[wywiad] Bp Czaja: "W świeckich trzeba obudzić świadomość, że nie tylko są w Kościele, ale są Kościołem"

- W świeckich trzeba obudzić świadomość, że nie tylko są w Kościele, ale są Kościołem. Wraz z poczuciem podmiotowości przychodzi odpowiedzialność - mówi KAI bp Andrzej Czaja. W tym roku diecezja opolska obchodzi jubileusz 50-lecia. Główne uroczystości, w których weźmie udział Episkopat Polski, odbędą się w październiku. Jednocześnie bp Czaja odnosi się do skutków kryzysu powołań, jaki mamy obecnie w Polsce, na skutek czego - jak podkreśla - za kilkanaście lat "jeden kapłan w niektórych miejscach będzie obsługiwał dwie parafie".
 [wywiad] Bp Czaja:
/ pixabay.com/KitzD66

Krzysztof Ogiolda: - Rozmawiamy w kontekście obchodzonego w tym roku jubileuszu 50-lecia diecezji opolskiej. Co my właściwie świętujemy? Pytam, bo 1972 roku nie było raczej wśród wiernych poczucia, że w opolskim Kościele zaczęło się coś nowego, przełomowego. Został ten sam biskup: Franciszek Jop, ta sama katedra, to samo seminarium. Zwłaszcza Ślązacy poczucie przełomu mieli raczej w 1945, kiedy powstała polska administracja apostolska Śląska Opolskiego.

Bp Andrzej Czaja: Świętujemy ustanowienie diecezji w pełnym tego słowa znaczeniu. Rzeczywiście, biskupem pozostał ówczesny administrator apostolski, więc może wówczas i mało kto zauważył zmianę. Natomiast historycznie papież Paweł VI – dziś już święty – podpisał 50 lat temu stosowny dokument. Na jego podpisanie trochę trzeba było czekać, aż Polska i Niemcy porozumieją się w sprawie granic i tzw. ziem odzyskanych. Papieska bulla z 28 czerwca 1972 roku była formalnym aktem powołania nowych Kościołów diecezjalnych, w tym opolskiego w ramach Kościoła powszechnego.

- Hasłem jubileuszu są słowa „Bliżej Boga-Człowieka”...

- Mamy być bliżej Jezusa, który jest doskonałym i jedynym pośrednikiem między nami a Bogiem. Mamy być bliżej Trójjedynego Boga i bliżej każdego człowieka, tego, z którym żyję w swoim środowisku, poczynając od własnej rodziny. 

W liście pasterskim na rozpoczęcie jubileuszu starałem się wyjaśnić, że jest to zadanie nie tylko na dzisiaj, ale właściwie na zawsze. Być bliżej Boga-Człowieka to nic innego jak być coraz bardziej zjednoczonym z Chrystusem. Nigdy nie mogę spocząć na laurach i powiedzieć: osiągnąłem szczyt. Bo wtedy łatwo spaść. Także wtedy, kiedy tylko się nam zdaje, że jesteśmy na wierzchołku.

- Co w praktyce czynić?

- Jubileusz został tak zaprojektowany, żeby po pierwsze dziękować, bo jest za co. Chcemy pamięcią ogarnąć tych, którzy już odeszli i ich dzieła. Celebrować to, co się w opolskim Kościele dzieje dzisiaj, ale też spojrzeć w przód z nadzieją i zakreślając sobie zasadnicze zadania. Skoro mamy być bliżej, to musimy stanąć przed Bogiem w prawdzie i uświadomić sobie, na jakim etapie jest moja więź z Chrystusem i bardzo gruntownie ją odnowić przez stan łaski uświęcającej. Naszym zadaniem jest też odnowienie przymierza z Bogiem, tego zawartego na chrzcie, ale też tego, które Bóg zawarł z Kościołem opolskim. Dlatego chcemy przeżywać jubileusz nie tylko indywidualnie, w rodzinach i w parafiach, ale też podczas liturgicznych celebracji diecezjalnych. 

Zbliżanie do Chrystusa musi obejmować zarówno modlitwę i adorację, jak i bliźnich i posługę miłości wobec nich. Jezus przychodzi do nas także w drugim człowieku. Nie możemy być na niego zamknięci.

- W kolejne niedziele do katedry przybywają po cztery dekanaty na jubileuszową pielgrzymkę.

- To jest konkretna forma zbliżenia się parafii do przeżywania Kościoła opolskiego jako wspólnoty. Siostry józefitki, które pracują w naszej kurii zauważyły, że katedra wypełnia się czasem także przy okazji innych świąt, ale śpiew na pielgrzymce jubileuszowej brzmiał wyjątkowo. Przyjechali najbardziej zaangażowani wierni z parafii, ci, którym na Kościele szczególnie zależy. Wielu z nich zostało wyróżnionych poprzez dyplomy uznania za swoje zaangażowanie w parafiach. Okazało się, że to ma dla ludzi wielki sens. Dla nas, biskupów, jest to też okazja do pogłębienia nauczania o Kościele.

