Relacja Franciszka Kamińskiego ze strajku w Kopalni Rudna po wprowadzeniu stanu wojennego

Zamieszczamy relację ze strajku w Kopalni Rudna po wprowadzeniu stanu wojennego. Relacje opisał Franciszek Kamiński w maszynopisie. Maszynopis udostępnił Tygodnikowi Solidarność i Tysol.pl
nieznany Relacja Franciszka Kamińskiego ze strajku w Kopalni Rudna po wprowadzeniu stanu wojennego
nieznany / archiwum Solidarnosci
(…) Ja zgodnie z tygodniowym obłożeniem mam zjechać na dół, ale nie przebieram się, chodzę po szatniach, staram się rozeznać nastroje. Ludzie zakładają robocze ubrania, zaczynają pobierać lampy i pochłaniacze, szykują się do zjazdu. Gnam więc na nadszybie do znajomej sygnalistki Danki Kamińskiej. Mówię jej, że będzie strajk, niech więc na razie nie opuszcza na dół chętnych już do zjazdu. Wbrew oczekiwaniom, z pięcioosobowego Prezydium KZ [Zakładowej Komisji Robotniczej NSZZ „Solidarność” w ZG „Rudna”] zjawił się tylko Paweł Kotlicki, wybrany po mojej rezygnacji. Szybko dochodzimy do wniosku, że należy natychmiast powstrzymać ludzi od zjazdu, bo inaczej ze strajku nic nie będzie. Biegniemy na schody wiodące do markowni i nadszybia. Wyciągam z zanadrza transparent, rozciągamy go z Pawłem na szerokość schodów i wygłaszam krótkie przemówienie bez żadnego przygotowania: „To co się stało wczoraj, to jest bezprawie i zamach na swobody związkowe i obywatelskie. Nie możemy pozostać bierni i stwarzać pozorów akceptacji tego bezprawia. Jedyną dostępną bronią i formą protestu dla pracowników jest strajk. Tego domaga się honor i godność obywatela i związkowca”. Paweł uzupełnia moje wystąpienie. Nie zmuszamy nikogo do strajkowania, ale apelujemy o przystąpienie do protestu. Wiemy, że zaczynają strajkować inne kopalnie i huty miedzi, strajki trwają również w całej Polsce. Strajk w takiej chwili, to jest po prostu obywatelski obowiązek i nic nie może nas z tego obowiązku zwolnić bez piętna hańby. Wtem na schodach pojawia się dyrektor techniczny Andrzej J. [Januchta]. Odczytuje odpowiednie artykuły dekretu o stanie wojennym zakazujące strajków, działalności związkowej i grożące odpowiednio wysokimi wyrokami. Apeluje o rozsądek, respektowania prawa, uzasadnia już swoimi słowami dobrodziejstwa stanu wojennego. Zaczynają się gwizdy, obelgi pod adresem dyrektora J.

Uciszam ludzi, przekrzykując spora wrzawę, machając wolną ręka. Po chwili jest cisza jak makiem zasiał. Ripostuję dyrektorowi J., że to wszystko wiemy z radia,telewizji i obwieszczeń, a podane jest to w o wiele bardziej zrozumiałej formie i poprawną polszczyzną. Poza tym spojrzenie pana dyrektora na sprawę różni się cokolwiek od spojrzenia nas wszystkich. Wywołuje to śmiech i burzę oklasków. Tu muszę dodać, że spojrzenie dyrektora J. rzeczywiście różniło się od naszego, bo był on bowiem mocno zezowaty, a jego sposób formułowania zdań i słownictwo pozostawiało wiele do życzenia. Ludzie to w lot pochwycili i stąd ten śmiech i oklaski. Dyrektor odszedł jak zmyty, a ludzie już na nowo poczuli więź i zaufanie do siebie. Nie było potrzeby dalszego agitowania za strajkiem.

