[Reportaż z ośrodka dla uchodźców w Spale] Stworzyć namiastkę normalności

– Ciężko mi będzie cokolwiek powiedzieć, bo zaraz pewnie zaleję się łzami – słyszę od dwudziestokilkuletniej Katji z Żytomierza. Ledwo skończyła zdanie, a jej drobne policzki stały się mokre. Za chwilkę utonęła w objęciach pocieszającej ją Izy, pracownicy należącego do spółki Doms hotelu Savoy. Hotelu, który z dnia na dzień stał się ośrodkiem dla uchodźców. 
 [Reportaż z ośrodka dla uchodźców w Spale] Stworzyć namiastkę normalności
/ foto w tekście autor / Tomasz Gutry

Nie można dziwić się reakcji Katji. Jej miasto od kilku dni jest bombardowane, a śmiercionośne rakiety spadły między innymi na skład ropy, w którym pracuje jej mąż. Boi się o męża, który jak wielu mężczyzn na Ukrainie broni teraz swojej ojczyzny. Naszej rozmowie przysłuchuje się kilkuletnia córeczka Katji, może być w wieku mojego syna. Jej świat powinna wypełniać beztroska zabawa, tymczasem jak setki tysięcy ukraińskich dzieci stała się uchodźczynią. Na dramat dzieci patrzy się najtrudniej. Po chwili słyszę historię Saszy, prawniczki z Kijowa, która do Polski podróżowała dwa dni. Świat tych kobiet załamał się z dnia na dzień. Każda z nich ma do opowiedzenia swój własny dramat. Historie te chłoną pracownicy Savoya, którzy w najczarniejszych snach nie mogli się spodziewać, że ich miejsce pracy przestanie być hotelem, a stanie się ośrodkiem dla ludzi uciekających przed piekłem wojny.  

Trafiły w dobre ręce  

– Widzimy łzy, gdy dziewczyny dostają telefon. One mówią nam, że nie mogą spać w nocy, bo przecież wtedy ich chłopcy walczą. Musimy tego wysłuchać i przyjąć to do siebie. U nas pracują głównie kobiety, mężczyzn jest tylko trzech. Nie da się ukryć, że pracownice przeżywają sytuację psychicznie dość ciężko. To nie jest radosna sytuacja. Jest trudno emocjonalnie, musimy na to wszystko patrzeć od rana do wieczora. Na to nikt nie jest przygotowany. Oczywiście każdy chce pomóc i cieszy się, że to może robić. Ale nie da się ukryć – to emocje i każdemu zdarza się po ludzki „pęknąć” – słyszę od Marty Kozioł, dyrektor ośrodka. Jednak po kilkudziesięciu minutach wizyty w Savoyu wiem, że uchodźcy z Ukrainy nie mogli trafić w lepsze miejsce. Zarówno Marta Kozioł, jak i towarzysząca jej Iza Stępień to kobiety pełne energii, pomysłowości, a zarazem empatii potrzebnej w tym trudnym czasie. Panie jak z karabinu zalewają nas informacjami o tym, co się udało już zrobić, co jest w trakcie, a z czym są największe trudności, które za chwilę i tak zostaną przecież pokonane. Muszę przyznać – panie zaimponowały mi umiejętnością zarządzania sytuacją prawdziwie kryzysową.  

– W ośrodku mamy przygotowane 203 miejsca, na dzisiaj mamy zajęte 193 łóżka, pozostałe osoby są w drodze. Czasem łóżko czeka dwie doby, uchodźcy przybywają do nas z daleka. Z naszej wiedzy wynika, że około 20 proc. traktuje to miejsce przejściowo, mają plany wyjechać do swoich rodzin również do innych państw. Mieliśmy już rodzinę, która wyjechała do Zurychu, do Berlina, za chwilę ktoś leci do Toronto. Jednak większość, 80 proc., chce przeczekać sytuację u nas. Nasz ośrodek położony jest w centrum Polski, wiemy, że właściciel, podejmując decyzję o pomocy, wiedział, że zapełnimy się bardzo szybko. Mamy dobrą lokalizację. Teren jest cudowny, zawsze to podkreślałyśmy, jak ktoś do nas dzwonił. Za chwilę będzie zielono. Dlatego potrzebujemy używane rzeczy do wykorzystania na zewnątrz: hulajnogi, rolki, rowerki. To nie musi być nowe – mówi mi Marta Kozioł. 