- Myślę, że dzisiaj znakomitą wizytówką diecezji opolskiej jest dobroczynność. Poczynając od parafii i wiernych, którzy przyjmują uchodźców z Ukrainy, po Dom Nadziei w Opolu, Dom Miłosierdzia w Otmuchowie i Caritas Diecezji Opolskiej, który z ogromnym zaangażowaniem odpowiedział także na potrzeby Ukraińców u nas i w ich ojczyźnie.

- To jest piękne oblicze Kościoła opolskiego. Dzieła realizowane w prostocie i w konkrecie. Wspomniane posługi miłości są też wzorcem, znakiem dla parafii, dla zespołów Caritas. Dawny model: są dary, to je rozdajemy, należy do przeszłości. Czasem na wizytacji z ust proboszcza słyszę: "u nas właściwie nie ma biednych". To nie jest prawda. Nawet jeśli by naprawdę nie było biednych w sensie materialnym, to są różne inne biedy. Bardzo dużo jest ludzi starszych, osamotnionych. To dla nich można zorganizować wspaniałą posługę miłości. Odwiedzać - nie tylko ksiądz z Panem Jezusem, co na szczęście po pandemii wróciło – ale także w ramach wolontariatu. Tu jest dużo do zrobienia.

- Posługę ubogim, czyli diakonię wymienia Ksiądz biskup jako przejaw życia Kościoła, wraz ze świadectwem i z liturgią...

- Myślę, że w diecezji opolskiej liturgia w bardzo wielu parafiach jest sprawowana bardzo starannie i pięknie. A liturgia – przypomnijmy - jest źródłem i szczytem życia Kościoła. Swoją zasługę ma tu także Diecezjalny Instytut Muzyki Kościelnej, który kształci organistów. Tradycja śpiewania mszy św. jest na Śląsku bardzo długa. I dobrze, że ją pielęgnujemy, bo liturgia ma być piękna. Taka była – staraniem ks. Macieja Skóry – liturgia w Wielki Czwartek na rozpoczęcie jubileuszu. Ona trwała, ale się nie dłużyła. Ale największego zaangażowania wymaga dziś jednak świadectwo.

- Co to oznacza w praktyce?

- Nie wystarczy zwiastowanie słowa Bożego w Kościołach. Trzeba na różne sposoby wychodzić do ludzi.

- Podczas jubileuszowej pielgrzymki Ksiądz biskup przypomniał, że kiedyś – ucząc z ambony – ksiądz obejmował 80-90 procent parafian. Dziś często nie więcej niż jedną trzecią.

- Do wszystkich pewnie nie dotrze, nawet gdyby chodził od drzwi do drzwi. Ale jak słyszę od kapłanów – czasem w niezbyt dużych parafiach - że część wiernych po pandemii się im zagubiła, bo już do świątyń nie wrócili, to pytam: dlaczego ty do tych ludzi, których znasz, nie idziesz? Dlaczego nie zapukasz i nie zapytasz, czemu nie przychodzą, skoro jest już po pandemii. Może gdzieś księdza jakaś przykrość spotka, ale ryzyko jest raczej minimalne w niedużej społeczności i od ludzi, którzy dotąd do Kościoła chodzili. Może nie posłuchają i wtedy – jak w Ewangelii – pozostaje strząsnąć pył z sandałów i odejść, ale najpierw trzeba iść. 

Synod, który dzięki Bożej Opatrzności zbiegł się z jubileuszem, jest wielką szansą. Bo trzeba niewątpliwie zmieniać mentalność. I to dotyczy zarówno świeckich, jak i duchownych.

- Boimy się trochę świeckich w Kościele?

- Myślę, że trzeba zerwać z obawami typu: Co też ci świeccy zrobią i co się zawali jak im to czy owo do zrobienia oddamy. Trzeba zaufać. Choć to zaufanie nie może być naiwne ani puste. Zacznijmy od formacji, to znaczy od katechezy dla dorosłych, poczynając od zapoznawania z katechizmem. Bo często nie znamy podstawowych treści naszej wiary. Taką katechezę można zacząć od parafialnej rady duszpasterskiej, czytając po trosze, po dwa trzy punkty kompendium „Katechizmu Kościoła Katolickiego”. Wyjaśnianie katechizmu dla księdza, który studiował teologię, może być samą radością. A wiernym pozwoli wyjaśnić wątpliwości. 

W świeckich trzeba obudzić świadomość, że nie tylko są w Kościele, ale są Kościołem. Wraz z poczuciem podmiotowości przychodzi odpowiedzialność. Poczynając od różnych funkcji, jak choćby posługa kościelnego w zakrystii. Często starsi umierają, młodych chętnych brakuje. Trzeba pokazywać ludziom szczerze: ja, ksiądz sam nie dam rady. Pomóżcie mi. Jak będziemy uaktywniać i formować świeckich w parafiach, stanie się to powszechne, wieść pójdzie. Dlatego katecheza dla dorosłych w parafii musi się dziś stać punktem życia Kościoła.

