Marek Budzisz: Rosja ma teraz narrację na tak, ale wojny szpiegów trwają w najlepsze.

Zorganizowane w ubiegły czwartek spotkanie Putina z rosyjskimi dyplomatami podzielone zostało na dwie części – oficjalną oraz zamkniętą dla prasy. Ta pierwsza nie była szczególnie porywająca, bo jak zauważył uczestniczący w spotkaniu reporter Kommiersanta, kilku, co bardziej sędziwych dyplomatów umilało sobie czas drzemką, nawet w trakcie wystąpienia Władimira Władimirowicza. Warto jednak zwrócić uwagę na ogólny ton wystąpienia rosyjskiego prezydenta. Najlepiej charakteryzuje go żarcik, jaki rzucił Putin na sam koniec tej części spotkania. Zwracając się do rosyjskiego przedstawiciela przy ONZ Wasilija Nebenzii, powiedział, że od teraz powinien on właściwie nazywać się Benzia, bez przeczenie nie, bo teraz Rosja ma narrację pozytywną, na tak. I to jest najlepsze podsumowanie przesłania Putina. Rosja ma teraz narrację na tak.
/ screen YouTube

Jak donosi agencja Bloomberg, powołując się na swoje źródła w rosyjskim korpusie dyplomatycznym, w części zamkniętej spotkania Putin powiedział m.in., o czym rozmawiał z Trumpem w Helsinkach. No może nie wszystko, ale jeśli idzie o Donbas i Ukrainę, to miał zdradzić, że zaproponował odbycie w zbuntowanych republikach referendum. Przy czym nie należy mylić tej idei z referendum, które Rosjanie zorganizowali na Krymie, w tym wypadku nie idzie o ogłoszenie niepodległości, czy przyłączenia do Rosji, ale o to, aby poznać zdanie mieszkańców w kwestii autonomii, którą winien uzyskać region. Niewątpliwie propozycja jest sprytnym zagraniem Kremla. Po pierwsze stawia w trudnej sytuacji Kijów, który już wystąpił przeciw pomysłowi, mówiąc, że w gruncie rzeczy to tak jakby Poroszenko zaproponował przeprowadzenie referendum w sprawie przyszłości Kraju Krasnodarskiego. Ale jednocześnie Putin wysyła wyraźny sygnał, że tzw. projekt miński jest, a przynajmniej może być, rozwiązaniem kompromisowym. I jest to sygnał dla stolic europejskich, Paryża i Berlina, że jeżeli nie zaktywizują się, to może się okazać, iż proces pokojowy będzie efektem porozumienia z Waszyngtonem. Na dodatek całą propozycją są najwyraźniej zaskoczeni włodarze zbuntowanych republik. Jakie referendum? – Pytają i przypominają, że już w 2014 roku na terenach opanowanych przez separatystów przeprowadzono plebiscyt, w którym większość wówczas głosujących opowiedziała się za niepodległością. A teraz organizowanie głosowania oznacza tylko kłopoty, bo kto ma głosować, czy mieszkańcy zbuntowanych terenów, czy całego Donbasu, którego część pozostaje nadal pod kontrolą Kijowa? A na dodatek, jeśli ludzie mają być pytani o ich zdanie w kwestii autonomii, to przecież zanim nie określi się jej stopnia, uprawnień lokalnych władz i środków, którymi będą dysponować, sama idea jest na tyle ogólna, że można ją dowolnie interpretować. Pomysł Putina, nawet, jeśli dziś mało, kto wierzy w to, że się urzeczywistni może być interpretowany również w kategoriach próby legitymizacji wycofania się Moskwy ze wspierania separatystów. Organizowane jest referendum, jak Putin powiedział, pod nadzorem społeczności międzynarodowej (ONZ), później na terytorium opanowane przez separatystów wchodzą międzynarodowe siły rozjemcze a to, co się będzie działo potem to już nie problem Moskwy a przede wszystkim Kijowa i Waszyngtonu. Bo w Moskwie nie mają wątpliwości, że Poroszenko wybrał kurs na zbliżenie ze Stanami Zjednoczonymi. Potwierdza to przynajmniej kilka wydarzeń w ostatnim czasie, takich jak np. zatwierdzenie w nowym roku budżetowym przez Kongres pomocy wojskowej dla Kijowa w wysokości 200 mln dolarów, przestawianie się ukraińskiej energetyki jądrowej na paliwo importowane ze Stanów Zjednoczonych nie zaś z Rosji, czy wreszcie podpisanie umowy między Boeingiem a ukraińskim producentem samolotów An. W świetle tej umowy specjaliści z amerykańskiego koncernu udostępnią ukraińskiemu producentowi platformę zakupową podzespołów i elementów do samolotów. Chodzi o to, aby nie zaopatrywał się u rosyjskich kooperantów.

