[Tylko u nas] Aleksandra Jakubiak: Tchnienie życia

"Aniołowi Kościoła w Laodycei napisz: To mówi Amen, Świadek wierny i prawdomówny, Początek stworzenia Bożego: Znam twoje czyny, że ani zimny, ani gorący nie jesteś. Obyś był zimny albo gorący! A tak, skoro jesteś letni i ani gorący, ani zimny, chcę cię wyrzucić z mych ust" (Ap 3, 14-16).
 [Tylko u nas] Aleksandra Jakubiak: Tchnienie życia
/ pixabay.com/FreePhotos

 

A konkretnie, to w oryginale napisane jest, „chcę cię zwymiotować”.

Od kilku dni chodzę z pytaniem o to, jak to się dzieje, jak to w ogóle jest możliwe, że wystarczy krótki czas, by z doświadczenia spotkania Boga, wielkiego przepełnienia Jego obecnością, łaską, miłością… wylądować „nagle” pyskiem na betonie i mieć kłopot z doczołganiem się do kościoła na mszę? Jak to możliwe, że pozwalam łasce wysączać się w takim tempie, że tak ją marnuję i chłodnieję? Letnia, niczym zatęchła sadzawka.

Z pewną częściową, ważną pomocą przyszła mi lektura zamieszczonego w mediach społecznościowych posta Aleksandra Bańki o wystygłej namiętności. Notabene polecam przeczytać, to celne uwagi. 

Duchowa oziębłość, ospałość to stan, ku któremu się zsuwamy, ale najczęściej orientujemy się w tym dopiero, kiedy na dobre w nim ugrzęźniemy. Dajmy na to, budzę się któregoś „pięknego” dnia leżąc po samym środku pustyni pyłu. Myślę, o gdybyż to chociaż było bagno, ale ten pył to bagno wyschnięte. Już słyszę nad sobą charakterystyczne krzyki sępów i czuję, jak sekunda po sekundzie, w proch się obracam. Wyschłe kości rozsypują się po pustyni, a ja przewracam się na drugi bok i nakrywam kołdrą. Nie mam siły.

„Nie kochasz” - to diagnoza, którą z sadystyczną lubością sobie stawiam. Nie umiesz kochać. I to prawda, nie umiem. Tylko płaszczyzna rozważań trochę nietrafiona, bo o tym, że nie umiem wiem bardzo dobrze, powtarzałam to sobie setki razy i jakoś od samej tej wiedzy miłości mi nie przybyło. Swoją drogą, nie ma nic okrutniejszego niż orzeczenie braku miłości bez przepisania leków, wiele wyroków tego typu, które w życiu słyszymy, boli dlatego, że są, przynajmniej po części, prawdziwe. Czystym fałszem byśmy się nie przejmowali. Najbardziej dotkliwe są te padające z ust osób, na których nam zależy, tych, z których opinią się liczymy. Jednak te najokrutniejsze i najczęstsze słyszymy od siebie samych. Albo raczej nie tyle od siebie, co od „duchów przeszłości”, którym skrzętnie udzielamy własnych warg do ranienia i od złego ducha, któremu często pozwalamy mówić, nieświadomi, że tylko - niczym papuga - powtarzamy jego opinie na nasz temat.

No więc leżę w pyle. I co? Dam radę się wygrzebać? Wiem, że nie. Moją robotą są dwie rzeczy: po pierwsze zaakceptować fakt, że jestem stworzeniem, po drugie, pozwolić działać Bogu. Proste? Gdyby było proste, to pokora, czyli prawda o nas samych, i ufność wobec Boga, leżałyby na polach i czekały na zerwanie. Tymczasem pokora boli moją rozdętą pychę, ufność przeraża moje niestabilne poczucie bezpieczeństwa.

