Krzysztof "Toyah" Osiejuk: O wiecznej skuteczności modlitwy i ludziach z pistoletami

Jak wszyscy widzimy, wspomniane wyżej towarzystwo ożywiło się do tego stopnia, że powołało do życia kolejny „obywatelski”, byt, tym razem pod nazwą „Obywatele RP”, który z autentycznym hukiem postanowił wyprzeć z Krakowskiego Przedmieścia ludzi czczących pamięć poległych w Smoleńsku, i w ten sposób zainaugurować obchody kolejnej rocznicy wprowadzenia Stanu Wojennego, tym razem pod hasłem „Precz z kaczyzmem”. Jednocześnie przy tym tu i ówdzie pojawiają się dziwni panowie z pistoletami i zaczynają nimi niebezpiecznie pomachiwać.
 Krzysztof "Toyah" Osiejuk: O wiecznej skuteczności modlitwy i ludziach z pistoletami
/ screen FB
      


     Dziś proponuję tekst wspomnieniowy, a to z dwóch powodów. Przede wszystkim mija pierwszy pełny rok, jak nie musimy się już dłużej zadręczać terrorem władzy Bronisława Komorowskiego i Platformy Obywatelskiej, i wydaje mi się, że przydałoby się jakoś ten czas uczcić. Po drugie natomiast, jak wszyscy widzimy, wspomniane wyżej towarzystwo ożywiło się do tego stopnia, że powołało do życia kolejny „obywatelski”, byt, tym razem pod nazwą „Obywatele RP”, który z autentycznym hukiem postanowił wyprzeć z Krakowskiego Przedmieścia ludzi czczących pamięć poległych w Smoleńsku, i w ten sposób zainaugurować obchody kolejnej rocznicy wprowadzenia Stanu Wojennego, tym razem pod hasłem „Precz z kaczyzmem”. Jednocześnie przy tym tu i ówdzie pojawiają się dziwni panowie z pistoletami i zaczynają nimi niebezpiecznie pomachiwać.
     W tej sytuacji pomyślałem sobie, że dobrze by było przypomnieć dziś już nieco zwietrzałą postać byłego wiceprzewodniczącego Platformy Obywatelskiej, Janusza Palikota, który u szczytu swojej politycznej kariery, opublikował na swoim blogu pewien komiks. Jak mówię, pisałem już o tym wcześniej, jednak, jak się domyślam, przez autentyczny natłok podobnych gestów ze strony ówczesnej władzy, podana przeze mnie informacja w owym zgiełku zginęła. Mam dziś nadzieję, że może tym razem znajdziemy chwilę, by to coś skomentować.
 
