędzy – od Rosji, od Zachodu, od kogo się da.

        Ale spotkanie głów państw Unii Euroazjatyckiej w Soczi obserwowane jest uważnie nie tylko, a może nie z powodu uczestnictwa w nim prezydenta Mołdawii. Znacznie ważniejsza jest obecność na szczycie dwóch nowych szefów państw – członków. Chodzi o prezydenta Kirgizji Żeenbekowa oraz nowego premiera Armenii Paszyniana. W Kirgizji, która przeżyła już kilka kolorowych rewolucji podział wśród elit znów się zaognia. Współpracujący do tej pory ze sobą były prezydent Atambajew i jego następcą Żeenbekow pokłócili się ze sobą i teraz są w stanie otwartej wojny politycznej. Ofiarą tej walki padł rząd, który wymieniono po niecałym roku funkcjonowania, co tam nie jest żadnym ewenementem. A na to wszystko zaznaczają się podziały między dziś sprawującą rządy elitą a obozem byłego kandydatka na stanowisko prezydenta, który przegrał wybory w dość zagadkowy sposób i uchodzi za zwolennika zbliżenia z Kazachstanem, odwrotnie niźli rządzący, zerkający na Moskwę. Sytuacja, póki co, jest spokojna, ale może szybko się zaostrzyć.

