Eksfeministka Kaya Szulczewska: „Wypad z balu”, czyli jak i dlaczego mnie dotknęła cancel culture

Znacie to uczucie, kiedy traficie do jakiegoś środowiska, trochę Wam to imponuje, bo nawet tam nie pretendowałyście, w jakiś sposób czujecie się wyróżnione, ale szybko orientujecie się, że zasady, jakie w nim obowiązują, nie przystają do waszego wychowania/statusu/poczucia komfortu itd., co skutkuje tym, że towarzystwo zaczyna czuć waszą inność, zaczyna to wszystkim przeszkadzać, więc się Was po prostu wyklucza? Ja znam – aż za dobrze.
Kaya Szulczewska Eksfeministka Kaya Szulczewska: „Wypad z balu”, czyli jak i dlaczego mnie dotknęła cancel culture
Kaya Szulczewska / Zbiory Kai Szulczewskiej

Ostatnio pisałam na Instagramie o tym, że czuję się, jakbym została wyrzucona z balu: za brak „dobrych manier”, za używanie nie tych co trzeba słów („kobieta” zamiast „osoba z macicą”), nie dość pilne sygnalizowanie cnót uznawanych w tym środowisku i niedostosowanie się do etykiety. „Mieliśmy Cię za inną” – powiedzieli.

 

Wzięli mnie za fraki, skopali i wyrzucili

Doświadczyłam cancelu ze strony wzmożonych moralnie feministek i lewicujących influencerek, które można nazwać wojowniczkami sprawiedliwości społecznej, wyznającymi ideologię „woke” („wokeness”, z ang. „ruch przebudzonych”), co w Polsce objawia się ciągłym publicznym sygnalizowaniem cnót (ona/jej) z pakietu lewicowych.

Obowiązkowo byciem sojusznikiem wszystkich mniejszości, zwłaszcza tej najmodniejszej w danym sezonie opresji, oraz zwykle wyzywaniem ludzi pogardliwie od uprzywilejowanych, „białych cis”, TERF-ów, SWERF-ów, wykładami na temat inkluzywności, tego, jak bardzo inni to niby wykluczają jakieś mniejszości, czy nie mają prawa się wypowiadać z powodu „niewyznanego grzechu pierworodnego” – po lewicowemu zwanego przywilejem.

 

Na stos z TERF-em!

Cancel, jaki urządzono mi w social mediach, przypominał zwykły lincz przeprowadzony grupowo z pełnym rozmysłem, do którego z ochotą dołączyły także znane mi osoby, po których nie spodziewałam się tak negatywnych zachowań i odczuć w moją stronę, zwłaszcza biorąc pod uwagę nasze prywatne relacje. Czuję więc podobieństwo zdarzeń z tym, co opisuje wiele ofiar cancel culture.

To jest też coś, o czym pisała w swoim eseju Chimamanda Ngozi Adichie, a mianowicie utrata normalnych ludzkich zachowań wobec drugiego człowieka, jakiś rodzaj demoralizacji. Brak lojalności to jedno, ale tu mamy też motyw niszczenia, zupełnie niewspółmiernej do rzekomej przewiny przemocy. Nierzadko próby wybicia się jako „ta lepsza” podczas publicznego oczerniania i besztania celu nagonki.

Coś w stylu: „Patrzcie na nią, jaka jest zła – nie to co ja, ja jestem lepsza”.

Dla mnie – osoby będącej z boku tych wzmożonych, przebudzonych środowisk, która w zasadzie tylko lekko musnęła tego towarzyskiego teatru, wygląda to tak, że jest pewne mające o sobie bardzo dobre mniemanie i na swój sposób elitarne towarzystwo.

Jest to faktycznie często bardzo wpływowe środowisko – dziennikarki, działaczki największych organizacji pozarządowych, wysokozasięgowe influencerki czy polityczki, gdzie są bardzo sztywno określone reguły, co wypada, a czego nie wypada i gdzie za złamanie choćby o milimetr zasad grozi złożenie w ofierze zborowego linczu i wykluczenie z salonów.

