Krzysztof "Toyah" Osiejuk: Śrubka, sprężynka i szalik z jedwabiu

I może właśnie dlatego, przez te płaszcze i szaliki, oni staja się tacy nieokreśleni, niedotykalni. Zamieniają się w plazmę. A nam się każe na nich patrzeć, słuchać ich słów, a przede wszystkim akceptować, jako stały element tego naszego życia. Niekiedy nawet, przy odpowiednim podmuchu wiatru, któryś z nich doczeka miana autorytetu, mędrca, głosu pokolenia. I wtedy dopiero robi się zamieszanie.
 Krzysztof "Toyah" Osiejuk: Śrubka, sprężynka i szalik z jedwabiu
/ screen YouTube
      Nie wiem, czy Państwo zauważyli, ale ostatnie tygodnie przyniosły nam coś, co ja nazywam patriotycznym wzmożeniem, a co, jak każde wzmożenie, ma swoje źródło przede wszystkim w przekazie popkulturowym. Jako że mam swoje lata i naprawdę wiele widziałem, wobec tego rodzaju prowokacji – bo są to jak najbardziej prowokacje – pozostaję doskonale obojętny. Niestety, tak jak to zwykle bywa, moja obojętność jest w najlepszym wypadku traktowana jako gapstwo, a jeszcze częściej niestety, jako małostkowość, a wszyscy wokół z coraz większym zapamiętaniem, trzymając się za ręce, kręcą triumfalne kółka. Bogu dzięki, że mamy wciąż jeszcze Jarosława Kaczyńskiego, który – daję słowo, jeszcze jakimś niepojętym cudem – potrafi przyjść, walnąć pięścią w stół i rozpędzić tę kolonie pająków na cztery wiatry. Bardzo proszę poczytać sobie mój stary tekst, jeszcze z roku 2008, kiedy starałem się pokazać, jak bardzo powinniśmy być czujni. I niech nikomu się nie wydaje, że to wszystko jest już historią.
 