    Spotkanie w Helsinkach i amerykańskie reakcje na słowa Trumpa i deklaracje Putina przysłoniły ciekawe wydarzenia ostatnich kilku tygodni, które można określić mianem wojny szpiegów. O aresztowaniu w Waszyngtonie Marii Butiny, rosyjskiej lobbystki i kobiety szpiega napisano już bardzo wiele, zwłaszcza, że miała się ona w swej pracy posługiwać również sex appealem. Tak na marginesie warto zauważyć, że najprawdopodobniej analitycy z FSB doszli do wniosku, że za oceanem największe wzięcie mogą mieć rudowłose piękności (?), bo wydalona przed laty Anna Chapman, też najczęściej pokazywała się w tym kolorze włosów. Ale Butina to nie jedyna kobieta szpieg, pojmana w ostatnim czasie. Przed miesiącem w Moskwie aresztowano Karinę Curkan, członka zarządu rosyjskiego giganta energetycznego Inter Rao. Organa zarzucają jej, że szpiegowała na rzecz Rumunii, przekazując wrażliwe dane na temat zaopatrzenia w energię elektryczną Krymu. Kolejna aresztowana w Rosji w ostatnich dniach, to Antonina Zimina z Kaliningradu, która wcześniej kierowała tamtejszym Centrum Dialogu Kultur i blisko współpracowała z rosyjskim rządowym Centrum im. Gorczakowa. Na Litwie uchodziła za agentkę Kremla i nie miała tam prawa wjazdu. Co się jej zarzuca nie wiadomo, ale trzymana jest w Moskwie, w więzieniu Lefortowskim. W piątek (20.07) agenci rosyjskich służb specjalnych przeszukali biura w Głównym Instytucie Naukowo - Badawczym Budowy Maszyn, w tym dyrektora ośrodka badawczego tej instytucji. Jest ona „mózgiem” rosyjskiej państwowej korporacji Roskosmos, która, jak wskazuje jej nazwa odpowiada za rozwój, w tym i militarną jej część, rosyjskiego kompleksu kosmicznego. Relacjonujący całą sprawę dziennikarze informują, że chodzić może o wyciek informacji dotyczących prac badawczych nad rosyjskimi rakietami naddźwiękowymi, o budowie, których mówił w marcu prezydent Putin w trakcie swojego pamiętnego wystąpienia przed rosyjską Radą Federacji. Przeraził wówczas świat zapowiedziami nowych, cudownych broni pochodzących z rosyjskich fabryk, które, jak zapowiedział, będą skuteczną odpowiedzią na, jak się wyraził, agresywne kroki, Stanów Zjednoczonych. Teraz, jak widać, przynajmniej w jednym z programów nie dzieje się dobrze, skoro Rosjanie obawiają się, że wszystkie ich tajemnice są już doskonale znane rywalom zza oceanu.