        Ale szczególne zainteresowanie wzbudza przyjazd do Soczi i zapowiadane spotkanie z Władimirem Putinem nowego premiera Armenii. Nie dlatego, żeby z gospodarczego punktu widzenia Armenia była dla Rosji ważna. Jest zgoła inaczej – wystarczy proste porównanie. O ile rosyjski PKB jest z grubsza rzecz biorąc ok. trzy razy większy od naszego, to gdybyśmy porównywali Armenię i Polskę, to jej PKB jest na poziomie jednego z polskich województw i to nie największego. Idzie jednak przede wszystkim o to, w którą stronę, w planie wyborów geopolitycznych, pójdzie Erywań. Obalony przez protesty uliczne zorganizowane przez Paszyniana, jego poprzednik Sarkisjan, starał się prowadzić politykę dość wyważoną. Pozostając w strefie wpływów Rosji promował współpracę z Unią Europejską. I to przynosiło efekty, bo wymiana handlowa z Rosją okazała się przegrywać z handlem z Unią. Paszynian, który właśnie utworzył swój rząd i teraz zgodnie z armeńską konstytucją ma dwa tygodnie na zaprezentowanie jego programu, już w trakcie protestów oraz po wyborze na stanowisko premiera mówił, że jego głównym celem będzie walka z monopolami. Wspominał o faktycznych monopolach na import cukru i bananów, faktycznych, bo wprowadzonych nie na poziomie legislacyjnym, ale przez lokalne układy oligarchiczne, które podzieliły się rynkami. I jeśli znalazł się śmiałek, który chciał sprowadzić do Armenii towary objęte taką „umową”, to nie był w stanie przejść kontroli celnej. Ale problem jest poważniejszy, bo faktyczny monopol na sprzedaż benzyny ma tam rosyjski Rosnieft, zaś dostawy gazu, i to zarówno dla ludności, przemysłu oraz połączenia tranzytowe, obsługuje Gazprom. Nie inaczej jest z armeńską energetyką przejętą przez rosyjskie sieci energetyczne. I jaki jest tego efekt? Rosyjscy komentatorzy zwracają uwagę na fakt, że cena detaliczna litra benzyny jest w Armenii wyższa niźli w sąsiedniej Gruzji, mimo, że ta pierwsza jest w Unii Euroazjatyckiej i ma z Moskwą „sojusz strategiczny” a ta ostatnia nawet nie utrzymuje z Rosją stosunków dyplomatycznych. Podobnie jest, jeśli idzie o energię elektryczną, bo w tym ostatnim przypadku Rosjanie tak podnieśli taryfy, że wywołało to jakiś czas temu protesty uliczne. Teraz Paszynian ma zamiar walczyć z tymi nadużyciami, a w Rosji obawiają się, że nie da się tego zrobić inaczej, jak tylko osłabiając pozycję rosyjskich firm. I nawet, jeśli nowy premier Armenii mówi o tym, że chciałby utrzymać strategiczny sojusz z Rosją, a współpraca między obydwoma krajami będzie tylko lepsza, to zaraz po tym dodaje, że trzeba rozmawiać o szczegółach. A te są dość oczywiste. Podobnie, jeśli idzie o współpracę militarną. Erywań nie ma zamiaru jej zrywać, ani redukować obecności wojsk rosyjskich (baza w Giurmi). Nie ma zresztą żadnej innej opcji, póki jest faktycznie w stanie wojny z Azerbejdżanem i nadal ma zamkniętą granicę z Turcją. Ale Paszynian mówi w wywiadzie dla rosyjskiej telewizji, że współpraca wojskowa w ramach ODKB nie może być realizowana na takich zasadach jak obecnie, tzn., kiedy nie wiadomo, jakie są obowiązki wchodzących w nie państw i każdorazowe przedsięwzięcie musi być przedmiotem osobnych negocjacji. Przy czym jeśli państwo biorące udział w tym systemie się nie zgodzi, to nie ma żadnych narzędzi, aby zapewnić jego zaangażowanie. Jest to niezwykle wygodne dla Rosji, bo jego siły zbrojne dominują w aliansie i Moskwa chce mieć wolną rękę, aby decydować o ich użyciu, ale Erywań widzi chyba sprawę inaczej i chciałby, aby mówić o zobowiązaniach sojuszniczych na kształt obowiązującego w NATO art. 5. Obawy Rosjan o to, w jaką stronę rozwinie się sytuacja w Armenii zbudowane są na kilku poziomach. Po pierwsze, walka z lokalną oligarchią może doprowadzić do konfliktów wewnętrznych, które będzie chciał wykorzystać Azerbejdżan. Tym bardziej, że rozbudzone przez Paszyniana emocje mogą zdaniem wielu rosyjskich obserwatorów ożywić nastroje nacjonalistyczne. A Moskwie nie potrzeba kolejnego otwartego starcia ani komplikacji w trudnych relacjach z Baku i patronującą mu Turcją. Po drugie słychać tam obawy, czy aby Erywań nie będzie podążał, wbrew publicznym deklaracjom nowych władz, drogą, którą poszedł w Gruzji Saakaszwili. Bo już teraz poinformowano, iż Paszynian poprosił o pomoc w reformowaniu gospodarki kraju znanego amerykańskiego ekonomistę, (który ponoć się zgodził) Darona Acemoglu. Wbrew turecko brzmiącemu nazwisku urodził się on w rodzinie ormiańskiej, mieszkającej przed emigracją do USA w Istambule. I to zwrócenie się o pomoc do Stanów Zjednoczonych i ormiańskiej diaspory może być symptomatyczne. Bo niezależnie od deklaracji o utrzymaniu strategicznego partnerstwa z Rosją, jeśli chce się reformować gospodarkę, to potrzebna będzie pomoc finansowa i wiedza zachodnich i amerykańskich ekspertów. Na razie, chyba na wszelki wypadek rosyjski urząd pilnujący bezpieczeństwa żywności ogłosił, że w importowanych z Armenii pomidorach i ogórkach odkryto niedozwolone substancje i dlatego kontrola będzie intensywniejsza, a nie można wykluczyć i tego, że zabroni się na jakiś czas importu. Takie przyjacielskie ostrzeżenie.