      Czas podsumowań nie chce minąć. Dziwne. Celebrowanie końca roku i początku roku nowego na takim poziomie emocji śmierdzi na odległość najgorszym pogaństwem, a my – jakby nam kompletnie odbiło. Nawet Toyahówna z młodym Toyahem postanowili pojechać jutro do Krakowa, żeby postać sobie przez całą noc na mrozie, posłuchać jak grają zespoły, a w międzyczasie wrzasnąć, że oto zmieniła się data. Ja rozumiem, ktoś taki stary jak ja może przynajmniej się cieszyć, że udało mu się pociągnąć jeszcze rok. Ale dzieci? Co za satysfakcja? Ale jest jak jest, więc niech im będzie. Byle tylko trafili jakiś osobowy do Katowic, co się wydaje mało prawdopodobne. Od czasu jak otworzyli tę niby autostradę między Katowicami a Krakowem, jak nie masz samochodu, możesz najwyżej poczekać, aż będzie coś jechało ze Szczecina do Przemyśla, albo z powrotem.
      My zostajemy w domu. Będziemy jeść bigos, wypijemy resztę jesiennych nalewek, pani Toyahowa będzie czytała kolejne wspomnienia o polskich Żydach, a ja pewnie będę się zastanawiał, jak bardzo trzeba zgłupieć, żeby ten fakt został uznany i poświadczony oficjalnie. Od razu mam przy tym wiadomość dla przedstawicieli tzw. rozsądnej części społeczeństwa, która przychodzi tu wciąż, na ten mój blog, żeby się poczuć lepiej, że nie chodzi mi o to, co im się wydaje. Więc proszę się wstrzymać z żartami, bo i tak będą niecelne.
      Zresztą żeby pić nalewki (albo co tam jest pod ręką), czytać o Żydach i dumać nad sytuacją w jaką wpędziły nas te dziwne czasy, wcale nie trzeba czekać do tej pojutrzejszej nocy. Toyahowa i dziś jest obstawiona tymi książkami, a ja i tak, jak widzicie, oczywiście coś wytropiłem i już nie mogę spokojnie się zająć oglądaniem TVN24, dopóki nie wywalę całej mojej goryczy na ten monitor. Poszło tym razem o dwie rzeczy. W Rzepie ukazał się cytat z Andrzeja Wajdy. Jedno zdanie. Ale za to jakie! Pan Artysta, zapytany przez Newsweek o przyczyny upadku komuny, odpowiedział co następuje: „Ten ustrój upadł także dlatego, ze ja robiłem filmy, a Wałęsa i ludzie przyszłej ‘Solidarności’ je oglądali”. To jedno. Parę stron dalej dwie rzepowe panie redaktorki gawędzą sobie o wszystkim z Arturem Zawiszą.
       Tu musi nastąpić dłuższa dygresja. Jeśli ktoś chciałby wiedzieć, skąd nagle pomysł, żeby o cokolwiek pytać akurat Zawiszę, to wyjaśnienie pada zaraz na początku. Okazuje się, że środowisko pana Artura dokonało skutecznego przejęcia władzy w publicznej telewizji i w publicznym radio, więc tym samym pan Artur znalazł się ponownie w kręgu o popularnej nazwie establishment. A tu, jak wiadomo, żartów nie ma. Jest szansa, że przy najbliższej okazji, jak Artur Zawisza pojawi się na ciasteczkach u Rymanowskiego to nie będzie wyłącznie stroił min, ale nawet zabierze głos, a poseł Wenderlich raczy na niego spojrzeć przychylnym wzrokiem. W końcu władza to władza.
      Więc tu, w tym pięknym wywiadzie – który z pewnością Zawisza już od rana ma wywieszony w antyramie nad swoim biurkiem – panie wywiadowczynie pytają rzeczonego Zawiszę, jak on ocenia fakt, że pobożni ludzie dokonali inwazji na TVP, odpowiada, że jest dobrze, bo jeden z nich jest „doborowym wydawcą”, a drugi „cenionym intelektualistą i pełnokrwistym publicystą”. Ale to by może nie było aż tak ważne (w końcu doborowych wydawców i pełnokrwistych publicystów, nie wspominając już o cenionych intelektualistach, my ludzie starsi poznaliśmy już zbyt wielu), gdyby nie to, że „nominacja redaktora naczelnego szanowanego periodyku [‘świetnie rozpoznawalnego w świecie kultury chrześcijańskiej’] na dyrektora najbardziej intelektualnej anteny radia to znak zmian na lepsze w mediach publicznych”. Więc wreszcie idzie ku lepszemu. Po 18 latach bezbożnych, głupich i nieprofesjonalnie zarządzanych mediów, nastała jutrzenka „ładu” prawdziwie „narodowego”. I oto zwiastun tego ładu przemawia na łamach Rzeczpospolitej.
