Krzysztof "Toyah" Osiejuk: O ludziach z wydm i przyczep, czyli Mars napada

Jestem pewien, że ci którzy pamiętają słynny tekst z „Newsweeka” o polskiej białej nędzy zas$ywającej plaże w Darłówku i Ustce, wiedzą o co tu chodzi. To są właśnie wszyscy ci, którzy są dziś w ciężkim szoku i już tylko żyją satysfakcją, że to nie ja, to nie my. My nie mieszkamy w przyczepach, oglądamy „Szkło Kontaktowe” oraz Jimmy Kimmel Show i czytamy gazety, a jeśli jedziemy nad morze, to za ciężko zarobione pieniądze, a nie jakieś 500 zł, za które można sobie najwyżej kupić rybę usmażoną na starym oleju i się nią wyrzygać na wydmach. No a przede wszystkim my głosujemy i to głosujemy dobrze, tak jak wszyscy nasi wykształceni i kulturalni znajomi.
 Krzysztof "Toyah" Osiejuk: O ludziach z wydm i przyczep, czyli Mars napada
/ screen YouTube
Do dziś bardzo dobrze pamiętam kampanię przed wyborami prezydenckimi w roku 1990, kiedy to w pewnym momencie napięcie urosło tak, że gdy Wałęsa jeździł po Polsce, a na spotkania z nim ściągały tysiące ludzi, którzy wpatrywali się w niego jak w obrazek, wedle popularnego przekazu, Mazowiecki miał wygraną, i to w pierwszej turze, w kieszeni. I nie było tak, że, jak za PRL-u, telewizja i gazety bezczelnie kłamały, natomiast tak zwana ulica się z nich śmiała. Oczywiście, telewizja i gazety kłamały, natomiast gdy chodzi o wspomnianą ulicę, o Wałęsie, jeśli się w ogóle wspominało, to wyłącznie z szyderstwem i najwyższą pogardą. No i oczywiście, gdyby gdzieś jakimś cudem ukazał się desperat i ujawnił wiarę w to, że Wałęsa zostanie prezydentem, a tym bardziej, że powinien nim zostać, byłby przez wszystkich dookoła wyśmiany.
      Jak wiemy dziś wszyscy, do drugiej tury wspomnianych wyborów przeszli Wałęsa z Tymińskim, natomiast Mazowiecki z jakimiś 17 procentami odpadł, a jeśli do polityki wróci, to tylko jako kapiszon na różnego rodzaju okazje. Podobnie jak pamiętam atmosferę kampanii, tym bardziej też pamiętam szok, a potem już tylko wściekłość i rozpacz, jakie się ujawniły w publicznej przestrzeni, a więc w mediach i na ulicy, na wieść o tym, że Mazowiecki przegrał nawet z Tymińskim. Atmosfera była taka, że można było pomyśleć, że to co się stało, nie było wynikiem demokratycznego głosowania, lecz wyjątkowo brutalnego wyborczego oszustwa, ewentualnie ogólnej hipnozy, której przywódcy „Solidarności” poddali znaczną część społeczeństwa.
      Gdyby ktoś mnie spytał, jak się to zatem stało, że Wałęsa został prezydentem wbrew oczywistej woli nawet nie większości, ale praktycznie całego społeczeństwa, nie potrafiłbym na to pytanie odpowiedzieć inaczej, jak tylko przypuszczeniem, że widocznie wola większości prezentowała się mocno inaczej, niż wielu z nas się wydawało. Widocznie, część z nas tych, którzy milczeli, w dyskusjach politycznych nie brali udziału, czasem wręcz politykę uznawali za temat nie wart publicznego roztrząsania, a dla których to, że to Lech Wałęsa, a nie Tadeusz Mazowiecki powinien zostać prezydentem, było czymś zupełnie naturalnym, uznali za ludzi, którzy polityką się nie interesują i w konsekwencji w wyborach udziału nie biorą. Widocznie, dla nas było oczywiste, że jeśli dziś spotkaliśmy kolejnych pięć osób, które czuły potrzebę pogadania o polityce i żaden z nich nie lubił Wałęsy, to znaczy, że wyborcy Wałęsy zamieszkują wyłącznie jakieś zapadłe dziury we wschodniej Polsce i to wszystko. A owo przekonanie było tym mocniejsze im częściej i bardziej zdecydowanie potwierdzały je media.