            Podobnie zrobiono ostatnio w przypadku Białorusi, dla której ważną pozycją w budżecie jest sprzedaż do Rosji nabiału i mleka. Po prostu ogłoszono, że odkryto w nim niedozwolone substancje i kilku zakładom wstrzymano pozwolenie. Ostatnio informowano, że obydwa kraje mają zamiar powołać wspólną organizację, która będzie monitorowała jakość białoruskiego nabiału, ale rozmowy jeszcze trwają. Podobnie jak negocjacje w sprawie kontroli granicznych jakiś czas temu przywróconych przez Moskwę. A przypomnę, że obydwa kraje mają wspólny obszar celny, który ma ułatwiać wzajemną wymianę handlową. Ale chyba nieco inaczej widzą to w Moskwie niźli na Białorusi. Ostatnio np. powołany przez Unię Euroazjatycką bank rozwoju opublikował raport na temat utrudnień w kwestii transportu kolejowego z Chin do Europy Zachodniej. Bank jest wspólny, euroazjatycki, ale kontrolowany przez Rosjan i jego materiały wyrażają rosyjski punkt widzenia, przy czym trzeba pamiętać, że w jego władzach zasiada rosyjski minister finansów Siulianow, po ostatnich zmianach w rosyjskim rządzie będący również wicepremierem odpowiadającym za całość polityki gospodarczej. Cóż piszą eksperci banku? Otóż ich zdaniem zarówno Kazachstan, jak i Rosja są gotowi do przyjęcia, obsłużenia i zarabiania na rosnącym ruchu towarowym z Chin na Zachód. Problem jest z Białorusią, ale oczywiście przede wszystkim, ich zdaniem, z Polską. Przy czym nie o listę rosyjskich zarzutów pod naszym adresem tu idzie, ale o rozwiązanie, które zaproponowali. Otóż poddają oni pod rozwagę zmianę trasy, którą transportuje się chińskie kontenery do Europy Zachodniej. Miałyby one, zgodnie z ich pomysłem jechać przez Kazachstan i Rosję, ale już nie przez Białoruś, tylko na północ do Petersburga i tam po załadowaniu ich na statki drogą morską do Hamburga lub Rotterdamu. Rynek opłat za fracht jest niezwykle lukratywny, bo jak obliczają specjaliści w 2020 roku może wynosić nawet 2,5 mld dolarów i warto w związku z tym o te pieniądze walczyć. Tylko, że propozycja ekspertów z banku utworzonego po to, aby promować integrację krajów Unii Euroazjatyckiej, będąca w istocie takim kolejowym North Stream, pozbawi Białoruś sporej części opłat tranzytowych. I co z tego? Tak wygląda pomysł na integrację gospodarczą w wydaniu rosyjskim. Tam gdzie mogą zarobić kosztem swoich partnerów, to po prostu robią to.
/k


 

POLECANE
Witold Mieszkowski, syn kmdr Stanisława Mieszkowskiego nie żyje Wiadomości
Witold Mieszkowski, syn kmdr Stanisława Mieszkowskiego nie żyje

Nie żyje Witold Mieszkowski - syn komandora Stanisława Mieszkowskiego, jednego z bohaterów polskiej Marynarki Wojennej zamordowanych po wojnie przez komunistyczne władze. Informację o jego śmierci przekazał w mediach społecznościowych reżyser i dokumentalista Arkadiusz Gołębiewski.

IMGW wydał ostrzeżenie pogodowe Wiadomości
IMGW wydał ostrzeżenie pogodowe

Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej wydał ostrzeżenia pierwszego stopnia przed intensywnymi opadami deszczu dla części województw podkarpackiego, śląskiego i małopolskiego. Spodziewane są opady deszczu, deszczu ze śniegiem i mokrego śniegu.

Kto uszkodził tory w Życzynie. Jest komunikat PKP PLK Wiadomości
Kto uszkodził tory w Życzynie. Jest komunikat PKP PLK

Wstępne oględziny torowiska w Życzynie w pow. garwolińskim wykazały uszkodzenie jego fragmentu – poinformowała w niedzielę mazowiecka policja. PKP PLK przekazały, że okoliczności zdarzenia będą wyjaśnione m.in. przez komisję kolejową, a naprawa rozpocznie się po zakończeniu pracy służb.

Gratka dla fanów relaksu: Mazowieckie uzdrowisko tnie ceny Wiadomości
Gratka dla fanów relaksu: Mazowieckie uzdrowisko tnie ceny

Jesień i zima w uzdrowisku? Uzdrowisko Konstancin to wyjątkowe takie miejsce na Mazowszu. Znajduje się w Konstancinie-Jeziornie i zachęca do wizyt nie tylko wiosną czy latem. Teraz, jesienią i zimą, też warto tam pojechać. 

Niemcy: gwałtowny wzrost psychoz. Eksperci wskazują powód Wiadomości
Niemcy: gwałtowny wzrost psychoz. Eksperci wskazują powód

Niemcy odnotowały gwałtowny wzrost liczby przypadków zaburzeń psychiatrycznych związanych z marihuaną. Zjawisko zostało zaobserwowane w ciągu zaledwie kilkunastu miesięcy od legalizacji tego narkotyku przez rząd Olafa Scholza.