 

Lincz konsoliduje grupę, umacnia jej ortodoksję i daje płomień do przeżywania wspólnie silnych emocji, wynikających z poczucia przynależności, władzy i wygranej

Widzę to zdominowane kobietami środowisko jako pełne hipokryzji, sfrustrowane, z istną obsesją na punkcie pewnego rodzaju dobrych manier.

Tu według etykiety tego towarzystwa będzie to np. język inkluzywny; odpowiednie słowa i zakaz mówienia na głos pewnych myśli, czytania pewnych książek, zakaz dyskusji, oparcie o emocje, nie argumenty, zbiorowy lament jako jedyna dozwolona forma wyrazu.

 

Same nie mogą oddychać, więc próbują odebrać oddech innym

To towarzystwo można porównać do Pań na balu, które ściśnięte gorsetem cnót cały czas muszą sygnalizować swoje nienaganne maniery, wyższą moralność i czystość duchową.

Większość z nich jest zwyczajnie sfrustrowana tymi ograniczeniami, wiecznie napięta, niemogąca złapać w pełni oddechu, więc aby rozładować te trudne emocje i nagromadzone napięcie znajdują sobie wśród swoich ofiarę, która złamała towarzyską etykietę, choćby symbolicznie. Czyli na przykład nie dość była dobra w odgrywaniu wymaganego teatru cnót.

Metaforycznie – użyła nie tego widelca na balu z królem, co ugodziło w uczucia, obraziło jego wysokość i dwór, uderzając w poczucie estetyki, podważając wiarę w dobro zebranych na tym balu ludzi, tak bardzo spiętych narzuconą sobie etykietą. W przypadku cancel culture nie mówimy o czynach, które faktycznie złamały prawo.

 

Cancel culture to kultura unieważnienia na podstawie urażonych uczuć czy złamania tabu

Cancel niezwykle rzadko dosięga faktycznych przestępców, zresztą tym należy się kara z urzędu, a nie lincz pod wpływem samosądów.

* Za angielskojęzyczną Wikipedią: Kultura unieważnienia/anulowania to nowoczesna forma ostracyzmu, w której ktoś zostaje wyrzucony z kręgów społecznych lub zawodowych – czy to w internecie, w mediach społecznościowych czy osobiście. Mówi się, że ci, którzy podlegają temu ostracyzmowi, zostali scancelowani, „odwołani”.

Tu obowiązuje więc samosąd na podstawie urażonych uczuć, a nie realnie złamanego prawa. Cofamy się do średniowiecza, gdzie wymierzamy karę wioskowej wiedźmie, podejrzanej o złe spojrzenie czy warzenie mleka sąsiadom. Większość tych spraw nie ma szans w sądzie, trzeba więc wytoczyć „sprawiedliwość” wedle własnych zasad i własnych wierzeń, na podstawie własnej, oderwanej od prawa i zasad sprawiedliwości vendetty przeciwko terfom, swerfom czy innym wiedźmom tego świata.

Użycie złego słowa (na przykład pisanie „kobieta” zamiast wymaganego „osoba z macicą”) to kwestia zniszczenia ozdoby, brak odpowiedniego gestu, zaś wypowiedzenie zakazanej myśli, np. że płeć jest binarna – w biologii u ssaków występują dwie płcie, to złamanitabu, uderzenie w dogmat.

W przypadku kwestii płci – w queerowy dogmat, że to, co głównie świadczy o płci, to uczucie – tożsamość, a nie kwestia wynikająca z biologicznej klasyfikacji osobników – wedle ich ciała ukształtowanego na ścieżce rozwoju do określonej roli w procesie reprodukcjnym.