- Przygotowanie świeckich będzie coraz ważniejsze, skoro do 2030 roku zakończy z powodu wieku posługę w parafiach około 90 kapłanów, a święcenia przyjmie w diecezji opolskiej w najlepszym razie trzydziestu. Połączenia parafii są nieuniknione?

- To jest sytuacja trudna, wręcz dramatyczna. Właśnie teraz jeżdżę po diecezji i tłumaczę, gdzie jest to konieczne, że naprawdę nie mam księży i wobec tego jeden kapłan w niektórych miejscach będzie odtąd obsługiwał dwie parafie. Status obu parafii zostanie zazwyczaj utrzymany, a wierni nie będą pozbawieni proboszcza. Tyle tylko, że będzie on mieszkał w jednej z nich. To nie zawsze jest dla ludzi łatwe do przyjęcia. Ale taka jest nasza przyszłość.

- Co można na nią poradzić?

- Zintensyfikować modlitwę o powołania.

- Ksiądz biskup zwykł mawiać, że Pan Bóg głuchy nie jest.

- Ale On też widzi, co jest w sercu. Potrzeba modlitwy, ale i mocnego szczerego pragnienia, bo my tych księży naprawdę potrzebujemy. A to pragnienie jest trochę zgaszone. Mamy dzisiaj – także w naszych parafiach – dystans do księży. Przyczyniły się do tego nasze grzechy, ale także sposób interpretowania działań Kościoła przez część mediów, które widzą w Kościele tylko to, co złe, dobro przemilczając. Nie pomaga w odbudowywaniu zaufania do kapłanów częste pouczanie Kościoła, który zbłądził. To zresztą nie jest nowe zjawisko. Już w Dziejach Apostolskich czytamy o takich, którzy wiedzieli lepiej.

- Nie zmienia to faktu, że młodych pukających do bramy seminarium dramatycznie brakuje.

- Młodym ludziom trudno odczytać powołanie, bo oni żyją często w takim rozgardiaszu, że niełatwo im wołanie Boga usłyszeć. A jak ktoś je usłyszy, to w środowisku rówieśników musi się mierzyć z tym, że wiele rzeczy związanych z Kościołem się obśmiewa. Ten kto jest „katolem”, w wielu środowiskach jest stygmatyzowany. Borykamy się z tym nie tylko w kontekście seminarium. Także przy naborze do diecezjalnych szkół w Raciborzu i w Nysie. „Mamo, ja do katola nie chcę iść” – mówi wielu uczniów.

- Na ile to się zaczyna od wychowania? W wielu kościołach dzieci ani na niedzielnej mszy św., ani na przykład na majowym nabożeństwie prawie nie ma. Rodzice wysyłają je lub zabierają na wiele zajęć poza lekcjami, ale do kościoła nie.

- To jest przejaw kryzysu ducha w sercach wielu chrześcijan. Duchowość, którą papież określa jako światową, weszła niepostrzeżenie i sieje spustoszenie. Ta duchowość wyrasta z mentalności konsumpcyjnej i przejawia się m.in. tym, że gonimy za zaspokajaniem tylu różnych potrzeb, że potrzeby duchowe, życie otrzymane na chrzcie umierają, są coraz bardziej zabijane. Efekt jest taki, że np. młody ksiądz przychodzi i zgłasza odejście z kapłaństwa, bo stracił wiarę. Żeby ksiądz stracił wiarę, to musiał najpierw „położyć” sprawę troski o duchowy rozwój. O potrzebie tej troski pisałem także w kontekście jubileuszowego hasła „Bliżej Boga Człowieka”. Bo duchowość światowa działa jak tlenek węgla. Jest bezwonna, nie wyczuwa się jej, a człowiek duchowo umiera.

- Jesteśmy pierwszym pokoleniem chrześcijan, które się – w swojej masie – przestało modlić. Pandemia i wojna też nie rzuciła nas na kolana.

- Niestety, to prawda. Nawet na śpiew suplikacji niektórzy się oburzali, bo to przedłuża mszę św. To jest niepokojące zjawisko. Jest susza. Zachęcam, by się intensywnie modlić o deszcz. W wielu miejscach pozostaje to bez odzewu. Trochę uwierzyliśmy, że sobie poradzimy bez Bożej pomocy. Nawet wśród rolników – generalnie do Kościoła przywiązanych – obserwujemy postawy typu: Niech ksiądz się modli, ale ja nie.

- To trochę jak oczekiwanie, wcale nierzadkie, że wychowa nauczyciel, a wiarę przekaże katecheta?

- To jest myślenie po podobnej linii: Nie po to wam oddaliśmy dzieci, byśmy musieli się sami tymi problemami zajmować. Ale nie chciałbym patrzeć jednostronnie i pesymistycznie.

- Wyrazem optymizmu Kościoła opolskiego jest otwieranie nowych miejsc, gdzie odbywa się adoracja Najświętszego Sakramentu. Praktycznie zawsze ktoś się tam modli. To są źródła nadziei?

