Somosierra. Szarża po wieczną sławę trwała niespełna dziesięć minut

210 lat temu wydawać się mogło ówczesnym Polakom, że nadchodzą nowe, wspaniałe czasy. Wszyscy trzej zaborcy zbierali ostre cięgi, stary system sypał się w gruzy. Armia cesarza Francuzów wkroczyła na nasze ziemie, bijąc Prusaków i Rosjan.
January Suchodolski "Bitwa pod Somosierrą Somosierra. Szarża po wieczną sławę trwała niespełna dziesięć minut
January Suchodolski "Bitwa pod Somosierrą / Tygodnik Solidarność
27 listopada 1806 roku francuska kawaleria Joachima Murata wkroczyła do Warszawy. Trzy tygodnie później na Zamek zajechał sam cesarz. Wtedy właśnie rozpoczęły się losy formacji – bohaterki tego artykułu. Najbardziej znanego oddziału polskiej jazdy w całej epopei napoleońskiej. Pułku polskich szwoleżerów gwardii.

Młodzież z wielkich rodów

Znaczna grupa polskich imigrantów od początku XIX wieku postawiła na Napoleona Bonaparte, jako tego, który może w znaczącym stopniu pomóc narodowej sprawie. Pierwszy Konsul, a następnie Cesarz Francuzów hołdy przyjmował chętnie, lecz do konkretnych działań się nie spieszył. Nawet gdy w 1806 roku wyruszył na wojnę z Prusami, nie ogłaszał tworzenia osobnych oddziałów o wyraźnie polskim charakterze. Towarzyszyła mu jednak Gwardia Honorowa Polska – grupa młodych ludzi z arystokratycznych polskich rodzin, na czele której stali m.in. Wincenty Krasiński, Tomasz Łubieński i Jan Kozietulski. Jak powiedziałby pan Zagłoba: - sama dobra szlachta…

Gwardziści nie szczędzili swojego zdrowia ani życia – uczestniczyli z powodzeniem między innymi w bitwach pod Pułtuskiem i Łopacinem. Być może ich odważna postawa sprawiła, że Napoleon zdecydował się na sformalizowanie formacji. 6 kwietnia 1807 roku w Finckenstein podpisał dekret o utworzeniu 1er Regiment de Chevau-legers Lanciers Polonais de la Garde Imperiale, czyli Pierwszego Polskiego Pułku Szwoleżerów – Lansjerów Gwardii Cesarskiej. Od początku jednostka miała elitarny charakter. Wstąpić do niej mogli bowiem jedynie młodzi ludzie, którzy spełniali dwa warunki – byli szlachtą i posiadali spory majątek. Żołnierze i oficerowie bowiem wyposażali się na własny koszt.

A było za co płacić. Koń, ujeżdżony i przeszkolony do służby kosztował spore pieniądze. Oficerowie musieli mieć dwa – dla siebie i ordynansa. Uzbrojenie (szablę, karabinek i pistolety – od 1810 roku też lance z proporczykiem) zapewniały służby cesarskie, lecz mundur każdy musiał sprawić sobie sam. Nie byle jaki – granatowa wełniana kurtka z amarantowymi wyłogami, kołnierzem i mankietami, srebrne wężyki na kołnierzu. Granatowe spodnie z amarantowym lampasem. Wysoką czapkę zdobiła nie tylko srebrna blacha z literą N, lecz także prawie półmetrowa kita ze strusich lub czaplich piór. Drogi był również kolisty płaszcz z dobrej wełny – granatowy dla oficerów i biały dla szeregowych.

Wydatki oficerskie były rzecz jasna o wiele wyższe, więc funkcje te w nowym pułku pełnili przede wszystkim młodzieńcy z domów magnackich, co nie zawsze podobało się bardziej doświadczonym, lecz uboższym kandydatom na szwoleżera. Dowódcą jednostki został pułkownik Wincenty Krasiński. Pułk składał się z czterech szwadronów, każdy szwadron miał dwie kompanie, a kompania pięć plutonów. W sumie – tysiąc z górą szabel. Szwadronami dowodzili: Tomasz Łubieński, Jan Kozietulski, Ferdynand Stokowski i Henryk Kamiński, jednym z plutonów zaś Seweryn Fredro, brat późniejszego komediopisarza.