    Ale najciekawsze szpiegowsko – polityczne wydarzenie ostatnich dni miało miejsce nie w Rosji, ani nie w Stanach Zjednoczonych, ale w Atenach, z których wydaleni zostali czterej Rosjanie. Oficjalnie podano, że to dyplomaci, ale Moskwa dementuje tę wiadomość, twierdząc, że nie było ich w składzie rosyjskiej misji dyplomatycznej w tym kraju. Już po wydaleniu grecki MSZ wdał się w publiczną politykę z rzeczniczką rosyjskiego ministerstwa Zacharową, argumentując, że Moskwa nie szanuje i podważa suwerenność kraju. A w czwartek rosyjski poseł w Atenach powiedział, że planowana na wrzesień wizyta Ławrowa w Grecji przy obecnym stanie relacji, traci sens. Jednym słowem kryzys na całego.

    Posunięcie rządu Aleksisa Tsiprasa jest tym ciekawsze, że Grecja uchodzi, tradycyjnie, za kraj spośród państw Unii Europejskiej, chyba obok Cypru, Rosji najbliższy. Trzeba pamiętać, że w trakcie ostatniej tury repulsji rosyjskich dyplomatów ze stolic europejskich po zamachu na Skripala, Ateny nie przyłączyły się do takiego kroku. Ateńska gazeta Kathimerini, ujawniła nazwisko jednego z wydalonych Rosjan i okazuje się, że jest to człowiek blisko związany z grecką cerkwią prawosławną, a szczególnie z „republiką mnichów na górze Athos”. Lewicowy rząd Tsiprasa, który zalegalizował małżeństwa jednopłciowe i wyrzucił ze szkół modlitwę, nie ma dobrych relacji z duchowieństwem. Cerkiew w sposób dość otwarty wspiera opozycyjną wobec rządzącej lewicy prawicowe i nacjonalistyczne formacje, które kontestują zawarty ostatnio kompromis w sprawie nazwy Macedonii. Porozumienie otworzyło północnemu sąsiadowi Grecji drogę do NATO, z czego Moskwa jest wyraźnie niezadowolona i robi wszystko, aby sprawę storpedować. A przypomnijmy, że chcąc zablokować akces Czarnogóry do Sojuszu podjęła nieudaną próbę przeprowadzenia w tym kraju zamachu stanu. Ale to nie wszystko. Macedońska cerkiew, podobnie jak i Ukraińska zabiegają w Konstantynopolu o uzyskanie statusu autokefalii, czyli samodzielności. Rosjanie jak mogą blokują całą sprawę, powołując się przy tym, jak powiedział niedawno w wywiadzie dla Agencji Interfax metropolita Ilarion odpowiadający za relacje międzynarodowe rosyjskiej Cerkwii Prawosławnej, na zawarte jeszcze w 1993 roku porozumienie w sprawie trybu uzyskania przez kościoły lokalne statusu autokefalii. Przewiduje ono m.in. konieczność uzyskania, przed wydaniem tomosu, czyli postanowienia, jednomyślności wszystkich Cerkwii. Sprzeciw kościołów prawosławnych greckiego i rosyjskiego, może całą sprawę utrudnić, a przynajmniej spowolnić. 1 lipca zakończył się w Konstantynopolu synod, na którym, jak się spodziewano, zapadną jakieś postanowienia, ale nic takiego się nie stało, choć, patriarcha Bartłomiej I, wypowiedział się publicznej w taki sposób, że odczytano to, jako zapowiedź zgody. Rosyjscy obserwatorzy zwracają uwagę na to, że wydanie postanowienia o samodzielności kościołów Macedońskiego i Ukraińskiego, i to w obliczu sprzeciwu Moskwy i Aten, wzmacnia pozycję Konstantynopola, który do tej pory, był raczej primum inter pares, niźli głową kościoła. I jednocześnie przywołują niepokojące ich zdaniem fakty. Otóż prezydent Erdogan, już po swoim wyborczym triumfie, spotkał się z Bartłomiejem I i poszerzył dość znacznie jego uprawnienia. A Kijów, z kolei, rozpoczął prześladowania anty-erdoganowskiej emigracji na swoim terytorium. Zdaniem ukraińskiego portalu Страна.ua / https://strana.ua/articles/151904-podrobnosti-zaderzhanija-turkov-oppozitsionerov-v-ukraine.html/ jest to wynik osobistego porozumienia Poroszenki i Erdogana. W zamian Kijów może liczyć na wsparcie w kwestii autokefalii. Ale rywalizacja na tym polu ma szerszy wymiar. Przede wszystkim z tego powodu, że Rosjanie wykorzystują „kanały kościelne” również dla wpływania na współwyznawców w Syrii. Jeśliby pozycja Patriarchy Konstantynopola uległa wzmocnieniu, to z politycznego punktu widzenia dałoby to Ankarze, jeszcze jedno narzędzie oddziaływania, tym razem w basenie Morza Czarnego i na Bliskim Wschodzie, o Bałkanach już nie wspominając. Rywalizacja między Rosją a Turcją o dominowanie na tych terenach musiałaby, nie patrząc na oficjalną retorykę o przyjaźni i współpracy, ulec nasileniu. A Ukraina, mogłaby wstąpić na drogę miękkiego autorytaryzmu, ale nie na wzór sąsiedniej Białorusi, ale biorąc przykład i współpracując z Turcją.