Około [godziny] 7.00 przyjeżdżają pracownicy umysłowi, wraz z nimi pojawiają się członkowie Prezydium KZ: przewodniczący Andrzej Poroszewski, jego zastępca Staszek Lembas, Krystyna Michalik – skarbnik –księgowa i Witek Majewski. Ponieważ siedziba „Solidarności” jest opieczętowana, jako tymczasowe lokum służy im markownia. Tam postanawiamy, że zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami Komisja Zakładowa zaczyna funkcjonować jako Komitet Strajkowy. Trzeba podejmować liczne decyzje w sprawie funkcjonowania kopalni, wyznaczać ludzi na niezbędne dyżury, konsultować to z dozorem. O 7.30 przychodzimy do dyrektora naczelnego Jana Sadeckiego. Są tam już zgromadzeni jego zastępcy, zawiadowca, kierownik robót górniczych i tzw. aktyw społeczno-polityczny: sekretarz PZPR, ZMS i przewodniczący związków branżowych. Wszyscy zachowują się jakby o niczym nie wiedzieli. Andrzej Poroszewski prosi dyrektora o wydanie polecenia otwarcia cechowni, bo ludzie nie mają się gdzie zgromadzić, a zachodzi pilna potrzeba spotkania dyrekcji z nimi. „Aktywiści” podnoszą głos, że nie ma takiej potrzeby w tej chwili, ludzie chcą pracować i nie można ich odrywać od pracy.

Wówczas wtrącam, że potrzeba jest, bo faktycznie jest strajk, czy się to komuś podoba, czy nie, że strajkujący zechcą pewnie wysunąć jakieś postulaty, a odmowa otwarcia cechowni może tylko spowodować zniszczenie całkiem porządnych drzwi. Spada na mnie grad oskarżeń o spowodowanie strajku, bardzo modny wówczas „ekstremizm” i rozrabiactwo. Słowna przepychanka między nami a dyrekcją i „aktywistami” trwa jakiś czas, ale w końcu do wszystkich dociera, że strajk jest naprawdę i dyrekcja może być tylko pośrednikiem między strajkującymi i władzami stanu wojennego, nie może natomiast tego strajku zgasić, bo tu nie chodzi o sprawy zakładowe.

Po otwarciu cechowni do zgromadzonych tam górników wkrótce przyszedł [dyrektor] naczelny Jan Sadecki. W krótkim przemówieniu powiedział, ze nie ocenia słuszności podjęcia strajku. Nie zamierza też nikogo agitować ani za, ani przeciw. Jesteśmy wszyscy dorosłymi ludźmi i zdajemy sobie sprawę z tego co się stało i wynikających stąd zagrożeń. On, jako dyrektor tej kopalni, górnik i jednocześnie członek NSZZ „Solidarność” pozostaje z nami niezależnie od rozwoju sytuacji i konsekwencji z tego wynikających, bowiem nadszedł czas, że godność i honor znaczą więcej niż kariera zawodowa i splendory władzy. To przemówienie spotkało się z ogromnym aplauzem strajkujących.

Następnego dnia wokół kopalni pojawiło się wojsko, a w zakładzie narastał animusz strajkujących. Nie no tylko spróbują nas zaatakować – mówili niektórzy – to im damy tak popalić, ze zapomną jak się nazywają. Zaczynało to być groźne. Jakieś tam kilofy, zaostrzone kotwie i łańcuchy przeciwko broni palnej – to może się skończyć tylko ofiarami, i to wśród naszych kolegów. Takiej odpowiedzialności [Zakładowy] Komitet Strajkowy nie mógł brać na swoje sumienie.