Pierwsze marsze, wielki bój

Pułk formowano w Warszawie, w nieistniejących dziś Koszarach Mirowskich. Od początku podziwiany był przez mieszkańców stolicy Księstwa – pięknie umundurowani młodzieńcy na pięknych koniach wzbudzali zachwyt podczas parad i przemarszów. Jednostka nie pozostawała jednak długo w Warszawie, przeznaczona była przecież do osobistej asysty cesarza, a ten nie bawił długo w Księstwie Warszawskim. Od wczesnej wiosny 1808 roku poszczególne szwadrony wyruszyły w przez Francję do Hiszpanii. Towarzyszyły bratu Napoleona, Józefowi, podczas uroczystej koronacji na króla Hiszpanii. Rychło też weszły do walki z powstańcami, którzy nie chcieli na tronie przedstawiciela rodu parweniuszy z Korsyki. 14 lipca 1808 roku pułk stoczył pierwszy bój. Dwa szwadrony, dowodzone przez Kozietulskiego biły się z gerylasami pod Medina del Rio Seco. Jednak najsłynniejsza walka szwoleżerów była dopiero przed nimi. 

Na początku listopada dowodzenie w wojnie z hiszpańskimi buntownikami objął osobiście Napoleon. Po zdobyciu Burgos francuska armia ruszyła na Madryt. Miała do wyboru dwie drogi – główną przez Valladolid i Segovię, lub krótszą, lecz trudniejszą – przez Lermę i przełęcz Samosierra w górach Ayllon. Dowodzący hiszpańską obroną generał Benito San Juan dobrze ją ufortyfikował - strzegły jej cztery baterie armat oraz kilkutysięczna, w większości ochotnicza formacja piechurów, ukrytych za kamieniami i murkiem wzdłuż całej drogi. 

Wielka szarża szwoleżerów

30 listopada 1808 roku do podnóża przełęczy jako pierwsze dotarły trzy francuskie pułki piechoty wsparte oddziałem strzelców konnych, elitą francuskiej kawalerii. Szaserzy jednak niewiele zdziałali – ogień hiszpańskiej artylerii i piechoty zmusił ich do odwrotu. Cesarz obserwując te zmagania polecił generałowi Louisowi Pierre Montbrunowi, aby pod górę ruszył polski szwadron służbowy – był nim 3 szwadron, dowodzony przez Jana Kozietulskiego. Liczył ponad 120 szwoleżerów, w dwóch kompaniach. Montbrun, jeden z najbardziej doświadczonych dowódców jazdy zwrócił cesarzowi uwagę, iż atak wprost na armaty zakończy się klęską, a opinię tę  poparł szef sztabu cesarskiego marszałek Louis-Alexandre Berthier. Napoleon był jednak nieugięty. Zakończył dyskusję słowami „Laissez faire aux Polonais” (Zostawcie to Polakom) i osobisty adiutant Philippe de Segur ruszył do szwoleżerów z potwierdzeniem rozkazu. Pozostał przy szwadronie przez całą bitwę.



Do dziś nie wiadomo, jakie były zamiary Napoleona. Bardzo wielu historyków sądzi, że miało to być jedynie rozpoznanie walką – cesarz chciał dokładnie poznać lokalizację pozycji obrońców, w czym wcześniej przeszkadzała mu mgła. Dla polskich szwoleżerów intencje jednak nie były istotne. Kozietulski wydobył szablę i z okrzykiem „Naprzód psiekrwie, cesarz patrzy” ruszył skokiem ku pozycjom hiszpańskim. Szwoleżerowie ruszyli za nim. Pierwszą salwę dostali niemal w twarze – nie zwalniali jednak tempa ataku. Przeskoczyli nad pierwszą baterią, tnąc szablami kanonierów. Obsługa drugiej baterii została zaskoczona szybkością Polaków i niemal bez walki padła. Trzecia była już znacznie lepiej przygotowana. Kolejna salwa zdziesiątkowała szwadron, który nie zwalniał jednak ani przez moment. Obsługę armat wycięto w pień. Przed szwadronem pozostała ostatnia, czwarta bateria. Do szturmujących dołączył wówczas kolejny pluton szwoleżerów dowodzony przez podporucznika Andrzeja Niegolewskiego. Szarża dotarła do ostatniej baterii, wspieranej przez licznych piechurów. Atak zatrzymał się – lecz w tym samym momencie Polaków wsparli francuscy strzelcy konni. Po kilku minutach na przełęcz wdarły się tez pozostałe szwadrony polskiego pułku. Hiszpanie wpadli w panikę i ruszyli do ucieczki – na ich karkach jechał, rąbiąc ile sił, pułk szwoleżerów. Szarża trwała niespełna dziesięć minut. Francuska piechota ruszyła biegiem pod górę, aby obsadzić zdobyte pozycje. Droga na Madryt stała otworem. 

