Nie bójmy się iść na "Smoleńsk". Recenzja filmu

Na „Smoleńsk" wybierałam się ze świadomością, iż obejrzę film, który prawdopodobnie nie powstałby, gdyby nie niezłomna wola jego twórców. Oni, wbrew atakom mainstreamowych mediów, środowiskowych krytyków i zwykłych internetowych hejterów, nieugięcie robili swoje. Ostatecznie, mimo wielu przeszkód, powstał obraz, który mimo niewątpliwych słabości, obejrzeć warto.
M. Żegliński Nie bójmy się iść na "Smoleńsk". Recenzja filmu
M. Żegliński / Tygodnik Solidarność
Dlaczego? Choćby ze zwykłej ciekawości – czy rzeczywiście zasłużył na falę krytyki, która przelewa się dziś po internecie. Innymi słowy – na temat tak głośnego filmu po prostu trzeba mieć własne zdanie. Poza tym obraz Antoniego Krauzego ma też wiele atutów. Dostrzeżemy je bez trudu, o ile jesteśmy w stanie oczyścić umysł z uprzedzeń i opinii tych, którzy filmu wprawdzie nie widzieli, ale już zdążyli się dowiedzieć, co o nim myśleć „wypada”. I mam tu na myśli opinie z obu stron barykady.

„Smoleńsk” to fuzja filmu dokumentalnego z fabularnym. Zapewne spodoba się tym, którzy cenią różnego rodzaju retrospekcje. Sprawnie skonstruowana fabuła umożliwia ujrzenie wielu aspektów tego, co działo się po tragedii – od działań mediów, na polityczne zamówienie sprzedających widzom „prawdę” o katastrofie, przez spolaryzowane, czasem histeryczne wręcz reakcje społeczne, aż po to, jak śledztwo zostało odebrane za oceanem. To zdecydowanie mocne strony „Smoleńska”, sprawiające, że film śmiało można pokazać widzom zagranicznym, jako dokumentujący to, co wydarzyło się w Polsce w związku z jedną z największych polskich tragedii od czasów II wojny światowej.

Dobry pomysł, zła realizacja

Fikcyjny wątek fabularny, którego główną postacią jest dziennikarka jednej z wiodących stacji telewizyjnych, niewątpliwie spaja całość i nadaje jej pewien kierunek. Sam pomysł, by przedstawić wewnętrzną przemianę bohaterki, dokonującą się pod wpływem obserwowanych przez nią zdarzeń, był na pewno dobry.

Niestety, rola Niny mogła zostać zagrana przez Beatę Fido zdecydowanie lepiej. Niewielki zestaw cynicznych uśmiechów to zbyt mało, by przedstawić gamę emocji, z którymi musiała zmagać się dziennikarka. Bez względu na to, w jakiej sytuacji ją widzimy – czy to spotkanie z wdową po generale Błasiku, rodzinami smoleńskimi, krzyczącym tłumem na ulicy – aktorka wciąż stosuje te same środki wyrazu. Szkoda, gdyż rola Niny miała duży potencjał, by pociągnąć fabularny wątek filmu i tym samym uczynić go ciekawszym. Nie udało się.
Słabością filmu jest także chaos, który zapanował w scenariuszu. Niektóre sceny wydają się być wyjęte z kontekstu, urwane i zupełnie przypadkowe. Być może wpływ na to miał fakt, iż za scenariusz odpowiadało aż czterech autorów. Nie posłużyło to realizacji, choć zdaję sobie sprawę, iż niedociągnięcia mogły wynikać z pośpiechu czy stanu zdrowia reżysera, który na długo przed premierą zapowiadał, iż „Smoleńsk” będzie jego ostatnim filmem. Mogę tylko zgadywać, że te okoliczności nie pozostały bez wpływu na pracę nad scenariuszem.

Dokument
Duża liczba oryginalnych archiwalnych scen nakręconych po tragedii smoleńskiej na warszawskich ulicach może sprawić, że na nowo poczujemy wzruszenia tamtych dramatycznych kwietniowych dni. To nadaje filmowi dużą wartość dokumentalną, jednak z punktu widzenia widza poszukującego raczej wciągającej fabuły można zauważyć, iż jest tych scen zbyt wiele.
Wydaje się, że to na ich rzecz twórcy musieli zredukować inne, niewątpliwie zasługujące na większą uwagę wątki. Należy do nich choćby sprawa tajemniczych śmierci świadków katastrofy, prywatne śledztwo Niny, kwestia działań służb specjalnych czy wątek rodzin ofiar tragedii smoleńskiej.