Robiliśmy wszystko, ryzykując utratę zaufania załogi, nawet wyrzucenie za bramę, by utemperować wojownicze nastroje. Wpuszczamy na teren kopalni pułkownika [Bogdana] Garusa i majora Maślanego z MO  oraz pułkownika Majewskiego z LWP, którzy chcą pertraktować z załogą o zakończeniu strajku. Przewodniczący Andrzej Poroszewski typuje cztery osoby do prowadzenia rozmów z wojskowo-milicyjnym sztabem: mnie, Pawła Kotlickiego i Staszka Sabata z naszej Komisji Zakładowej i Grzegorza Laskę z ZBK Bytom jako przedstawiciela firm inwestycyjnych strajkujących z nami. W piątkę udajemy się na spotkanie z dowódcami. Postraszyli nas odpowiednimi artykułami dekretu, żądając rozwiązania strajku. My przekonywaliśmy, że nie jesteśmy w stanie nakazać tego kilku tysiącom ludzi, którzy są przy tym nastawieni raczej agresywnie, najlepiej niech się sami przekonają o nastrojach i spróbują porozmawiać ze strajkującymi na cechowni. Oczywiście ich przemówienia nikogo nie zastraszyły, a wystąpienie płk. Majewskiego, który słabo mówił po polsku i używał jakiejś polsko-rosyjskiej mieszanki, omal nie skończyły się zlinczowaniem. Znowu musieliśmy rzucić na szalę cały swój autorytet, by do tego nie dopuścić. We wtorek i środę jeszcze kilkakrotnie spotkaliśmy się z dowódcami, ale do niczego to nie doprowadziło. Wspólny wyjazd na „pole zachodnie” naszej kopalni utwierdził tylko nas i mundurowych, że ludzie dobrowolnie nie opuszczą kopalni. Upór strajkujących i solidarna z załogą postawa dyrektora Jana Sadeckiego spowodowała zdjęcie go ze stanowiska. Zakład zostaje zmilitaryzowany, płk. Majewski zostaje jego komisarzem i mianuje dyrektorem naczelnym Andrzeja Januchtę. Cały czas utrzymywaliśmy swoimi sposobami kontakt z innymi zakładami, wiedzieliśmy więc, jak kolejno pacyfikowano ZANAM, ZG „Lubin”, ZG „Polkowice” i DEFIL [Dolnośląską Fabrykę Instrumentów Lutniczych w Lubinie].

#NOWA_STRONA#

Górnicy z ZG „Polkowice” częściowo przeszli do nas istniejącym, podziemnym połączeniem. Trzymała się Huta [Miedzi] „Głogów”, grożąc w razie interwencji wygaszeniem pieców. Z radia dowiedzieliśmy się o masakrze na „Wujku”. Było już wiadomo, ze władza nie liczy się z niczym i jest gotowa na wszystko. W tej sytuacji wszyscy już zrozumieli, czym by się skończył aktywny opór w czasie interwencji. Można było tylko robić rzeczy ułatwiające wyjście z godnością i opóźniające bezpośredni kontakt z ZOMO. Plan opuszczenia zakładu opracowaliśmy dokładnie w różnych wariantach w zależności od kierunku uderzenia. Ostatnia noc strajku miała bardzo poważny charakter. Wszyscy zdawali sobie sprawę z grozy sytuacji. Odprawiono Mszę świętą, spowiedź powszechną, a ksiądz udzielił wszystkim absolucji in articulo mortis.

Było chyba około [godziny] 7.00 rano, jeszcze ciemno i gęsta mgła, gdy rozpoczął się atak. Poczynione wcześniej przygotowania i zabezpieczenia nie dopuściły do narażenia zdrowia i życia strajkujących. Strajkujący w z góry ustalonym porządku opuszczali zakład w dwóch grupach pod moim i Andrzeja Poroszewskiego dowództwem do punktu zbornego w kościele w Polkowicach. Po zajęciu szybów głównych ZOMO około południa spacyfikowały szyby zachodnie.

Nasza piątka prowadząca rozmowy, znana z nazwisk i wyglądu niemiała innego wyjścia niż ukrywanie się. Po kilku dniach okazało się, że Staszka Sabata nikt nie poszukuje, może dlatego, ze mjr Maślany był jego kuzynem? To dla nas było bardzo korzystne, że jeden z nas, godzien absolutnego zaufania może się swobodnie poruszać. Nie zawiodłem się i później ani razu na Staszku Sabacie.

Franciszek Kamiński

 

Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

POLECANE
Kłopot w Pałacu Buckingham. Chodzi o księcia Harry'ego z ostatniej chwili
Kłopot w Pałacu Buckingham. Chodzi o księcia Harry'ego

Informacje o chorobie nowotworowej księżnej Kate i króla Karola III spędzają sen z powiek Brytyjczykom. W mediach nie brakuje nowych informacji związanych ze stanem zdrowia arystokratów. Pojawiły się również doniesienia dotyczące księcia Harry'ego, który już niedługo ma zjawić się w Wielkiej Brytanii.