Znana piosenkarka bardzo chora. Poruszające wyznanie Wiadomości
Znana piosenkarka bardzo chora. Poruszające wyznanie

Shazza, czyli Marlena Magdalena Pańkowska, urodziła się 29 maja 1967 roku w Pruszkowie. To polska piosenkarka, kompozytorka i aktorka. Zaczynała karierę w latach 80. w zespole Toy Boys Tomasza Samborskiego. Później przeszła na solową ścieżkę za jego namową. Zasłynęła z hitów disco polo, a na początku XXI wieku śpiewała pop i dance. Wśród jej przebojów są „Baiao Bongo”, „Bierz co chcesz”, „Egipskie noce” oraz „Tak bardzo zakochani”. Do 2007 roku sprzedała w Polsce ponad 2,5 miliona egzemplarzy albumów. Okazuje się, że artystka od jakiegoś czasu zmaga się z poważnym problemem.

Wypadek w rzymskim ministerstwie. Przedstawiciel władz Sardynii zniszczył zabytkowy witraż [WIDEO] Wiadomości
Wypadek w rzymskim ministerstwie. Przedstawiciel władz Sardynii zniszczył zabytkowy witraż [WIDEO]

Przedstawiciel władz Sardynii podczas wizyty we włoskim Ministerstwie ds. Firm i Made in Italy tak niefortunnie potknął się na schodach, że uderzył głową w zabytkowy witraż i zniszczył go doszczętnie. Mężczyzna cudem uszedł z życiem – podkreślają włoskie media, publikując nagranie ze sceny mrożącej krew w żyłach.

Finlandia alarmuje: Pokój na Ukrainie? Nie przed wiosną Wiadomości
Finlandia alarmuje: Pokój na Ukrainie? Nie przed wiosną

Zawieszenie broni na Ukrainie jest mało prawdopodobne przed wiosną, ale europejscy sojusznicy muszą utrzymać wsparcie dla Kijowa, pomimo skandalu korupcyjnego - powiedział agencji Associated Press prezydent Finlandii Alexander Stubb. W opublikowanej w niedzielę rozmowie Stubb podkreślił, że Europa potrzebuje „sisu” - to fińskie słowo oznaczające wytrzymałość, odporność i hart ducha - aby przetrwać zimowe miesiące, ponieważ Rosja kontynuuje hybrydowe ataki i wojnę informacyjną na całym kontynencie. „Nie jestem zbyt optymistycznie nastawiony do osiągnięcia zawieszenia broni ani rozpoczęcia negocjacji pokojowych, przynajmniej w tym roku” - powiedział.

Akcja na Kanale Żerańskim. Walka o życie dwóch kobiet z ostatniej chwili
Akcja na Kanale Żerańskim. Walka o życie dwóch kobiet

Dramatyczna akcja ratunkowa na Kanale Żerańskim. W sobotę wieczorem służby otrzymały zgłoszenie o dwóch topiących się kobietach. Po wyciągnięciu z wody obie były nieprzytomne, a ich stan lekarze określają jako bardzo ciężki. Policja bada, jak doszło do tego zdarzenia.

Tragiczne wieści z Żagania. Nie żyje były burmistrz miasta Wiadomości
Tragiczne wieści z Żagania. Nie żyje były burmistrz miasta

W sobotę, 15 listopada, około godziny 22.00 zmarł Daniel Marchewka, były burmistrz miasta i radny kilku kadencji. Informację potwierdził przewodniczący Rady Miasta, Krzysztof Sieńko, podając, że polityk „przegrał walkę z ciężką chorobą”.

REKLAMA

Marek Budzisz: Czarne chmury nad rosyjską Unią Euroazjatycką

W najbliższych dniach będziemy mieli do czynienia w Rosji z prawdziwym festiwalem dyplomatycznym. Jak już pisałem w najbliższych dniach z oficjalną wizytą do Moskwy przyleci niemiecka kanclerz. Niedługo później, przy okazji corocznego Petersburskiego Forum Ekonomicznego Putin będzie miał sposobność rozmawiać z prezydentem Francji oraz premierem Japonii. Dziś też rozpoczyna się kolejna tura rozmów w ramach tzw. formatu z Astany, w trakcie, których będzie się poszukiwać rozwiązania syryjskiej łamigłówki. A w Soczi spotkają się głowy państw wchodzących w skład prorosyjskiej Unii Euroazjatyckiej. I to ostatnie, pozostające nieco w cieniu wydarzenie jest o tyle istotne, że powołana przez Moskwę organizacja przeżywa wyraźny kryzys. A i sami Rosjanie chyba nie do końca wiedzą, czy chcą w jej rozwój inwestować, czy może raczej zabiegać o współpracę gospodarczą z liczącymi się graczami – Japonią czy Unią Europejską.
 Marek Budzisz: Czarne chmury nad rosyjską Unią Euroazjatycką
/ Wikipedia CC BY SA 3,0 Ranko 15