 

POLECANE
Awaria ciepłownicza w Gdańsku. Setki osób bez ogrzewania z ostatniej chwili
Awaria ciepłownicza w Gdańsku. Setki osób bez ogrzewania

Poważna awaria sieci ciepłowniczej w Gdańsku. Bez ogrzewania i ciepłej wody pozostaje co najmniej kilkuset odbiorców w dzielnicy Orunia Górna–Gdańsk Południe.

Rządowy projekt ws. osoby najbliższej. Jest stanowisko Prezydenta RP z ostatniej chwili
Rządowy projekt ws. "osoby najbliższej". Jest stanowisko Prezydenta RP

Przyjęty przez rząd projekt ustawy o statusie osoby najbliższej przenosi przywileje małżeńskie na związki partnerskie; nie ma na to zgody prezydenta – podkreślił we wtorek szef gabinetu prezydenta Paweł Szefernaker.

Macron ogra Niemców? Startuje wyścig o względy Putina tylko u nas
Macron ogra Niemców? Startuje wyścig o względy Putina

Emmanuel Macron sygnalizuje gotowość do wznowienia dialogu z Władimirem Putinem, co wywołuje napięcia wewnątrz Unii Europejskiej i niepokój w Berlinie. Francuska inicjatywa uruchamia nową rywalizację o wpływy w relacjach z Rosją w momencie, gdy Europa szuka wspólnej strategii wobec wojny na Ukrainie i zmieniającej się polityki USA.

Groźna awaria na popularnym stoku narciarskim. Blisko 80 osób utknęło na wyciągu w śnieżycy z ostatniej chwili
Groźna awaria na popularnym stoku narciarskim. Blisko 80 osób utknęło na wyciągu w śnieżycy

Na stoku narciarskim Czarny Groń w miejscowości Rzyki doszło do poważnej awarii. Wyciąg krzesełkowy zatrzymał się podczas intensywnej śnieżycy, a na wysokości utknęło blisko 80 osób. Na miejsce skierowano straż pożarną oraz specjalistyczne grupy ratownicze.

Kiedy wojna na Ukrainie nie dobiegnie końca? Nowe wyliczenia ekspertów z ostatniej chwili
Kiedy wojna na Ukrainie nie dobiegnie końca? Nowe wyliczenia ekspertów

Tygodnik "Economist" przytacza przewidywania ekspertów z Good Judgment - firmy specjalizującej się w prognozach politycznych i gospodarczych - na 2026 rok. W ich ocenie prawdopodobieństwo, że wojna Rosji przeciw Ukrainie nie skończy się przed 1 stycznia 2027 roku, wynosi 74 proc.