       Jak się pewnie domyślamy, przypomniał mi się tamten czas, kiedy przez cały wczorajszy dzień obserwowałem ów szok, z jakim zostało przyjęte na całym świecie zwycięstwo Donalda Trumpa. Obserwowałem te zapłakane twarze wyborców Hillary Clinton, te skamieniałe ze zdumienia oczy dziennikarzy CNN, wsłuchiwałem się w te przerażone głosy komentatorów już nie tylko nawet w Ameryce, ale we Francji, czy w Niemczech, a dziś czytam o demonstracjach i strzelaninach, i nagle sobie uświadamiam, że to jest coś, co trwa od wielu już lat, a przynajmniej od czasu, gdy wojna ideologiczna zastąpiła wojnę polityczną, a tym samym nasze poglądy polityczne stały się gwarantem naszego człowieczeństwa i w istocie rzeczy jego poświadczeniem. Oczywiście, trudno mi powiedzieć, jak się sprawy dokładnie miały we wspomnianej Francji, Niemczech, no i Ameryce w latach 70-tych, ale z pewnością pamiętam, jak pewna moja znajoma z Niemiec, w żaden sposób nie reprezentująca postaw konserwatywnych, o jak najbardziej demokratycznym prezydencie Carterze, nie mówiła inaczej, jak „ten idiota”. Wydaje mi się, że gdyby to było dziś, ona by go traktowała dokładnie z tym samym nabożeństwem, z jakim dziś zapewne traktuje Hillary Clinton, czy Baraka Obamę. Dlaczego? Bo on był Demokratą, a my dziś, kiedy polityka wszędzie mniej więcej jest taka sama, toczymy spór na poziomie znacznie wyższym i znacznie bardziej wrażliwym. To z czym dziś mamy do czynienia, to nie debata na temat globalnych kryzysów, konfliktów zbrojnych, czy projektów gospodarczych, lecz klasyczna wojna religijna, gdzie z jednej strony światło niesie Bóg, a z drugiej po oczach nam świeci ten drugi.
      Proszę zwrócić uwagę, że wojnę w Wietnamie prowadziło dwóch amerykańskich prezydentów, czyli Johnson i Nixon. Johnson był Demokratą, natomiast Nixon Republikaninem. I tak, jeśli ktoś nie lubił wojen, nienawidził zarówno Republikanina Nixona, jak i Demokraty Johnson, a jeśli kochał Kennedyego, który oczywiście wszystko to zaczął, to tylko za to że był rzekomo ładniejszy, no i za to, że go zabiło CIA. Jeśli ktoś obstawał za tym, by Ameryka trzymała twardy kurs wobec Sowietów, to tolerował ich wszystkich, z wyjątkiem może Nixona, bo miał wielki nochal i się pocił. Nikt nikogo nie pytał o jego opinie na temat wiary, praw kobiet, czy małżeństw jednopłciowych, z tego względu, że te kwestię były zwyczajnie poza tematem. Dziś jest tak, że czy Ameryka będzie wysyłała żołnierzy do Afryki, czy ich stamtąd odwoływała, czy podatki będą wyższe, czy niższe, czy deficyt przekroczy 15 bilionów dolarów, czy jeszcze nie, w żadnym stopniu nie zależy od tego, czy prezydent zadeklaruje się, jako Demokrata, czy Republikanin. Kto się zresztą w tym wszystkim jest w stanie rozeznać? To dopiero takie tematy jak aborcja, eutanazja, prawa homoseksualistów, czy tak zwana nietolerancja, szczególnie gdy zaczną być przedstawiane nas kolorowych obrazkach, potrafią obudzić w człowieku diabła. I stąd właśnie się biorą ci wszyscy, którzy na wiadomość o zwycięstwie Donalda Trumpa, wpadają w autentyczny strach przed terrorem i chcą emigrować do Kanady, zabijając po drodze kilka przypadkowych osób. To u nic. U nas wychodzą na ulicę z portretem Kaczyńskiego ucharakteryzowanego na Hitlera i krzyczą: „Mam pizdę”.