Ten ostatni, choć mógł być bardziej rozbudowany, stanowi mimo wszystko mocną stronę obrazu. Znane już ze zwiastunów „Smoleńska” sceny przedstawiające spawanie trumien, rozpoznawanie ofiar, a także ogrom niejasności i bałagan, za który odpowiedzialni byli w znacznej mierze Rosjanie, robią niemałe wrażenie. Twórcom udało się oddać atmosferę grozy, bezduszności procedur identyfikacji zwłok i chłód panujący w ponurych wnętrzach rosyjskich prosektoriów. Dobra gra aktorska Dominiki Figurskiej, wcielającej się w żonę jednej z ofiar, ukazuje, jak ogromnym dramatem musiał być dla rodzin smoleńskich wyjazd do Rosji. Trudno tu uniknąć skojarzeń z pamiętnymi scenami z „Czarnego Czwartku” przedstawiającymi pogrzeb Brunona Drywy. Za to wszystko plus.

Film jest też pewnego rodzaju zbiorem faktów w „sprawie smoleńskiej’ – takich, które znać powinien każdy, kto deklaruje wolę obiektywnego spojrzenia na przyczyny katastrofy, a zwłaszcza na sposób, w jaki została ona zbadana. Zaniedbania ze strony rządu, poważne błędy proceduralne, które można traktować już w kategoriach przestępstw, przemilczanie przez media istotnych szczegółów, posługiwanie się insynuacjami i pomówieniami – to zostało odnotowane w filmie i tym samym zwiększa jego znaczenie również jako świadectwa współpracy mediów głównego nurtu i sił politycznych. Reakcje na te wszystkie fakty pomysłowo zostają ukazane w „Smoleńsku” dzięki wprowadzeniu doń postaci amerykańskiego dziennikarza, obserwującego pracę polskiego rządu i telewizyjnych redaktorów. Tego typu sprytne zabiegi fabularne należą zresztą do głównych plusów obrazu.

Dwa plemiona
„Smoleńsk” dobrze pokazuje również to, jak katastrofa wpłynęła na nas jako społeczeństwo. Jasno przedstawia podział na „dwa plemiona, niczym Hutu i Tutsi” – jak określił to Antoni Krauze, z którym miałam przyjemność rozmawiać kilka tygodni temu. Ten rozdźwięk widoczny jest nawet wewnątrz rodzin, co możemy dostrzec choćby w scenach ukazujących prywatne relacje głównej bohaterki. Widzimy więc ludzi żyjących razem, jednak różniących się w poglądach – i dzielących się na tych, którzy chodzą na miesięcznice, i tych, którzy trzymają się od Smoleńska z daleka. Co ciekawe, podział ten ma zupełnie inny obraz w świecie amerykańskiej Polonii, gdzie wstydem jest raczej wierzyć w „ruską propagandę” (cytując jedną z postaci) niż w ewentualny zamach. Ten „odwrócony” układ sił może skłonić do przemyśleń.

Generałowa
Do atutów filmu należy również sposób, w jaki przedstawia on jedną z ważniejszych bohaterek zdarzeń, które nastąpiły po tragedii smoleńskiej. To postać wdowy po generale Błasiku, świetnie zagrana przez Aldonę Struzik. Sposób, w jaki ukazała niezłomność, siłę charakteru, ogromną wiarę w niewinność męża i wolę, by ją udowodnić, robi wrażenie. Kolejny punkt dla twórców „Smoleńska”.

Na uwagę zasługują także role Redbada Klynstry, który wcielił się w cynicznego szefa Niny; Lecha Łotockiego, świetnego jako prezydent Lech Kaczyński – zwłaszcza w scenie poruszającej przemowy na placu w Tbilisi; czy Anny Samusionek, bardzo wiarygodnej w roli prawicowej dziennikarki. Ogromna szkoda, że tak mało na ekranie Pierwszej Damy, zagranej przez Ewę Dałkowską.