- Widzę tę nadzieję. Bo z jednej strony mamy zaniedbania, o których mówiłem, ale jednocześnie w wielu sercach głód duchowości, rodzi się także głód modlitwy. Budzi się świadomość bycia Kościołem u wielu wiernych i oni szukają zaangażowania. Niedawno studenci w duszpasterstwie akademickim mówili mi o tym, że oczekują możliwości współtworzenia Kościoła. Chcą być odpowiedzialni. Chcą coś robić. Młodzi są nastawieni zwłaszcza na działanie. Rozwijają się wolontariaty. Warto próbować wychodząc od działania, także formować wiarę, ducha. 

Dom Nadziei prowadzony przez siostrę Aldonę zaczął się od bułki na śniadanie. I jedzenie tam do dzisiaj jest. Ale za nim poszły różnego rodzaju relacje, tworzenie wspólnoty, wyjazdy, także droga krzyżowa i nabożeństwo majowe. Właśnie o taki Kościół chodzi, który odpowiada na różne pragnienia duszy. 

Z radością zauważam także, że zaczyna się budzić potrzeba religijności i publicznego wyznawania wiary przez wielu mężczyzn. W diecezji opolskiej są oni skupieni m.in. w Bractwie św. Józefa. Rektor bractwa, ks. Waldemar Musioł chętnie mówi o tym, ile od tych mężczyzn czerpie. Oni idą dosyć tradycyjną drogą - od modlitwy przez formację po apostolat. Trudniej rozwija się Wspólnota Opiekunek Dziecięctwa Bożego. Kiedy trwał „zaciąg” do niej, przyszła pandemia. Ale chcemy do tego wrócić. Chcemy, by opiekunki m.in. wyszły do dzieci, przede wszystkim z ofertą krzewienia kultu Dzieciątka Jezus i tworzyły ogniska spotkań dla dzieci. Liczymy na współpracę zarówno pań wchodzących w wiek emerytalny, często mających przygotowanie pedagogiczne, jak i młodych matek. 

Warto – przy wszystkich trudnościach – różne dzieła podejmować i rozwijać, korzystając z Bożego obdarowania. Żeby za kolejne 50 lat nasi następcy mogli świętować stulecie diecezji opolskiej. I to w nie gorszym nastroju niż my dzisiaj.

Rozmawiał Krzysztof Ogiolda / Opole


 

POLECANE
Trans. Antifa. Charlie Kirk nie żyje tylko u nas
Trans. Antifa. Charlie Kirk nie żyje

Charlie Kirk nie żyje. FBI już opublikowało wizerunek mężczyzny podejrzanego o morderstwo prawicowego działacza. W ostatnich godzinach do sieci przedostała się też informacja, że na broni zamachowca znaleziono hasła charakterystyczne dla tzn. Trantify, czyli aktywistów gender działających w szeregach „antyfaszystów”. Co dokładnie morderca naniósł na swoją broń?

Woś do Tuska i Kierwińskiego: „Dręczycie moją rodzinę, jestem w Sejmie, a szukacie mnie na Śląsku” pilne
Woś do Tuska i Kierwińskiego: „Dręczycie moją rodzinę, jestem w Sejmie, a szukacie mnie na Śląsku”

Poseł PiS Michał Woś w mocnych słowach uderzył w premiera Donalda Tuska i szefa MSWiA Marcina Kierwińskiego. Polityk nie kryje oburzenia po tym, jak funkcjonariusze policji nachodzili jego rodzinę, gdy on sam był na obradach Sejmu w Warszawie.

Awantura w Europarlamencie. Ostro między Śmiszkiem a Zajączkowską-Hernik: „Zabieraj partnera i idź na front!” Wiadomości
Awantura w Europarlamencie. Ostro między Śmiszkiem a Zajączkowską-Hernik: „Zabieraj partnera i idź na front!”

W Parlamencie Europejskim w Strasburgu doszło do ostrego starcia między Krzysztofem Śmiszkiem z Lewicy a Ewą Zajączkowską-Hernik z Konfederacji. Dyskusja o bezpieczeństwie Polski i rosyjskich dronach przerodziła się w personalny atak i mocną ripostę.

Polska zirytowała Rosję. Moskwa żąda cofnięcia decyzji o zamknięciu granicy z Białorusią z ostatniej chwili
Polska zirytowała Rosję. Moskwa żąda cofnięcia decyzji o zamknięciu granicy z Białorusią

Rosja zaatakowała decyzję rządu Donalda Tuska o zamknięciu wszystkich przejść granicznych z Białorusią. Kreml w oficjalnym komunikacie wezwał Polskę do zmiany stanowiska, nazywając działania Warszawy „krokiem destrukcyjnym”.

Szokujące fakty po zabójstwie Charliego Kirka. Na amunicji hasła transpłciowe i antyfaszystowskie z ostatniej chwili
Szokujące fakty po zabójstwie Charliego Kirka. Na amunicji hasła transpłciowe i "antyfaszystowskie"

Nowe ustalenia po zamachu na Charliego Kirka ujawniają makabryczne szczegóły. Na nabojach w karabinie zabójcy znaleziono napisy związane ze środowiskiem transpłciowym i ruchem "antyfaszystowskim" – podał „Wall Street Journal”.