       Wczoraj na Facebooku ktoś pokazał zdjęcie, jakie u siebie zamieściła jakaś pani, która na wieść o tym, że prezydentem został Trump, już nie wie jak ona będzie w stanie dalej żyć. Zdjęcie przedstawia jej małą córeczkę, która śpi w swoim łóżeczku i tuli do policzka figurkę przedstawiającą sekretarz Clinton, i nagle okazuje się, że problem jest jeszcze większy. Otóż wspomniana pani przez ostatnie tygodnie tłumaczyła swojemu dziecku, że Hillary to najwspanialsza osoba na świecie, która kocha wszystkich ludzi, a szczególnie tych najbardziej prześladowanych i samotnych i która już niedługo zostanie prezydentem Ameryki. Kiedy w Ameryce zakończyło się głosowanie, ona ułożyła swoją córeczkę w łóżeczku, położyła jej na poduszeczce lalkę Clinton i zapewniła, że kiedy się obudzi rankiem, to świat będzie piękny i tolerancyjny wobec gejów, lesbijek i osób transseksualnych, a źli ludzie przepadną na zawsze jak zły sen. No i teraz ona nie wie, jak dziecku powiedzieć, że się nie udało i co ma zrobić, gdy jej córeczka zapłacze się z rozpaczy.
      Wczoraj na internetowej stronie polskiego wydania „Forbesa” ukazał się tekst niejakiego Pawła Strawińskiego, komentujący zwycięstwo Trumpa w amerykańskich wyborach. Oto jego fragment:
     „Sfrustrowani, biali, niewykształceni Amerykanie, siedzący całymi dniami przed telewizorami w swoich przyczepach, w dużej mierze zdecydowali o losie USA i świata. Przez lata ignorowani, marginalizowani i pogardzani wreszcie dali o sobie usłyszeć. Znajdziesz go w obdartej przyczepie za miastem. Pewnie ogląda teraz ‘The Jerry Springer Show’, kołtuński talk-show z dziko ryczącą publicznością, w którym rozmówcy bez żenady piorą na wizji swoje brudy i okładają się po twarzach ku nieskrywanej satysfakcji prowadzącego. Raczej nie czyta gazet. Nie chodził do szkoły średniej. Jest białym mężczyzną w wieku produkcyjnym, ale pracy nie ma, bo nikogo nie interesują jego kwalifikacje. Czy może raczej ich brak. Kiedyś pracował przy taśmie produkcyjnej. Ale ta jego taśma się zatrzymała lata temu. A może mu się po prostu nie chce nic robić? Gdy go zapytasz, skąd pochodzili jego przodkowie, nie odpowie, że z Niemiec czy z Anglii. O nie, oni byli z Ameryki. Z Ameryki! Może mieszka w Ohio, Michigan, Pensylwanii, a może jeszcze gdzieś indziej. Nazwij go, jak chcesz. Johnson, Williams, Brown. A może to pan Moore?”
      Jestem pewien, że ci którzy pamiętają słynny tekst z „Newsweeka” o polskiej białej nędzy zas$ywającej plaże w Darłówku i Ustce, wiedzą o co tu chodzi. To są właśnie wszyscy ci, którzy są dziś w ciężkim szoku i już tylko żyją satysfakcją, że to nie ja, to nie my. My nie mieszkamy w przyczepach, oglądamy „Szkło Kontaktowe” oraz Jimmy Kimmel Show i czytamy gazety, a jeśli jedziemy nad morze, to za ciężko zarobione pieniądze, a nie jakieś 500 zł, za które można sobie najwyżej kupić rybę usmażoną na starym oleju i się nią wyrzygać na wydmach. No a przede wszystkim my głosujemy i to głosujemy dobrze, tak jak wszyscy nasi wykształceni i kulturalni znajomi.
     I pomyśleć tylko, że przez tyle długich lat tak fantastycznie to działało i oto nagle okazuje się jacyś obcy wylądowali w ich ogródkach i zachowują się, jakby byli u siebie. Stąd właśnie ten szok, to niedowierzanie, ta rozpacz i te łzy. I oblewana łzami figurka św. Hillary. I bardzo dobrze. Może się wreszcie opamiętają. I nauczą. I tu i tam. I wszędzie.
 