Film dla „sekty smoleńskiej”? Wręcz przeciwnie!
Do mocnych stron filmu należy też piękna muzyka Michała Lorenca. Zaskoczyły mnie natomiast niespodziewanie sprawnie zrealizowane efekty specjalne. Mogliśmy mieć pewne obawy co do ich jakości po tym, jak problemy z nimi związane spowodowały opóźnienie premiery filmu. Jednak z pewnością sceny, w której samolot spada, ścinając czubki drzew smoleńskiego lasu, twórcy nie powinni się wstydzić, także ze względu na to, z jak wieloma trudnościami musieli się zmierzyć, również w kwestiach finansowania filmu. Niestety, limity budżetowe to standardowy już problem, na który narzekają polscy filmowcy.

Podsumowując – „Smoleńsk” to film przeciętny, obarczony niewątpliwymi słabościami. Nie zasłużył jednak na tak miażdżącą krytykę, jaką możemy znaleźć w popularnych mediach. Nie zasłużył ze względu na wyżej wymienione atuty, ale też choćby jeszcze z jednego powodu – to próba pokazania prawdy – niekoniecznie prawdy rozpatrywanej w kategoriach „zamach czy katastrofa”, lecz raczej świadectwa, jak wiele można zrobić, byśmy my, jako społeczeństwo, prawdy mieli się nigdy nie dowiedzieć. I choćby dlatego nie uważam dwóch godzin spędzonych w kinie za zmarnowane.

Anna Brzeska

 

POLECANE
Przewodnicząca Bundestagu nie owija w bawełnę: Niemcy burdelem Europy z ostatniej chwili
Przewodnicząca Bundestagu nie owija w bawełnę: Niemcy burdelem Europy

Przewodnicząca Bundestagu Julia Klöckner domaga się zaostrzenia prawa dotyczącego prostytucji. Twierdzi, że obowiązujące przepisy nie chronią kobiet, a Niemcy stały się „burdelem Europy”. Jej zdaniem konieczny jest zakaz kupowania seksu i zamykanie domów publicznych – na wzór tzw. modelu nordyckiego.

Poseł Marcin Józefaciuk opuszcza Klub Koalicji Obywatelskiej. Ujawnił powody z ostatniej chwili
Poseł Marcin Józefaciuk opuszcza Klub Koalicji Obywatelskiej. Ujawnił powody

Marcin Józefaciuk poinformował, że rezygnuje z członkostwa w Klubie Parlamentarnym Koalicji Obywatelskiej. Decyzję ogłosił w środę wieczorem w serwisie X, podkreślając, że została ona wymuszona sposobem, w jaki odwołano go z sejmowej Komisji Edukacji i Nauki. "Bez rozmowy, bez wcześniejszej informacji, bez możliwości wyjaśnienia" - zaznaczył

Samuel Pereira: „Żelazny” elektorat KO nie ma się czego bać tylko u nas
Samuel Pereira: „Żelazny” elektorat KO nie ma się czego bać

Afera działkowa zatacza coraz szersze kręgi i coraz mocniej uderza w obóz władzy. Rzecznik rządu Adam Szłapka, pytany o dymisję dyrektora Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa Henryka Smolarza, nie krył zdenerwowania. Odpowiadał wymijająco, a zamiast konkretów serwował kolejne oskarżenia wobec poprzedników z PiS.

Trump nie ma wątpliwości: Ludzie będą uciekać z Nowego Jorku z ostatniej chwili
Trump nie ma wątpliwości: Ludzie będą uciekać z Nowego Jorku

Ludzie będą uciekać przed komunizmem w Nowym Jorku - powiedział w środę prezydent USA Donald Trump, odnosząc się do wyników wtorkowych wyborów burmistrza tej metropolii, w których wygrał socjalista Zohran Mamdani.

Niebezpieczny atak na polskie patrole. Komunikat Straży Granicznej Wiadomości
Niebezpieczny atak na polskie patrole. Komunikat Straży Granicznej

Na polsko-białoruskiej granicy znów doszło do agresywnych prób nielegalnego przekroczenia granicy. 4 listopada cudzoziemcy rzucali w polskie patrole kawałkami drutu kolczastego, uszkadzając dwa pojazdy Straży Granicznej. Tylko w ostatni weekend odnotowano ponad 100 takich prób.