       Niewątpliwą zasługą pewnego naszego kolegi było to, że jako pierwszy z nas, z czystej miłości do wiedzy i do nauki, wlazł na blog Palikota i dokonał tak zwanego rekonesansu. Jestem bezwzględnie przekonany – i to niezależnie od tego, co sobie niektórzy z nas myślą – że gdyby nie on i nie ten jego gest, bylibyśmy dziś znacznie dalej niż jesteśmy. Jeśli idzie natomiast o mnie, próbowałem tu już raz zwrócić uwagę na to coś, co zostało nam odsłonięte, ale najwidoczniej albo nikt na tę informacje nie zechciał zwrócić uwagi, albo może i sobie ją zwrócił, tyle że – co jest akurat bardzo prawdopodobne – uznał, że zajmowanie się Palikotem jest powyżej jego godności, co akurat w tym wypadku – przy całym szacunku – uważam za wyjątkowo niemądre.
       A zatem, tyle gdy idzie o zasługi kolegów. Przejdźmy zatem do moich. Otóż ja postanowiłem zająć się dziś Palikotem – nie tyle jako przypadkiem, lecz zaledwie znakiem i symbolem – po to choćby, żeby spróbować zamknąć pewien rozdział naszych zainteresowań polską polityką, a może raczej tym, co się powszechnie nazywa polityką, a w rzeczywistości jest najczarniejszą opresją. Nie będę podawał linka do interesującej nas dziś internetowej strony, nawet nie dlatego, żeby nie nabijać Palikotowi licznika, ani też nie po to, żeby się nim nie zajmować więcej niż trzeba, ale zwyczajnie dlatego, że to jest zupełnie niepotrzebne. Proszę tam nawet nie zaglądać. Druk jest tak mały, że ledwo co widać, rysunki takie sobie, a resztę ja Wam opowiem.
       Chodzi mianowicie o to, że Janusz Palikot na swoim blogu uznał za interesujące opublikować stary, z całą pewnością jeszcze sprzed Katastrofy, komiks wyprodukowany przez jakiegoś Dąbrowskiego. Piszę „z całą pewnością”, choć właściwie w tej samej chwili przyszło mi do głowy, że wcale niekoniecznie. Może się okazać, że Palikot ów komiks, w tej właśnie postaci, zamówił u znajomego sobie artysty dziś, bo choć, jak już wiemy, życie przerosło wszelkie ludzkie zło, pokusa zrobienia kolejnego psikusa mogła być zbyt silna. Zwłaszcza dla kogoś takiego jak Palikot. Opublikował więc on ten komiks, który najogólniej rzecz ujmując opisuje taką oto sytuację. Jest rok 2014. W Polsce pełnię władzy dzierżą bracia Kaczyńscy. Lech Kaczyński jest prezydentem, a Jarosław naczelnikiem państwa. Okazuje się, że jeszcze w 2010 roku była szansa, żeby ich obu zamordować, ale kiedy już polewano ich benzyną i miano podpalić, pojawili się komandosi i obu uratowali. W 2011 roku były wybory, które mogły sprawy pozytywnie rozstrzygnąć, ale wybuchła tzw. afera Gowina, która utopiła Platformę Obywatelską. Poszło o to, że na tydzień przed wyborami okazało się, że Gowin ma jakiś majątek, na którym trzyma małe chińskie dzieci, zakute w łańcuchy, które wykorzystuje seksualnie. No i to pogrążyło Platformę i dało władzę PiS-owi. Niezadowoleni z takiego obrotu sprawy Polacy wywołali powstanie, które przerodziło się w krwawą i okrutną rzeź. Palikot, ołówkiem swojego pisarza, opisuje jak to powstańcy „Beatkę Kępę gwałcili młotem pneumatycznym i w końcu żywcem spalili pod Syrenką”, „Krzysia Putrę utopili w sedesie w Łazienkach”, a Zbigniewa Ziobrę ciągnięto na łańcuchu przez całe miasto za samochodem, by w końcu go zrzucić z Pałacu Kultury. Na szczęście, gdy było już naprawdę ciężko, do akcji wkroczyli z jednej strony zakopiańscy górale, a z drugiej gruzińscy żołnierze spec-służb i zaprowadzili porządek.
       To wszystko są wspomnienia, jakimi Lech Jarosław i Kaczyńscy się dzielą, siedząc w Pałacu Prezydenckim przy kominku i jedząc ciasteczka. Na lwach stojących przed Pałacem ludzie po kryjomu wymalowali obelżywe napisy, wokół panuje strach i noc, a oni siedzą w fotelach i jedzą te ciasteczka. W pewnym momencie do pokoju wpada wybijając szybę jakiś pakunek. Bracia się cieszą, bo wierzą, że to Pan Bóg wysłuchał ich modlitw i w nagrodę natchnął ludzi taką wdzięcznością, że ci przysłali im kolejną porcję ciastek. Tymczasem chwilę później eksploduje bomba i Lech i Jarosław Kaczyńscy giną rozerwani na strzępy. Całość, zatytułowaną „Nieświęty Mikołaj, czyli ostateczne rozwiązanie”, wieńczy napis „happy end”.