Św. Ignacy z Loyoli mówi w swoich ćwiczeniach, że zły duch jest jak wojskowy strateg, chodzi i szuka słabego punktu, i w niego zawsze będzie uderzał chcąc nas powalić.  Trzeba nam zatem - według Ignacego - tam szczególnie się wzmacniać, wystawiać dodatkowe straże etc. Podstawowe pytanie brzmi zatem, co jest moim słabym punktem? Czy ja go w ogóle znam? Jeśli zna go zły, a ja nie - no to słabo widzę efekt tej i przyszłych potyczek. To może spróbujmy od drugiej strony? Zadajmy sobie pytanie, w co uderza zły we mnie? Usiądźmy i pomyślmy. Każdy nad własną historią, także tą niedawną. Trudno się połapać i skupić? Poprośmy o pomoc Ducha Świętego, Jemu najbardziej zależy, byśmy znali prawdę. Kiedy ostatnio zaczęło się duchowe pikowanie? Co było najpierw, co takiego wydarzyło się, zasmuciło mnie etc., że zaczęłam odsuwać się od Boga, zamykać w sobie, kulić?  Pamiętacie? Ja pamiętam. U mnie to było niedawne kazanie, na którym usłyszałam, że jak nie będę wystarczająco dobra, to na niebo nie mam co liczyć. To uruchomiło moją starą - ulubioną przez złego - ścieżkę zatytułowaną „Musisz zasłużyć na miłość”. Sekwencja myśli i zdarzeń m.in. taka: ja przecież zbyt marne owoce wydaję; to zasmuca Boga; nie umiem więcej; trudno mi wypełniać obowiązki; dziś nie wypełniłam; nie dam rady; muszę udowodnić; nie udowodniłam; obowiązki rosną; obowiązki zamieniają się tsunami; jestem zła; zła nie może być oblubienicą; nie jestem oblubienicą; zawiodłam Boga; jestem sama; pustynia pyłu; wyschłe kości; sępy i "w proch się obrócisz".  „Dzień dobry, zastałem Olkę?” i „hello darkness, my old friend”, jak powiada „poeta” - wszystko jedno w jednym. Sekwencja specjalnie jest nieco przerysowana, co nie zmienia jej toku.

A kto ci powiedział, człowieku, że musisz zasługiwać?! No kto ci to wmówił, że masz napiąć swoje biciepsiki i się pięknie zaprezentować, bo inaczej spłoniesz? Odpowiedz sobie. Nie, nie ten ksiądz na kazaniu, on tylko powiedział coś - z czym się nie zgadzam - co trafiło na wydeptaną ścieżynę wiodącą prosto do centrum mojego serca, w którym komuś zupełnie innemu pozwalam od kilkudziesięciu lat szeptać „zaklęcia” oddzielające mnie od Boga. Gdyby nie zbieżność tych szeptów z treścią kazania, po prostu wzruszyłabym ramionami i poszła do domu. Chcę dłużej na to pozwalać? Nie? Jest przepis: wspólne z Bogiem, codzienne, krótkie przyglądanie się poruszeniom serca - dobrym i złym*; pokora stawania w prawdzie o sobie, widzianej Bożymi oczami; odwaga ufności w Jego nieskończoną miłość - a „miłość cierpliwa jest” i ja nie jestem z tej prawdy o Bogu wyłączona; i wreszcie dawanie sobie przestrzeni do przebywania z Bogiem, poznawania Go i brania od Niego. Nie od wielkiego dzwonu, codziennie, bo On codziennie chce obdarzać mnie łaską. Wspominanie przeszłych spotkań cię nie ożywi, duchowe kolekcjonerstwo i muzealnictwo - a bo kiedyś to… - cię nie napełni. Tu i teraz jest nasz z Bogiem czas. Tu i teraz jestem pusta, tu i teraz jestem głodna.

Bóg jest jedynym źródłem miłości we wszechświecie. Oczywiście możemy od Niego czerpać i przekazywać dalej, jak wiadra z potoku, jak księżyc odbijający słoneczne światło, ale to nie zmienia faktu, że innych źródeł nie ma. Jeśli od Niego nie wezmę, to znikąd nie wezmę. Bóg chce, żebym się rozwijała, żebym wydawała owoce, czyniła dzieła, rozkwitała, starała się, ale… z Nim.