Import gazu LNG z USA do Polski. Dalej na Słowację i Ukrainę  Wiadomości
Import gazu LNG z USA do Polski. Dalej na Słowację i Ukrainę

Polska pracuje nad umową z USA ws. importu LNG, który ma trafić na Ukrainę i Słowację – podała Agencja Reutera, powołując się na anonimowe źródła zbliżone do sprawy.

Karolina Opolska zmyśliła przypisy w swojej książce? Jest oświadczenie dziennikarki TVP gorące
Karolina Opolska zmyśliła przypisy w swojej książce? Jest oświadczenie dziennikarki TVP

Dziennikarka TVP Info i była redaktor Onetu Karolina Opolska znalazła się w centrum kontrowersji po tym, jak ujawniono, że w swojej najnowszej książce miała zamieścić… nieistniejące przypisy. Część źródeł, na które się powoływała, miała zostać wymyślona. Karolina Opolska odniosła się do zarzutów.

Nawrocki jasno na Słowacji o Ukrainie: „Pomoc nie zwalnia mnie z obrony polskich interesów” pilne
Nawrocki jasno na Słowacji o Ukrainie: „Pomoc nie zwalnia mnie z obrony polskich interesów”

Prezydent Karol Nawrocki w Bratysławie mówił nie tylko o współpracy ze Słowacją, ale też o relacjach z Ukrainą. Podkreślił, że Polska może wspierać Kijów, ale nie kosztem własnych interesów.

Szalony pościg niemieckiej policji za Polakiem Wiadomości
Szalony pościg niemieckiej policji za Polakiem

Bawarska policja ścigała 31-letniego Polaka, który – będąc pod wpływem środków odurzających – uciekał przed kontrolą drogową. Pościg zakończył się dopiero po przejechaniu ponad 50 kilometrów i postawieniu policyjnych blokad.

Niemiecki pielęgniarz dostał dożywocie. Śledczy: „Zabijał, żeby był spokój” Wiadomości
Niemiecki pielęgniarz dostał dożywocie. Śledczy: „Zabijał, żeby był spokój”

Sąd w Akwizgranie skazał pielęgniarza na dożywocie za zabicie 10 pacjentów i 27 prób morderstwa. Śledczy nie mają wątpliwości – podawał leki uspokajające i przeciwbólowe, by „mieć ciszę” na oddziale.

REKLAMA

Nie bójmy się iść na "Smoleńsk". Recenzja filmu

Na „Smoleńsk" wybierałam się ze świadomością, iż obejrzę film, który prawdopodobnie nie powstałby, gdyby nie niezłomna wola jego twórców. Oni, wbrew atakom mainstreamowych mediów, środowiskowych krytyków i zwykłych internetowych hejterów, nieugięcie robili swoje. Ostatecznie, mimo wielu przeszkód, powstał obraz, który mimo niewątpliwych słabości, obejrzeć warto.
M. Żegliński Nie bójmy się iść na "Smoleńsk". Recenzja filmu
M. Żegliński / Tygodnik Solidarność
Dlaczego? Choćby ze zwykłej ciekawości – czy rzeczywiście zasłużył na falę krytyki, która przelewa się dziś po internecie. Innymi słowy – na temat tak głośnego filmu po prostu trzeba mieć własne zdanie. Poza tym obraz Antoniego Krauzego ma też wiele atutów. Dostrzeżemy je bez trudu, o ile jesteśmy w stanie oczyścić umysł z uprzedzeń i opinii tych, którzy filmu wprawdzie nie widzieli, ale już zdążyli się dowiedzieć, co o nim myśleć „wypada”. I mam tu na myśli opinie z obu stron barykady.