 

Panie Dulskie naszych czasów są inkluzywne

Oprócz mechanizmów parareligijnych widzę tu dużo mieszczańskiej pseudomoralności, nowoczesnej wersji dulszczyzny, gdzie jedyną chwilą, gdy można wreszcie zdjąć na chwilę ciasny gorset i odetchnąć pełną piersią, jest moment linczu na niepoprawnej (rzadziej niepoprawnym).

Wtedy wszystkie chwyty dozwolone – piekła nie ma, a najgorsze zachowania znajdują poklask.

W końcu w cancel culture według liderów linczów przemoc w szczytnej sprawie – ukrócenia wyłamywania się z towarzyskiej/sekciarskiej etykiety jest jak najbardziej uzasadniona, a nawet niezbędna.

Oczywiście cykliczne składanie kogoś z towarzystwa w ofierze konsoliduje grupę, ale jako że można też samemu stać się ofiarą linczu za byle odstępstwo, zaostrza się wewnątrzgrupowe napięcie, rywalizacja, pojawia się dyscyplinowanie się wzajemne i szukanie celu do kolejnego rozładowania emocji.

Rzuca kamieniem, by nie dostać kamieniem

Zalęknione, by nie stać się kolejną ofiarą linczu, bacznie przyglądają się innym i gotowe są pierwsze rzucić kamień z nadzieją, że reszta za nimi pójdzie i kolejny raz będą po dobrej stronie, dobrej w sensie bezpiecznej – kamieniujących, a nie kamieniowanych.

Do tego liderka/lider oburzenia może zyskać sławę, rozgłos i uznanie wśród współwyznawców/uczestników tego elitarnego balu, tudzież sekciarskiego kółka „wzajemnej adoracji”.

 

Cancel culture istnieje, ale nie kończy się na nim świat, trzeba trwać dalej, tylko w innej formie i w innym środowisku

Tak to widzę, od środka, jako złożona w ofierze cancelu. Symbolicznie skopana i pobita, faktycznie publicznie znieważona i wyrzucona z tego balu cnotliwych Panien. Muszę budować wszystko od nowa, ale nie poddam się i zrobię to.

Rany po tym wydarzeniu mam już opatrzone, siłę odzyskałam i nawet mi nie żal, że mnie wyrzucono.

Za murem cancelu są ludzie, poza balem cnót jest zaś wolność, spontaniczność i niezależność, zielona łąka różnorodności, której tak bardzo mi trzeba było. Zatem ja dziś świętuję.

Polecam odsłuchać podcast Myślozbrodnia, gdzie mówię o moim doświadczeniu cancel culture i przemyśleniach z tym związanych.

Jeśli chcesz mnie wesprzeć, można to zrobić, stawiając symboliczną kawę co miesiąc via Patornite. Dziękuję.

 


 

POLECANE
Polacy tracą zaufanie do sądów. Sondaż ujawnia niepokojące dane z ostatniej chwili
Polacy tracą zaufanie do sądów. Sondaż ujawnia niepokojące dane

Zaufanie do wymiaru sprawiedliwości w Polsce dramatycznie spada. Ponad połowa obywateli nie wierzy sądom, a liczby pokazują, że to najgłębszy kryzys od lat.

Aleksander Grad trafił do Agencji Rozwoju Przemysłu z ostatniej chwili
Aleksander Grad trafił do Agencji Rozwoju Przemysłu

Były minister skarbu w rządzie Donalda Tuska, Aleksander Grad, został doradcą prezesa Agencji Rozwoju Przemysłu – ustaliła Telewizja Republika. Do grona doradców dołączył także Paweł Wojtunik, były szef Centralnego Biura Antykorupcyjnego.

Kontrola projektów KPO. Nieprawidłowości jedynie w 0,05 promila przypadków z ostatniej chwili
Kontrola projektów KPO. "Nieprawidłowości jedynie w 0,05 promila przypadków"

Resort funduszy sprawdza, jak przedsiębiorcy wydawali unijne pieniądze – w grę wchodziły nawet zakupy jachtów. Minister Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz przedstawiała podczas konferencji wyniki kontroli wydanych środków.