      Ale to była, jak zapowiedziałem, jedynie bardzo rozbudowana dygresja. Tu również – podobnie jak w wypadku Pana Artysty – chodziło mi o jedną, i tylko jedną, myśl. Otóż, skoro już Artur Zawisza – dzięki niezwykle wyrafinowanej zagrywce bohatera moich zimowych dni, Piotra Farfała – powstał jak Feniks z popiołów politycznego niebytu, Rzeczpospolita, w konkluzji wywiadu, zwraca się do niego z pytaniem dziś już podstawowym: „A chce pan wrócić do Sejmu?”
      Oto odpowiedź:
      „SKUPIAM SIĘ NA WIELOPŁASZCZYZNOWEJ DZIAŁALNOŚCI BIZNESOWEJ. ZDARZA SIĘ, ŻE OJCZYZNA WOŁA, ALE MUSIAŁABY BARDZO GŁOŚNO KRZYCZEĆ”.
      Od momentu, gdy po raz pierwszy zapoznałem się z tą bufonadą Andrzeja Wajdy z Newsweeka i tym czymś – nie umiem znaleźć odpowiedniego słowa; może ktoś mi pomoże – w wykonaniu Artura Zawiszy, minęło parę dobrych godzin. Ale teraz, zacytowałem te słowa, dałem je w kursywie, pogrubiłem, wyodrębniłem do osobnego akapitu, i gdybym mógł jeszcze coś z nimi zrobić, to pewnie by zrobił, ale nie przychodzi mi nic do głowy. Więc siedzę i gapię się w monitor i… pustka. Chyba sobie zrobię przerwę.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
       No i już jestem. I myślę sobie, że może i ja jakoś spróbuję podsumować ten rok. A może – żeby się nie tak do końca angażować w ten pogański obyczaj – nie koniecznie nawet rok. Może w ogóle podsumować coś bardziej rozlazłego w czasie. Pisałem tu kiedyś o plazmie. Plazmie, czyli czymś czego ani nie sposób dotknąć, ani opisać, ani nawet pewnie umiejscowić. A co jest, bo się ją czuje od momentu jak człowiek otworzy rano oczy, aż po tę chwilę, kiedy zacznie czuć nadejście snu. Oto zdarzyło mi się dziś ujrzeć to coś w dwóch kompletnie różnych, wręcz biegunowych miejscach. Z jednej strony mamy Andrzeja Wajdę, kiedyś reżysera – zdolnego bardzo reżysera, autora jednego, dwóch, czy nawet trzech wybitnych filmów – a z drugiej Artura Zawiszę, polityka – dziś, jak sam się przedstawia, „wielopłaszczyznowego” biznesmena. Dwoje ludzi, tak z pozoru całkowicie politycznie i kulturowo i ideowo innych, a w rzeczywistości dokładnie identycznych. Ludzi, którzy po prostu, w pewnym momencie, nie wytrzymali tego, zwykłego przecież w naszym życiu, napięcia i zwariowali.
      Ale nie zwariowali tak, jak to się przydarzyło wielu innym osobom, których los, czy nawet talent, rzucił w światła reflektorów. Nie spotkał ich los tych pierwszych bohaterów Solidarności, których i ja spotykam niekiedy na ulicy mojego miasta i wiem, że z każdym dniem jest z nimi coraz gorzej, bo tak jakoś to życie okazało się dla nich okrutne. Nie. Oni są wciąż na widoku, wciąż jeszcze noszą porządne garnitury i porządne szaliki do bardzo porządnych płaszczy. Ale są faktycznie w tym samym miejscu, gdzie tamci, i podobnie jak tamci snują się po okolicy i coś plotą o Ojczyźnie, która już raz ich wezwała i być może wezwie ich znów, z tym zastrzeżeniem, że oni akurat są bardzo zajęci. Jak ten Piotrek ze Ścianki. Tyle że on się błąkał po ulicach i klatkach schodowych, a oni po redakcjach poważnych dzienników i tygodników.
      I może właśnie dlatego, przez te płaszcze i szaliki, oni staja się tacy nieokreśleni, niedotykalni. Zamieniają się w plazmę. A nam się każe na nich patrzeć, słuchać ich słów, a przede wszystkim akceptować, jako stały element tego naszego życia. Niekiedy nawet, przy odpowiednim podmuchu wiatru, któryś z nich doczeka miana autorytetu, mędrca, głosu pokolenia. I wtedy dopiero robi się zamieszanie. Do siego roku!
 