W ataku pułk stracił 57 ludzi – 22 zabitych i zmarłych po boju z odniesionych ran. Liczba ofiar wśród Hiszpanów nie jest znana. Wiadomo jedynie, że do niewoli trafiło około 3 tysięcy. Polscy szwoleżerowie udowodnili, że choć bez kopii i skrzydeł na plecach, są godnymi następcami husarzy spod Kłuszyna, Chocimia i Wiednia. Polska jazda od tego momentu uznawana była przez Napoleona i jego marszałków za najlepszą w całej Wielkiej Armii. 

Długa droga i smutny powrót

Pułk Szwoleżerów Gwardii towarzyszył Cesarzowi Francuzów odtąd zawsze. Bił się pod Wagram w 1809 roku i tam nauczył Francuzów, jak posługiwać się nieznaną im wcześniej lancą, którą polscy jeźdźcy słusznie uznawali za bardzo groźną broń w wyszkolonych rękach. W czasie kampanii moskiewskiej szwoleżerowie pokazali swoją klasę pod Wilnem, Mohylewem i Smoleńskiem, a w czasie nieszczęsnego odwrotu pod Małojarosławcem i nad Berezyną ponieśli straty sięgające siedemdziesięciu procent składu jednostki. Odtworzony pułk podzielono na dwa regimenty, które do końca walczyły za cesarską i polską sprawę. W Fontainebleu, gdzie Napoleon podpisał swoja abdykację, służbę pełnili właśnie polscy lekkokonni. Jeden szwadron pojechał z Bonaparte na Elbę. Dowodzony przez Pawła Jerzmanowskiego wyróżnił się w trakcie „Stu Dni”, walcząc dzielnie pod Ligny i Waterloo.

Pozostali szwoleżerowie powrócili do Polski jesienią 1814 roku. Formacja została rozwiązana, sztandar pułku przekazano do puławskiego muzeum Izabeli Czartoryskiej. Bardzo wielu byłych lekkokonnych biło się później w powstaniu listopadowym. Po odzyskaniu niepodległości w 1918 roku nie zapomniano o ich tradycjach. Kultywował je 1 Pułk Szwoleżerów Józefa Piłsudskiego (z którego wyłaniano tradycyjnie Szwadron Przyboczny Prezydenta Rzeczypospolitej). Stacjonująca w czasie pokoju w Warszawie jednostka biła się we wrześniu 1939 roku w ramach Mazowieckiej Brygady Kawalerii. Jej ostatki skapitulowały 3 października, wraz z grupą jazdy generała Andersa.

„Wkrótce nadjechał cesarz i krzyżem Legii Honorowej mnie zaszczycił. Pierwszy to był krzyż, który się pułkowi naszemu był dostał. Ja, najmłodszy oficer, pierwszym go jako szwoleżer zdobył, a do tego zdobyłem go sobie w dzień moich imienin. Pierwszy to raz było, żem do ojca nie dostał wiązarka na imieniny, ale za to dostałem go z rąk cesarza za krew dla ojczyzny w dniu imienin przelaną i jeszcze płynącą”. 


- Andrzej Niegolewski

Leszek Masierak

Artykuł w Nr 6 Tygodnika Solidarność dostępnego również w formie cyfrowej TUTAJ

 

POLECANE
Płońsk: Policyjny radiowóz uderzył w ogrodzenie Wiadomości
Płońsk: Policyjny radiowóz uderzył w ogrodzenie

W sobotę rano policyjny radiowóz uderzył w ogrodzenie jednej z posesji w Płońsku. Zatrzymano dwóch funkcjonariuszy, jeden miał 2 promile alkoholu we krwi, drugi 0,7 promila - przekazała PAP oficer prasowa Komendanta Powiatowego Policji w Płońsku kom. Kinga Drężek-Zmysłowska. W sprawie trwają czynności pod nadzorem prokuratora.