Relacje między załogą Savoya a uchodźcami budują się powoli. Goście w pierwszej chwili są wycofani, nieufni, natomiast po kilku dniach jest lepiej. – Najbardziej chronią swoje dzieci, nie wszystkie wyszły jeszcze z pokoi. Z każdym dniem widzimy coraz więcej dzieci na placu zabaw. Goście są bardzo wdzięczni, nie do końca wierzą w to, że nasza pomoc płynie z dobrego serca. Jak już się otworzą, to są bardzo serdeczni, pomocni, oferują swoją pomoc chociażby w prostych czynnościach kuchennych, w sprzątaniu. Zaczęła się tworzyć między nimi społeczność – słyszę.  

– Dominują matki z dziećmi. W związku z tym od pierwszego dnia pojawiają się problemy chociażby zdrowotne. Ta skala tylko rośnie. Codziennie o 9.00 rano mamy zbiórkę osób chorych, wymagających porady lekarskiej, dzwonię do pobliskiego ośrodka, zapisujemy ich na wizyty i pieszo, jeśli mogą, ruszają do ośrodka, gdzie otrzymują recepty. Goście często nie mają polskich pieniędzy, niestety jest problem z wymianą hrywien. Oczywiście obawiamy się lawinowo występujących chorób somatycznych. Pamiętajmy, że ci ludzie byli wyziębieni, odbyli długą podróż. Jest też sfera psychiczna, możemy spodziewać się wszystkiego. Doszły mnie słuchy, że w innym ośrodku po kilku dniach kobieta straciła wzrok – opowiada dyrektor ośrodka. 

Kluczem dobra organizacja

Oczywiście zajęcie się tak duża grupą ludzi będzie wymagać wsparcia. – Kontaktują się z nami przedstawiciele wielu regionów. Od poniedziałku telefony się rozdzwoniły, padają pytania o potrzeby, jesteśmy informowani, kto czym dysponuje. Oczywiście wolimy otrzymywać systematyczne wsparcie niż jednorazowe. Tu szczególnie chciałabym podziękować Robertowi Bąkowi z Organizacji Oddziałowej Pracowników Telekomunikacji NSZZ "Solidarność" z Rzeszowa, od którego otrzymaliśmy bardzo ważną dla nas suszarkę. W kwestii współpracy z samorządem idziemy również w dobrym kierunku – mówi pełna optymizmu dyrektor, a Iza dodaje: – Najważniejsza jest cykliczność i jednostajność pomocy. To, co dzisiaj dostajemy, będziemy znów potrzebować w każdym kolejnym tygodniu, jeśli wojna będzie trwać. Teraz, gdy dostajemy dary, to one się rozchodzą niemal natychmiast.  

Duży podziw budzi dobra organizacja w ośrodku. Dary są systematycznie sortowane, w pralni funkcjonuje system zapisów, dzieci bawią się w przygotowanej salce. – Wśród gości z Ukrainy jest pani Tatiana, która jest psychologiem i pedagogiem przedszkolnym, zajmuje się dziećmi do 6. roku życia. W trakcie jednego z zebrań panie wyartykułowały chęć pomocy, opieki nad dziećmi, ale w dwóch grupach: do sześciu lat i powyżej sześciu lat. Dysponujemy pomieszczeniami w dwóch budynkach, w jednym salka już jest gotowa, w drugim opróżniliśmy pomieszczenie, dziewczyny zrobiły generalne porządki, uprały wykładziny, umyły okna, poprały firanki. Teraz będziemy urządzać tę salkę dla dzieci w wieku 0-6 lat. Pani Tatiana obejmie je kilkugodzinną dzienną opieką, ma przygotowanie merytoryczne, przedstawiła nam dyplom. Oczywiście będzie miała wsparcie innych kobiet, ponieważ grupa jest duża. Mamy nadzieję, że dzieci później pójdą do szkoły, prowadzimy już rozmowy z miejscowymi władzami. Chciałabym również, żeby gmina objęła dzieci jak najszybciej zajęciami dodatkowymi. W Spale mamy piękną „sołtysówkę”, mam obietnice, że tam dzieci powyżej 6. roku życia będą mogły korzystać z takich zajęć jak nauka języka polskiego, kontynuacja języka angielskiego. Te dzieci przecież coś robiły na Ukrainie. Mamy dziewczynkę, która gra na skrzypcach, udało nam się zdobyć skrzypce, które jadą do Spały. Mamy też chłopca, który trenował na poziomie olimpijskim gimnastykę sportową. To ważne, żeby te dzieci funkcjonowały chociaż w części jak w domu – zaznacza Marta Kozioł. 