Już za tydzień, 17 listopada o godzinie 18.00 na Uniwersytecie Opolskim, na zaproszenie miejscowej Solidarności będę się spotykał z czytelnikami, opowiadał o Zycie Gilowskiej i podpisywał książki. Zapraszam wszystkich, którzy nie mają zbyt daleko.
 

 

POLECANE
Były dziennikarz Onetu z nowym programem w Telewizji Republika z ostatniej chwili
Były dziennikarz Onetu z nowym programem w Telewizji Republika

Andrzej Gajcy, wieloletni dziennikarz Onetu, od tego tygodnia poprowadzi w Telewizji Republika nowy cykl wywiadów politycznych pt. „Pierwsza rozmowa polityczna”. Redaktor wcześniej pisał teksty również dla „Tygodnika Solidarność”.

Rząd chce ograniczyć wolność słowa. Pilny apel prezydenta Nawrockiego z ostatniej chwili
"Rząd chce ograniczyć wolność słowa". Pilny apel prezydenta Nawrockiego

Prezydent Karol Nawrocki wystosował pilny apel w mediach społecznościowych, ostrzegając przed rządowym projektem ustawy, który może prowadzić do ograniczenia wolności słowa w Polsce. ''Pod pozorem walki z dezinformacją rząd chce blokować wypowiedzi decyzjami urzędników. Nie tak to powinno wyglądać'' – napisał prezydent na platformie X.

Polska krajem pustostanów? Eksperci ostrzegają: za 20 lat mieszkania po złotówce z ostatniej chwili
Polska krajem pustostanów? Eksperci ostrzegają: za 20 lat mieszkania po złotówce

Za dwie dekady będziemy krajem milionów pustostanów sprzedawanych nawet za symboliczną złotówkę – ostrzegają eksperci. „Demografia przeorze rynek mieszkaniowy” – pisze poniedziałkowa „Rzeczpospolita”.

Wybory w Argentynie: Prezydent Milei triumfuje, lewica w odwrocie z ostatniej chwili
Wybory w Argentynie: Prezydent Milei triumfuje, lewica w odwrocie

Partia libertariańskiego prezydenta Argentyny Javiera Mileia odniosła wysokie zwycięstwo w niedzielnych wyborach parlamentarnych – podały miejscowe media po przeliczeniu 90 proc. głosów. Wygrana pomoże Mileiowi wprowadzać w życie radykalne reformy wolnorynkowe.

Niemcy w kłopocie. „Sytuacja jest dramatyczna” Wiadomości
Niemcy w kłopocie. „Sytuacja jest dramatyczna”

– Rosnące wydatki publiczne i malejące inwestycje prywatne mogą wkrótce doprowadzić do poważnego pogorszenia standardu życia w Niemczech – ostrzega dyrektor Instytutu Badań Ekonomicznych Ifo w Monachium Clemens Fuest. W rozmowie z dziennikiem „Bild am Sonntag” ekspert wprost mówi o gospodarczym regresie naszego zachodniego sąsiada.