      Jak mówię, komiks ten został prawdopodobnie napisany jeszcze przed śmiercią Lecha Kaczyńskiego, stanowiąc wyłącznie zupełnie niezwykłe czy to zaklęcie, czy wręcz cudownie skuteczną modlitwę do Szatana, choć biorę też pod uwagę, że to mogło być specjalne zamówienie dnia dzisiejszego. O tym akurat też mogłoby świadczyć to, że wśród osób tam wymienionych, aż cztery zginęły w katastrofie pod Smoleńskiem – w tym, co bardzo znamienne, Przemysław Gosiewski, którego wyobraźnia czy to Palikota, czy tego drugiego, kazała „powiesić na jelitach”. Od pewnego czasu – a gdy idzie o mnie, właściwie od pierwszego dnia po Katastrofie – pojawiają się opinie, że to ta nienawiść, którą uruchomił System w ramach projektu mającego na celu zniszczenie jednej z partii politycznych, doprowadziła do śmierci Prezydenta i innych. Nawet nie drogą jakichś praktycznych gestów czy posunięć, ale przy pomocy słowa, które stało się ciałem. Zwykłego słowa. To tu to tam słychać zdanie, że czasem słowo potrafi nabrać takiej mocy, że się materializuje w postaci eksplozji dobra, bądź też eksplozji zła. Chrześcijanie nazywają to skutecznością modlitwy. W odpowiedzi na te sugestie, wielu ludzi wpada w autentyczne oburzenie i zadaje pytania typu: „A gdzie dowody?”, albo „To kto konkretnie ich zabił?”, lub wreszcie „Czy słowo może zabić?” To ostatnie pytanie pojawiło się wczoraj w ustach Konrada Piaseckiego skierowanych do Pawła Kowala. Kowal odpowiedział, że tak, że słowo potrafi zabić.
        Jeśli zatem komiks, o którym dziś rozmawiamy, rzeczywiście powstał przed 10 kwietnia, możemy powtórzyć za Kowalem: Tak. Słowo zabija. A ja od siebie dodam raz jeszcze: Tak. Modlitwy są wysłuchiwane. Wszystkie. Przez Boga, względnie przez Szatana.
       Co natomiast, jeśli powstał teraz, jako tęsknota za modlitwą, która nie została wypowiedziana? Jako wściekłość twórcy, że było już tak blisko do prawdziwego dzieła sztuki, i ktoś nagle wręcz z ręki mu wyrwał najpiękniejszy z pomysłów. I staje się już wyłącznie ową desperacka próbą powtórzenia wszystkiego jeszcze raz, od samego początku. Żeby można było w spokoju i z rosnącą satysfakcją odtworzyć na swój własny użytek przebieg całego tego procesu unicestwiania tego czegośmy zawsze szczerze nienawidzili. Wtedy już więc mamy Janusza Palikota, Platformę Obywatelską i cały System, którego oni stanowią najpiękniejszą i najmocniejszą część. W tym bowiem komiksie znajduje się całość tego projektu, który nas tak z każdym nowym dniem dręczy po to, by w końcu nas zabić. I nie ma uczciwej możliwości, żeby ktoś z nich przyszedł i nam powiedział, że to jest wyłącznie margines i przykry wypadek, że życie toczy się daleko poza tymi ekscesami, że Palikot  to ktoś kto już tak naprawdę nawet nie jest częścią Platformy, ktoś kto zawsze był jakimś tam ekscentrycznym politykiem spod Lublina, no a poza tym, kto z nas bez winy, niech rzuci kamieniem.
      Kiedy zaczynając pisać ten tekst wspomniałem coś o zamykaniu pewnego rozdziału, chodziło mi o to, że w pewnym sensie, od czasu gdy poznaliśmy ten akurat wpis na blogu Janusza Palikota, nic nie jest takie samo. Ani ten świński ryj, ani gadanie o alkoholizmie Lecha Kaczyńskiego, ani jego odpowiedzialności za Smoleńsk, ani apele o usunięcie tych zwłok z Wawelu nie mają najmniejszego znaczenia. Liczy się już w tej chwili wyłącznie ten bardzo zabawny obraz Przemysława Gosiewskiego powieszonego „za flaki” na pobliskim drzewie. Może być nawet na brzozie. I też bez znaczenia już jest, czy ten obraz był już modlitwą, czy dopiero tylko pełną refleksji potrzebą rozkoszowania się sukcesem. To jest i już pozostanie na zawsze. Jako znak i dowód. I żadne nowe słowa i nowe zaklęcia tego nie zmienią. Będzie już tylko to.
      Powiem jeszcze jaśniej, o co mi chodzi. Wspomniałem wcześniej o wczorajszej rozmowie Konrada Piaseckiego z Pawłem Kowalem. Piasecki bardzo Kowala naciskał, żeby ten wyjaśnił, dlaczego Jarosław Kaczyński porzucił język zgody i porozumienia na rzecz tego co wypowiada dziś. Skąd w ustach polityków Prawa i Sprawiedliwości tyle złych emocji, czemu wciąż słychać tylko oskarżenia i jakieś niepoparte niczym insynuacje? Co się stało z Jarosławem Kaczyńskim? Czemu nie można się zająć normalną zwykłą polityką, zamiast wciąż roztrząsać jakieś i tak nie do wyjaśnienia kwestie techniczne? Dziś w „Rzeczpospolitej”, Joanna Kluzik-Rostkowska idzie jeszcze dalej. Mówi mianowicie, że o ile na początku myślała, że zachowanie Jarosława Kaczyńskiego to wynik traumy, to dziś już sama nie wie. Mój serdeczny kolega Michał Dembiński na tym blogu zarzuca mi, że ja kpię z Tuska, podczas gdy sam narzekam na to, że inni nabijają się z Kaczyńskiego.
      Otóż ja wszystkim im mam do powiedzenia tylko jedno. Modlitwy zostały wysłuchane. Tak czy inaczej. Zostały wysłuchane. Wyżej przedstawiłem na to dowód. Wszystko co mi macie do powiedzenia w kwestii traum, elegancji i jej braku, właśnie przestało mnie interesować.
      Przeczytałem po latach tamten tekst raz jeszcze i nagle sobie zdałem sprawę, że jedynym powodem, dlaczego on wówczas nie wywołał ogólnopolskiej debaty (przypominam, że Palikot opublikował ów komiks jako wiceprzewodniczący rządzącej partii) musiało być to, że każdy kto go czytał, uznał, że to się nie zdarzyło i że to z mojej strony taka ironia. Otóż nie. To się autentycznie zdarzyło, a w dodatku fakt, że nikogo to nie obeszło, świadczy wyłącznie o tym, że na tle całej reszty, to faktycznie nie było nic takiego. Może rzeczywiście. Zachęcam do oceny.
 