 

        Do spotykającego się w Soczi grona liderów Unii Euroazjatyckiej dołączy prezydent Mołdawii, który od roku zabiegał o to, aby jego kraj uzyskał w tej organizacji status obserwatora i wreszcie, w ubiegły piątek jego starania dały rezultat. Zmieniono regulacje, bo do tej pory nie przewidywano takiej formuły uczestnictwa, i Mołdawia jest członkiem – obserwatorem. Co prawda nie ma dostępu do dokumentów, jeśli mają one charakter poufny, i nie może kształtować polityki Unii, ale na użytek wewnętrznej walki politycznej to w zupełności wystarczy. Rosyjscy obserwatorzy są bowiem zdania, iż uparte zabiegi mołdawskiego prezydenta Dodona o możliwie częste spotkania z Putinem spowodowane są przede wszystkim trwającą konfrontacją polityczną między zwolennikami orientacji na Zachód (obecny rząd premiera Filipa, któremu patronuje oligarcha Płachotniuk) a socjalistami, tęsknie spoglądającymi na Wschód (im patronuje Dodon). W mołdawskich realiach prezydent niewiele może, a nawet w tych obszarach, w których ma konstytucyjne uprawnienia, to większość parlamentarna skutecznie go ubezwłasnowolniła. Kontrolowany przez rząd Sąd Konstytucyjny zawiesza wówczas na kilka godzin uprawnienia głowy państwa (już kilka razy to zrobiono) i wówczas pełniący jego obowiązki spiker parlamentu hurtowo podpisuje ustawy i regulacje, na które nie chciał zgodzić się Dodon. Ten ostatni liczy, że po zaplanowanych na jesień wyborach parlamentarnych sytuacja polityczna się zmieni, socjaliści będą silniej reprezentowani w parlamencie i kurs na Rosją, który zapowiada, stanie się ciałem. Ale ostatnio pojawiły się też w Rosji głosy, że w sumie to wszystko teatr, gra pod publiczkę. Bo w istocie rzekomo prorosyjski Dodon i prozachodni Płachotniuk po cichu dogadują się o podziale wpływów i bonusów płynących z władzy. Zwolennicy takiego punktu widzenia podają dwa przykłady z ostatnich dni – porozumienie między rządzącymi demokratami a opozycyjnymi socjalistami w sprawie reformy systemu wyborczego w Mołdawii oraz wspólne obchody, w Kiszyniowie, rocznicy zakończenia II wojny światowej. O co w tym wszystkim ma chodzić? W skrócie rzecz ujmując o to, aby wyciągnąć możliwie dużo pieniędzy – od Rosji, od Zachodu, od kogo się da.

        Ale spotkanie głów państw Unii Euroazjatyckiej w Soczi obserwowane jest uważnie nie tylko, a może nie z powodu uczestnictwa w nim prezydenta Mołdawii. Znacznie ważniejsza jest obecność na szczycie dwóch nowych szefów państw – członków. Chodzi o prezydenta Kirgizji Żeenbekowa oraz nowego premiera Armenii Paszyniana. W Kirgizji, która przeżyła już kilka kolorowych rewolucji podział wśród elit znów się zaognia. Współpracujący do tej pory ze sobą były prezydent Atambajew i jego następcą Żeenbekow pokłócili się ze sobą i teraz są w stanie otwartej wojny politycznej. Ofiarą tej walki padł rząd, który wymieniono po niecałym roku funkcjonowania, co tam nie jest żadnym ewenementem. A na to wszystko zaznaczają się podziały między dziś sprawującą rządy elitą a obozem byłego kandydatka na stanowisko prezydenta, który przegrał wybory w dość zagadkowy sposób i uchodzi za zwolennika zbliżenia z Kazachstanem, odwrotnie niźli rządzący, zerkający na Moskwę. Sytuacja, póki co, jest spokojna, ale może szybko się zaostrzyć.