„Ja jestem krzewem winnym, wy - latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić” (J 15, 5). Spróbuj wyłączyć komputer z prądu i jak bateria się wyczerpie powiedzieć mu, że jest beznadziejnym komputerem i do niczego się nie nadaje. Taka, mniej więcej, jest nasza logika, gdy wyrzucamy sobie, że nie przynosimy owoców miłości. Inna sprawa, że naszych owoców często sami nie dostrzegamy lub próbujemy je przynosić nie tam, gdzie chce tego Bóg, ale to już odrębna historia. Jedno jest pewne, w momencie, w którym zamykam się w sobie, bo „zawodzę Boga”, kiedy od Niego uciekam, nazywając to idiotycznie „prawdą o mnie”, wtedy najbardziej Go potrzebuję.

I jeszcze jedna rzecz spod egidy „branie od Boga”. Bierzesz? Jak? Konkretnie sobie powiedz. Jak pozwalasz tchnąć w siebie życie, łaskę, miłość, sens? Wiesz? To idź i tak bierz? Nie wiesz? To bądź przy Nim, pytaj, ufaj, pozwalaj, proś. Mam przeczucie, że zanim na tej liście dojdziesz do „pytaj”, to już będziesz wiedzieć.

Przyszło ci kiedyś do głowy, że Bóg cię lubi? Tak po prostu, jak się lubi ziomali? Bo z miłością to bywa tak, że często kocha się „mimo wszystko”, ale do lubienia to się jednak kumpli wybiera. Przyszło ci do głowy, że Bóg nie „tylko” cię kocha, także „mimo wszystko”, ale też lubi? Kto się nie uśmiechnął, ręka do góry. Coś mało was, rąk.

A przyszło ci do głowy, że Bóg lubi sprawiać ci przyjemność, lubi kiedy wypoczniesz, lubi jak pojedziesz na wakacje, lubi jak się ucieszysz i że to jest Jego wola? I że jak zjesz dobry obiad, spotkasz się z przyjaciółmi, spędzisz cudowny dzień, to można to podpisać sentencją „Bóg tak chciał”, która jak na razie kojarzy nam się raczej z płytami nagrobnymi, jakby to Bóg chciał śmierci. Dopiero przepełnieni miłością, bliskością Boga i wdzięcznością za życie, które w nas tchnie, możemy iść i czynić miłość wokół siebie. Inaczej nie mamy skąd jej wziąć.

Przyjmuj tchnienie życia, ono jest jak wiatr - odczuwa je ten, którego dotyka, inni rozpoznają je tylko po zachowaniu obiektów, na które oddziałuje.

„Mojżesz odpowiedział ludowi: «Nie bójcie się! Pozostańcie na swoim miejscu, a zobaczycie zbawienie od Pana, jakie zgotuje nam dzisiaj. Egipcjan, których widzicie teraz, nie będziecie już nigdy oglądać. Pan będzie walczył za was, a wy będziecie spokojni» (Wj 14, 13-14).

 

* najprostszy sposób takiej praktyki to tzw. Ignacjański Rachunek Sumienia. Więcej o tym można z łatwością znaleźć w internecie np. TU


 

POLECANE
Skandal w Polsacie: Witalij Mazurenko przeprasza z ostatniej chwili
Skandal w Polsacie: Witalij Mazurenko przeprasza

W programie „Debata Gozdyry” na antenie Polsat News padła skandaliczna wypowiedź. Ukraiński dziennikarz z polskim obywatelstwem Witalij Mazurenko w obraźliwy sposób wyraził się o Prezydencie RP Karolu Nawrockim.