Bezcenne znalezisko w Gdyni sprzed 1000 lat Wiadomości
Bezcenne znalezisko w Gdyni sprzed 1000 lat

Archeolodzy pracujący na trasie przyszłej obwodnicy Witomina w Gdyni zidentyfikowali trzy kurhany, a w nich siedem grobów. Znaleziono m.in. skrzynię kamienną zawierającą popielnicę, której powstanie datuje się na ok. 1000-700 lat p.n.e. - podał gdyński magistrat.

Kultowy hit TVN znów na antenie. Widzów czeka zmiana Wiadomości
Kultowy hit TVN znów na antenie. Widzów czeka zmiana

Stacja TVN ogłosiła powrót kultowego teleturnieju „Milionerzy”. Nowe odcinki pojawią się na antenie od 18 maja, ale tym razem widzowie zobaczą je w weekendy - w soboty i niedziele o godzinie 19:45. Informacja wynika z najnowszego cennika reklam stacji.

KURDE - Ministerstwo Cyfryzacji zmieni nazwę usługi Wiadomości
KURDE - Ministerstwo Cyfryzacji zmieni nazwę usługi

Jak poinformowała "Rzeczpospolita", skrót nazwy usługi Kwalifikowanej Usługi Rejestrowanego Doręczenia Elektronicznego tak oburzyła jednego z obywateli, że postanowił złożyć w Sejmie petycję w tej sprawie.

Udawał dentystę i przyjmował pacjentów. 59-latek w rękach policji Wiadomości
Udawał dentystę i przyjmował pacjentów. 59-latek w rękach policji

Policjanci zatrzymali 59-letniego mężczyznę, który wykonywał zabiegi zdrowotne bez wymaganych uprawnień dentysty - poinformowała w sobotę na portalu X Komenda Stołeczna Policji. Dodano, że mężczyzna usłyszał zarzuty i grozi mu kara do roku pozbawienia wolności.

Nowe przepisy uderzą w działkowców. Łatwiejsze wywłaszczenia, niższe odszkodowania Wiadomości
Nowe przepisy uderzą w działkowców. Łatwiejsze wywłaszczenia, niższe odszkodowania

Na początku kwietnia Rada Ministrów przyjęła projekt ustawy, który może znacząco wpłynąć na przyszłość rodzinnych ogrodów działkowych (ROD). Zmiany zaproponowane przez rząd mają na celu uproszczenie procedur wywłaszczeń i przyspieszenie realizacji inwestycji związanych z obronnością kraju.

Kaczyński: Mamy trudny czas, życzę by ten czas się skończył Wiadomości
Kaczyński: Mamy trudny czas, życzę by ten czas się skończył

Wesołych świąt, wielkiego szczęścia, wszystkiego co dobre - życzył w sobotę prezes PiS Jarosław Kaczyński. Dodał, że obecnie nad Polską mamy ciemne chmury i trudny czas, dlatego życzy każdemu z osobna i wszystkim naraz, by ten czas się skończył.

Tragiczny wypadek. Nie żyje znany piłkarz Wiadomości
Tragiczny wypadek. Nie żyje znany piłkarz

Smutne wieści dotarły z Chorwacji. W wieku 39 lat zginął Nikola Pokrivač, były piłkarz Dinama Zagrzeb, AS Monaco, Salzburga i reprezentacji Chorwacji. O jego śmierci poinformował Chorwacki Związek Piłki Nożnej (HNS).

Po spadkach w sondażach sztab Trzaskowskiego zapowiada ofensywę polityka
Po spadkach w sondażach sztab Trzaskowskiego zapowiada ofensywę

Pracownia IBRIS w badaniu dla Polsatu potwierdza trend widoczny w innych sondażach, jakim są spadki w notowaniach dotychczasowego lidera Rafała Trzaskowskiego. W porównaniu do poprzedniego badania z marca kandydat Koalicji Obywatelskiej stracił 5,6 pkt proc. Dziś chce na niego głosować 30,8 proc. badanych.