Beata Szydło: W Brazylii i Argentynie zużywa się więcej pestycydów, niż w całej UE łącznie z ostatniej chwili
Beata Szydło: W Brazylii i Argentynie zużywa się więcej pestycydów, niż w całej UE łącznie

"Przez lata budowaliśmy zdrową, czystą produkcję żywności, żeby teraz otworzyć rynek dla chemicznej żywności z Mercosur" – wskazuje Beata Szydło na platformie X, nawiązując do próby przeforsowania przez Brukselę umowy z krajami Mercosur.

Pilny komunikat dla odbiorców energii z PGE z ostatniej chwili
Pilny komunikat dla odbiorców energii z PGE

Ministerstwo Energii wydało pilne ostrzeżenie dla odbiorców energii. Chodzi o wiadomości e-mail i SMS, w których oszuści podszywają się pod instytucje państwowe oraz spółki energetyczne, próbując wyłudzić dane osobowe i pieniądze.

Zełenski: Omawiamy rozmieszczenie wojsk USA na Ukrainie z ostatniej chwili
Zełenski: Omawiamy rozmieszczenie wojsk USA na Ukrainie

Ukraina rozmawia z prezydentem USA Donaldem Trumpem i przedstawicielami koalicji chętnych możliwość rozmieszczenia amerykańskich wojsk w ramach gwarancji bezpieczeństwa, jednak decyzja zależy od Waszyngtonu – oświadczył we wtorek prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski.

Pilny komunikat dla mieszkańców Elbląga z ostatniej chwili
Pilny komunikat dla mieszkańców Elbląga

Urząd miasta w Elblągu wydał pilny komunikat dla mieszkańców. Z powodu trudnych warunków pogodowych odwołano miejską zabawę sylwestrową, a także zamknięto fragment Bulwaru Zygmunta Augusta. W mieście obowiązuje alarm przeciwpowodziowy, a służby prowadzą działania zabezpieczające.

Jarosław Kaczyński: Tusk oszukuje społeczeństwo i lekceważy głos polskiej wsi z ostatniej chwili
Jarosław Kaczyński: Tusk oszukuje społeczeństwo i lekceważy głos polskiej wsi

We wtorek rolnicy protestowali przeciwko zawarciu umowy UE z krajami Mercosur, organizując pikiety i blokady przy drogach w całej Polsce. "Kolejny raz rząd Tuska oszukuje polskie społeczeństwo, nie robiąc nic, by tę umowę zablokować" – wskazuje na platformie X prezes PiS Jarosław Kaczyński.

REKLAMA

Marek Budzisz: Rosja ma teraz narrację na tak, ale wojny szpiegów trwają w najlepsze.

Zorganizowane w ubiegły czwartek spotkanie Putina z rosyjskimi dyplomatami podzielone zostało na dwie części – oficjalną oraz zamkniętą dla prasy. Ta pierwsza nie była szczególnie porywająca, bo jak zauważył uczestniczący w spotkaniu reporter Kommiersanta, kilku, co bardziej sędziwych dyplomatów umilało sobie czas drzemką, nawet w trakcie wystąpienia Władimira Władimirowicza. Warto jednak zwrócić uwagę na ogólny ton wystąpienia rosyjskiego prezydenta. Najlepiej charakteryzuje go żarcik, jaki rzucił Putin na sam koniec tej części spotkania. Zwracając się do rosyjskiego przedstawiciela przy ONZ Wasilija Nebenzii, powiedział, że od teraz powinien on właściwie nazywać się Benzia, bez przeczenie nie, bo teraz Rosja ma narrację pozytywną, na tak. I to jest najlepsze podsumowanie przesłania Putina. Rosja ma teraz narrację na tak.
/ screen YouTube