„Smoleńsk” to fuzja filmu dokumentalnego z fabularnym. Zapewne spodoba się tym, którzy cenią różnego rodzaju retrospekcje. Sprawnie skonstruowana fabuła umożliwia ujrzenie wielu aspektów tego, co działo się po tragedii – od działań mediów, na polityczne zamówienie sprzedających widzom „prawdę” o katastrofie, przez spolaryzowane, czasem histeryczne wręcz reakcje społeczne, aż po to, jak śledztwo zostało odebrane za oceanem. To zdecydowanie mocne strony „Smoleńska”, sprawiające, że film śmiało można pokazać widzom zagranicznym, jako dokumentujący to, co wydarzyło się w Polsce w związku z jedną z największych polskich tragedii od czasów II wojny światowej.

Dobry pomysł, zła realizacja

Fikcyjny wątek fabularny, którego główną postacią jest dziennikarka jednej z wiodących stacji telewizyjnych, niewątpliwie spaja całość i nadaje jej pewien kierunek. Sam pomysł, by przedstawić wewnętrzną przemianę bohaterki, dokonującą się pod wpływem obserwowanych przez nią zdarzeń, był na pewno dobry.

Niestety, rola Niny mogła zostać zagrana przez Beatę Fido zdecydowanie lepiej. Niewielki zestaw cynicznych uśmiechów to zbyt mało, by przedstawić gamę emocji, z którymi musiała zmagać się dziennikarka. Bez względu na to, w jakiej sytuacji ją widzimy – czy to spotkanie z wdową po generale Błasiku, rodzinami smoleńskimi, krzyczącym tłumem na ulicy – aktorka wciąż stosuje te same środki wyrazu. Szkoda, gdyż rola Niny miała duży potencjał, by pociągnąć fabularny wątek filmu i tym samym uczynić go ciekawszym. Nie udało się.
Słabością filmu jest także chaos, który zapanował w scenariuszu. Niektóre sceny wydają się być wyjęte z kontekstu, urwane i zupełnie przypadkowe. Być może wpływ na to miał fakt, iż za scenariusz odpowiadało aż czterech autorów. Nie posłużyło to realizacji, choć zdaję sobie sprawę, iż niedociągnięcia mogły wynikać z pośpiechu czy stanu zdrowia reżysera, który na długo przed premierą zapowiadał, iż „Smoleńsk” będzie jego ostatnim filmem. Mogę tylko zgadywać, że te okoliczności nie pozostały bez wpływu na pracę nad scenariuszem.

Dokument
Duża liczba oryginalnych archiwalnych scen nakręconych po tragedii smoleńskiej na warszawskich ulicach może sprawić, że na nowo poczujemy wzruszenia tamtych dramatycznych kwietniowych dni. To nadaje filmowi dużą wartość dokumentalną, jednak z punktu widzenia widza poszukującego raczej wciągającej fabuły można zauważyć, iż jest tych scen zbyt wiele.
Wydaje się, że to na ich rzecz twórcy musieli zredukować inne, niewątpliwie zasługujące na większą uwagę wątki. Należy do nich choćby sprawa tajemniczych śmierci świadków katastrofy, prywatne śledztwo Niny, kwestia działań służb specjalnych czy wątek rodzin ofiar tragedii smoleńskiej.

Ten ostatni, choć mógł być bardziej rozbudowany, stanowi mimo wszystko mocną stronę obrazu. Znane już ze zwiastunów „Smoleńska” sceny przedstawiające spawanie trumien, rozpoznawanie ofiar, a także ogrom niejasności i bałagan, za który odpowiedzialni byli w znacznej mierze Rosjanie, robią niemałe wrażenie. Twórcom udało się oddać atmosferę grozy, bezduszności procedur identyfikacji zwłok i chłód panujący w ponurych wnętrzach rosyjskich prosektoriów. Dobra gra aktorska Dominiki Figurskiej, wcielającej się w żonę jednej z ofiar, ukazuje, jak ogromnym dramatem musiał być dla rodzin smoleńskich wyjazd do Rosji. Trudno tu uniknąć skojarzeń z pamiętnymi scenami z „Czarnego Czwartku” przedstawiającymi pogrzeb Brunona Drywy. Za to wszystko plus.