Burza w Pałacu Buckingham. Lekarz zabrał głos ws. króla Karola III z ostatniej chwili
Burza w Pałacu Buckingham. Lekarz zabrał głos ws. króla Karola III

Temat choroby króla Karola III wciąż rozgrzewa media. O monarchę martwią się zarówno członkowie rodziny królewskiej, jak i poddani. W sprawie pojawiły się nowe informacje.

Katastrofa budowlana w Małopolsce. Jest ofiara śmiertelna i osoby ranne z ostatniej chwili
Katastrofa budowlana w Małopolsce. Jest ofiara śmiertelna i osoby ranne

Jedna osoba zginęła, a trzy zostały ranne w wyniku zawalenia się ściany budynku gospodarczego w miejscowości Dębno (Małopolskie).

Katastrofa amerykańskiego myśliwca F-16 z ostatniej chwili
Katastrofa amerykańskiego myśliwca F-16

W pobliżu bazy sił powietrznych Holloman w stanie Nowy Meksyk doszło do katastrofy. Chodzi o amerykański myśliwiec F-16.

Nie żyje znany pisarz z ostatniej chwili
Nie żyje znany pisarz

Media obiegła informacja o śmierci znanego pisarza. Paul Auster miał 77 lat.

Za dostarczenie do Niemiec, migranci zapłacili przemytnikom potężne pieniądze. Są zatrzymania Wiadomości
Za dostarczenie do Niemiec, migranci zapłacili przemytnikom potężne pieniądze. Są zatrzymania

Setki tysięcy jak nie miliony ludzi na tej planecie chciałoby żyć w Europie. Dla wielu z nich spełnieniem marzeń i krajem docelowym są Niemcy. Dotarcie do tego kraju jest jednak trudne, niebezpieczne i w większości przypadków po prostu nierealne.

Ten moment... . Dramat gwiazdy M jak miłość z ostatniej chwili
"Ten moment... ". Dramat gwiazdy "M jak miłość"

Aktorka Anna Mucha podzieliła się z fanami informacją o przykrym incydencie, jaki miał miejsce w jej domu. Wszystko stało się po tym, jak gwiazda wyjechała na krótki urlop.

Ks. Janusz Chyła: Europy nie można zrozumieć i ocalić bez Chrystusa Wiadomości
Ks. Janusz Chyła: Europy nie można zrozumieć i ocalić bez Chrystusa

Kultura, w której zostaliśmy wychowani, uczy szacunku wobec starszych. Europa nazywana jest „starym kontynentem”, co budzi zrozumiały respekt. Przywilejem starszych jest prawo do zmęczenia. I chyba jesteśmy świadkami zadyszki, jakiej doznaje nasz kontynent zarówno w swoich instytucjach, jak i w świadomości wielu mieszkańców. Może to powodować zniechęcenie i prowadzić do odżywania starych lub tworzenia nowych ideologicznych uproszczeń. Postawa bardziej wyważona, wskazuje jednak na potrzebę wdzięczności za przekazane dziedzictwo i gotowości twórczego zaangażowania w jego pomnażanie.

Prezydent Duda: potrzebujemy wielkiego lotniska w sercu Europy z ostatniej chwili
Prezydent Duda: potrzebujemy wielkiego lotniska w sercu Europy

Potrzebujemy wielkiego lotniska w sercu Europy – mówił w środę w Poznaniu prezydent Andrzej Duda. Podkreślił, że koleje szybkich prędkości, wielki transport lotniczy, potężna, rozwijająca się polska gospodarka to nasze wyzwanie na kolejne 20 lat w UE.

To robi wrażenie. Von der Leyen o Polsce w UE z ostatniej chwili
"To robi wrażenie". Von der Leyen o Polsce w UE

- Powinniśmy byli bardziej słuchać tego, co mówią kraje Europy Środkowej w sprawie Rosji i wcześniej podjąć zdecydowane działania - powiedziała w środę na konferencji prasowej w Brukseli przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen przy okazji 20. rocznicy rozszerzenia UE m.in. o Polskę.