Niemcy wracają do węgla i wyhamowują OZE pilne
Niemcy wracają do węgla i wyhamowują OZE

Niemcy, które latami forsowały zieloną transformację, dziś same cofają się o krok. Kanclerz Friedrich Merz przyznał, że kraj nie nadąża z budową alternatywnych źródeł energii. W efekcie Berlin rozważa utrzymanie elektrowni węglowych dłużej, niż wcześniej zapowiadano.

Trwa posiedzenie RBN. Prezydent ostrzega przed kłamstwami Kremla z ostatniej chwili
Trwa posiedzenie RBN. Prezydent ostrzega przed kłamstwami Kremla

To było bezprecedensowe wtargnięcie w polską przestrzeń powietrzną. Kilkanaście rosyjskich dronów przeleciało nad terytorium Polski w nocy z wtorku na środę. W czwartek prezydent Karol Nawrocki przewodniczył pierwszemu posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa Narodowego poświęconemu tej sytuacji.

Pilny komunikat dla mieszkańców Wrocławia z ostatniej chwili
Pilny komunikat dla mieszkańców Wrocławia

Wrocławscy radni podjęli decyzję, która dotyczy wszystkich mieszkańców i właścicieli sklepów. Po wejściu uchwalonych przepisów w całym mieście będzie obowiązywał nocny zakaz sprzedaży alkoholu – zarówno w sklepach, jak i na stacjach benzynowych. Zakaz obejmuje godziny od 22:00 do 6:00 rano.

Łukaszenka atakuje Polskę. „Jak dzikusy podsycają napięcie” polityka
Łukaszenka atakuje Polskę. „Jak dzikusy podsycają napięcie”

Aleksandr Łukaszenka znów uderza w Polskę. W czasie spotkania z przedstawicielem Białorusi przy ONZ Walentinem Rybakowem białoruski dyktator pozwolił sobie na bezprecedensowe ataki. Tym razem padły skandaliczne słowa o Polakach.

Woda niezdatna do picia. Pilny komunikat dla Warmińsko-Mazurskiego z ostatniej chwili
Woda niezdatna do picia. Pilny komunikat dla Warmińsko-Mazurskiego

Warmińsko-Mazurski Państwowy Wojewódzki Inspektor Sanitarny wydał pilny komunikat. W kilku powiatach regionu stwierdzono zanieczyszczenie wody bakteriami z grupy coli i enterokokami. Woda w części miejscowości jest niezdatna do spożycia, a mieszkańcy muszą korzystać z alternatywnych źródeł zaopatrzenia.

REKLAMA

[wywiad] Bp Czaja: "W świeckich trzeba obudzić świadomość, że nie tylko są w Kościele, ale są Kościołem"

- W świeckich trzeba obudzić świadomość, że nie tylko są w Kościele, ale są Kościołem. Wraz z poczuciem podmiotowości przychodzi odpowiedzialność - mówi KAI bp Andrzej Czaja. W tym roku diecezja opolska obchodzi jubileusz 50-lecia. Główne uroczystości, w których weźmie udział Episkopat Polski, odbędą się w październiku. Jednocześnie bp Czaja odnosi się do skutków kryzysu powołań, jaki mamy obecnie w Polsce, na skutek czego - jak podkreśla - za kilkanaście lat "jeden kapłan w niektórych miejscach będzie obsługiwał dwie parafie".
 [wywiad] Bp Czaja:
/ pixabay.com/KitzD66

Krzysztof Ogiolda: - Rozmawiamy w kontekście obchodzonego w tym roku jubileuszu 50-lecia diecezji opolskiej. Co my właściwie świętujemy? Pytam, bo 1972 roku nie było raczej wśród wiernych poczucia, że w opolskim Kościele zaczęło się coś nowego, przełomowego. Został ten sam biskup: Franciszek Jop, ta sama katedra, to samo seminarium. Zwłaszcza Ślązacy poczucie przełomu mieli raczej w 1945, kiedy powstała polska administracja apostolska Śląska Opolskiego.

Bp Andrzej Czaja: Świętujemy ustanowienie diecezji w pełnym tego słowa znaczeniu. Rzeczywiście, biskupem pozostał ówczesny administrator apostolski, więc może wówczas i mało kto zauważył zmianę. Natomiast historycznie papież Paweł VI – dziś już święty – podpisał 50 lat temu stosowny dokument. Na jego podpisanie trochę trzeba było czekać, aż Polska i Niemcy porozumieją się w sprawie granic i tzw. ziem odzyskanych. Papieska bulla z 28 czerwca 1972 roku była formalnym aktem powołania nowych Kościołów diecezjalnych, w tym opolskiego w ramach Kościoła powszechnego.

- Hasłem jubileuszu są słowa „Bliżej Boga-Człowieka”...