Do Spały przyjechaliśmy busem po sufit wypchanym darami zbieranymi w redakcji „Tygodnika Solidarność”. Gdy tylko podjechaliśmy, grupa kobiet pomogła nam w rozpakowywaniu. Przywieźliśmy m.in. ubrania, akcesoria papiernicze dla dzieci, chemię, kosmetyki, używaną pralkę. Dary rozdajemy również w redakcji, którą odwiedziło już kilkudziesięciu uchodźców – potrzeby są przeróżne – jedni wychodzą z konserwami, inni nie mają kapci, ciepłej czapki, dzieciom rozdajemy kredki i kolorowanki. Staramy się pomóc każdemu. Osoby zainteresowane pomocą mogą zgłosić się do koordynator akcji pomocowych ze strony „Tygodnika Solidarność” Małgorzaty Lewickiej (tel. 607 370 811) lub do hotelu Savoy (tel.511 828 643). 

Zbiórka darów w redakcji "TS" przy ulicy Prostej 30 w Warszawie

Samochód wyładowany darami Dary w siedzibie "Tygodnika Solidarność" 

Dary w siedzibie "Tygodnika Solidarność" 

Sala zabaw dla dzieci w Savoyu 

Samochód z darami 

Magazyn z produktami w Savoyu 

Panie przeglądają produkty odzieżowe

Sasza i Katija

 

 


 

POLECANE
Nie żyje znana piosenkarka z ostatniej chwili
Nie żyje znana piosenkarka

W wielu 91 lat zmarła w piątek legendarna włoska piosenkarka Ornella Vanoni. NIemal do ostatnich tygodni swego życia była aktywna i prawie co tydzień była gościem popularnego programu telewizyjnego w stacji Nove. Śpiewała z wieloma, także młodymi artystami, w tym z raperami. Wydała dziesiątki płyt.

Brazylia: Policja zatrzymała byłego prezydenta Jaira Bolsonaro z ostatniej chwili
Brazylia: Policja zatrzymała byłego prezydenta Jaira Bolsonaro

Brazylijska policja federalna zatrzymała byłego prezydenta Jaira Bolsonaro – poinformowały w sobotę światowe agencje i media, powołując się na prawnika prawicowego polityka. Bolsonaro został skazany we wrześniu br. na 27 lat i trzy miesiące pozbawienia wolności za próbę zamachu stanu.

Ważny wpis Karola Nawrockiego. Prezydent przypomniał słynne „Pięć Prawd Polaków” z ostatniej chwili
Ważny wpis Karola Nawrockiego. Prezydent przypomniał słynne „Pięć Prawd Polaków”

Prezydent Karol Nawrocki w swoim najnowszym wpisie na platformie X nawiązał do „Pięciu Prawd Polaków” – historycznego manifestu polskości ogłoszonego 6 marca 1938 roku w Berlinie.

Pilne doniesienia z granicy. Jest komunikat Straży Granicznej z ostatniej chwili
Pilne doniesienia z granicy. Jest komunikat Straży Granicznej

Ponad 20 prób nielegalnego przekroczenia granicy z Białorusią i blisko 70 tys. skontrolowanych osób – to bilans tygodnia Straży Granicznej i MSWiA.

KRUS wydał komunikat dla rolników z ostatniej chwili
KRUS wydał komunikat dla rolników

KRUS przypomina rolnikom o możliwości skorzystania z rehabilitacji w sześciu Centrach Rehabilitacji Rolników w całej Polsce, dostosowanej do schorzeń narządu ruchu, układu krążenia i oddechowego.