REKLAMA

Relacja Franciszka Kamińskiego ze strajku w Kopalni Rudna po wprowadzeniu stanu wojennego

Zamieszczamy relację ze strajku w Kopalni Rudna po wprowadzeniu stanu wojennego. Relacje opisał Franciszek Kamiński w maszynopisie. Maszynopis udostępnił Tygodnikowi Solidarność i Tysol.pl
nieznany Relacja Franciszka Kamińskiego ze strajku w Kopalni Rudna po wprowadzeniu stanu wojennego
nieznany / archiwum Solidarnosci
(…) Ja zgodnie z tygodniowym obłożeniem mam zjechać na dół, ale nie przebieram się, chodzę po szatniach, staram się rozeznać nastroje. Ludzie zakładają robocze ubrania, zaczynają pobierać lampy i pochłaniacze, szykują się do zjazdu. Gnam więc na nadszybie do znajomej sygnalistki Danki Kamińskiej. Mówię jej, że będzie strajk, niech więc na razie nie opuszcza na dół chętnych już do zjazdu. Wbrew oczekiwaniom, z pięcioosobowego Prezydium KZ [Zakładowej Komisji Robotniczej NSZZ „Solidarność” w ZG „Rudna”] zjawił się tylko Paweł Kotlicki, wybrany po mojej rezygnacji. Szybko dochodzimy do wniosku, że należy natychmiast powstrzymać ludzi od zjazdu, bo inaczej ze strajku nic nie będzie. Biegniemy na schody wiodące do markowni i nadszybia. Wyciągam z zanadrza transparent, rozciągamy go z Pawłem na szerokość schodów i wygłaszam krótkie przemówienie bez żadnego przygotowania: „To co się stało wczoraj, to jest bezprawie i zamach na swobody związkowe i obywatelskie. Nie możemy pozostać bierni i stwarzać pozorów akceptacji tego bezprawia. Jedyną dostępną bronią i formą protestu dla pracowników jest strajk. Tego domaga się honor i godność obywatela i związkowca”. Paweł uzupełnia moje wystąpienie. Nie zmuszamy nikogo do strajkowania, ale apelujemy o przystąpienie do protestu. Wiemy, że zaczynają strajkować inne kopalnie i huty miedzi, strajki trwają również w całej Polsce. Strajk w takiej chwili, to jest po prostu obywatelski obowiązek i nic nie może nas z tego obowiązku zwolnić bez piętna hańby. Wtem na schodach pojawia się dyrektor techniczny Andrzej J. [Januchta]. Odczytuje odpowiednie artykuły dekretu o stanie wojennym zakazujące strajków, działalności związkowej i grożące odpowiednio wysokimi wyrokami. Apeluje o rozsądek, respektowania prawa, uzasadnia już swoimi słowami dobrodziejstwa stanu wojennego. Zaczynają się gwizdy, obelgi pod adresem dyrektora J.

Uciszam ludzi, przekrzykując spora wrzawę, machając wolną ręka. Po chwili jest cisza jak makiem zasiał. Ripostuję dyrektorowi J., że to wszystko wiemy z radia,telewizji i obwieszczeń, a podane jest to w o wiele bardziej zrozumiałej formie i poprawną polszczyzną. Poza tym spojrzenie pana dyrektora na sprawę różni się cokolwiek od spojrzenia nas wszystkich. Wywołuje to śmiech i burzę oklasków. Tu muszę dodać, że spojrzenie dyrektora J. rzeczywiście różniło się od naszego, bo był on bowiem mocno zezowaty, a jego sposób formułowania zdań i słownictwo pozostawiało wiele do życzenia. Ludzie to w lot pochwycili i stąd ten śmiech i oklaski. Dyrektor odszedł jak zmyty, a ludzie już na nowo poczuli więź i zaufanie do siebie. Nie było potrzeby dalszego agitowania za strajkiem.