Nie żyje legendarny trener reprezentacji Meksyku Wiadomości
Nie żyje legendarny trener reprezentacji Meksyku

Manuel Lapuente, jeden z najbardziej utytułowanych trenerów w historii meksykańskiej piłki nożnej, zmarł w wieku 81 lat. Informację przekazała tamtejsza federacja w mediach społecznościowych, nie podając przyczyny śmierci.

Szczęsny bohaterem El Clasico. Hiszpanie zachwyceni występem Polaka Wiadomości
Szczęsny bohaterem El Clasico. Hiszpanie zachwyceni występem Polaka

El Clasico przyniosło kibicom ogromne emocje, ale dla FC Barcelony zakończyło się goryczą porażki. Real Madryt pokonał rywali 2:1, jednak mimo niekorzystnego wyniku jednym z bohaterów spotkania został Wojciech Szczęsny.

Auto spadło z wiaduktu. 18-latka miała ogromne szczęście Wiadomości
Auto spadło z wiaduktu. 18-latka miała ogromne szczęście

W niedzielny poranek (26 października) na wiadukcie przy ul. 1 Maja w Jeleniej Górze doszło do groźnie wyglądającego zdarzenia. Samochód osobowy wypadł z drogi i spadł z wiaduktu nad torami kolejowymi.

Pieniądze znikają z kont. Santander wydał komunikat z ostatniej chwili
Pieniądze znikają z kont. Santander wydał komunikat

Bank Santander poinformował PAP w niedzielę, że ich monitoring wykrył przestępcze transakcje przy użyciu kart płatniczych klientów. Zapewniono, że skradzione środki zostaną zwrócone. Policja otrzymała zgłoszenia z kilku regionów kraju o nieuprawnionych wypłatach z kont.

Nadciąga zmiana pogody. Jest komunikat IMGW z ostatniej chwili
Nadciąga zmiana pogody. Jest komunikat IMGW

Jak informuje Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej, przeważająca część Europy pozostanie w obszarze oddziaływania rozległego niżu znad Skandynawii i niżu z ośrodkiem nad Ukrainą oraz związanych z nimi frontów atmosferycznych. Jedynie na krańcach południowo-zachodnich oddziaływać będzie klin Wyżu Azorskiego. Polska będzie w zasięgu niżu znad Skandynawii; przez kraj przemieszczać się będzie front okluzji. Nadal będzie napływać chłodne powietrze polarne morskie.