- Mamy być bliżej Jezusa, który jest doskonałym i jedynym pośrednikiem między nami a Bogiem. Mamy być bliżej Trójjedynego Boga i bliżej każdego człowieka, tego, z którym żyję w swoim środowisku, poczynając od własnej rodziny. 

W liście pasterskim na rozpoczęcie jubileuszu starałem się wyjaśnić, że jest to zadanie nie tylko na dzisiaj, ale właściwie na zawsze. Być bliżej Boga-Człowieka to nic innego jak być coraz bardziej zjednoczonym z Chrystusem. Nigdy nie mogę spocząć na laurach i powiedzieć: osiągnąłem szczyt. Bo wtedy łatwo spaść. Także wtedy, kiedy tylko się nam zdaje, że jesteśmy na wierzchołku.

- Co w praktyce czynić?

- Jubileusz został tak zaprojektowany, żeby po pierwsze dziękować, bo jest za co. Chcemy pamięcią ogarnąć tych, którzy już odeszli i ich dzieła. Celebrować to, co się w opolskim Kościele dzieje dzisiaj, ale też spojrzeć w przód z nadzieją i zakreślając sobie zasadnicze zadania. Skoro mamy być bliżej, to musimy stanąć przed Bogiem w prawdzie i uświadomić sobie, na jakim etapie jest moja więź z Chrystusem i bardzo gruntownie ją odnowić przez stan łaski uświęcającej. Naszym zadaniem jest też odnowienie przymierza z Bogiem, tego zawartego na chrzcie, ale też tego, które Bóg zawarł z Kościołem opolskim. Dlatego chcemy przeżywać jubileusz nie tylko indywidualnie, w rodzinach i w parafiach, ale też podczas liturgicznych celebracji diecezjalnych. 

Zbliżanie do Chrystusa musi obejmować zarówno modlitwę i adorację, jak i bliźnich i posługę miłości wobec nich. Jezus przychodzi do nas także w drugim człowieku. Nie możemy być na niego zamknięci.

- W kolejne niedziele do katedry przybywają po cztery dekanaty na jubileuszową pielgrzymkę.

- To jest konkretna forma zbliżenia się parafii do przeżywania Kościoła opolskiego jako wspólnoty. Siostry józefitki, które pracują w naszej kurii zauważyły, że katedra wypełnia się czasem także przy okazji innych świąt, ale śpiew na pielgrzymce jubileuszowej brzmiał wyjątkowo. Przyjechali najbardziej zaangażowani wierni z parafii, ci, którym na Kościele szczególnie zależy. Wielu z nich zostało wyróżnionych poprzez dyplomy uznania za swoje zaangażowanie w parafiach. Okazało się, że to ma dla ludzi wielki sens. Dla nas, biskupów, jest to też okazja do pogłębienia nauczania o Kościele.

- Myślę, że dzisiaj znakomitą wizytówką diecezji opolskiej jest dobroczynność. Poczynając od parafii i wiernych, którzy przyjmują uchodźców z Ukrainy, po Dom Nadziei w Opolu, Dom Miłosierdzia w Otmuchowie i Caritas Diecezji Opolskiej, który z ogromnym zaangażowaniem odpowiedział także na potrzeby Ukraińców u nas i w ich ojczyźnie.

- To jest piękne oblicze Kościoła opolskiego. Dzieła realizowane w prostocie i w konkrecie. Wspomniane posługi miłości są też wzorcem, znakiem dla parafii, dla zespołów Caritas. Dawny model: są dary, to je rozdajemy, należy do przeszłości. Czasem na wizytacji z ust proboszcza słyszę: "u nas właściwie nie ma biednych". To nie jest prawda. Nawet jeśli by naprawdę nie było biednych w sensie materialnym, to są różne inne biedy. Bardzo dużo jest ludzi starszych, osamotnionych. To dla nich można zorganizować wspaniałą posługę miłości. Odwiedzać - nie tylko ksiądz z Panem Jezusem, co na szczęście po pandemii wróciło – ale także w ramach wolontariatu. Tu jest dużo do zrobienia.

- Posługę ubogim, czyli diakonię wymienia Ksiądz biskup jako przejaw życia Kościoła, wraz ze świadectwem i z liturgią...

- Myślę, że w diecezji opolskiej liturgia w bardzo wielu parafiach jest sprawowana bardzo starannie i pięknie. A liturgia – przypomnijmy - jest źródłem i szczytem życia Kościoła. Swoją zasługę ma tu także Diecezjalny Instytut Muzyki Kościelnej, który kształci organistów. Tradycja śpiewania mszy św. jest na Śląsku bardzo długa. I dobrze, że ją pielęgnujemy, bo liturgia ma być piękna. Taka była – staraniem ks. Macieja Skóry – liturgia w Wielki Czwartek na rozpoczęcie jubileuszu. Ona trwała, ale się nie dłużyła. Ale największego zaangażowania wymaga dziś jednak świadectwo.

- Co to oznacza w praktyce?

- Nie wystarczy zwiastowanie słowa Bożego w Kościołach. Trzeba na różne sposoby wychodzić do ludzi.