Powyższy tekst stanowi jeden z rozdziałów mojej książki „Palimy licho, czyli o TymKtóryNiePrzepuszczaŻadnejOkazji”. Do kupienia w naszej księgarni pod adresem http://coryllus.pl/?wpsc-product=palimy-licho-czyli-o-tymktorynigdynieprzepuszczazadnejokazji.  Do Świąt jeszcze trochę zostało. Zachęcam do kupowania prezentów.
 

 

POLECANE
Tadeusz Płużański: Polski pilot ofiarą mordercy sądowego, który awansował na prezesa Sądu Najwyższego tylko u nas
Tadeusz Płużański: Polski pilot ofiarą mordercy sądowego, który awansował na prezesa Sądu Najwyższego

Porucznika Edwarda Pytko komuniści zamordowali w sierpniu 1952 r. Ten 22-letni pilot instruktor Oficerskiej Szkoły Lotniczej nr 5 w Radomiu chciał być człowiekiem wolnym, dlatego próbował uciec ze stalinowskiej Polski. Karę śmierci wydawał na niego Bogdan Dzięcioł – tego stalinowskiego funkcjonariusza Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie dopiero w marcu 2024 r. nieprawomocnie skazał na 5 lat pozbawienia wolności.

Nożownik zaatakował taksówkarza w Krakowie. Trwa policyjna obława Wiadomości
Nożownik zaatakował taksówkarza w Krakowie. Trwa policyjna obława

W Krakowie trwają poszukiwania mężczyzny, który w trakcie kursu zaatakował taksówkarza nożem i uciekł. Poszkodowany obcokrajowiec, który prowadził pojazd, z ranami ciętymi trafił do szpitala.

Trump: Putin ma „kilka tygodni”. Waszyngton zapowiada decyzję Wiadomości
Trump: Putin ma „kilka tygodni”. Waszyngton zapowiada decyzję

Prezydent USA Donald Trump odniósł się w piątek do rosyjskiego ataku na amerykańską firmę działającą na Ukrainie. Podkreślił, że „nie podoba mu się to” i dodał: „Nie podoba mi się wszystko, co się dzieje na tej wojnie”.

Nadciąga zmiana pogody. IMGW wydał komunikat Wiadomości
Nadciąga zmiana pogody. IMGW wydał komunikat

Jak poinformował IMGW, przeważający obszar Europy znajdować się będzie pod wpływem niżów z ośrodkami nad północną Norwegią, w okolicach Islandii, w rejonie Bałtyku oraz nad Rosją i Ukrainą i związanych z nimi frontów atmosferycznych. Na zachodzie kontynentu będzie oddziaływać wyż znad Morza Norweskiego i Wysp Brytyjskich.

Tȟašúŋke Witkó: Dyplomatyczna huśtawka nastrojów tylko u nas
Tȟašúŋke Witkó: Dyplomatyczna huśtawka nastrojów

Gdyby spotkanie Donalda Trumpa z Władimirem Putinem w alaskańskim Anchorage relacjonował jakiś krytyk teatralny z XIX wieku, to winien on swoją recenzję uwieńczyć takowym akapitem: „Kiedy wreszcie kurtyna opadła – miłosiernie skrywając postacie aktorów – wówczas na widowni rozległy się, najpierw nieśmiałe, potem jednak coraz głośniejsze i natarczywsze gwizdy, a na galeriach zagrzmiały pełne oburzenia głosy, żądające zwrotu pieniędzy za bilety!