REKLAMA

Krzysztof "Toyah" Osiejuk: O ludziach z wydm i przyczep, czyli Mars napada

Jestem pewien, że ci którzy pamiętają słynny tekst z „Newsweeka” o polskiej białej nędzy zas$ywającej plaże w Darłówku i Ustce, wiedzą o co tu chodzi. To są właśnie wszyscy ci, którzy są dziś w ciężkim szoku i już tylko żyją satysfakcją, że to nie ja, to nie my. My nie mieszkamy w przyczepach, oglądamy „Szkło Kontaktowe” oraz Jimmy Kimmel Show i czytamy gazety, a jeśli jedziemy nad morze, to za ciężko zarobione pieniądze, a nie jakieś 500 zł, za które można sobie najwyżej kupić rybę usmażoną na starym oleju i się nią wyrzygać na wydmach. No a przede wszystkim my głosujemy i to głosujemy dobrze, tak jak wszyscy nasi wykształceni i kulturalni znajomi.
 Krzysztof "Toyah" Osiejuk: O ludziach z wydm i przyczep, czyli Mars napada
/ screen YouTube
Do dziś bardzo dobrze pamiętam kampanię przed wyborami prezydenckimi w roku 1990, kiedy to w pewnym momencie napięcie urosło tak, że gdy Wałęsa jeździł po Polsce, a na spotkania z nim ściągały tysiące ludzi, którzy wpatrywali się w niego jak w obrazek, wedle popularnego przekazu, Mazowiecki miał wygraną, i to w pierwszej turze, w kieszeni. I nie było tak, że, jak za PRL-u, telewizja i gazety bezczelnie kłamały, natomiast tak zwana ulica się z nich śmiała. Oczywiście, telewizja i gazety kłamały, natomiast gdy chodzi o wspomnianą ulicę, o Wałęsie, jeśli się w ogóle wspominało, to wyłącznie z szyderstwem i najwyższą pogardą. No i oczywiście, gdyby gdzieś jakimś cudem ukazał się desperat i ujawnił wiarę w to, że Wałęsa zostanie prezydentem, a tym bardziej, że powinien nim zostać, byłby przez wszystkich dookoła wyśmiany.
      Jak wiemy dziś wszyscy, do drugiej tury wspomnianych wyborów przeszli Wałęsa z Tymińskim, natomiast Mazowiecki z jakimiś 17 procentami odpadł, a jeśli do polityki wróci, to tylko jako kapiszon na różnego rodzaju okazje. Podobnie jak pamiętam atmosferę kampanii, tym bardziej też pamiętam szok, a potem już tylko wściekłość i rozpacz, jakie się ujawniły w publicznej przestrzeni, a więc w mediach i na ulicy, na wieść o tym, że Mazowiecki przegrał nawet z Tymińskim. Atmosfera była taka, że można było pomyśleć, że to co się stało, nie było wynikiem demokratycznego głosowania, lecz wyjątkowo brutalnego wyborczego oszustwa, ewentualnie ogólnej hipnozy, której przywódcy „Solidarności” poddali znaczną część społeczeństwa.
      Gdyby ktoś mnie spytał, jak się to zatem stało, że Wałęsa został prezydentem wbrew oczywistej woli nawet nie większości, ale praktycznie całego społeczeństwa, nie potrafiłbym na to pytanie odpowiedzieć inaczej, jak tylko przypuszczeniem, że widocznie wola większości prezentowała się mocno inaczej, niż wielu z nas się wydawało. Widocznie, część z nas tych, którzy milczeli, w dyskusjach politycznych nie brali udziału, czasem wręcz politykę uznawali za temat nie wart publicznego roztrząsania, a dla których to, że to Lech Wałęsa, a nie Tadeusz Mazowiecki powinien zostać prezydentem, było czymś zupełnie naturalnym, uznali za ludzi, którzy polityką się nie interesują i w konsekwencji w wyborach udziału nie biorą. Widocznie, dla nas było oczywiste, że jeśli dziś spotkaliśmy kolejnych pięć osób, które czuły potrzebę pogadania o polityce i żaden z nich nie lubił Wałęsy, to znaczy, że wyborcy Wałęsy zamieszkują wyłącznie jakieś zapadłe dziury we wschodniej Polsce i to wszystko. A owo przekonanie było tym mocniejsze im częściej i bardziej zdecydowanie potwierdzały je media.