Europa leci do Waszyngtonu. Merz, Macron i Meloni odbędą rozmowę z Trumpem z ostatniej chwili
Europa leci do Waszyngtonu. Merz, Macron i Meloni odbędą rozmowę z Trumpem

Premier Wielkiej Brytanii Keir Starmer, prezydent Francji Emmanuel Macron, kanclerz Niemiec Friedrich Merz i premier Włoch Giorgia Meloni rozmawiali o spotkaniu z prezydentem USA Donaldem Trumpem w Waszyngtonie – podała w sobotę brytyjska stacja Sky News, powołując się na źródła dyplomatyczne.

Polski premier Tomasz Arciszewski przegrał z sowieckim agentem Oskarem Lange tylko u nas
Polski premier Tomasz Arciszewski przegrał z sowieckim agentem Oskarem Lange

70 lat temu, 20 listopada 1955 r. zmarł w Londynie Tomasz Arciszewski, polski socjalista, jeden z Ojców Niepodległości, odzyskanej 11 listopada 1918 r., premier rządu Rzeczpospolitej w latach 1944-47. Miał w Warszawie ulicę, ale musiał ją „odstąpić” Oskarowi Langemu, także – przynajmniej formalnie - socjaliście, który był sowieckim agentem.

Czarzasty chce stosować weto. Mocna odpowiedź z Kancelarii Prezydenta z ostatniej chwili
Czarzasty chce stosować "weto". Mocna odpowiedź z Kancelarii Prezydenta

W swoim orędziu nowy marszałek Sejmu Włodzimierz Czarzasty zapowiedział stosowanie "weta". Do słów współprzewodniczącego Lewicy odniósł się szef Gabinetu Prezydenta Paweł Szefernaker.

Ważny komunikat dla mieszkańców Poznania z ostatniej chwili
Ważny komunikat dla mieszkańców Poznania

Dobra wiadomość dla pasażerów poznańskiej komunikacji. Od soboty 22 listopada ma zostać przywrócony ruch tramwajów w centrum miasta – na odcinku od węzła Okrąglak do Małych Garbar. To efekt szybko postępujących prac na placu Wielkopolskim oraz budowy nowego rozjazdu przy przystanku Małe Garbary.

Mróz do nawet -14 stopni, śnieg i zamiecie. Zima zaatakuje w weekend z ostatniej chwili
Mróz do nawet -14 stopni, śnieg i zamiecie. Zima zaatakuje w weekend

Przed nami weekend z prawdziwie zimową aurą. Śnieg, spadki temperatury i lokalne zamiecie najmocniej dotkną mieszkańców wschodniej oraz południowo-wschodniej Polski. Oto szczegółowa prognoza na najbliższe dni.

REKLAMA

[Reportaż z ośrodka dla uchodźców w Spale] Stworzyć namiastkę normalności

– Ciężko mi będzie cokolwiek powiedzieć, bo zaraz pewnie zaleję się łzami – słyszę od dwudziestokilkuletniej Katji z Żytomierza. Ledwo skończyła zdanie, a jej drobne policzki stały się mokre. Za chwilkę utonęła w objęciach pocieszającej ją Izy, pracownicy należącego do spółki Doms hotelu Savoy. Hotelu, który z dnia na dzień stał się ośrodkiem dla uchodźców. 
 [Reportaż z ośrodka dla uchodźców w Spale] Stworzyć namiastkę normalności
/ foto w tekście autor / Tomasz Gutry

Nie można dziwić się reakcji Katji. Jej miasto od kilku dni jest bombardowane, a śmiercionośne rakiety spadły między innymi na skład ropy, w którym pracuje jej mąż. Boi się o męża, który jak wielu mężczyzn na Ukrainie broni teraz swojej ojczyzny. Naszej rozmowie przysłuchuje się kilkuletnia córeczka Katji, może być w wieku mojego syna. Jej świat powinna wypełniać beztroska zabawa, tymczasem jak setki tysięcy ukraińskich dzieci stała się uchodźczynią. Na dramat dzieci patrzy się najtrudniej. Po chwili słyszę historię Saszy, prawniczki z Kijowa, która do Polski podróżowała dwa dni. Świat tych kobiet załamał się z dnia na dzień. Każda z nich ma do opowiedzenia swój własny dramat. Historie te chłoną pracownicy Savoya, którzy w najczarniejszych snach nie mogli się spodziewać, że ich miejsce pracy przestanie być hotelem, a stanie się ośrodkiem dla ludzi uciekających przed piekłem wojny.  