Przypominam, że moje książki, w tym najnowsze, z listami od Zyty Gilowskiej, są do nabycia wyłącznie w księgarni na stronie www.coryllus.pl
 

 

POLECANE
Tragedia w słowackich Tatrach. Nie żyje turysta z Węgier Wiadomości
Tragedia w słowackich Tatrach. Nie żyje turysta z Węgier

W słowackich Tatrach Wysokich doszło do tragicznego wypadku. W piątek (24 października) wezbrany potok porwał 41-letniego turystę z Węgier. Jego ciało odnaleziono dopiero następnego dnia przed południem - poinformowała Horska Zachranná Służba (HZS). W działaniach uczestniczyli również ratownicy TOPR z Zakopanego.

Kaczyński: Dziś jest czas marnowania szans. Musimy go skończyć z ostatniej chwili
Kaczyński: Dziś jest czas marnowania szans. Musimy go skończyć

Musimy wygrać wybory, musimy skonstruować program, który będzie temu służył – powiedział prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński. Stwierdził, że „dziś jest czas marnowania szans”. W sobotę wieczorem jego przemówienie zakończyło dwudniową konwencję programową partii w Katowicach.

Postanowiłam usunąć się w cień. Znana piosenkarka rezygnuje Wiadomości
"Postanowiłam usunąć się w cień". Znana piosenkarka rezygnuje

Ćwierć wieku po premierze swojego debiutanckiego albumu Nelly Furtado ogłosiła, że rezygnuje z koncertowania. W specjalnym wpisie na Instagramie artystka podsumowała swoją karierę i zdradziła, czym zamierza zająć się w najbliższym czasie.

„Jeszcze nie skończyłam”. Kamala Harris zapowiada polityczny powrót z ostatniej chwili
„Jeszcze nie skończyłam”. Kamala Harris zapowiada polityczny powrót

Była wiceprezydent USA Kamala Harris powiedziała w sobotę w wywiadzie dla BBC, że rozważa ponowny start w wyborach prezydenckich w 2028 r. Obecnego prezydenta Donalda Trumpa, z którym przegrała wyścig o fotel w Białym Domu w ubiegłym roku, określiła mianem „tyrana”.

Reforma Nowackiej nie wejdzie w życie. Kontrowersyjny projekt trafił do kosza Wiadomości
Reforma Nowackiej nie wejdzie w życie. Kontrowersyjny projekt trafił do kosza

Ministerstwo Edukacji Narodowej zrezygnowało z procedowania projektu, który pozwalałby zatrudniać w przedszkolach osoby bez kwalifikacji nauczycielskich. Decyzję tłumaczy licznymi protestami środowisk nauczycielskich i akademickich.

Prognoza IMGW. Oto co nas czeka z ostatniej chwili
Prognoza IMGW. Oto co nas czeka

Nad Polską przeważać będzie zachmurzenie ze spodziewanymi przelotnymi opadami deszczu ze śniegiem i wiatrem do 70 km/h – poinformował PAP synoptyk IMGW Michał Folwarski. Dla północnej części kraju zostały wydane również ostrzeżenia przed silnym wiatrem do 75 km/h.

Gen. Leon Komornicki: Polskie siły zbrojne są nieprzygotowane na potencjalną agresję ze strony Rosji z ostatniej chwili
Gen. Leon Komornicki: Polskie siły zbrojne są nieprzygotowane na potencjalną agresję ze strony Rosji

Polskie siły zbrojne są nieprzygotowane na potencjalną agresję ze strony Rosji – uważa gen. Leon Komornicki. Wywiad z wojskowym opublikował Instytut Myśli Schumana.

Fałszywy alarm systemu AI. Nastolatek skuty przez policję Wiadomości
Fałszywy alarm systemu AI. Nastolatek skuty przez policję

W jednym z liceów w Baltimore doszło do niecodziennej sytuacji. System sztucznej inteligencji, który miał wykrywać zagrożenia, błędnie uznał, że uczeń ma przy sobie broń. Na miejsce przyjechało osiem radiowozów, a 16-latek został skuty kajdankami.

Były kanclerz Niemiec z przeszłością w Hitlerjugend: To uniemożliwia przywództwo Niemiec w Europie tylko u nas
Były kanclerz Niemiec z przeszłością w Hitlerjugend: To uniemożliwia przywództwo Niemiec w Europie

Były kanclerz Niemiec Helmut Schmidt, który w młodości należał do Hitlerjugend, jeszcze przed śmiercią oceniał, że historyczne zbrodnie III Rzeszy uniemożliwiają Niemcom przywództwo w Europie. W jego ocenie ciężar Auschwitz i wojny Hitlera wciąż ciąży na europejskiej świadomości, co podważa ambicje Berlina do odgrywania roli lidera w Unii Europejskiej.