Były komisarz Wojciechowski o umowie UE z MERCOSUR: Jest nieakceptowalna. Może zdestabilizować rynek z ostatniej chwili
Były komisarz Wojciechowski o umowie UE z MERCOSUR: Jest nieakceptowalna. Może zdestabilizować rynek

„Wszystkie te sektory są zagrożone, bo są duże kwoty importowe, bezcłowe, m.in. z krajów Mercosuru. I to może zdestabilizować rynek, uderzyć w producentów europejskich. Umowa z krajami Mercosur jest przykładem jak korzyści innych branż, przemysłu europejskiego jest przedkładane ponad rolnictwo, dla którego nie ma praktycznie żadnych pozytywów, a wręcz jest nieakceptowalna” - mówił w wywiadzie dla portalu Farmer.pl były unijny komisarz ds. rolnictwa Janusz Wojciechowski odnosząc się do podpisanej niedawno przez Ursulę von der Leyen umowie z krajami MERCOSUR.

Burza w warszawskiej policji. Jest wniosek do MSWiA o odwołanie komendanta z ostatniej chwili
Burza w warszawskiej policji. Jest wniosek do MSWiA o odwołanie komendanta

Do MSWiA wpłynął wniosek o odwołanie z funkcji komendanta stołecznego policji insp. Dariusza Walichnowskiego - potwierdziła w piątek rzecznik prasowa resortu Karolina Gałecka.

Nowa polityka spójności zrealizuje lewicową agendę z ostatniej chwili
Nowa polityka spójności zrealizuje lewicową agendę

Parlament Europejski i Rada uzgodniły kluczowe aktualizacje polityki spójności UE, umożliwiające państwom i regionom Europy realokację środków na nowe priorytety strategiczne, takie jak obronność, zrównoważone mieszkalnictwo, odporność na wodę i transformacja energetyczna, czyli pieniądze z unijnych funduszy mają zostać przeznaczone przede wszystkim na sfinansowanie założeń Zielonego Ładu.

Fatalny błąd PAP w depeszy nt. Polski i Donalda Trumpa. „Największa dezinformacja od lat” z ostatniej chwili
Fatalny błąd PAP w depeszy nt. Polski i Donalda Trumpa. „Największa dezinformacja od lat”

Polska Agencja Prasowa znalazła się w ogniu krytyki po tym, jak opublikowała – a po paru godzinach usunęła – depeszę dotyczącą wywiadu Donalda Trumpa dla Fox News. W materiale błędnie przypisano słowa prezydenta USA o „pomocy po wojnie” Polsce, choć w rzeczywistości dotyczyły one Ukrainy.

Tusk nie zmienia linii politycznej. Minister Berek zapowiada dalsze „przywracanie praworządności” z ostatniej chwili
Tusk nie zmienia linii politycznej. Minister Berek zapowiada dalsze „przywracanie praworządności”

– Przywracanie praworządności jako punkt wyjścia musimy kontynuować w bardzo trudnych warunkach prawnych, faktycznych, związanych z różnym spojrzeniem reprezentowanym przez różne ośrodki władzy w Polsce, w tym przez prezydenta, ale nie odstąpimy od tej drogi, żeby postawić instytucje publiczne, przywrócić im ich konstytucyjny wymiar – zapowiedział minister nadzoru nad wdrażaniem polityki rządu Maciej Berek. Rząd planuje także utrzymanie możliwości orzekania dla sędziów, którzy znajdują się w stanie spoczynku, czyli de facto zamierza możliwie opóźnić wymianę pokoleniową w tej grupie zawodowej w celu utrzymania przy orzekaniu tych sędziów, którzy sprzyjają obecnej władzy.