Trafiły w dobre ręce  

– Widzimy łzy, gdy dziewczyny dostają telefon. One mówią nam, że nie mogą spać w nocy, bo przecież wtedy ich chłopcy walczą. Musimy tego wysłuchać i przyjąć to do siebie. U nas pracują głównie kobiety, mężczyzn jest tylko trzech. Nie da się ukryć, że pracownice przeżywają sytuację psychicznie dość ciężko. To nie jest radosna sytuacja. Jest trudno emocjonalnie, musimy na to wszystko patrzeć od rana do wieczora. Na to nikt nie jest przygotowany. Oczywiście każdy chce pomóc i cieszy się, że to może robić. Ale nie da się ukryć – to emocje i każdemu zdarza się po ludzki „pęknąć” – słyszę od Marty Kozioł, dyrektor ośrodka. Jednak po kilkudziesięciu minutach wizyty w Savoyu wiem, że uchodźcy z Ukrainy nie mogli trafić w lepsze miejsce. Zarówno Marta Kozioł, jak i towarzysząca jej Iza Stępień to kobiety pełne energii, pomysłowości, a zarazem empatii potrzebnej w tym trudnym czasie. Panie jak z karabinu zalewają nas informacjami o tym, co się udało już zrobić, co jest w trakcie, a z czym są największe trudności, które za chwilę i tak zostaną przecież pokonane. Muszę przyznać – panie zaimponowały mi umiejętnością zarządzania sytuacją prawdziwie kryzysową.  

– W ośrodku mamy przygotowane 203 miejsca, na dzisiaj mamy zajęte 193 łóżka, pozostałe osoby są w drodze. Czasem łóżko czeka dwie doby, uchodźcy przybywają do nas z daleka. Z naszej wiedzy wynika, że około 20 proc. traktuje to miejsce przejściowo, mają plany wyjechać do swoich rodzin również do innych państw. Mieliśmy już rodzinę, która wyjechała do Zurychu, do Berlina, za chwilę ktoś leci do Toronto. Jednak większość, 80 proc., chce przeczekać sytuację u nas. Nasz ośrodek położony jest w centrum Polski, wiemy, że właściciel, podejmując decyzję o pomocy, wiedział, że zapełnimy się bardzo szybko. Mamy dobrą lokalizację. Teren jest cudowny, zawsze to podkreślałyśmy, jak ktoś do nas dzwonił. Za chwilę będzie zielono. Dlatego potrzebujemy używane rzeczy do wykorzystania na zewnątrz: hulajnogi, rolki, rowerki. To nie musi być nowe – mówi mi Marta Kozioł. 

Relacje między załogą Savoya a uchodźcami budują się powoli. Goście w pierwszej chwili są wycofani, nieufni, natomiast po kilku dniach jest lepiej. – Najbardziej chronią swoje dzieci, nie wszystkie wyszły jeszcze z pokoi. Z każdym dniem widzimy coraz więcej dzieci na placu zabaw. Goście są bardzo wdzięczni, nie do końca wierzą w to, że nasza pomoc płynie z dobrego serca. Jak już się otworzą, to są bardzo serdeczni, pomocni, oferują swoją pomoc chociażby w prostych czynnościach kuchennych, w sprzątaniu. Zaczęła się tworzyć między nimi społeczność – słyszę.  

– Dominują matki z dziećmi. W związku z tym od pierwszego dnia pojawiają się problemy chociażby zdrowotne. Ta skala tylko rośnie. Codziennie o 9.00 rano mamy zbiórkę osób chorych, wymagających porady lekarskiej, dzwonię do pobliskiego ośrodka, zapisujemy ich na wizyty i pieszo, jeśli mogą, ruszają do ośrodka, gdzie otrzymują recepty. Goście często nie mają polskich pieniędzy, niestety jest problem z wymianą hrywien. Oczywiście obawiamy się lawinowo występujących chorób somatycznych. Pamiętajmy, że ci ludzie byli wyziębieni, odbyli długą podróż. Jest też sfera psychiczna, możemy spodziewać się wszystkiego. Doszły mnie słuchy, że w innym ośrodku po kilku dniach kobieta straciła wzrok – opowiada dyrektor ośrodka. 