- Podczas jubileuszowej pielgrzymki Ksiądz biskup przypomniał, że kiedyś – ucząc z ambony – ksiądz obejmował 80-90 procent parafian. Dziś często nie więcej niż jedną trzecią.

- Do wszystkich pewnie nie dotrze, nawet gdyby chodził od drzwi do drzwi. Ale jak słyszę od kapłanów – czasem w niezbyt dużych parafiach - że część wiernych po pandemii się im zagubiła, bo już do świątyń nie wrócili, to pytam: dlaczego ty do tych ludzi, których znasz, nie idziesz? Dlaczego nie zapukasz i nie zapytasz, czemu nie przychodzą, skoro jest już po pandemii. Może gdzieś księdza jakaś przykrość spotka, ale ryzyko jest raczej minimalne w niedużej społeczności i od ludzi, którzy dotąd do Kościoła chodzili. Może nie posłuchają i wtedy – jak w Ewangelii – pozostaje strząsnąć pył z sandałów i odejść, ale najpierw trzeba iść. 

Synod, który dzięki Bożej Opatrzności zbiegł się z jubileuszem, jest wielką szansą. Bo trzeba niewątpliwie zmieniać mentalność. I to dotyczy zarówno świeckich, jak i duchownych.

- Boimy się trochę świeckich w Kościele?

- Myślę, że trzeba zerwać z obawami typu: Co też ci świeccy zrobią i co się zawali jak im to czy owo do zrobienia oddamy. Trzeba zaufać. Choć to zaufanie nie może być naiwne ani puste. Zacznijmy od formacji, to znaczy od katechezy dla dorosłych, poczynając od zapoznawania z katechizmem. Bo często nie znamy podstawowych treści naszej wiary. Taką katechezę można zacząć od parafialnej rady duszpasterskiej, czytając po trosze, po dwa trzy punkty kompendium „Katechizmu Kościoła Katolickiego”. Wyjaśnianie katechizmu dla księdza, który studiował teologię, może być samą radością. A wiernym pozwoli wyjaśnić wątpliwości. 

W świeckich trzeba obudzić świadomość, że nie tylko są w Kościele, ale są Kościołem. Wraz z poczuciem podmiotowości przychodzi odpowiedzialność. Poczynając od różnych funkcji, jak choćby posługa kościelnego w zakrystii. Często starsi umierają, młodych chętnych brakuje. Trzeba pokazywać ludziom szczerze: ja, ksiądz sam nie dam rady. Pomóżcie mi. Jak będziemy uaktywniać i formować świeckich w parafiach, stanie się to powszechne, wieść pójdzie. Dlatego katecheza dla dorosłych w parafii musi się dziś stać punktem życia Kościoła.

- Przygotowanie świeckich będzie coraz ważniejsze, skoro do 2030 roku zakończy z powodu wieku posługę w parafiach około 90 kapłanów, a święcenia przyjmie w diecezji opolskiej w najlepszym razie trzydziestu. Połączenia parafii są nieuniknione?

- To jest sytuacja trudna, wręcz dramatyczna. Właśnie teraz jeżdżę po diecezji i tłumaczę, gdzie jest to konieczne, że naprawdę nie mam księży i wobec tego jeden kapłan w niektórych miejscach będzie odtąd obsługiwał dwie parafie. Status obu parafii zostanie zazwyczaj utrzymany, a wierni nie będą pozbawieni proboszcza. Tyle tylko, że będzie on mieszkał w jednej z nich. To nie zawsze jest dla ludzi łatwe do przyjęcia. Ale taka jest nasza przyszłość.

- Co można na nią poradzić?

- Zintensyfikować modlitwę o powołania.

- Ksiądz biskup zwykł mawiać, że Pan Bóg głuchy nie jest.

- Ale On też widzi, co jest w sercu. Potrzeba modlitwy, ale i mocnego szczerego pragnienia, bo my tych księży naprawdę potrzebujemy. A to pragnienie jest trochę zgaszone. Mamy dzisiaj – także w naszych parafiach – dystans do księży. Przyczyniły się do tego nasze grzechy, ale także sposób interpretowania działań Kościoła przez część mediów, które widzą w Kościele tylko to, co złe, dobro przemilczając. Nie pomaga w odbudowywaniu zaufania do kapłanów częste pouczanie Kościoła, który zbłądził. To zresztą nie jest nowe zjawisko. Już w Dziejach Apostolskich czytamy o takich, którzy wiedzieli lepiej.

- Nie zmienia to faktu, że młodych pukających do bramy seminarium dramatycznie brakuje.

- Młodym ludziom trudno odczytać powołanie, bo oni żyją często w takim rozgardiaszu, że niełatwo im wołanie Boga usłyszeć. A jak ktoś je usłyszy, to w środowisku rówieśników musi się mierzyć z tym, że wiele rzeczy związanych z Kościołem się obśmiewa. Ten kto jest „katolem”, w wielu środowiskach jest stygmatyzowany. Borykamy się z tym nie tylko w kontekście seminarium. Także przy naborze do diecezjalnych szkół w Raciborzu i w Nysie. „Mamo, ja do katola nie chcę iść” – mówi wielu uczniów.