Atak nożownika w Chorzowie. Są nowe informacje z ostatniej chwili
Atak nożownika w Chorzowie. Są nowe informacje

W Chorzowie w piątek po południu 47-letni mężczyzna śmiertelnie ugodził nożem innego mężczyznę. Sprawca, który – jak ustalili policjanci – był pod wpływem alkoholu, został zatrzymany. Droga w rejonie zdarzenia jest już przejezdna.

Nowy gatunek dinozaura odkryty na brytyjskiej wyspie z ostatniej chwili
Nowy gatunek dinozaura odkryty na brytyjskiej wyspie

Brytyjscy naukowcy poinformowali o odkryciu nowego gatunku dinozaura Istiorachis macaruthurae, żyjącego 125 mln lat temu na wyspie Wight przy południowym wybrzeżu Wielkiej Brytanii. Zwierzę charakteryzowało się kolczastymi wyrostkami na grzbiecie i ogonie, które przypominają żagiel.

Bunt warszawskich prokuratorów Wiadomości
Bunt warszawskich prokuratorów

Prokuratorzy z Warszawy przyjęli uchwałę, w której domagają się zmian w funkcjonowaniu prokuratury. Chcą, aby rozdzielono funkcję Ministra Sprawiedliwości i Prokuratora Generalnego oraz by prokuratura miała własny budżet. Według nich tylko takie rozwiązania mogą zagwarantować niezależność i apolityczność instytucji.

Żandarmeria w domu Macierewicza. Były minister oczekuje na przesłuchanie Wiadomości
Żandarmeria w domu Macierewicza. Były minister oczekuje na przesłuchanie

Jak poinformowała niezalezna.pl, w domu Antoniego Macierewicza, byłego ministra obrony narodowej i przewodniczącego podkomisji smoleńskiej, pojawili się dziś funkcjonariusze Żandarmerii Wojskowej. Celem ich wizyty było doręczenie wezwania na przesłuchanie do prokuratury.

Burza w Pałacu Buckingham. Król Karol III stawia warunek synowi Wiadomości
Burza w Pałacu Buckingham. Król Karol III stawia warunek synowi

W brytyjskich mediach znów głośno o księciu Harrym i jego relacjach z rodziną królewską. Według doniesień, w lipcu odbyło się dyskretne spotkanie doradców obu stron, aby sprawdzić, czy po latach napięć możliwe jest pojednanie.

REKLAMA

Krzysztof "Toyah" Osiejuk: O wiecznej skuteczności modlitwy i ludziach z pistoletami

Jak wszyscy widzimy, wspomniane wyżej towarzystwo ożywiło się do tego stopnia, że powołało do życia kolejny „obywatelski”, byt, tym razem pod nazwą „Obywatele RP”, który z autentycznym hukiem postanowił wyprzeć z Krakowskiego Przedmieścia ludzi czczących pamięć poległych w Smoleńsku, i w ten sposób zainaugurować obchody kolejnej rocznicy wprowadzenia Stanu Wojennego, tym razem pod hasłem „Precz z kaczyzmem”. Jednocześnie przy tym tu i ówdzie pojawiają się dziwni panowie z pistoletami i zaczynają nimi niebezpiecznie pomachiwać.
 Krzysztof "Toyah" Osiejuk: O wiecznej skuteczności modlitwy i ludziach z pistoletami
/ screen FB
      