PiS ponownie spotka się z Szymonem Hołownią z ostatniej chwili
PiS ponownie spotka się z Szymonem Hołownią

W piątek 19 września miało dojść do spotkania marszałka Sejmu Szymona Hołowni z wiceszefem klubu PiS Marcinem Ociepą. Chodzi o projekt uchwały autorstwa PiS dotyczący wywłaszczenia ambasady Rosji w Warszawie i przeniesienia jej w inne miejsce. Jak ustaliła Wirtualna Polska, PiS chce, by uchwała została podjęta jeszcze na najbliższym posiedzeniu Sejmu.

Wiadomości
Sprzedawcy na pierwszej linii profilaktyki. Jak szkolenie z odpowiedzialnej sprzedaży wpływa na dostępność alkoholu dla nieletnich

Jednym z ważnych elementów działań profilaktycznych jest uniemożliwienie zakupu alkoholu osobom niepełnoletnim i tym z grup ryzyka. Wsparciem dla sprzedawców są szkolenia z odpowiedzialnej sprzedaży alkoholu, takie jak „Zostań OSA – Odpowiedzialnym Sprzedawcą Alkoholu!”. Dzięki nim sprzedawcy zyskują umiejętność asertywnego odmawiania sprzedaży alkoholu.

REKLAMA

Eksfeministka Kaya Szulczewska: „Wypad z balu”, czyli jak i dlaczego mnie dotknęła cancel culture

Znacie to uczucie, kiedy traficie do jakiegoś środowiska, trochę Wam to imponuje, bo nawet tam nie pretendowałyście, w jakiś sposób czujecie się wyróżnione, ale szybko orientujecie się, że zasady, jakie w nim obowiązują, nie przystają do waszego wychowania/statusu/poczucia komfortu itd., co skutkuje tym, że towarzystwo zaczyna czuć waszą inność, zaczyna to wszystkim przeszkadzać, więc się Was po prostu wyklucza? Ja znam – aż za dobrze.
Kaya Szulczewska Eksfeministka Kaya Szulczewska: „Wypad z balu”, czyli jak i dlaczego mnie dotknęła cancel culture
Kaya Szulczewska / Zbiory Kai Szulczewskiej

Ostatnio pisałam na Instagramie o tym, że czuję się, jakbym została wyrzucona z balu: za brak „dobrych manier”, za używanie nie tych co trzeba słów („kobieta” zamiast „osoba z macicą”), nie dość pilne sygnalizowanie cnót uznawanych w tym środowisku i niedostosowanie się do etykiety. „Mieliśmy Cię za inną” – powiedzieli.

 

Wzięli mnie za fraki, skopali i wyrzucili

Doświadczyłam cancelu ze strony wzmożonych moralnie feministek i lewicujących influencerek, które można nazwać wojowniczkami sprawiedliwości społecznej, wyznającymi ideologię „woke” („wokeness”, z ang. „ruch przebudzonych”), co w Polsce objawia się ciągłym publicznym sygnalizowaniem cnót (ona/jej) z pakietu lewicowych.

Obowiązkowo byciem sojusznikiem wszystkich mniejszości, zwłaszcza tej najmodniejszej w danym sezonie opresji, oraz zwykle wyzywaniem ludzi pogardliwie od uprzywilejowanych, „białych cis”, TERF-ów, SWERF-ów, wykładami na temat inkluzywności, tego, jak bardzo inni to niby wykluczają jakieś mniejszości, czy nie mają prawa się wypowiadać z powodu „niewyznanego grzechu pierworodnego” – po lewicowemu zwanego przywilejem.

 

Na stos z TERF-em!

Cancel, jaki urządzono mi w social mediach, przypominał zwykły lincz przeprowadzony grupowo z pełnym rozmysłem, do którego z ochotą dołączyły także znane mi osoby, po których nie spodziewałam się tak negatywnych zachowań i odczuć w moją stronę, zwłaszcza biorąc pod uwagę nasze prywatne relacje. Czuję więc podobieństwo zdarzeń z tym, co opisuje wiele ofiar cancel culture.