- Na ile to się zaczyna od wychowania? W wielu kościołach dzieci ani na niedzielnej mszy św., ani na przykład na majowym nabożeństwie prawie nie ma. Rodzice wysyłają je lub zabierają na wiele zajęć poza lekcjami, ale do kościoła nie.

- To jest przejaw kryzysu ducha w sercach wielu chrześcijan. Duchowość, którą papież określa jako światową, weszła niepostrzeżenie i sieje spustoszenie. Ta duchowość wyrasta z mentalności konsumpcyjnej i przejawia się m.in. tym, że gonimy za zaspokajaniem tylu różnych potrzeb, że potrzeby duchowe, życie otrzymane na chrzcie umierają, są coraz bardziej zabijane. Efekt jest taki, że np. młody ksiądz przychodzi i zgłasza odejście z kapłaństwa, bo stracił wiarę. Żeby ksiądz stracił wiarę, to musiał najpierw „położyć” sprawę troski o duchowy rozwój. O potrzebie tej troski pisałem także w kontekście jubileuszowego hasła „Bliżej Boga Człowieka”. Bo duchowość światowa działa jak tlenek węgla. Jest bezwonna, nie wyczuwa się jej, a człowiek duchowo umiera.

- Jesteśmy pierwszym pokoleniem chrześcijan, które się – w swojej masie – przestało modlić. Pandemia i wojna też nie rzuciła nas na kolana.

- Niestety, to prawda. Nawet na śpiew suplikacji niektórzy się oburzali, bo to przedłuża mszę św. To jest niepokojące zjawisko. Jest susza. Zachęcam, by się intensywnie modlić o deszcz. W wielu miejscach pozostaje to bez odzewu. Trochę uwierzyliśmy, że sobie poradzimy bez Bożej pomocy. Nawet wśród rolników – generalnie do Kościoła przywiązanych – obserwujemy postawy typu: Niech ksiądz się modli, ale ja nie.

- To trochę jak oczekiwanie, wcale nierzadkie, że wychowa nauczyciel, a wiarę przekaże katecheta?

- To jest myślenie po podobnej linii: Nie po to wam oddaliśmy dzieci, byśmy musieli się sami tymi problemami zajmować. Ale nie chciałbym patrzeć jednostronnie i pesymistycznie.

- Wyrazem optymizmu Kościoła opolskiego jest otwieranie nowych miejsc, gdzie odbywa się adoracja Najświętszego Sakramentu. Praktycznie zawsze ktoś się tam modli. To są źródła nadziei?

- Widzę tę nadzieję. Bo z jednej strony mamy zaniedbania, o których mówiłem, ale jednocześnie w wielu sercach głód duchowości, rodzi się także głód modlitwy. Budzi się świadomość bycia Kościołem u wielu wiernych i oni szukają zaangażowania. Niedawno studenci w duszpasterstwie akademickim mówili mi o tym, że oczekują możliwości współtworzenia Kościoła. Chcą być odpowiedzialni. Chcą coś robić. Młodzi są nastawieni zwłaszcza na działanie. Rozwijają się wolontariaty. Warto próbować wychodząc od działania, także formować wiarę, ducha. 

Dom Nadziei prowadzony przez siostrę Aldonę zaczął się od bułki na śniadanie. I jedzenie tam do dzisiaj jest. Ale za nim poszły różnego rodzaju relacje, tworzenie wspólnoty, wyjazdy, także droga krzyżowa i nabożeństwo majowe. Właśnie o taki Kościół chodzi, który odpowiada na różne pragnienia duszy. 

Z radością zauważam także, że zaczyna się budzić potrzeba religijności i publicznego wyznawania wiary przez wielu mężczyzn. W diecezji opolskiej są oni skupieni m.in. w Bractwie św. Józefa. Rektor bractwa, ks. Waldemar Musioł chętnie mówi o tym, ile od tych mężczyzn czerpie. Oni idą dosyć tradycyjną drogą - od modlitwy przez formację po apostolat. Trudniej rozwija się Wspólnota Opiekunek Dziecięctwa Bożego. Kiedy trwał „zaciąg” do niej, przyszła pandemia. Ale chcemy do tego wrócić. Chcemy, by opiekunki m.in. wyszły do dzieci, przede wszystkim z ofertą krzewienia kultu Dzieciątka Jezus i tworzyły ogniska spotkań dla dzieci. Liczymy na współpracę zarówno pań wchodzących w wiek emerytalny, często mających przygotowanie pedagogiczne, jak i młodych matek. 

Warto – przy wszystkich trudnościach – różne dzieła podejmować i rozwijać, korzystając z Bożego obdarowania. Żeby za kolejne 50 lat nasi następcy mogli świętować stulecie diecezji opolskiej. I to w nie gorszym nastroju niż my dzisiaj.

Rozmawiał Krzysztof Ogiolda / Opole



 

Polecane
Emerytury
Stażowe