       Jak się pewnie domyślamy, przypomniał mi się tamten czas, kiedy przez cały wczorajszy dzień obserwowałem ów szok, z jakim zostało przyjęte na całym świecie zwycięstwo Donalda Trumpa. Obserwowałem te zapłakane twarze wyborców Hillary Clinton, te skamieniałe ze zdumienia oczy dziennikarzy CNN, wsłuchiwałem się w te przerażone głosy komentatorów już nie tylko nawet w Ameryce, ale we Francji, czy w Niemczech, a dziś czytam o demonstracjach i strzelaninach, i nagle sobie uświadamiam, że to jest coś, co trwa od wielu już lat, a przynajmniej od czasu, gdy wojna ideologiczna zastąpiła wojnę polityczną, a tym samym nasze poglądy polityczne stały się gwarantem naszego człowieczeństwa i w istocie rzeczy jego poświadczeniem. Oczywiście, trudno mi powiedzieć, jak się sprawy dokładnie miały we wspomnianej Francji, Niemczech, no i Ameryce w latach 70-tych, ale z pewnością pamiętam, jak pewna moja znajoma z Niemiec, w żaden sposób nie reprezentująca postaw konserwatywnych, o jak najbardziej demokratycznym prezydencie Carterze, nie mówiła inaczej, jak „ten idiota”. Wydaje mi się, że gdyby to było dziś, ona by go traktowała dokładnie z tym samym nabożeństwem, z jakim dziś zapewne traktuje Hillary Clinton, czy Baraka Obamę. Dlaczego? Bo on był Demokratą, a my dziś, kiedy polityka wszędzie mniej więcej jest taka sama, toczymy spór na poziomie znacznie wyższym i znacznie bardziej wrażliwym. To z czym dziś mamy do czynienia, to nie debata na temat globalnych kryzysów, konfliktów zbrojnych, czy projektów gospodarczych, lecz klasyczna wojna religijna, gdzie z jednej strony światło niesie Bóg, a z drugiej po oczach nam świeci ten drugi.
      Proszę zwrócić uwagę, że wojnę w Wietnamie prowadziło dwóch amerykańskich prezydentów, czyli Johnson i Nixon. Johnson był Demokratą, natomiast Nixon Republikaninem. I tak, jeśli ktoś nie lubił wojen, nienawidził zarówno Republikanina Nixona, jak i Demokraty Johnson, a jeśli kochał Kennedyego, który oczywiście wszystko to zaczął, to tylko za to że był rzekomo ładniejszy, no i za to, że go zabiło CIA. Jeśli ktoś obstawał za tym, by Ameryka trzymała twardy kurs wobec Sowietów, to tolerował ich wszystkich, z wyjątkiem może Nixona, bo miał wielki nochal i się pocił. Nikt nikogo nie pytał o jego opinie na temat wiary, praw kobiet, czy małżeństw jednopłciowych, z tego względu, że te kwestię były zwyczajnie poza tematem. Dziś jest tak, że czy Ameryka będzie wysyłała żołnierzy do Afryki, czy ich stamtąd odwoływała, czy podatki będą wyższe, czy niższe, czy deficyt przekroczy 15 bilionów dolarów, czy jeszcze nie, w żadnym stopniu nie zależy od tego, czy prezydent zadeklaruje się, jako Demokrata, czy Republikanin. Kto się zresztą w tym wszystkim jest w stanie rozeznać? To dopiero takie tematy jak aborcja, eutanazja, prawa homoseksualistów, czy tak zwana nietolerancja, szczególnie gdy zaczną być przedstawiane nas kolorowych obrazkach, potrafią obudzić w człowieku diabła. I stąd właśnie się biorą ci wszyscy, którzy na wiadomość o zwycięstwie Donalda Trumpa, wpadają w autentyczny strach przed terrorem i chcą emigrować do Kanady, zabijając po drodze kilka przypadkowych osób. To u nic. U nas wychodzą na ulicę z portretem Kaczyńskiego ucharakteryzowanego na Hitlera i krzyczą: „Mam pizdę”.
