My, Krakowskie Stowarzyszenie Obrony Zwierząt, już od ponad roku domagamy się wprowadzenia całkowitego zakazu wykorzystywania koni do ciągnięcia dorożek z turystami po ulicach Krakowa, ale urzędujący prezydent Jacek Majchrowski ignoruje nasze apele i petycje w tej sprawie.
Niestety, ignorancja i tania demagogia jest odpowiedzią urzędującego prezydenta także na nasz ostatni apel o zajęcie jednoznacznego stanowiska w tej sprawie, który w dniu 4 lipca tego roku skierowaliśmy do wszystkich kandydatów na prezydenta miasta. Dlatego uważamy, że głos oddany w tych wyborach na Jacka Majchrowskiego będzie głosem straconym, gdyż bardziej zależy mu dostarczeniu prymitywnej atrakcji grupce zagranicznych turystów niż na głosach miłośników zwierząt i mieszkańców Krakowa, którzy w przytłaczającej większości z tzw. usług dorożkarskich nie korzystają.
Nasze Stowarzyszenie nie może akceptować sytuacji, w której konie ciągnące ciężkie dorożki z turystami narażone są na utratę życia i zdrowia z powodu tropikalnych upałów, w jakich przychodzi im pracować, z powodu smogu czy ruchu ulicznego i towarzyszących mu wypadków komunikacyjnych. Widok zmęczonych, przeciążonych, przegrzanych koni, których kopyta ślizgają się po płycie krakowskiego Rynku Głównego oraz odchodzących od niego uliczek i które wracają do stajni w podkrakowskich wsiach często dopiero późną nocą, jest przejmujący. To skaza na wizerunku naszego miasta, którą trzeba wyeliminować.
Z przykrością stwierdzamy, że dotychczasowe przepisy magistratu dotyczące tej kwestii, które firmuje i których zawzięcie broni prezydent Jacek Majchrowski są kompletnym nieporozumieniem i jedynie sprzyjają dręczeniu koni dorożkarskich. Od lat są one bezkarnie zmuszane do wożenia turystów po Rynku i okolicach nawet w temperaturach 40 stopni C i więcej, ponieważ Urząd Miasta Krakowa w rzeczywistości nie wprowadził żadnych ograniczeń w tym zakresie. Iluzoryczne ograniczenia dotyczące jedynie korzystania z postoju na Rynku uzależniono natomiast od wskazań termometru, który urzędnicy powiesili na zacienionej ścianie Sukiennic, podczas gdy konie stoją w pełnym słońcu, gdzie temperatury są wyższe nawet o kilkanaście stopni. Aż trudno w to uwierzyć, ale przez 10 lat prezydent nie poradził sobie, albo raczej nie chciał sobie poradzić, z problemem zmiany lokalizacji termometru, co oczywiście sprzyja przychodom firm dorożkarskich, które korzystają z popularnego postoju na płycie Rynku nawet wtedy, kiedy jest ona rozgrzana jak patelnia; a są to przychody niemałe, zważywszy, że np. trwająca kwadrans przejażdżka pod Barbakan to cennikowy wydatek 250 zł, a za godzinny kurs na Kazimierz trzeba już zapłacić 650 zł. Trudno też uznać za wyraz dostatecznej ochrony np. zapisy mówiące o tym, że czas pracy koni nie może przekroczyć 12 godzin na dobę, tym bardziej, że nie zagwarantowano im żadnych przerw pomiędzy kolejnymi kursami, a zwierzęta te mogą być wykorzystywane nawet do godz. 1 w nocy.
W związku z ignorowaniem naszych postulatów przez urzędującego prezydenta, Krakowskie Stowarzyszenie Obrony Zwierząt złożyło niedawno do prokuratury dwa zawiadomienia w sprawie możliwości łamania ustawy o ochronie zwierząt. Pierwsze dotyczy zmuszania koni do pracy nawet w największe tegoroczne upały i sprawa ta jest w toku, a drugie, odnosi się do dramatycznego upadku konia pod Wawelem w dniu 10 października, któremu z pomocą przyszli przypadkowi przechodnie. Jak się okazało, koń został po chwili zagoniony do pracy na postoju, a zaalarmowana Straż Miejska nie wezwała nawet weterynarza, tylko oceniła stan zdrowia konia według własnego uznania, co trudno traktować inaczej niż w kategoriach kolejnej kompromitacji służb miejskich.
Niestety nie po raz pierwszy służby miejskie starają się tuszować albo bagatelizować skutki wykorzystywania koni do ciągnięcia dorożek. Dlatego warto przypomnieć, że do podobnego upadku konia pod Wawelem doszło w dniu 10 kwietnia tego roku, a jeszcze inny upadek konia przy ulicy Monte Cassino w 2016 r. zakończył się jego uśpieniem następnego dnia, chociaż miejscy urzędnicy zapewniali, że jego rokowania są dobre. Znane są także m.in. informacje o wypadku przy ulicy Straszewskiego czy zderzeniu samochodu osobowego z dorożką na Moście Kotlarskim, w wyniku którego ucierpiały dwa konie. Uśpieniem zakończył się również wcześniejszy upadek konia dorożkarskiego na ulicy Powstańców, którego woźnica chciał zmusić do dalszej jazdy okładając go batem, a przecież są to tylko nieliczne przykłady smutnych i tragicznych losów krakowskich koni dorożkarskich, które wyszły na światło dzienne. I faktów tych nie są w stanie zatuszować nawet wyniki żenujących badań naukowych, które magistrat zleca prywatnym spółkom, a wykonują je np. osoby reprezentujące oficjalnie organizacje przewoźników konnych.
Tymczasem prawda jest taka,, że coraz więcej europejskich miast rezygnuje z dostarczania turystom tak wątpliwej moralnie i kulturowo rozrywki, jaką są przejażdżki dorożkami ciągniętymi przez konie. Niedawno decyzję w tej sprawie ogłosiły na przykład władze Rzymu czy Barcelony, kierując się właśnie zdrowiem i dobrem zwierząt.
Nie mamy najmniejszych wątpliwości, że Kraków powinien pójść właśnie tą drogą, a potwierdza to także dobitnie kwietniowy sondaż Gazety Wyborczej Kraków, w którym aż 75 procent mieszkańców naszego miasta opowiedziało się za tym, aby dorożki zniknęły z ulic Krakowa. Oczywiście wymaga to jednak pewnej determinacji i planu zapewnienia godnych warunków bytowych dla koni dorożkarskich, czyli czegoś, czego po Jacku Majchrowskim spodziewać się nie można.
Jednocześnie na podstawie kontaktów i konsultacji z kandydatami reprezentującymi według sondaży w sumie ponad 90 procent krakowskich wyborców jesteśmy przekonani, że zmiana na stanowisku prezydenta Krakowa będzie zmianą na lepsze i warto w imieniu zwierząt zainwestować w nią swój głos.