Skandal w Polsacie. Ukraiński dziennikarz obraźliwie nt. prezydenta Nawrockiego [WIDEO] z ostatniej chwili
Skandal w Polsacie. Ukraiński dziennikarz obraźliwie nt. prezydenta Nawrockiego [WIDEO]

W programie „Debata Gozdyry” na antenie Polsat News padła skandaliczna wypowiedź. Ukraiński dziennikarz Witalij Mazurenko w obraźliwy sposób odniósł się do decyzji prezydenta Karola Nawrockiego. Prowadząca program Agnieszka Gozdyra stanowczo zareagowała, oceniając jego słowa jako przekroczenie granicy. Mimo wielu szans, Mazurenko nie zdecydował się na przeprosiny ani wycofanie słów skierowanych w stronę Prezydenta RP.

Upadek Europy zaczął się wraz z powstaniem Niemiec gorące
Upadek Europy zaczął się wraz z powstaniem Niemiec

Mechanizm tego upadku jest długofalowy i strukturalny. Niemcy nigdy nie stworzyły prawdziwego imperium zamorskiego. Zamiast uczynić świat kolonią Europy, Niemcy uczyniły kolonią samą Europę.

„Sueddeutsche Zeitung”: Izrael celowo zabija dziennikarzy w Strefie Gazy z ostatniej chwili
„Sueddeutsche Zeitung”: Izrael celowo zabija dziennikarzy w Strefie Gazy

Dziennikarze w Strefie Gazie są zabijani przez Izrael, by świat nie zobaczył rozgrywającego się tam horroru - pisze we wtorek „Sueddeutsche Zeitung”. Niemiecki dziennik ocenia, że rząd Benjamina Netanjahu „prowadzi z nimi wojnę” i celowo pozbawia życia.

Zastępca Hanny Radziejowskiej w Instytucie Pileckiego zwolniony. Jest oświadczenie z ostatniej chwili
Zastępca Hanny Radziejowskiej w Instytucie Pileckiego zwolniony. Jest oświadczenie

"Dziś dowiedzieliśmy się, że mój zastępca, Mateusz Fałkowski został dyscyplinarnie zwolniony z Instytutu Pileckiego" – pisze w mediach społecznościowych sygnalistka Hanna Radziejowska, była kierownik berlińskiego oddziału Instytutu Pileckiego.

Stać was jedynie na tanie manipulacje. Spięcie Andruszkiewicza z Sikorskim na X z ostatniej chwili
"Stać was jedynie na tanie manipulacje". Spięcie Andruszkiewicza z Sikorskim na X

W sieci doszło do gorącej wymiany zdań między wiceszefem Kancelarii Prezydenta RP Adamem Andruszkiewiczem, a ministrem spraw zagranicznych Radosławem Sikorskim. Poszło o decyzję prezydenta Karola Nawrockiego, który zawetował ustawę o pomocy obywatelom Ukrainy.

Brawurowe zwycięstwo Igi Świątek w 1. rundzie wielkoszlemowego US Open z ostatniej chwili
Brawurowe zwycięstwo Igi Świątek w 1. rundzie wielkoszlemowego US Open

Iga Świątek awansowała do drugiej rundy wielkoszlemowego turnieju US Open w Nowym Jorku. Rozstawiona z numerem drugim polska tenisistka wygrała we wtorek z Kolumbijką Emilianą Arango 6:1, 6:2. Spotkanie trwało równo godzinę.

Czy Tusk przybędzie na Radę Gabinetową? Rzecznik rządu odpowiada z ostatniej chwili
Czy Tusk przybędzie na Radę Gabinetową? Rzecznik rządu odpowiada

Rzecznik rządu Adam Szłapka przekazał, że premier Donald Tusk weźmie udział w środę w zwołanej przez prezydenta Karola Nawrockiego Radzie Gabinetowej. Jak dodał, premier zabierze głos w pierwszej części spotkania, otwartej dla mediów.