        Ale szczególne zainteresowanie wzbudza przyjazd do Soczi i zapowiadane spotkanie z Władimirem Putinem nowego premiera Armenii. Nie dlatego, żeby z gospodarczego punktu widzenia Armenia była dla Rosji ważna. Jest zgoła inaczej – wystarczy proste porównanie. O ile rosyjski PKB jest z grubsza rzecz biorąc ok. trzy razy większy od naszego, to gdybyśmy porównywali Armenię i Polskę, to jej PKB jest na poziomie jednego z polskich województw i to nie największego. Idzie jednak przede wszystkim o to, w którą stronę, w planie wyborów geopolitycznych, pójdzie Erywań. Obalony przez protesty uliczne zorganizowane przez Paszyniana, jego poprzednik Sarkisjan, starał się prowadzić politykę dość wyważoną. Pozostając w strefie wpływów Rosji promował współpracę z Unią Europejską. I to przynosiło efekty, bo wymiana handlowa z Rosją okazała się przegrywać z handlem z Unią. Paszynian, który właśnie utworzył swój rząd i teraz zgodnie z armeńską konstytucją ma dwa tygodnie na zaprezentowanie jego programu, już w trakcie protestów oraz po wyborze na stanowisko premiera mówił, że jego głównym celem będzie walka z monopolami. Wspominał o faktycznych monopolach na import cukru i bananów, faktycznych, bo wprowadzonych nie na poziomie legislacyjnym, ale przez lokalne układy oligarchiczne, które podzieliły się rynkami. I jeśli znalazł się śmiałek, który chciał sprowadzić do Armenii towary objęte taką „umową”, to nie był w stanie przejść kontroli celnej. Ale problem jest poważniejszy, bo faktyczny monopol na sprzedaż benzyny ma tam rosyjski Rosnieft, zaś dostawy gazu, i to zarówno dla ludności, przemysłu oraz połączenia tranzytowe, obsługuje Gazprom. Nie inaczej jest z armeńską energetyką przejętą przez rosyjskie sieci energetyczne. I jaki jest tego efekt? Rosyjscy komentatorzy zwracają uwagę na fakt, że cena detaliczna litra benzyny jest w Armenii wyższa niźli w sąsiedniej Gruzji, mimo, że ta pierwsza jest w Unii Euroazjatyckiej i ma z Moskwą „sojusz strategiczny” a ta ostatnia nawet nie utrzymuje z Rosją stosunków dyplomatycznych. Podobnie jest, jeśli idzie o energię elektryczną, bo w tym ostatnim przypadku Rosjanie tak podnieśli taryfy, że wywołało to jakiś czas temu protesty uliczne. Teraz Paszynian ma zamiar walczyć z tymi nadużyciami, a w Rosji obawiają się, że nie da się tego zrobić inaczej, jak tylko osłabiając pozycję rosyjskich firm. I nawet, jeśli nowy premier Armenii mówi o tym, że chciałby utrzymać strategiczny sojusz z Rosją, a współpraca między obydwoma krajami będzie tylko lepsza, to zaraz po tym dodaje, że trzeba rozmawiać o szczegółach. A te są dość oczywiste. Podobnie, jeśli idzie o współpracę militarną. Erywań nie ma zamiaru jej zrywać, ani redukować obecności wojsk rosyjskich (baza w Giurmi). Nie ma zresztą żadnej innej opcji, póki jest faktycznie w stanie wojny z Azerbejdżanem i nadal ma zamkniętą granicę z Turcją. Ale Paszynian mówi w wywiadzie dla rosyjskiej telewizji, że współpraca wojskowa w ramach ODKB nie może być realizowana na takich zasadach jak obecnie, tzn., kiedy nie wiadomo, jakie są obowiązki wchodzących w nie państw i każdorazowe przedsięwzięcie musi być przedmiotem osobnych negocjacji. Przy czym jeśli państwo biorące udział w tym systemie się nie zgodzi, to nie ma żadnych narzędzi, aby zapewnić jego zaangażowanie. Jest to niezwykle wygodne dla Rosji, bo jego siły zbrojne dominują w aliansie i Moskwa chce mieć wolną rękę, aby decydować o ich użyciu, ale Erywań widzi chyba sprawę inaczej i chciałby, aby mówić o zobowiązaniach sojuszniczych na kształt obowiązującego w NATO art. 5. Obawy Rosjan o to, w jaką stronę rozwinie się sytuacja w Armenii zbudowane są na kilku poziomach. Po pierwsze, walka z lokalną oligarchią może doprowadzić do konfliktów wewnętrznych, które będzie chciał wykorzystać Azerbejdżan. Tym bardziej, że rozbudzone przez Paszyniana emocje mogą zdaniem wielu rosyjskich obserwatorów ożywić nastroje nacjonalistyczne. A Moskwie nie potrzeba kolejnego otwartego starcia ani komplikacji w trudnych relacjach z Baku i patronującą mu Turcją. Po drugie słychać tam obawy, czy aby Erywań nie będzie podążał, wbrew publicznym deklaracjom nowych władz, drogą, którą poszedł w Gruzji Saakaszwili. Bo już teraz poinformowano, iż Paszynian poprosił o pomoc w reformowaniu gospodarki kraju znanego amerykańskiego ekonomistę, (który ponoć się zgodził) Darona Acemoglu. Wbrew turecko brzmiącemu nazwisku urodził się on w rodzinie ormiańskiej, mieszkającej przed emigracją do USA w Istambule. I to zwrócenie się o pomoc do Stanów Zjednoczonych i ormiańskiej diaspory może być symptomatyczne. Bo niezależnie od deklaracji o utrzymaniu strategicznego partnerstwa z Rosją, jeśli chce się reformować gospodarkę, to potrzebna będzie pomoc finansowa i wiedza zachodnich i amerykańskich ekspertów. Na razie, chyba na wszelki wypadek rosyjski urząd pilnujący bezpieczeństwa żywności ogłosił, że w importowanych z Armenii pomidorach i ogórkach odkryto niedozwolone substancje i dlatego kontrola będzie intensywniejsza, a nie można wykluczyć i tego, że zabroni się na jakiś czas importu. Takie przyjacielskie ostrzeżenie.