„Nasz nowy dom” poruszył widzów. Pierwszy taki przypadek w programie Wiadomości
„Nasz nowy dom” poruszył widzów. Pierwszy taki przypadek w programie

W najnowszym odcinku programu „Nasz nowy dom” widzowie byli świadkami wyjątkowej historii. Tym razem ekipa Polsatu nie tylko wyremontowała dom, ale również pomogła spełnić wielkie marzenie młodej dziewczyny.

REKLAMA

Krzysztof "Toyah" Osiejuk: Śrubka, sprężynka i szalik z jedwabiu

I może właśnie dlatego, przez te płaszcze i szaliki, oni staja się tacy nieokreśleni, niedotykalni. Zamieniają się w plazmę. A nam się każe na nich patrzeć, słuchać ich słów, a przede wszystkim akceptować, jako stały element tego naszego życia. Niekiedy nawet, przy odpowiednim podmuchu wiatru, któryś z nich doczeka miana autorytetu, mędrca, głosu pokolenia. I wtedy dopiero robi się zamieszanie.
 Krzysztof "Toyah" Osiejuk: Śrubka, sprężynka i szalik z jedwabiu
/ screen YouTube
      Nie wiem, czy Państwo zauważyli, ale ostatnie tygodnie przyniosły nam coś, co ja nazywam patriotycznym wzmożeniem, a co, jak każde wzmożenie, ma swoje źródło przede wszystkim w przekazie popkulturowym. Jako że mam swoje lata i naprawdę wiele widziałem, wobec tego rodzaju prowokacji – bo są to jak najbardziej prowokacje – pozostaję doskonale obojętny. Niestety, tak jak to zwykle bywa, moja obojętność jest w najlepszym wypadku traktowana jako gapstwo, a jeszcze częściej niestety, jako małostkowość, a wszyscy wokół z coraz większym zapamiętaniem, trzymając się za ręce, kręcą triumfalne kółka. Bogu dzięki, że mamy wciąż jeszcze Jarosława Kaczyńskiego, który – daję słowo, jeszcze jakimś niepojętym cudem – potrafi przyjść, walnąć pięścią w stół i rozpędzić tę kolonie pająków na cztery wiatry. Bardzo proszę poczytać sobie mój stary tekst, jeszcze z roku 2008, kiedy starałem się pokazać, jak bardzo powinniśmy być czujni. I niech nikomu się nie wydaje, że to wszystko jest już historią.
 