To jest też coś, o czym pisała w swoim eseju Chimamanda Ngozi Adichie, a mianowicie utrata normalnych ludzkich zachowań wobec drugiego człowieka, jakiś rodzaj demoralizacji. Brak lojalności to jedno, ale tu mamy też motyw niszczenia, zupełnie niewspółmiernej do rzekomej przewiny przemocy. Nierzadko próby wybicia się jako „ta lepsza” podczas publicznego oczerniania i besztania celu nagonki.

Coś w stylu: „Patrzcie na nią, jaka jest zła – nie to co ja, ja jestem lepsza”.

Dla mnie – osoby będącej z boku tych wzmożonych, przebudzonych środowisk, która w zasadzie tylko lekko musnęła tego towarzyskiego teatru, wygląda to tak, że jest pewne mające o sobie bardzo dobre mniemanie i na swój sposób elitarne towarzystwo.

Jest to faktycznie często bardzo wpływowe środowisko – dziennikarki, działaczki największych organizacji pozarządowych, wysokozasięgowe influencerki czy polityczki, gdzie są bardzo sztywno określone reguły, co wypada, a czego nie wypada i gdzie za złamanie choćby o milimetr zasad grozi złożenie w ofierze zborowego linczu i wykluczenie z salonów.

 

Lincz konsoliduje grupę, umacnia jej ortodoksję i daje płomień do przeżywania wspólnie silnych emocji, wynikających z poczucia przynależności, władzy i wygranej

Widzę to zdominowane kobietami środowisko jako pełne hipokryzji, sfrustrowane, z istną obsesją na punkcie pewnego rodzaju dobrych manier.

Tu według etykiety tego towarzystwa będzie to np. język inkluzywny; odpowiednie słowa i zakaz mówienia na głos pewnych myśli, czytania pewnych książek, zakaz dyskusji, oparcie o emocje, nie argumenty, zbiorowy lament jako jedyna dozwolona forma wyrazu.

 

Same nie mogą oddychać, więc próbują odebrać oddech innym

To towarzystwo można porównać do Pań na balu, które ściśnięte gorsetem cnót cały czas muszą sygnalizować swoje nienaganne maniery, wyższą moralność i czystość duchową.

Większość z nich jest zwyczajnie sfrustrowana tymi ograniczeniami, wiecznie napięta, niemogąca złapać w pełni oddechu, więc aby rozładować te trudne emocje i nagromadzone napięcie znajdują sobie wśród swoich ofiarę, która złamała towarzyską etykietę, choćby symbolicznie. Czyli na przykład nie dość była dobra w odgrywaniu wymaganego teatru cnót.

Metaforycznie – użyła nie tego widelca na balu z królem, co ugodziło w uczucia, obraziło jego wysokość i dwór, uderzając w poczucie estetyki, podważając wiarę w dobro zebranych na tym balu ludzi, tak bardzo spiętych narzuconą sobie etykietą. W przypadku cancel culture nie mówimy o czynach, które faktycznie złamały prawo.

 

Cancel culture to kultura unieważnienia na podstawie urażonych uczuć czy złamania tabu

Cancel niezwykle rzadko dosięga faktycznych przestępców, zresztą tym należy się kara z urzędu, a nie lincz pod wpływem samosądów.

* Za angielskojęzyczną Wikipedią: Kultura unieważnienia/anulowania to nowoczesna forma ostracyzmu, w której ktoś zostaje wyrzucony z kręgów społecznych lub zawodowych – czy to w internecie, w mediach społecznościowych czy osobiście. Mówi się, że ci, którzy podlegają temu ostracyzmowi, zostali scancelowani, „odwołani”.