Około [godziny] 7.00 przyjeżdżają pracownicy umysłowi, wraz z nimi pojawiają się członkowie Prezydium KZ: przewodniczący Andrzej Poroszewski, jego zastępca Staszek Lembas, Krystyna Michalik – skarbnik –księgowa i Witek Majewski. Ponieważ siedziba „Solidarności” jest opieczętowana, jako tymczasowe lokum służy im markownia. Tam postanawiamy, że zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami Komisja Zakładowa zaczyna funkcjonować jako Komitet Strajkowy. Trzeba podejmować liczne decyzje w sprawie funkcjonowania kopalni, wyznaczać ludzi na niezbędne dyżury, konsultować to z dozorem. O 7.30 przychodzimy do dyrektora naczelnego Jana Sadeckiego. Są tam już zgromadzeni jego zastępcy, zawiadowca, kierownik robót górniczych i tzw. aktyw społeczno-polityczny: sekretarz PZPR, ZMS i przewodniczący związków branżowych. Wszyscy zachowują się jakby o niczym nie wiedzieli. Andrzej Poroszewski prosi dyrektora o wydanie polecenia otwarcia cechowni, bo ludzie nie mają się gdzie zgromadzić, a zachodzi pilna potrzeba spotkania dyrekcji z nimi. „Aktywiści” podnoszą głos, że nie ma takiej potrzeby w tej chwili, ludzie chcą pracować i nie można ich odrywać od pracy.

Wówczas wtrącam, że potrzeba jest, bo faktycznie jest strajk, czy się to komuś podoba, czy nie, że strajkujący zechcą pewnie wysunąć jakieś postulaty, a odmowa otwarcia cechowni może tylko spowodować zniszczenie całkiem porządnych drzwi. Spada na mnie grad oskarżeń o spowodowanie strajku, bardzo modny wówczas „ekstremizm” i rozrabiactwo. Słowna przepychanka między nami a dyrekcją i „aktywistami” trwa jakiś czas, ale w końcu do wszystkich dociera, że strajk jest naprawdę i dyrekcja może być tylko pośrednikiem między strajkującymi i władzami stanu wojennego, nie może natomiast tego strajku zgasić, bo tu nie chodzi o sprawy zakładowe.

Po otwarciu cechowni do zgromadzonych tam górników wkrótce przyszedł [dyrektor] naczelny Jan Sadecki. W krótkim przemówieniu powiedział, ze nie ocenia słuszności podjęcia strajku. Nie zamierza też nikogo agitować ani za, ani przeciw. Jesteśmy wszyscy dorosłymi ludźmi i zdajemy sobie sprawę z tego co się stało i wynikających stąd zagrożeń. On, jako dyrektor tej kopalni, górnik i jednocześnie członek NSZZ „Solidarność” pozostaje z nami niezależnie od rozwoju sytuacji i konsekwencji z tego wynikających, bowiem nadszedł czas, że godność i honor znaczą więcej niż kariera zawodowa i splendory władzy. To przemówienie spotkało się z ogromnym aplauzem strajkujących.

Następnego dnia wokół kopalni pojawiło się wojsko, a w zakładzie narastał animusz strajkujących. Nie no tylko spróbują nas zaatakować – mówili niektórzy – to im damy tak popalić, ze zapomną jak się nazywają. Zaczynało to być groźne. Jakieś tam kilofy, zaostrzone kotwie i łańcuchy przeciwko broni palnej – to może się skończyć tylko ofiarami, i to wśród naszych kolegów. Takiej odpowiedzialności [Zakładowy] Komitet Strajkowy nie mógł brać na swoje sumienie.

