[Tylko u nas] Tadeusz Płużański: Mordercy o śmierci Doboszyńskiego: "Dzielnie się chłop trzymał"

18 czerwca 1949 r. przed Wojskowym Sądem Rejonowym w Warszawie komuniści rozpoczęli proces Adama Doboszyńskiego, inżyniera, pisarza, ideologa i działacza ruchu narodowego. Podsądny od razu zaprzeczył wszystkim zarzutom, wyjaśniając, że zostały na nim wymuszone biciem.
Adam Doboszyński [Tylko u nas] Tadeusz Płużański: Mordercy o śmierci Doboszyńskiego:
Adam Doboszyński / IPN

Proces Doboszyńskiego odbywał się pod ścisłym nadzorem bezpieki, która wcześniej męczyła polskiego niepodległościowca. Śledztwo prowadził płk Józef Goldberg-Różański, szef Departamentu Śledczego MBP, i por. Roman Laszkiewicz. Ten drugi, z pochodzenia Białorusin, miał opinię jednego z najokrutniejszych śledczych bezpieki, więźniowie nazywali go „białym katem Mokotowa”. Józef Światło [Izaak Fleischfarb, wysoko postawiony funkcjonariusz sowieckich służb specjalnych, uciekł na Zachód 5 grudnia 1953 r.] potwierdzał, że Laszkiewicz „stosował specjalne, bardzo przemyślne chwyty, aby wymusić na Doboszyńskim zeznania. Wsypywał mu do posiłków i do płynów proszki na rozwolnienie żołądka. Doprowadził do tego, że Doboszyński chciał co chwilę wychodzić do ustępu. Ale porucznik Laszkiewicz nie pozwalał na to i przez kilka długich tygodni trzymał go w takim stanie na przesłuchaniach, bez przerwy”.
 

"Agent inspiracyjny"

Więzień bezpieki, Władysław Minkiewicz, w książce „Mokotów, Wronki, Rawicz” pisze o swoim współwięźniu z celi, narodowcu Władysławie Jaworskim (Doboszyński spotykał się z nim po swoim powrocie do kraju w grudniu 1946 r., bezpieka też oskarżyła go o szpiegostwo): „Teraz w celi, z natury pogodny, bywał niekiedy przygnębiony po powrocie z przesłuchań. Opowiadał mi, ale tylko wówczas, gdy zostawaliśmy w celi sami [...], że jest wstrząśnięty protokołami z zeznań Doboszyńskiego, podpisanymi przez niego własnoręcznie, które pozwalano czytać. Wynikało z nich, że Doboszyński miał jakoby przed wybuchem wojny bliskie, potajemne kontakty z ambasadorem III Rzeszy, von Moltke, i otrzymywał od niego fundusze na prowadzenie działalności politycznej, zgodnej z ideologią NSDAP”. Te zeznania Doboszyńskiego bezpieka wykorzystywała jeszcze w innych sfingowanych procesach.

Adam Doboszyński tak był „zmęczony” przesłuchaniami, że chciał jak najszybciej stanąć przed sądem, aby tam odwołać zeznania.

W wydanej po raz pierwszy w drugim obiegu w 1984 r. książce Marii Turlejskiej „Te pokolenia żałobami czarne... Skazani na śmierć i ich sędziowie 1944–1954”, opartej na dokumentach z tajnych archiwów PRL, czytamy: „Sądzono go jako szpiega hitlerowskiego od 1933 r. do 1945 r., nazywając »agentem inspiracyjnym«. Potem miał być szpiegiem »anglosaskim«, wysłannikiem rządu w Londynie, utrzymującym ścisłe kontakty z wywiadem amerykańskim”.