Pogoda na Wielkanoc. IMGW wydał komunikat Wiadomości
Pogoda na Wielkanoc. IMGW wydał komunikat

Wielkanoc pogodna prawie w całym kraju, w sobotę, niedzielę i poniedziałek do 24 st. C, jedynie na Pomorzu temperatura niższa do 13 st. C. - powiedział PAP Grzegorz Walijewski z Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej. Dodał, że deszcz możliwy na Mazowszu, Suwalszczyźnie i w rejonach górskich.

REKLAMA

Somosierra. Szarża po wieczną sławę trwała niespełna dziesięć minut

210 lat temu wydawać się mogło ówczesnym Polakom, że nadchodzą nowe, wspaniałe czasy. Wszyscy trzej zaborcy zbierali ostre cięgi, stary system sypał się w gruzy. Armia cesarza Francuzów wkroczyła na nasze ziemie, bijąc Prusaków i Rosjan.
January Suchodolski "Bitwa pod Somosierrą Somosierra. Szarża po wieczną sławę trwała niespełna dziesięć minut
January Suchodolski "Bitwa pod Somosierrą / Tygodnik Solidarność
27 listopada 1806 roku francuska kawaleria Joachima Murata wkroczyła do Warszawy. Trzy tygodnie później na Zamek zajechał sam cesarz. Wtedy właśnie rozpoczęły się losy formacji – bohaterki tego artykułu. Najbardziej znanego oddziału polskiej jazdy w całej epopei napoleońskiej. Pułku polskich szwoleżerów gwardii.

Młodzież z wielkich rodów

Znaczna grupa polskich imigrantów od początku XIX wieku postawiła na Napoleona Bonaparte, jako tego, który może w znaczącym stopniu pomóc narodowej sprawie. Pierwszy Konsul, a następnie Cesarz Francuzów hołdy przyjmował chętnie, lecz do konkretnych działań się nie spieszył. Nawet gdy w 1806 roku wyruszył na wojnę z Prusami, nie ogłaszał tworzenia osobnych oddziałów o wyraźnie polskim charakterze. Towarzyszyła mu jednak Gwardia Honorowa Polska – grupa młodych ludzi z arystokratycznych polskich rodzin, na czele której stali m.in. Wincenty Krasiński, Tomasz Łubieński i Jan Kozietulski. Jak powiedziałby pan Zagłoba: - sama dobra szlachta…

Gwardziści nie szczędzili swojego zdrowia ani życia – uczestniczyli z powodzeniem między innymi w bitwach pod Pułtuskiem i Łopacinem. Być może ich odważna postawa sprawiła, że Napoleon zdecydował się na sformalizowanie formacji. 6 kwietnia 1807 roku w Finckenstein podpisał dekret o utworzeniu 1er Regiment de Chevau-legers Lanciers Polonais de la Garde Imperiale, czyli Pierwszego Polskiego Pułku Szwoleżerów – Lansjerów Gwardii Cesarskiej. Od początku jednostka miała elitarny charakter. Wstąpić do niej mogli bowiem jedynie młodzi ludzie, którzy spełniali dwa warunki – byli szlachtą i posiadali spory majątek. Żołnierze i oficerowie bowiem wyposażali się na własny koszt.

A było za co płacić. Koń, ujeżdżony i przeszkolony do służby kosztował spore pieniądze. Oficerowie musieli mieć dwa – dla siebie i ordynansa. Uzbrojenie (szablę, karabinek i pistolety – od 1810 roku też lance z proporczykiem) zapewniały służby cesarskie, lecz mundur każdy musiał sprawić sobie sam. Nie byle jaki – granatowa wełniana kurtka z amarantowymi wyłogami, kołnierzem i mankietami, srebrne wężyki na kołnierzu. Granatowe spodnie z amarantowym lampasem. Wysoką czapkę zdobiła nie tylko srebrna blacha z literą N, lecz także prawie półmetrowa kita ze strusich lub czaplich piór. Drogi był również kolisty płaszcz z dobrej wełny – granatowy dla oficerów i biały dla szeregowych.