      Czas podsumowań nie chce minąć. Dziwne. Celebrowanie końca roku i początku roku nowego na takim poziomie emocji śmierdzi na odległość najgorszym pogaństwem, a my – jakby nam kompletnie odbiło. Nawet Toyahówna z młodym Toyahem postanowili pojechać jutro do Krakowa, żeby postać sobie przez całą noc na mrozie, posłuchać jak grają zespoły, a w międzyczasie wrzasnąć, że oto zmieniła się data. Ja rozumiem, ktoś taki stary jak ja może przynajmniej się cieszyć, że udało mu się pociągnąć jeszcze rok. Ale dzieci? Co za satysfakcja? Ale jest jak jest, więc niech im będzie. Byle tylko trafili jakiś osobowy do Katowic, co się wydaje mało prawdopodobne. Od czasu jak otworzyli tę niby autostradę między Katowicami a Krakowem, jak nie masz samochodu, możesz najwyżej poczekać, aż będzie coś jechało ze Szczecina do Przemyśla, albo z powrotem.
      My zostajemy w domu. Będziemy jeść bigos, wypijemy resztę jesiennych nalewek, pani Toyahowa będzie czytała kolejne wspomnienia o polskich Żydach, a ja pewnie będę się zastanawiał, jak bardzo trzeba zgłupieć, żeby ten fakt został uznany i poświadczony oficjalnie. Od razu mam przy tym wiadomość dla przedstawicieli tzw. rozsądnej części społeczeństwa, która przychodzi tu wciąż, na ten mój blog, żeby się poczuć lepiej, że nie chodzi mi o to, co im się wydaje. Więc proszę się wstrzymać z żartami, bo i tak będą niecelne.
      Zresztą żeby pić nalewki (albo co tam jest pod ręką), czytać o Żydach i dumać nad sytuacją w jaką wpędziły nas te dziwne czasy, wcale nie trzeba czekać do tej pojutrzejszej nocy. Toyahowa i dziś jest obstawiona tymi książkami, a ja i tak, jak widzicie, oczywiście coś wytropiłem i już nie mogę spokojnie się zająć oglądaniem TVN24, dopóki nie wywalę całej mojej goryczy na ten monitor. Poszło tym razem o dwie rzeczy. W Rzepie ukazał się cytat z Andrzeja Wajdy. Jedno zdanie. Ale za to jakie! Pan Artysta, zapytany przez Newsweek o przyczyny upadku komuny, odpowiedział co następuje: „Ten ustrój upadł także dlatego, ze ja robiłem filmy, a Wałęsa i ludzie przyszłej ‘Solidarności’ je oglądali”. To jedno. Parę stron dalej dwie rzepowe panie redaktorki gawędzą sobie o wszystkim z Arturem Zawiszą.
       Tu musi nastąpić dłuższa dygresja. Jeśli ktoś chciałby wiedzieć, skąd nagle pomysł, żeby o cokolwiek pytać akurat Zawiszę, to wyjaśnienie pada zaraz na początku. Okazuje się, że środowisko pana Artura dokonało skutecznego przejęcia władzy w publicznej telewizji i w publicznym radio, więc tym samym pan Artur znalazł się ponownie w kręgu o popularnej nazwie establishment. A tu, jak wiadomo, żartów nie ma. Jest szansa, że przy najbliższej okazji, jak Artur Zawisza pojawi się na ciasteczkach u Rymanowskiego to nie będzie wyłącznie stroił min, ale nawet zabierze głos, a poseł Wenderlich raczy na niego spojrzeć przychylnym wzrokiem. W końcu władza to władza.
      Więc tu, w tym pięknym wywiadzie – który z pewnością Zawisza już od rana ma wywieszony w antyramie nad swoim biurkiem – panie wywiadowczynie pytają rzeczonego Zawiszę, jak on ocenia fakt, że pobożni ludzie dokonali inwazji na TVP, odpowiada, że jest dobrze, bo jeden z nich jest „doborowym wydawcą”, a drugi „cenionym intelektualistą i pełnokrwistym publicystą”. Ale to by może nie było aż tak ważne (w końcu doborowych wydawców i pełnokrwistych publicystów, nie wspominając już o cenionych intelektualistach, my ludzie starsi poznaliśmy już zbyt wielu), gdyby nie to, że „nominacja redaktora naczelnego szanowanego periodyku [‘świetnie rozpoznawalnego w świecie kultury chrześcijańskiej’] na dyrektora najbardziej intelektualnej anteny radia to znak zmian na lepsze w mediach publicznych”. Więc wreszcie idzie ku lepszemu. Po 18 latach bezbożnych, głupich i nieprofesjonalnie zarządzanych mediów, nastała jutrzenka „ładu” prawdziwie „narodowego”. I oto zwiastun tego ładu przemawia na łamach Rzeczpospolitej.