Film jest też pewnego rodzaju zbiorem faktów w „sprawie smoleńskiej’ – takich, które znać powinien każdy, kto deklaruje wolę obiektywnego spojrzenia na przyczyny katastrofy, a zwłaszcza na sposób, w jaki została ona zbadana. Zaniedbania ze strony rządu, poważne błędy proceduralne, które można traktować już w kategoriach przestępstw, przemilczanie przez media istotnych szczegółów, posługiwanie się insynuacjami i pomówieniami – to zostało odnotowane w filmie i tym samym zwiększa jego znaczenie również jako świadectwa współpracy mediów głównego nurtu i sił politycznych. Reakcje na te wszystkie fakty pomysłowo zostają ukazane w „Smoleńsku” dzięki wprowadzeniu doń postaci amerykańskiego dziennikarza, obserwującego pracę polskiego rządu i telewizyjnych redaktorów. Tego typu sprytne zabiegi fabularne należą zresztą do głównych plusów obrazu.

Dwa plemiona
„Smoleńsk” dobrze pokazuje również to, jak katastrofa wpłynęła na nas jako społeczeństwo. Jasno przedstawia podział na „dwa plemiona, niczym Hutu i Tutsi” – jak określił to Antoni Krauze, z którym miałam przyjemność rozmawiać kilka tygodni temu. Ten rozdźwięk widoczny jest nawet wewnątrz rodzin, co możemy dostrzec choćby w scenach ukazujących prywatne relacje głównej bohaterki. Widzimy więc ludzi żyjących razem, jednak różniących się w poglądach – i dzielących się na tych, którzy chodzą na miesięcznice, i tych, którzy trzymają się od Smoleńska z daleka. Co ciekawe, podział ten ma zupełnie inny obraz w świecie amerykańskiej Polonii, gdzie wstydem jest raczej wierzyć w „ruską propagandę” (cytując jedną z postaci) niż w ewentualny zamach. Ten „odwrócony” układ sił może skłonić do przemyśleń.

Generałowa
Do atutów filmu należy również sposób, w jaki przedstawia on jedną z ważniejszych bohaterek zdarzeń, które nastąpiły po tragedii smoleńskiej. To postać wdowy po generale Błasiku, świetnie zagrana przez Aldonę Struzik. Sposób, w jaki ukazała niezłomność, siłę charakteru, ogromną wiarę w niewinność męża i wolę, by ją udowodnić, robi wrażenie. Kolejny punkt dla twórców „Smoleńska”.

Na uwagę zasługują także role Redbada Klynstry, który wcielił się w cynicznego szefa Niny; Lecha Łotockiego, świetnego jako prezydent Lech Kaczyński – zwłaszcza w scenie poruszającej przemowy na placu w Tbilisi; czy Anny Samusionek, bardzo wiarygodnej w roli prawicowej dziennikarki. Ogromna szkoda, że tak mało na ekranie Pierwszej Damy, zagranej przez Ewę Dałkowską.

Film dla „sekty smoleńskiej”? Wręcz przeciwnie!
Do mocnych stron filmu należy też piękna muzyka Michała Lorenca. Zaskoczyły mnie natomiast niespodziewanie sprawnie zrealizowane efekty specjalne. Mogliśmy mieć pewne obawy co do ich jakości po tym, jak problemy z nimi związane spowodowały opóźnienie premiery filmu. Jednak z pewnością sceny, w której samolot spada, ścinając czubki drzew smoleńskiego lasu, twórcy nie powinni się wstydzić, także ze względu na to, z jak wieloma trudnościami musieli się zmierzyć, również w kwestiach finansowania filmu. Niestety, limity budżetowe to standardowy już problem, na który narzekają polscy filmowcy.

Podsumowując – „Smoleńsk” to film przeciętny, obarczony niewątpliwymi słabościami. Nie zasłużył jednak na tak miażdżącą krytykę, jaką możemy znaleźć w popularnych mediach. Nie zasłużył ze względu na wyżej wymienione atuty, ale też choćby jeszcze z jednego powodu – to próba pokazania prawdy – niekoniecznie prawdy rozpatrywanej w kategoriach „zamach czy katastrofa”, lecz raczej świadectwa, jak wiele można zrobić, byśmy my, jako społeczeństwo, prawdy mieli się nigdy nie dowiedzieć. I choćby dlatego nie uważam dwóch godzin spędzonych w kinie za zmarnowane.

Anna Brzeska


 

Polecane
Emerytury
Stażowe