Jak donosi agencja Bloomberg, powołując się na swoje źródła w rosyjskim korpusie dyplomatycznym, w części zamkniętej spotkania Putin powiedział m.in., o czym rozmawiał z Trumpem w Helsinkach. No może nie wszystko, ale jeśli idzie o Donbas i Ukrainę, to miał zdradzić, że zaproponował odbycie w zbuntowanych republikach referendum. Przy czym nie należy mylić tej idei z referendum, które Rosjanie zorganizowali na Krymie, w tym wypadku nie idzie o ogłoszenie niepodległości, czy przyłączenia do Rosji, ale o to, aby poznać zdanie mieszkańców w kwestii autonomii, którą winien uzyskać region. Niewątpliwie propozycja jest sprytnym zagraniem Kremla. Po pierwsze stawia w trudnej sytuacji Kijów, który już wystąpił przeciw pomysłowi, mówiąc, że w gruncie rzeczy to tak jakby Poroszenko zaproponował przeprowadzenie referendum w sprawie przyszłości Kraju Krasnodarskiego. Ale jednocześnie Putin wysyła wyraźny sygnał, że tzw. projekt miński jest, a przynajmniej może być, rozwiązaniem kompromisowym. I jest to sygnał dla stolic europejskich, Paryża i Berlina, że jeżeli nie zaktywizują się, to może się okazać, iż proces pokojowy będzie efektem porozumienia z Waszyngtonem. Na dodatek całą propozycją są najwyraźniej zaskoczeni włodarze zbuntowanych republik. Jakie referendum? – Pytają i przypominają, że już w 2014 roku na terenach opanowanych przez separatystów przeprowadzono plebiscyt, w którym większość wówczas głosujących opowiedziała się za niepodległością. A teraz organizowanie głosowania oznacza tylko kłopoty, bo kto ma głosować, czy mieszkańcy zbuntowanych terenów, czy całego Donbasu, którego część pozostaje nadal pod kontrolą Kijowa? A na dodatek, jeśli ludzie mają być pytani o ich zdanie w kwestii autonomii, to przecież zanim nie określi się jej stopnia, uprawnień lokalnych władz i środków, którymi będą dysponować, sama idea jest na tyle ogólna, że można ją dowolnie interpretować. Pomysł Putina, nawet, jeśli dziś mało, kto wierzy w to, że się urzeczywistni może być interpretowany również w kategoriach próby legitymizacji wycofania się Moskwy ze wspierania separatystów. Organizowane jest referendum, jak Putin powiedział, pod nadzorem społeczności międzynarodowej (ONZ), później na terytorium opanowane przez separatystów wchodzą międzynarodowe siły rozjemcze a to, co się będzie działo potem to już nie problem Moskwy a przede wszystkim Kijowa i Waszyngtonu. Bo w Moskwie nie mają wątpliwości, że Poroszenko wybrał kurs na zbliżenie ze Stanami Zjednoczonymi. Potwierdza to przynajmniej kilka wydarzeń w ostatnim czasie, takich jak np. zatwierdzenie w nowym roku budżetowym przez Kongres pomocy wojskowej dla Kijowa w wysokości 200 mln dolarów, przestawianie się ukraińskiej energetyki jądrowej na paliwo importowane ze Stanów Zjednoczonych nie zaś z Rosji, czy wreszcie podpisanie umowy między Boeingiem a ukraińskim producentem samolotów An. W świetle tej umowy specjaliści z amerykańskiego koncernu udostępnią ukraińskiemu producentowi platformę zakupową podzespołów i elementów do samolotów. Chodzi o to, aby nie zaopatrywał się u rosyjskich kooperantów.