Komunikat dla mieszkańców Wrocławia z ostatniej chwili
Komunikat dla mieszkańców Wrocławia

Wrocław planuje rozbudowę infrastruktury komunikacyjnej na południowo-wschodnich obrzeżach miasta. Istniejąca obecnie linia tramwajowa zakończona na pętli Księże Małe zostanie wydłużona o 2,3 km – aż do granicy administracyjnej miasta.

Walka o życie konia. Zwierzę wpadło do studni Wiadomości
Walka o życie konia. Zwierzę wpadło do studni

Do nietypowej akcji straży pożarnej doszło w miejscowości Szuminka (woj. lubelskie). Strażacy przez wiele godzin walczyli o życie konia, który wpadł do studni. 

REKLAMA

[Tylko u nas] Aleksandra Jakubiak: Tchnienie życia

"Aniołowi Kościoła w Laodycei napisz: To mówi Amen, Świadek wierny i prawdomówny, Początek stworzenia Bożego: Znam twoje czyny, że ani zimny, ani gorący nie jesteś. Obyś był zimny albo gorący! A tak, skoro jesteś letni i ani gorący, ani zimny, chcę cię wyrzucić z mych ust" (Ap 3, 14-16).
 [Tylko u nas] Aleksandra Jakubiak: Tchnienie życia
/ pixabay.com/FreePhotos

 

A konkretnie, to w oryginale napisane jest, „chcę cię zwymiotować”.

Od kilku dni chodzę z pytaniem o to, jak to się dzieje, jak to w ogóle jest możliwe, że wystarczy krótki czas, by z doświadczenia spotkania Boga, wielkiego przepełnienia Jego obecnością, łaską, miłością… wylądować „nagle” pyskiem na betonie i mieć kłopot z doczołganiem się do kościoła na mszę? Jak to możliwe, że pozwalam łasce wysączać się w takim tempie, że tak ją marnuję i chłodnieję? Letnia, niczym zatęchła sadzawka.

Z pewną częściową, ważną pomocą przyszła mi lektura zamieszczonego w mediach społecznościowych posta Aleksandra Bańki o wystygłej namiętności. Notabene polecam przeczytać, to celne uwagi. 

Duchowa oziębłość, ospałość to stan, ku któremu się zsuwamy, ale najczęściej orientujemy się w tym dopiero, kiedy na dobre w nim ugrzęźniemy. Dajmy na to, budzę się któregoś „pięknego” dnia leżąc po samym środku pustyni pyłu. Myślę, o gdybyż to chociaż było bagno, ale ten pył to bagno wyschnięte. Już słyszę nad sobą charakterystyczne krzyki sępów i czuję, jak sekunda po sekundzie, w proch się obracam. Wyschłe kości rozsypują się po pustyni, a ja przewracam się na drugi bok i nakrywam kołdrą. Nie mam siły.

„Nie kochasz” - to diagnoza, którą z sadystyczną lubością sobie stawiam. Nie umiesz kochać. I to prawda, nie umiem. Tylko płaszczyzna rozważań trochę nietrafiona, bo o tym, że nie umiem wiem bardzo dobrze, powtarzałam to sobie setki razy i jakoś od samej tej wiedzy miłości mi nie przybyło. Swoją drogą, nie ma nic okrutniejszego niż orzeczenie braku miłości bez przepisania leków, wiele wyroków tego typu, które w życiu słyszymy, boli dlatego, że są, przynajmniej po części, prawdziwe. Czystym fałszem byśmy się nie przejmowali. Najbardziej dotkliwe są te padające z ust osób, na których nam zależy, tych, z których opinią się liczymy. Jednak te najokrutniejsze i najczęstsze słyszymy od siebie samych. Albo raczej nie tyle od siebie, co od „duchów przeszłości”, którym skrzętnie udzielamy własnych warg do ranienia i od złego ducha, któremu często pozwalamy mówić, nieświadomi, że tylko - niczym papuga - powtarzamy jego opinie na nasz temat.