     Dziś proponuję tekst wspomnieniowy, a to z dwóch powodów. Przede wszystkim mija pierwszy pełny rok, jak nie musimy się już dłużej zadręczać terrorem władzy Bronisława Komorowskiego i Platformy Obywatelskiej, i wydaje mi się, że przydałoby się jakoś ten czas uczcić. Po drugie natomiast, jak wszyscy widzimy, wspomniane wyżej towarzystwo ożywiło się do tego stopnia, że powołało do życia kolejny „obywatelski”, byt, tym razem pod nazwą „Obywatele RP”, który z autentycznym hukiem postanowił wyprzeć z Krakowskiego Przedmieścia ludzi czczących pamięć poległych w Smoleńsku, i w ten sposób zainaugurować obchody kolejnej rocznicy wprowadzenia Stanu Wojennego, tym razem pod hasłem „Precz z kaczyzmem”. Jednocześnie przy tym tu i ówdzie pojawiają się dziwni panowie z pistoletami i zaczynają nimi niebezpiecznie pomachiwać.
     W tej sytuacji pomyślałem sobie, że dobrze by było przypomnieć dziś już nieco zwietrzałą postać byłego wiceprzewodniczącego Platformy Obywatelskiej, Janusza Palikota, który u szczytu swojej politycznej kariery, opublikował na swoim blogu pewien komiks. Jak mówię, pisałem już o tym wcześniej, jednak, jak się domyślam, przez autentyczny natłok podobnych gestów ze strony ówczesnej władzy, podana przeze mnie informacja w owym zgiełku zginęła. Mam dziś nadzieję, że może tym razem znajdziemy chwilę, by to coś skomentować.
 