    Spotkanie w Helsinkach i amerykańskie reakcje na słowa Trumpa i deklaracje Putina przysłoniły ciekawe wydarzenia ostatnich kilku tygodni, które można określić mianem wojny szpiegów. O aresztowaniu w Waszyngtonie Marii Butiny, rosyjskiej lobbystki i kobiety szpiega napisano już bardzo wiele, zwłaszcza, że miała się ona w swej pracy posługiwać również sex appealem. Tak na marginesie warto zauważyć, że najprawdopodobniej analitycy z FSB doszli do wniosku, że za oceanem największe wzięcie mogą mieć rudowłose piękności (?), bo wydalona przed laty Anna Chapman, też najczęściej pokazywała się w tym kolorze włosów. Ale Butina to nie jedyna kobieta szpieg, pojmana w ostatnim czasie. Przed miesiącem w Moskwie aresztowano Karinę Curkan, członka zarządu rosyjskiego giganta energetycznego Inter Rao. Organa zarzucają jej, że szpiegowała na rzecz Rumunii, przekazując wrażliwe dane na temat zaopatrzenia w energię elektryczną Krymu. Kolejna aresztowana w Rosji w ostatnich dniach, to Antonina Zimina z Kaliningradu, która wcześniej kierowała tamtejszym Centrum Dialogu Kultur i blisko współpracowała z rosyjskim rządowym Centrum im. Gorczakowa. Na Litwie uchodziła za agentkę Kremla i nie miała tam prawa wjazdu. Co się jej zarzuca nie wiadomo, ale trzymana jest w Moskwie, w więzieniu Lefortowskim. W piątek (20.07) agenci rosyjskich służb specjalnych przeszukali biura w Głównym Instytucie Naukowo - Badawczym Budowy Maszyn, w tym dyrektora ośrodka badawczego tej instytucji. Jest ona „mózgiem” rosyjskiej państwowej korporacji Roskosmos, która, jak wskazuje jej nazwa odpowiada za rozwój, w tym i militarną jej część, rosyjskiego kompleksu kosmicznego. Relacjonujący całą sprawę dziennikarze informują, że chodzić może o wyciek informacji dotyczących prac badawczych nad rosyjskimi rakietami naddźwiękowymi, o budowie, których mówił w marcu prezydent Putin w trakcie swojego pamiętnego wystąpienia przed rosyjską Radą Federacji. Przeraził wówczas świat zapowiedziami nowych, cudownych broni pochodzących z rosyjskich fabryk, które, jak zapowiedział, będą skuteczną odpowiedzią na, jak się wyraził, agresywne kroki, Stanów Zjednoczonych. Teraz, jak widać, przynajmniej w jednym z programów nie dzieje się dobrze, skoro Rosjanie obawiają się, że wszystkie ich tajemnice są już doskonale znane rywalom zza oceanu.

    Ale najciekawsze szpiegowsko – polityczne wydarzenie ostatnich dni miało miejsce nie w Rosji, ani nie w Stanach Zjednoczonych, ale w Atenach, z których wydaleni zostali czterej Rosjanie. Oficjalnie podano, że to dyplomaci, ale Moskwa dementuje tę wiadomość, twierdząc, że nie było ich w składzie rosyjskiej misji dyplomatycznej w tym kraju. Już po wydaleniu grecki MSZ wdał się w publiczną politykę z rzeczniczką rosyjskiego ministerstwa Zacharową, argumentując, że Moskwa nie szanuje i podważa suwerenność kraju. A w czwartek rosyjski poseł w Atenach powiedział, że planowana na wrzesień wizyta Ławrowa w Grecji przy obecnym stanie relacji, traci sens. Jednym słowem kryzys na całego.