       Wczoraj na Facebooku ktoś pokazał zdjęcie, jakie u siebie zamieściła jakaś pani, która na wieść o tym, że prezydentem został Trump, już nie wie jak ona będzie w stanie dalej żyć. Zdjęcie przedstawia jej małą córeczkę, która śpi w swoim łóżeczku i tuli do policzka figurkę przedstawiającą sekretarz Clinton, i nagle okazuje się, że problem jest jeszcze większy. Otóż wspomniana pani przez ostatnie tygodnie tłumaczyła swojemu dziecku, że Hillary to najwspanialsza osoba na świecie, która kocha wszystkich ludzi, a szczególnie tych najbardziej prześladowanych i samotnych i która już niedługo zostanie prezydentem Ameryki. Kiedy w Ameryce zakończyło się głosowanie, ona ułożyła swoją córeczkę w łóżeczku, położyła jej na poduszeczce lalkę Clinton i zapewniła, że kiedy się obudzi rankiem, to świat będzie piękny i tolerancyjny wobec gejów, lesbijek i osób transseksualnych, a źli ludzie przepadną na zawsze jak zły sen. No i teraz ona nie wie, jak dziecku powiedzieć, że się nie udało i co ma zrobić, gdy jej córeczka zapłacze się z rozpaczy.
      Wczoraj na internetowej stronie polskiego wydania „Forbesa” ukazał się tekst niejakiego Pawła Strawińskiego, komentujący zwycięstwo Trumpa w amerykańskich wyborach. Oto jego fragment:
     „Sfrustrowani, biali, niewykształceni Amerykanie, siedzący całymi dniami przed telewizorami w swoich przyczepach, w dużej mierze zdecydowali o losie USA i świata. Przez lata ignorowani, marginalizowani i pogardzani wreszcie dali o sobie usłyszeć. Znajdziesz go w obdartej przyczepie za miastem. Pewnie ogląda teraz ‘The Jerry Springer Show’, kołtuński talk-show z dziko ryczącą publicznością, w którym rozmówcy bez żenady piorą na wizji swoje brudy i okładają się po twarzach ku nieskrywanej satysfakcji prowadzącego. Raczej nie czyta gazet. Nie chodził do szkoły średniej. Jest białym mężczyzną w wieku produkcyjnym, ale pracy nie ma, bo nikogo nie interesują jego kwalifikacje. Czy może raczej ich brak. Kiedyś pracował przy taśmie produkcyjnej. Ale ta jego taśma się zatrzymała lata temu. A może mu się po prostu nie chce nic robić? Gdy go zapytasz, skąd pochodzili jego przodkowie, nie odpowie, że z Niemiec czy z Anglii. O nie, oni byli z Ameryki. Z Ameryki! Może mieszka w Ohio, Michigan, Pensylwanii, a może jeszcze gdzieś indziej. Nazwij go, jak chcesz. Johnson, Williams, Brown. A może to pan Moore?”
      Jestem pewien, że ci którzy pamiętają słynny tekst z „Newsweeka” o polskiej białej nędzy zas$ywającej plaże w Darłówku i Ustce, wiedzą o co tu chodzi. To są właśnie wszyscy ci, którzy są dziś w ciężkim szoku i już tylko żyją satysfakcją, że to nie ja, to nie my. My nie mieszkamy w przyczepach, oglądamy „Szkło Kontaktowe” oraz Jimmy Kimmel Show i czytamy gazety, a jeśli jedziemy nad morze, to za ciężko zarobione pieniądze, a nie jakieś 500 zł, za które można sobie najwyżej kupić rybę usmażoną na starym oleju i się nią wyrzygać na wydmach. No a przede wszystkim my głosujemy i to głosujemy dobrze, tak jak wszyscy nasi wykształceni i kulturalni znajomi.
     I pomyśleć tylko, że przez tyle długich lat tak fantastycznie to działało i oto nagle okazuje się jacyś obcy wylądowali w ich ogródkach i zachowują się, jakby byli u siebie. Stąd właśnie ten szok, to niedowierzanie, ta rozpacz i te łzy. I oblewana łzami figurka św. Hillary. I bardzo dobrze. Może się wreszcie opamiętają. I nauczą. I tu i tam. I wszędzie.
 
Już za tydzień, 17 listopada o godzinie 18.00 na Uniwersytecie Opolskim, na zaproszenie miejscowej Solidarności będę się spotykał z czytelnikami, opowiadał o Zycie Gilowskiej i podpisywał książki. Zapraszam wszystkich, którzy nie mają zbyt daleko.
 


 

Polecane
Emerytury
Stażowe