Tu obowiązuje więc samosąd na podstawie urażonych uczuć, a nie realnie złamanego prawa. Cofamy się do średniowiecza, gdzie wymierzamy karę wioskowej wiedźmie, podejrzanej o złe spojrzenie czy warzenie mleka sąsiadom. Większość tych spraw nie ma szans w sądzie, trzeba więc wytoczyć „sprawiedliwość” wedle własnych zasad i własnych wierzeń, na podstawie własnej, oderwanej od prawa i zasad sprawiedliwości vendetty przeciwko terfom, swerfom czy innym wiedźmom tego świata.

Użycie złego słowa (na przykład pisanie „kobieta” zamiast wymaganego „osoba z macicą”) to kwestia zniszczenia ozdoby, brak odpowiedniego gestu, zaś wypowiedzenie zakazanej myśli, np. że płeć jest binarna – w biologii u ssaków występują dwie płcie, to złamanitabu, uderzenie w dogmat.

W przypadku kwestii płci – w queerowy dogmat, że to, co głównie świadczy o płci, to uczucie – tożsamość, a nie kwestia wynikająca z biologicznej klasyfikacji osobników – wedle ich ciała ukształtowanego na ścieżce rozwoju do określonej roli w procesie reprodukcjnym.

 

Panie Dulskie naszych czasów są inkluzywne

Oprócz mechanizmów parareligijnych widzę tu dużo mieszczańskiej pseudomoralności, nowoczesnej wersji dulszczyzny, gdzie jedyną chwilą, gdy można wreszcie zdjąć na chwilę ciasny gorset i odetchnąć pełną piersią, jest moment linczu na niepoprawnej (rzadziej niepoprawnym).

Wtedy wszystkie chwyty dozwolone – piekła nie ma, a najgorsze zachowania znajdują poklask.

W końcu w cancel culture według liderów linczów przemoc w szczytnej sprawie – ukrócenia wyłamywania się z towarzyskiej/sekciarskiej etykiety jest jak najbardziej uzasadniona, a nawet niezbędna.

Oczywiście cykliczne składanie kogoś z towarzystwa w ofierze konsoliduje grupę, ale jako że można też samemu stać się ofiarą linczu za byle odstępstwo, zaostrza się wewnątrzgrupowe napięcie, rywalizacja, pojawia się dyscyplinowanie się wzajemne i szukanie celu do kolejnego rozładowania emocji.

Rzuca kamieniem, by nie dostać kamieniem

Zalęknione, by nie stać się kolejną ofiarą linczu, bacznie przyglądają się innym i gotowe są pierwsze rzucić kamień z nadzieją, że reszta za nimi pójdzie i kolejny raz będą po dobrej stronie, dobrej w sensie bezpiecznej – kamieniujących, a nie kamieniowanych.

Do tego liderka/lider oburzenia może zyskać sławę, rozgłos i uznanie wśród współwyznawców/uczestników tego elitarnego balu, tudzież sekciarskiego kółka „wzajemnej adoracji”.

 

Cancel culture istnieje, ale nie kończy się na nim świat, trzeba trwać dalej, tylko w innej formie i w innym środowisku

Tak to widzę, od środka, jako złożona w ofierze cancelu. Symbolicznie skopana i pobita, faktycznie publicznie znieważona i wyrzucona z tego balu cnotliwych Panien. Muszę budować wszystko od nowa, ale nie poddam się i zrobię to.

Rany po tym wydarzeniu mam już opatrzone, siłę odzyskałam i nawet mi nie żal, że mnie wyrzucono.

Za murem cancelu są ludzie, poza balem cnót jest zaś wolność, spontaniczność i niezależność, zielona łąka różnorodności, której tak bardzo mi trzeba było. Zatem ja dziś świętuję.

Polecam odsłuchać podcast Myślozbrodnia, gdzie mówię o moim doświadczeniu cancel culture i przemyśleniach z tym związanych.

Jeśli chcesz mnie wesprzeć, można to zrobić, stawiając symboliczną kawę co miesiąc via Patornite. Dziękuję.

 



 

Polecane
Emerytury
Stażowe