       Niewątpliwą zasługą pewnego naszego kolegi było to, że jako pierwszy z nas, z czystej miłości do wiedzy i do nauki, wlazł na blog Palikota i dokonał tak zwanego rekonesansu. Jestem bezwzględnie przekonany – i to niezależnie od tego, co sobie niektórzy z nas myślą – że gdyby nie on i nie ten jego gest, bylibyśmy dziś znacznie dalej niż jesteśmy. Jeśli idzie natomiast o mnie, próbowałem tu już raz zwrócić uwagę na to coś, co zostało nam odsłonięte, ale najwidoczniej albo nikt na tę informacje nie zechciał zwrócić uwagi, albo może i sobie ją zwrócił, tyle że – co jest akurat bardzo prawdopodobne – uznał, że zajmowanie się Palikotem jest powyżej jego godności, co akurat w tym wypadku – przy całym szacunku – uważam za wyjątkowo niemądre.
       A zatem, tyle gdy idzie o zasługi kolegów. Przejdźmy zatem do moich. Otóż ja postanowiłem zająć się dziś Palikotem – nie tyle jako przypadkiem, lecz zaledwie znakiem i symbolem – po to choćby, żeby spróbować zamknąć pewien rozdział naszych zainteresowań polską polityką, a może raczej tym, co się powszechnie nazywa polityką, a w rzeczywistości jest najczarniejszą opresją. Nie będę podawał linka do interesującej nas dziś internetowej strony, nawet nie dlatego, żeby nie nabijać Palikotowi licznika, ani też nie po to, żeby się nim nie zajmować więcej niż trzeba, ale zwyczajnie dlatego, że to jest zupełnie niepotrzebne. Proszę tam nawet nie zaglądać. Druk jest tak mały, że ledwo co widać, rysunki takie sobie, a resztę ja Wam opowiem.
       Chodzi mianowicie o to, że Janusz Palikot na swoim blogu uznał za interesujące opublikować stary, z całą pewnością jeszcze sprzed Katastrofy, komiks wyprodukowany przez jakiegoś Dąbrowskiego. Piszę „z całą pewnością”, choć właściwie w tej samej chwili przyszło mi do głowy, że wcale niekoniecznie. Może się okazać, że Palikot ów komiks, w tej właśnie postaci, zamówił u znajomego sobie artysty dziś, bo choć, jak już wiemy, życie przerosło wszelkie ludzkie zło, pokusa zrobienia kolejnego psikusa mogła być zbyt silna. Zwłaszcza dla kogoś takiego jak Palikot. Opublikował więc on ten komiks, który najogólniej rzecz ujmując opisuje taką oto sytuację. Jest rok 2014. W Polsce pełnię władzy dzierżą bracia Kaczyńscy. Lech Kaczyński jest prezydentem, a Jarosław naczelnikiem państwa. Okazuje się, że jeszcze w 2010 roku była szansa, żeby ich obu zamordować, ale kiedy już polewano ich benzyną i miano podpalić, pojawili się komandosi i obu uratowali. W 2011 roku były wybory, które mogły sprawy pozytywnie rozstrzygnąć, ale wybuchła tzw. afera Gowina, która utopiła Platformę Obywatelską. Poszło o to, że na tydzień przed wyborami okazało się, że Gowin ma jakiś majątek, na którym trzyma małe chińskie dzieci, zakute w łańcuchy, które wykorzystuje seksualnie. No i to pogrążyło Platformę i dało władzę PiS-owi. Niezadowoleni z takiego obrotu sprawy Polacy wywołali powstanie, które przerodziło się w krwawą i okrutną rzeź. Palikot, ołówkiem swojego pisarza, opisuje jak to powstańcy „Beatkę Kępę gwałcili młotem pneumatycznym i w końcu żywcem spalili pod Syrenką”, „Krzysia Putrę utopili w sedesie w Łazienkach”, a Zbigniewa Ziobrę ciągnięto na łańcuchu przez całe miasto za samochodem, by w końcu go zrzucić z Pałacu Kultury. Na szczęście, gdy było już naprawdę ciężko, do akcji wkroczyli z jednej strony zakopiańscy górale, a z drugiej gruzińscy żołnierze spec-służb i zaprowadzili porządek.
       To wszystko są wspomnienia, jakimi Lech Jarosław i Kaczyńscy się dzielą, siedząc w Pałacu Prezydenckim przy kominku i jedząc ciasteczka. Na lwach stojących przed Pałacem ludzie po kryjomu wymalowali obelżywe napisy, wokół panuje strach i noc, a oni siedzą w fotelach i jedzą te ciasteczka. W pewnym momencie do pokoju wpada wybijając szybę jakiś pakunek. Bracia się cieszą, bo wierzą, że to Pan Bóg wysłuchał ich modlitw i w nagrodę natchnął ludzi taką wdzięcznością, że ci przysłali im kolejną porcję ciastek. Tymczasem chwilę później eksploduje bomba i Lech i Jarosław Kaczyńscy giną rozerwani na strzępy. Całość, zatytułowaną „Nieświęty Mikołaj, czyli ostateczne rozwiązanie”, wieńczy napis „happy end”.
      Jak mówię, komiks ten został prawdopodobnie napisany jeszcze przed śmiercią Lecha Kaczyńskiego, stanowiąc wyłącznie zupełnie niezwykłe czy to zaklęcie, czy wręcz cudownie skuteczną modlitwę do Szatana, choć biorę też pod uwagę, że to mogło być specjalne zamówienie dnia dzisiejszego. O tym akurat też mogłoby świadczyć to, że wśród osób tam wymienionych, aż cztery zginęły w katastrofie pod Smoleńskiem – w tym, co bardzo znamienne, Przemysław Gosiewski, którego wyobraźnia czy to Palikota, czy tego drugiego, kazała „powiesić na jelitach”. Od pewnego czasu – a gdy idzie o mnie, właściwie od pierwszego dnia po Katastrofie – pojawiają się opinie, że to ta nienawiść, którą uruchomił System w ramach projektu mającego na celu zniszczenie jednej z partii politycznych, doprowadziła do śmierci Prezydenta i innych. Nawet nie drogą jakichś praktycznych gestów czy posunięć, ale przy pomocy słowa, które stało się ciałem. Zwykłego słowa. To tu to tam słychać zdanie, że czasem słowo potrafi nabrać takiej mocy, że się materializuje w postaci eksplozji dobra, bądź też eksplozji zła. Chrześcijanie nazywają to skutecznością modlitwy. W odpowiedzi na te sugestie, wielu ludzi wpada w autentyczne oburzenie i zadaje pytania typu: „A gdzie dowody?”, albo „To kto konkretnie ich zabił?”, lub wreszcie „Czy słowo może zabić?” To ostatnie pytanie pojawiło się wczoraj w ustach Konrada Piaseckiego skierowanych do Pawła Kowala. Kowal odpowiedział, że tak, że słowo potrafi zabić.