    Posunięcie rządu Aleksisa Tsiprasa jest tym ciekawsze, że Grecja uchodzi, tradycyjnie, za kraj spośród państw Unii Europejskiej, chyba obok Cypru, Rosji najbliższy. Trzeba pamiętać, że w trakcie ostatniej tury repulsji rosyjskich dyplomatów ze stolic europejskich po zamachu na Skripala, Ateny nie przyłączyły się do takiego kroku. Ateńska gazeta Kathimerini, ujawniła nazwisko jednego z wydalonych Rosjan i okazuje się, że jest to człowiek blisko związany z grecką cerkwią prawosławną, a szczególnie z „republiką mnichów na górze Athos”. Lewicowy rząd Tsiprasa, który zalegalizował małżeństwa jednopłciowe i wyrzucił ze szkół modlitwę, nie ma dobrych relacji z duchowieństwem. Cerkiew w sposób dość otwarty wspiera opozycyjną wobec rządzącej lewicy prawicowe i nacjonalistyczne formacje, które kontestują zawarty ostatnio kompromis w sprawie nazwy Macedonii. Porozumienie otworzyło północnemu sąsiadowi Grecji drogę do NATO, z czego Moskwa jest wyraźnie niezadowolona i robi wszystko, aby sprawę storpedować. A przypomnijmy, że chcąc zablokować akces Czarnogóry do Sojuszu podjęła nieudaną próbę przeprowadzenia w tym kraju zamachu stanu. Ale to nie wszystko. Macedońska cerkiew, podobnie jak i Ukraińska zabiegają w Konstantynopolu o uzyskanie statusu autokefalii, czyli samodzielności. Rosjanie jak mogą blokują całą sprawę, powołując się przy tym, jak powiedział niedawno w wywiadzie dla Agencji Interfax metropolita Ilarion odpowiadający za relacje międzynarodowe rosyjskiej Cerkwii Prawosławnej, na zawarte jeszcze w 1993 roku porozumienie w sprawie trybu uzyskania przez kościoły lokalne statusu autokefalii. Przewiduje ono m.in. konieczność uzyskania, przed wydaniem tomosu, czyli postanowienia, jednomyślności wszystkich Cerkwii. Sprzeciw kościołów prawosławnych greckiego i rosyjskiego, może całą sprawę utrudnić, a przynajmniej spowolnić. 1 lipca zakończył się w Konstantynopolu synod, na którym, jak się spodziewano, zapadną jakieś postanowienia, ale nic takiego się nie stało, choć, patriarcha Bartłomiej I, wypowiedział się publicznej w taki sposób, że odczytano to, jako zapowiedź zgody. Rosyjscy obserwatorzy zwracają uwagę na to, że wydanie postanowienia o samodzielności kościołów Macedońskiego i Ukraińskiego, i to w obliczu sprzeciwu Moskwy i Aten, wzmacnia pozycję Konstantynopola, który do tej pory, był raczej primum inter pares, niźli głową kościoła. I jednocześnie przywołują niepokojące ich zdaniem fakty. Otóż prezydent Erdogan, już po swoim wyborczym triumfie, spotkał się z Bartłomiejem I i poszerzył dość znacznie jego uprawnienia. A Kijów, z kolei, rozpoczął prześladowania anty-erdoganowskiej emigracji na swoim terytorium. Zdaniem ukraińskiego portalu Страна.ua / https://strana.ua/articles/151904-podrobnosti-zaderzhanija-turkov-oppozitsionerov-v-ukraine.html/ jest to wynik osobistego porozumienia Poroszenki i Erdogana. W zamian Kijów może liczyć na wsparcie w kwestii autokefalii. Ale rywalizacja na tym polu ma szerszy wymiar. Przede wszystkim z tego powodu, że Rosjanie wykorzystują „kanały kościelne” również dla wpływania na współwyznawców w Syrii. Jeśliby pozycja Patriarchy Konstantynopola uległa wzmocnieniu, to z politycznego punktu widzenia dałoby to Ankarze, jeszcze jedno narzędzie oddziaływania, tym razem w basenie Morza Czarnego i na Bliskim Wschodzie, o Bałkanach już nie wspominając. Rywalizacja między Rosją a Turcją o dominowanie na tych terenach musiałaby, nie patrząc na oficjalną retorykę o przyjaźni i współpracy, ulec nasileniu. A Ukraina, mogłaby wstąpić na drogę miękkiego autorytaryzmu, ale nie na wzór sąsiedniej Białorusi, ale biorąc przykład i współpracując z Turcją.



 

Polecane