No więc leżę w pyle. I co? Dam radę się wygrzebać? Wiem, że nie. Moją robotą są dwie rzeczy: po pierwsze zaakceptować fakt, że jestem stworzeniem, po drugie, pozwolić działać Bogu. Proste? Gdyby było proste, to pokora, czyli prawda o nas samych, i ufność wobec Boga, leżałyby na polach i czekały na zerwanie. Tymczasem pokora boli moją rozdętą pychę, ufność przeraża moje niestabilne poczucie bezpieczeństwa.

Św. Ignacy z Loyoli mówi w swoich ćwiczeniach, że zły duch jest jak wojskowy strateg, chodzi i szuka słabego punktu, i w niego zawsze będzie uderzał chcąc nas powalić.  Trzeba nam zatem - według Ignacego - tam szczególnie się wzmacniać, wystawiać dodatkowe straże etc. Podstawowe pytanie brzmi zatem, co jest moim słabym punktem? Czy ja go w ogóle znam? Jeśli zna go zły, a ja nie - no to słabo widzę efekt tej i przyszłych potyczek. To może spróbujmy od drugiej strony? Zadajmy sobie pytanie, w co uderza zły we mnie? Usiądźmy i pomyślmy. Każdy nad własną historią, także tą niedawną. Trudno się połapać i skupić? Poprośmy o pomoc Ducha Świętego, Jemu najbardziej zależy, byśmy znali prawdę. Kiedy ostatnio zaczęło się duchowe pikowanie? Co było najpierw, co takiego wydarzyło się, zasmuciło mnie etc., że zaczęłam odsuwać się od Boga, zamykać w sobie, kulić?  Pamiętacie? Ja pamiętam. U mnie to było niedawne kazanie, na którym usłyszałam, że jak nie będę wystarczająco dobra, to na niebo nie mam co liczyć. To uruchomiło moją starą - ulubioną przez złego - ścieżkę zatytułowaną „Musisz zasłużyć na miłość”. Sekwencja myśli i zdarzeń m.in. taka: ja przecież zbyt marne owoce wydaję; to zasmuca Boga; nie umiem więcej; trudno mi wypełniać obowiązki; dziś nie wypełniłam; nie dam rady; muszę udowodnić; nie udowodniłam; obowiązki rosną; obowiązki zamieniają się tsunami; jestem zła; zła nie może być oblubienicą; nie jestem oblubienicą; zawiodłam Boga; jestem sama; pustynia pyłu; wyschłe kości; sępy i "w proch się obrócisz".  „Dzień dobry, zastałem Olkę?” i „hello darkness, my old friend”, jak powiada „poeta” - wszystko jedno w jednym. Sekwencja specjalnie jest nieco przerysowana, co nie zmienia jej toku.

A kto ci powiedział, człowieku, że musisz zasługiwać?! No kto ci to wmówił, że masz napiąć swoje biciepsiki i się pięknie zaprezentować, bo inaczej spłoniesz? Odpowiedz sobie. Nie, nie ten ksiądz na kazaniu, on tylko powiedział coś - z czym się nie zgadzam - co trafiło na wydeptaną ścieżynę wiodącą prosto do centrum mojego serca, w którym komuś zupełnie innemu pozwalam od kilkudziesięciu lat szeptać „zaklęcia” oddzielające mnie od Boga. Gdyby nie zbieżność tych szeptów z treścią kazania, po prostu wzruszyłabym ramionami i poszła do domu. Chcę dłużej na to pozwalać? Nie? Jest przepis: wspólne z Bogiem, codzienne, krótkie przyglądanie się poruszeniom serca - dobrym i złym*; pokora stawania w prawdzie o sobie, widzianej Bożymi oczami; odwaga ufności w Jego nieskończoną miłość - a „miłość cierpliwa jest” i ja nie jestem z tej prawdy o Bogu wyłączona; i wreszcie dawanie sobie przestrzeni do przebywania z Bogiem, poznawania Go i brania od Niego. Nie od wielkiego dzwonu, codziennie, bo On codziennie chce obdarzać mnie łaską. Wspominanie przeszłych spotkań cię nie ożywi, duchowe kolekcjonerstwo i muzealnictwo - a bo kiedyś to… - cię nie napełni. Tu i teraz jest nasz z Bogiem czas. Tu i teraz jestem pusta, tu i teraz jestem głodna.