        Jeśli zatem komiks, o którym dziś rozmawiamy, rzeczywiście powstał przed 10 kwietnia, możemy powtórzyć za Kowalem: Tak. Słowo zabija. A ja od siebie dodam raz jeszcze: Tak. Modlitwy są wysłuchiwane. Wszystkie. Przez Boga, względnie przez Szatana.
       Co natomiast, jeśli powstał teraz, jako tęsknota za modlitwą, która nie została wypowiedziana? Jako wściekłość twórcy, że było już tak blisko do prawdziwego dzieła sztuki, i ktoś nagle wręcz z ręki mu wyrwał najpiękniejszy z pomysłów. I staje się już wyłącznie ową desperacka próbą powtórzenia wszystkiego jeszcze raz, od samego początku. Żeby można było w spokoju i z rosnącą satysfakcją odtworzyć na swój własny użytek przebieg całego tego procesu unicestwiania tego czegośmy zawsze szczerze nienawidzili. Wtedy już więc mamy Janusza Palikota, Platformę Obywatelską i cały System, którego oni stanowią najpiękniejszą i najmocniejszą część. W tym bowiem komiksie znajduje się całość tego projektu, który nas tak z każdym nowym dniem dręczy po to, by w końcu nas zabić. I nie ma uczciwej możliwości, żeby ktoś z nich przyszedł i nam powiedział, że to jest wyłącznie margines i przykry wypadek, że życie toczy się daleko poza tymi ekscesami, że Palikot  to ktoś kto już tak naprawdę nawet nie jest częścią Platformy, ktoś kto zawsze był jakimś tam ekscentrycznym politykiem spod Lublina, no a poza tym, kto z nas bez winy, niech rzuci kamieniem.
      Kiedy zaczynając pisać ten tekst wspomniałem coś o zamykaniu pewnego rozdziału, chodziło mi o to, że w pewnym sensie, od czasu gdy poznaliśmy ten akurat wpis na blogu Janusza Palikota, nic nie jest takie samo. Ani ten świński ryj, ani gadanie o alkoholizmie Lecha Kaczyńskiego, ani jego odpowiedzialności za Smoleńsk, ani apele o usunięcie tych zwłok z Wawelu nie mają najmniejszego znaczenia. Liczy się już w tej chwili wyłącznie ten bardzo zabawny obraz Przemysława Gosiewskiego powieszonego „za flaki” na pobliskim drzewie. Może być nawet na brzozie. I też bez znaczenia już jest, czy ten obraz był już modlitwą, czy dopiero tylko pełną refleksji potrzebą rozkoszowania się sukcesem. To jest i już pozostanie na zawsze. Jako znak i dowód. I żadne nowe słowa i nowe zaklęcia tego nie zmienią. Będzie już tylko to.
      Powiem jeszcze jaśniej, o co mi chodzi. Wspomniałem wcześniej o wczorajszej rozmowie Konrada Piaseckiego z Pawłem Kowalem. Piasecki bardzo Kowala naciskał, żeby ten wyjaśnił, dlaczego Jarosław Kaczyński porzucił język zgody i porozumienia na rzecz tego co wypowiada dziś. Skąd w ustach polityków Prawa i Sprawiedliwości tyle złych emocji, czemu wciąż słychać tylko oskarżenia i jakieś niepoparte niczym insynuacje? Co się stało z Jarosławem Kaczyńskim? Czemu nie można się zająć normalną zwykłą polityką, zamiast wciąż roztrząsać jakieś i tak nie do wyjaśnienia kwestie techniczne? Dziś w „Rzeczpospolitej”, Joanna Kluzik-Rostkowska idzie jeszcze dalej. Mówi mianowicie, że o ile na początku myślała, że zachowanie Jarosława Kaczyńskiego to wynik traumy, to dziś już sama nie wie. Mój serdeczny kolega Michał Dembiński na tym blogu zarzuca mi, że ja kpię z Tuska, podczas gdy sam narzekam na to, że inni nabijają się z Kaczyńskiego.
      Otóż ja wszystkim im mam do powiedzenia tylko jedno. Modlitwy zostały wysłuchane. Tak czy inaczej. Zostały wysłuchane. Wyżej przedstawiłem na to dowód. Wszystko co mi macie do powiedzenia w kwestii traum, elegancji i jej braku, właśnie przestało mnie interesować.
      Przeczytałem po latach tamten tekst raz jeszcze i nagle sobie zdałem sprawę, że jedynym powodem, dlaczego on wówczas nie wywołał ogólnopolskiej debaty (przypominam, że Palikot opublikował ów komiks jako wiceprzewodniczący rządzącej partii) musiało być to, że każdy kto go czytał, uznał, że to się nie zdarzyło i że to z mojej strony taka ironia. Otóż nie. To się autentycznie zdarzyło, a w dodatku fakt, że nikogo to nie obeszło, świadczy wyłącznie o tym, że na tle całej reszty, to faktycznie nie było nic takiego. Może rzeczywiście. Zachęcam do oceny.
 
Powyższy tekst stanowi jeden z rozdziałów mojej książki „Palimy licho, czyli o TymKtóryNiePrzepuszczaŻadnejOkazji”. Do kupienia w naszej księgarni pod adresem http://coryllus.pl/?wpsc-product=palimy-licho-czyli-o-tymktorynigdynieprzepuszczazadnejokazji.  Do Świąt jeszcze trochę zostało. Zachęcam do kupowania prezentów.
 


 

Polecane
Emerytury
Stażowe