      Ale to była, jak zapowiedziałem, jedynie bardzo rozbudowana dygresja. Tu również – podobnie jak w wypadku Pana Artysty – chodziło mi o jedną, i tylko jedną, myśl. Otóż, skoro już Artur Zawisza – dzięki niezwykle wyrafinowanej zagrywce bohatera moich zimowych dni, Piotra Farfała – powstał jak Feniks z popiołów politycznego niebytu, Rzeczpospolita, w konkluzji wywiadu, zwraca się do niego z pytaniem dziś już podstawowym: „A chce pan wrócić do Sejmu?”
      Oto odpowiedź:
      „SKUPIAM SIĘ NA WIELOPŁASZCZYZNOWEJ DZIAŁALNOŚCI BIZNESOWEJ. ZDARZA SIĘ, ŻE OJCZYZNA WOŁA, ALE MUSIAŁABY BARDZO GŁOŚNO KRZYCZEĆ”.
      Od momentu, gdy po raz pierwszy zapoznałem się z tą bufonadą Andrzeja Wajdy z Newsweeka i tym czymś – nie umiem znaleźć odpowiedniego słowa; może ktoś mi pomoże – w wykonaniu Artura Zawiszy, minęło parę dobrych godzin. Ale teraz, zacytowałem te słowa, dałem je w kursywie, pogrubiłem, wyodrębniłem do osobnego akapitu, i gdybym mógł jeszcze coś z nimi zrobić, to pewnie by zrobił, ale nie przychodzi mi nic do głowy. Więc siedzę i gapię się w monitor i… pustka. Chyba sobie zrobię przerwę.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
       No i już jestem. I myślę sobie, że może i ja jakoś spróbuję podsumować ten rok. A może – żeby się nie tak do końca angażować w ten pogański obyczaj – nie koniecznie nawet rok. Może w ogóle podsumować coś bardziej rozlazłego w czasie. Pisałem tu kiedyś o plazmie. Plazmie, czyli czymś czego ani nie sposób dotknąć, ani opisać, ani nawet pewnie umiejscowić. A co jest, bo się ją czuje od momentu jak człowiek otworzy rano oczy, aż po tę chwilę, kiedy zacznie czuć nadejście snu. Oto zdarzyło mi się dziś ujrzeć to coś w dwóch kompletnie różnych, wręcz biegunowych miejscach. Z jednej strony mamy Andrzeja Wajdę, kiedyś reżysera – zdolnego bardzo reżysera, autora jednego, dwóch, czy nawet trzech wybitnych filmów – a z drugiej Artura Zawiszę, polityka – dziś, jak sam się przedstawia, „wielopłaszczyznowego” biznesmena. Dwoje ludzi, tak z pozoru całkowicie politycznie i kulturowo i ideowo innych, a w rzeczywistości dokładnie identycznych. Ludzi, którzy po prostu, w pewnym momencie, nie wytrzymali tego, zwykłego przecież w naszym życiu, napięcia i zwariowali.
      Ale nie zwariowali tak, jak to się przydarzyło wielu innym osobom, których los, czy nawet talent, rzucił w światła reflektorów. Nie spotkał ich los tych pierwszych bohaterów Solidarności, których i ja spotykam niekiedy na ulicy mojego miasta i wiem, że z każdym dniem jest z nimi coraz gorzej, bo tak jakoś to życie okazało się dla nich okrutne. Nie. Oni są wciąż na widoku, wciąż jeszcze noszą porządne garnitury i porządne szaliki do bardzo porządnych płaszczy. Ale są faktycznie w tym samym miejscu, gdzie tamci, i podobnie jak tamci snują się po okolicy i coś plotą o Ojczyźnie, która już raz ich wezwała i być może wezwie ich znów, z tym zastrzeżeniem, że oni akurat są bardzo zajęci. Jak ten Piotrek ze Ścianki. Tyle że on się błąkał po ulicach i klatkach schodowych, a oni po redakcjach poważnych dzienników i tygodników.
      I może właśnie dlatego, przez te płaszcze i szaliki, oni staja się tacy nieokreśleni, niedotykalni. Zamieniają się w plazmę. A nam się każe na nich patrzeć, słuchać ich słów, a przede wszystkim akceptować, jako stały element tego naszego życia. Niekiedy nawet, przy odpowiednim podmuchu wiatru, któryś z nich doczeka miana autorytetu, mędrca, głosu pokolenia. I wtedy dopiero robi się zamieszanie. Do siego roku!
 
Przypominam, że moje książki, w tym najnowsze, z listami od Zyty Gilowskiej, są do nabycia wyłącznie w księgarni na stronie www.coryllus.pl
 


 

Polecane
Emerytury
Stażowe