Kluczem dobra organizacja

Oczywiście zajęcie się tak duża grupą ludzi będzie wymagać wsparcia. – Kontaktują się z nami przedstawiciele wielu regionów. Od poniedziałku telefony się rozdzwoniły, padają pytania o potrzeby, jesteśmy informowani, kto czym dysponuje. Oczywiście wolimy otrzymywać systematyczne wsparcie niż jednorazowe. Tu szczególnie chciałabym podziękować Robertowi Bąkowi z Organizacji Oddziałowej Pracowników Telekomunikacji NSZZ "Solidarność" z Rzeszowa, od którego otrzymaliśmy bardzo ważną dla nas suszarkę. W kwestii współpracy z samorządem idziemy również w dobrym kierunku – mówi pełna optymizmu dyrektor, a Iza dodaje: – Najważniejsza jest cykliczność i jednostajność pomocy. To, co dzisiaj dostajemy, będziemy znów potrzebować w każdym kolejnym tygodniu, jeśli wojna będzie trwać. Teraz, gdy dostajemy dary, to one się rozchodzą niemal natychmiast.  

Duży podziw budzi dobra organizacja w ośrodku. Dary są systematycznie sortowane, w pralni funkcjonuje system zapisów, dzieci bawią się w przygotowanej salce. – Wśród gości z Ukrainy jest pani Tatiana, która jest psychologiem i pedagogiem przedszkolnym, zajmuje się dziećmi do 6. roku życia. W trakcie jednego z zebrań panie wyartykułowały chęć pomocy, opieki nad dziećmi, ale w dwóch grupach: do sześciu lat i powyżej sześciu lat. Dysponujemy pomieszczeniami w dwóch budynkach, w jednym salka już jest gotowa, w drugim opróżniliśmy pomieszczenie, dziewczyny zrobiły generalne porządki, uprały wykładziny, umyły okna, poprały firanki. Teraz będziemy urządzać tę salkę dla dzieci w wieku 0-6 lat. Pani Tatiana obejmie je kilkugodzinną dzienną opieką, ma przygotowanie merytoryczne, przedstawiła nam dyplom. Oczywiście będzie miała wsparcie innych kobiet, ponieważ grupa jest duża. Mamy nadzieję, że dzieci później pójdą do szkoły, prowadzimy już rozmowy z miejscowymi władzami. Chciałabym również, żeby gmina objęła dzieci jak najszybciej zajęciami dodatkowymi. W Spale mamy piękną „sołtysówkę”, mam obietnice, że tam dzieci powyżej 6. roku życia będą mogły korzystać z takich zajęć jak nauka języka polskiego, kontynuacja języka angielskiego. Te dzieci przecież coś robiły na Ukrainie. Mamy dziewczynkę, która gra na skrzypcach, udało nam się zdobyć skrzypce, które jadą do Spały. Mamy też chłopca, który trenował na poziomie olimpijskim gimnastykę sportową. To ważne, żeby te dzieci funkcjonowały chociaż w części jak w domu – zaznacza Marta Kozioł. 

Do Spały przyjechaliśmy busem po sufit wypchanym darami zbieranymi w redakcji „Tygodnika Solidarność”. Gdy tylko podjechaliśmy, grupa kobiet pomogła nam w rozpakowywaniu. Przywieźliśmy m.in. ubrania, akcesoria papiernicze dla dzieci, chemię, kosmetyki, używaną pralkę. Dary rozdajemy również w redakcji, którą odwiedziło już kilkudziesięciu uchodźców – potrzeby są przeróżne – jedni wychodzą z konserwami, inni nie mają kapci, ciepłej czapki, dzieciom rozdajemy kredki i kolorowanki. Staramy się pomóc każdemu. Osoby zainteresowane pomocą mogą zgłosić się do koordynator akcji pomocowych ze strony „Tygodnika Solidarność” Małgorzaty Lewickiej (tel. 607 370 811) lub do hotelu Savoy (tel.511 828 643). 

Zbiórka darów w redakcji "TS" przy ulicy Prostej 30 w Warszawie

Samochód wyładowany darami Dary w siedzibie "Tygodnika Solidarność" 

Dary w siedzibie "Tygodnika Solidarność" 

Sala zabaw dla dzieci w Savoyu 

Samochód z darami 

Magazyn z produktami w Savoyu 

Panie przeglądają produkty odzieżowe

Sasza i Katija

 

 



 

Polecane
Emerytury
Stażowe