Bóg jest jedynym źródłem miłości we wszechświecie. Oczywiście możemy od Niego czerpać i przekazywać dalej, jak wiadra z potoku, jak księżyc odbijający słoneczne światło, ale to nie zmienia faktu, że innych źródeł nie ma. Jeśli od Niego nie wezmę, to znikąd nie wezmę. Bóg chce, żebym się rozwijała, żebym wydawała owoce, czyniła dzieła, rozkwitała, starała się, ale… z Nim.

„Ja jestem krzewem winnym, wy - latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić” (J 15, 5). Spróbuj wyłączyć komputer z prądu i jak bateria się wyczerpie powiedzieć mu, że jest beznadziejnym komputerem i do niczego się nie nadaje. Taka, mniej więcej, jest nasza logika, gdy wyrzucamy sobie, że nie przynosimy owoców miłości. Inna sprawa, że naszych owoców często sami nie dostrzegamy lub próbujemy je przynosić nie tam, gdzie chce tego Bóg, ale to już odrębna historia. Jedno jest pewne, w momencie, w którym zamykam się w sobie, bo „zawodzę Boga”, kiedy od Niego uciekam, nazywając to idiotycznie „prawdą o mnie”, wtedy najbardziej Go potrzebuję.

I jeszcze jedna rzecz spod egidy „branie od Boga”. Bierzesz? Jak? Konkretnie sobie powiedz. Jak pozwalasz tchnąć w siebie życie, łaskę, miłość, sens? Wiesz? To idź i tak bierz? Nie wiesz? To bądź przy Nim, pytaj, ufaj, pozwalaj, proś. Mam przeczucie, że zanim na tej liście dojdziesz do „pytaj”, to już będziesz wiedzieć.

Przyszło ci kiedyś do głowy, że Bóg cię lubi? Tak po prostu, jak się lubi ziomali? Bo z miłością to bywa tak, że często kocha się „mimo wszystko”, ale do lubienia to się jednak kumpli wybiera. Przyszło ci do głowy, że Bóg nie „tylko” cię kocha, także „mimo wszystko”, ale też lubi? Kto się nie uśmiechnął, ręka do góry. Coś mało was, rąk.

A przyszło ci do głowy, że Bóg lubi sprawiać ci przyjemność, lubi kiedy wypoczniesz, lubi jak pojedziesz na wakacje, lubi jak się ucieszysz i że to jest Jego wola? I że jak zjesz dobry obiad, spotkasz się z przyjaciółmi, spędzisz cudowny dzień, to można to podpisać sentencją „Bóg tak chciał”, która jak na razie kojarzy nam się raczej z płytami nagrobnymi, jakby to Bóg chciał śmierci. Dopiero przepełnieni miłością, bliskością Boga i wdzięcznością za życie, które w nas tchnie, możemy iść i czynić miłość wokół siebie. Inaczej nie mamy skąd jej wziąć.

Przyjmuj tchnienie życia, ono jest jak wiatr - odczuwa je ten, którego dotyka, inni rozpoznają je tylko po zachowaniu obiektów, na które oddziałuje.

„Mojżesz odpowiedział ludowi: «Nie bójcie się! Pozostańcie na swoim miejscu, a zobaczycie zbawienie od Pana, jakie zgotuje nam dzisiaj. Egipcjan, których widzicie teraz, nie będziecie już nigdy oglądać. Pan będzie walczył za was, a wy będziecie spokojni» (Wj 14, 13-14).

 

* najprostszy sposób takiej praktyki to tzw. Ignacjański Rachunek Sumienia. Więcej o tym można z łatwością znaleźć w internecie np. TU



 

Polecane
Emerytury
Stażowe