Robiliśmy wszystko, ryzykując utratę zaufania załogi, nawet wyrzucenie za bramę, by utemperować wojownicze nastroje. Wpuszczamy na teren kopalni pułkownika [Bogdana] Garusa i majora Maślanego z MO  oraz pułkownika Majewskiego z LWP, którzy chcą pertraktować z załogą o zakończeniu strajku. Przewodniczący Andrzej Poroszewski typuje cztery osoby do prowadzenia rozmów z wojskowo-milicyjnym sztabem: mnie, Pawła Kotlickiego i Staszka Sabata z naszej Komisji Zakładowej i Grzegorza Laskę z ZBK Bytom jako przedstawiciela firm inwestycyjnych strajkujących z nami. W piątkę udajemy się na spotkanie z dowódcami. Postraszyli nas odpowiednimi artykułami dekretu, żądając rozwiązania strajku. My przekonywaliśmy, że nie jesteśmy w stanie nakazać tego kilku tysiącom ludzi, którzy są przy tym nastawieni raczej agresywnie, najlepiej niech się sami przekonają o nastrojach i spróbują porozmawiać ze strajkującymi na cechowni. Oczywiście ich przemówienia nikogo nie zastraszyły, a wystąpienie płk. Majewskiego, który słabo mówił po polsku i używał jakiejś polsko-rosyjskiej mieszanki, omal nie skończyły się zlinczowaniem. Znowu musieliśmy rzucić na szalę cały swój autorytet, by do tego nie dopuścić. We wtorek i środę jeszcze kilkakrotnie spotkaliśmy się z dowódcami, ale do niczego to nie doprowadziło. Wspólny wyjazd na „pole zachodnie” naszej kopalni utwierdził tylko nas i mundurowych, że ludzie dobrowolnie nie opuszczą kopalni. Upór strajkujących i solidarna z załogą postawa dyrektora Jana Sadeckiego spowodowała zdjęcie go ze stanowiska. Zakład zostaje zmilitaryzowany, płk. Majewski zostaje jego komisarzem i mianuje dyrektorem naczelnym Andrzeja Januchtę. Cały czas utrzymywaliśmy swoimi sposobami kontakt z innymi zakładami, wiedzieliśmy więc, jak kolejno pacyfikowano ZANAM, ZG „Lubin”, ZG „Polkowice” i DEFIL [Dolnośląską Fabrykę Instrumentów Lutniczych w Lubinie].

#NOWA_STRONA#

Górnicy z ZG „Polkowice” częściowo przeszli do nas istniejącym, podziemnym połączeniem. Trzymała się Huta [Miedzi] „Głogów”, grożąc w razie interwencji wygaszeniem pieców. Z radia dowiedzieliśmy się o masakrze na „Wujku”. Było już wiadomo, ze władza nie liczy się z niczym i jest gotowa na wszystko. W tej sytuacji wszyscy już zrozumieli, czym by się skończył aktywny opór w czasie interwencji. Można było tylko robić rzeczy ułatwiające wyjście z godnością i opóźniające bezpośredni kontakt z ZOMO. Plan opuszczenia zakładu opracowaliśmy dokładnie w różnych wariantach w zależności od kierunku uderzenia. Ostatnia noc strajku miała bardzo poważny charakter. Wszyscy zdawali sobie sprawę z grozy sytuacji. Odprawiono Mszę świętą, spowiedź powszechną, a ksiądz udzielił wszystkim absolucji in articulo mortis.

Było chyba około [godziny] 7.00 rano, jeszcze ciemno i gęsta mgła, gdy rozpoczął się atak. Poczynione wcześniej przygotowania i zabezpieczenia nie dopuściły do narażenia zdrowia i życia strajkujących. Strajkujący w z góry ustalonym porządku opuszczali zakład w dwóch grupach pod moim i Andrzeja Poroszewskiego dowództwem do punktu zbornego w kościele w Polkowicach. Po zajęciu szybów głównych ZOMO około południa spacyfikowały szyby zachodnie.

Nasza piątka prowadząca rozmowy, znana z nazwisk i wyglądu niemiała innego wyjścia niż ukrywanie się. Po kilku dniach okazało się, że Staszka Sabata nikt nie poszukuje, może dlatego, ze mjr Maślany był jego kuzynem? To dla nas było bardzo korzystne, że jeden z nas, godzien absolutnego zaufania może się swobodnie poruszać. Nie zawiodłem się i później ani razu na Staszku Sabacie.

Franciszek Kamiński

 


Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

Polecane
Emerytury
Stażowe