            Podobnie zrobiono ostatnio w przypadku Białorusi, dla której ważną pozycją w budżecie jest sprzedaż do Rosji nabiału i mleka. Po prostu ogłoszono, że odkryto w nim niedozwolone substancje i kilku zakładom wstrzymano pozwolenie. Ostatnio informowano, że obydwa kraje mają zamiar powołać wspólną organizację, która będzie monitorowała jakość białoruskiego nabiału, ale rozmowy jeszcze trwają. Podobnie jak negocjacje w sprawie kontroli granicznych jakiś czas temu przywróconych przez Moskwę. A przypomnę, że obydwa kraje mają wspólny obszar celny, który ma ułatwiać wzajemną wymianę handlową. Ale chyba nieco inaczej widzą to w Moskwie niźli na Białorusi. Ostatnio np. powołany przez Unię Euroazjatycką bank rozwoju opublikował raport na temat utrudnień w kwestii transportu kolejowego z Chin do Europy Zachodniej. Bank jest wspólny, euroazjatycki, ale kontrolowany przez Rosjan i jego materiały wyrażają rosyjski punkt widzenia, przy czym trzeba pamiętać, że w jego władzach zasiada rosyjski minister finansów Siulianow, po ostatnich zmianach w rosyjskim rządzie będący również wicepremierem odpowiadającym za całość polityki gospodarczej. Cóż piszą eksperci banku? Otóż ich zdaniem zarówno Kazachstan, jak i Rosja są gotowi do przyjęcia, obsłużenia i zarabiania na rosnącym ruchu towarowym z Chin na Zachód. Problem jest z Białorusią, ale oczywiście przede wszystkim, ich zdaniem, z Polską. Przy czym nie o listę rosyjskich zarzutów pod naszym adresem tu idzie, ale o rozwiązanie, które zaproponowali. Otóż poddają oni pod rozwagę zmianę trasy, którą transportuje się chińskie kontenery do Europy Zachodniej. Miałyby one, zgodnie z ich pomysłem jechać przez Kazachstan i Rosję, ale już nie przez Białoruś, tylko na północ do Petersburga i tam po załadowaniu ich na statki drogą morską do Hamburga lub Rotterdamu. Rynek opłat za fracht jest niezwykle lukratywny, bo jak obliczają specjaliści w 2020 roku może wynosić nawet 2,5 mld dolarów i warto w związku z tym o te pieniądze walczyć. Tylko, że propozycja ekspertów z banku utworzonego po to, aby promować integrację krajów Unii Euroazjatyckiej, będąca w istocie takim kolejowym North Stream, pozbawi Białoruś sporej części opłat tranzytowych. I co z tego? Tak wygląda pomysł na integrację gospodarczą w wydaniu rosyjskim. Tam gdzie mogą zarobić kosztem swoich partnerów, to po prostu robią to.
/k



 

Polecane
Emerytury
Stażowe