Wydatki oficerskie były rzecz jasna o wiele wyższe, więc funkcje te w nowym pułku pełnili przede wszystkim młodzieńcy z domów magnackich, co nie zawsze podobało się bardziej doświadczonym, lecz uboższym kandydatom na szwoleżera. Dowódcą jednostki został pułkownik Wincenty Krasiński. Pułk składał się z czterech szwadronów, każdy szwadron miał dwie kompanie, a kompania pięć plutonów. W sumie – tysiąc z górą szabel. Szwadronami dowodzili: Tomasz Łubieński, Jan Kozietulski, Ferdynand Stokowski i Henryk Kamiński, jednym z plutonów zaś Seweryn Fredro, brat późniejszego komediopisarza.

Pierwsze marsze, wielki bój

Pułk formowano w Warszawie, w nieistniejących dziś Koszarach Mirowskich. Od początku podziwiany był przez mieszkańców stolicy Księstwa – pięknie umundurowani młodzieńcy na pięknych koniach wzbudzali zachwyt podczas parad i przemarszów. Jednostka nie pozostawała jednak długo w Warszawie, przeznaczona była przecież do osobistej asysty cesarza, a ten nie bawił długo w Księstwie Warszawskim. Od wczesnej wiosny 1808 roku poszczególne szwadrony wyruszyły w przez Francję do Hiszpanii. Towarzyszyły bratu Napoleona, Józefowi, podczas uroczystej koronacji na króla Hiszpanii. Rychło też weszły do walki z powstańcami, którzy nie chcieli na tronie przedstawiciela rodu parweniuszy z Korsyki. 14 lipca 1808 roku pułk stoczył pierwszy bój. Dwa szwadrony, dowodzone przez Kozietulskiego biły się z gerylasami pod Medina del Rio Seco. Jednak najsłynniejsza walka szwoleżerów była dopiero przed nimi. 

Na początku listopada dowodzenie w wojnie z hiszpańskimi buntownikami objął osobiście Napoleon. Po zdobyciu Burgos francuska armia ruszyła na Madryt. Miała do wyboru dwie drogi – główną przez Valladolid i Segovię, lub krótszą, lecz trudniejszą – przez Lermę i przełęcz Samosierra w górach Ayllon. Dowodzący hiszpańską obroną generał Benito San Juan dobrze ją ufortyfikował - strzegły jej cztery baterie armat oraz kilkutysięczna, w większości ochotnicza formacja piechurów, ukrytych za kamieniami i murkiem wzdłuż całej drogi. 

Wielka szarża szwoleżerów

30 listopada 1808 roku do podnóża przełęczy jako pierwsze dotarły trzy francuskie pułki piechoty wsparte oddziałem strzelców konnych, elitą francuskiej kawalerii. Szaserzy jednak niewiele zdziałali – ogień hiszpańskiej artylerii i piechoty zmusił ich do odwrotu. Cesarz obserwując te zmagania polecił generałowi Louisowi Pierre Montbrunowi, aby pod górę ruszył polski szwadron służbowy – był nim 3 szwadron, dowodzony przez Jana Kozietulskiego. Liczył ponad 120 szwoleżerów, w dwóch kompaniach. Montbrun, jeden z najbardziej doświadczonych dowódców jazdy zwrócił cesarzowi uwagę, iż atak wprost na armaty zakończy się klęską, a opinię tę  poparł szef sztabu cesarskiego marszałek Louis-Alexandre Berthier. Napoleon był jednak nieugięty. Zakończył dyskusję słowami „Laissez faire aux Polonais” (Zostawcie to Polakom) i osobisty adiutant Philippe de Segur ruszył do szwoleżerów z potwierdzeniem rozkazu. Pozostał przy szwadronie przez całą bitwę.



Do dziś nie wiadomo, jakie były zamiary Napoleona. Bardzo wielu historyków sądzi, że miało to być jedynie rozpoznanie walką – cesarz chciał dokładnie poznać lokalizację pozycji obrońców, w czym wcześniej przeszkadzała mu mgła. Dla polskich szwoleżerów intencje jednak nie były istotne. Kozietulski wydobył szablę i z okrzykiem „Naprzód psiekrwie, cesarz patrzy” ruszył skokiem ku pozycjom hiszpańskim. Szwoleżerowie ruszyli za nim. Pierwszą salwę dostali niemal w twarze – nie zwalniali jednak tempa ataku. Przeskoczyli nad pierwszą baterią, tnąc szablami kanonierów. Obsługa drugiej baterii została zaskoczona szybkością Polaków i niemal bez walki padła. Trzecia była już znacznie lepiej przygotowana. Kolejna salwa zdziesiątkowała szwadron, który nie zwalniał jednak ani przez moment. Obsługę armat wycięto w pień. Przed szwadronem pozostała ostatnia, czwarta bateria. Do szturmujących dołączył wówczas kolejny pluton szwoleżerów dowodzony przez podporucznika Andrzeja Niegolewskiego. Szarża dotarła do ostatniej baterii, wspieranej przez licznych piechurów. Atak zatrzymał się – lecz w tym samym momencie Polaków wsparli francuscy strzelcy konni. Po kilku minutach na przełęcz wdarły się tez pozostałe szwadrony polskiego pułku. Hiszpanie wpadli w panikę i ruszyli do ucieczki – na ich karkach jechał, rąbiąc ile sił, pułk szwoleżerów. Szarża trwała niespełna dziesięć minut. Francuska piechota ruszyła biegiem pod górę, aby obsadzić zdobyte pozycje. Droga na Madryt stała otworem. 

W ataku pułk stracił 57 ludzi – 22 zabitych i zmarłych po boju z odniesionych ran. Liczba ofiar wśród Hiszpanów nie jest znana. Wiadomo jedynie, że do niewoli trafiło około 3 tysięcy. Polscy szwoleżerowie udowodnili, że choć bez kopii i skrzydeł na plecach, są godnymi następcami husarzy spod Kłuszyna, Chocimia i Wiednia. Polska jazda od tego momentu uznawana była przez Napoleona i jego marszałków za najlepszą w całej Wielkiej Armii. 

Długa droga i smutny powrót

Pułk Szwoleżerów Gwardii towarzyszył Cesarzowi Francuzów odtąd zawsze. Bił się pod Wagram w 1809 roku i tam nauczył Francuzów, jak posługiwać się nieznaną im wcześniej lancą, którą polscy jeźdźcy słusznie uznawali za bardzo groźną broń w wyszkolonych rękach. W czasie kampanii moskiewskiej szwoleżerowie pokazali swoją klasę pod Wilnem, Mohylewem i Smoleńskiem, a w czasie nieszczęsnego odwrotu pod Małojarosławcem i nad Berezyną ponieśli straty sięgające siedemdziesięciu procent składu jednostki. Odtworzony pułk podzielono na dwa regimenty, które do końca walczyły za cesarską i polską sprawę. W Fontainebleu, gdzie Napoleon podpisał swoja abdykację, służbę pełnili właśnie polscy lekkokonni. Jeden szwadron pojechał z Bonaparte na Elbę. Dowodzony przez Pawła Jerzmanowskiego wyróżnił się w trakcie „Stu Dni”, walcząc dzielnie pod Ligny i Waterloo.

Pozostali szwoleżerowie powrócili do Polski jesienią 1814 roku. Formacja została rozwiązana, sztandar pułku przekazano do puławskiego muzeum Izabeli Czartoryskiej. Bardzo wielu byłych lekkokonnych biło się później w powstaniu listopadowym. Po odzyskaniu niepodległości w 1918 roku nie zapomniano o ich tradycjach. Kultywował je 1 Pułk Szwoleżerów Józefa Piłsudskiego (z którego wyłaniano tradycyjnie Szwadron Przyboczny Prezydenta Rzeczypospolitej). Stacjonująca w czasie pokoju w Warszawie jednostka biła się we wrześniu 1939 roku w ramach Mazowieckiej Brygady Kawalerii. Jej ostatki skapitulowały 3 października, wraz z grupą jazdy generała Andersa.

„Wkrótce nadjechał cesarz i krzyżem Legii Honorowej mnie zaszczycił. Pierwszy to był krzyż, który się pułkowi naszemu był dostał. Ja, najmłodszy oficer, pierwszym go jako szwoleżer zdobył, a do tego zdobyłem go sobie w dzień moich imienin. Pierwszy to raz było, żem do ojca nie dostał wiązarka na imieniny, ale za to dostałem go z rąk cesarza za krew dla ojczyzny w dniu imienin przelaną i jeszcze płynącą”. 


- Andrzej Niegolewski

Leszek Masierak

Artykuł w Nr 6 Tygodnika Solidarność dostępnego również w formie cyfrowej TUTAJ


 

Polecane
Emerytury
Stażowe