Na czym miała polegać szpiegowska działalność Doboszyńskiego? Jego mocodawcy – Niemcy – polecili mu, aby wstąpił do Stronnictwa Narodowego i zdobył w partii znaczącą pozycję. Z ich inspiracji wywołał również „myślenicką awanturę” (opanowanie w nocy z 22 czerwca na 23 czerwca 1936 r. miasteczka Myślenice). Chodziło o to, aby dzięki antysemickiemu wystąpieniu odwrócić uwagę od wzrastających wpływów lewicowego Frontu Ludowego (złożonego z socjalistów, komunistów i Żydów). Potem, w czasie wojny, również na polecenie Niemców, atakował Sikorskiego. Po wojnie przybył do Polski już jako współpracownik wywiadu amerykańskiego, aby stworzyć siatkę szpiegowską. Zarzuty dotyczyły też „zwalczania przyjaźni i współpracy z ZSSR”.

U Turlejskiej czytamy dalej: „Według oskarżyciela, prokuratora Zarakowskiego [przedwojenny prawnik, po wojnie naczelny prokurator wojskowy, oskarżał w kluczowych procesach stalinizmu] tolerowanie »działalności szpiegowskiej« oskarżonego, który nie został wówczas [przed 1939 r.] zdemaskowany, wynikało stąd, że panowie z »dwójki« (tzn. kierownicy wywiadu wojskowego) przed wojną prowadzili bezpośrednio robotę na rzecz Niemiec”, a „von Moltke już wówczas czuł się generalnym gubernatorem Warszawy i Polski. Nie wyjaśnił on jednak, jak Intelligence Service pozwoliła działać takiemu notorycznemu agentowi na terenie Anglii”.

 

"Kamień z serca"

W sądzie przeciwko Doboszyńskiemu zeznawał jeden z jego katów – wiceszef Departamentu Śledczego MBP płk Adam Humer, który – potwierdzając, że „osobiście przesłuchiwał” oskarżonego – stwierdził, że Doboszyński początkowo „był arogancki i odmawiał zeznań”, ale w końcu, przytłoczony wiedzą i dociekliwością śledczych, musiał powiedzieć prawdę. Po przyznaniu się do winy Doboszyński miał się zwierzyć Humerowi: „Jestem szczęśliwy, że mogę po tylu latach zrzucić nareszcie ten kamień z serca, zrzucić z siebie tę zmorę, która mnie dręczyła przez szereg lat”.

Przed sądem Doboszyński mówił: „Przyszedł moment, że władze śledcze wysunęły zarzut mojej współpracy z wywiadem niemieckim, jak wnioskowałem, opierając się na fałszywych zeznaniach Kowalewskiego [„agent celny”, czyli kapuś w celi]. Przez dłuższy czas opierałem się i nie chciałem się przyznać do tego faktu, który nie jest prawdą. W miarę moich rozmów z oficerami śledczymi przekonałem się, że władze śledcze mają całą koncepcję mojej współpracy. [...] Walczyłem dalej. Wtedy rozpoczęła się na mnie presja fizyczna [...] 4 doby byłem bity i męczony bez przerwy. [...] Po tych 4 dobach widząc, że wyjdę z tych męczarni w najlepszym dla mnie razie ze zdrowiem zrujnowanym tak, że nawet wyrok uniewinniający będzie dla mnie bez wartości [...] postanowiłem przyznać się do czynów niepopełnionych. [...] Śledztwo trwało przez dwa lata. Musiałem brnąć dalej i komponować, bo byłem zagrożony w każdej chwili tym, że ponownie zaczną się represje”.

Jadwiga Malkiewiczowa (siostra Doboszyńskiego, więziona na Mokotowie w ramach odpowiedzialności rodzinnej i bardzo brutalnie traktowana), w książce „Wspomnienia więzienne” napisała: „Widząc przed sobą mikrofony [na sali sądowej], Adam wierzył, być może, że radio transmituje w całości jego słowa [przekazy radiowe, podobnie jak późniejszy stenogram z procesu, też zostały spreparowane]”.

Krzysztof Malkiewicz, krewny Doboszyńskiego: „Prasa, starannie instruowana przez płka Różańskiego, nie szczędziła kalumnii pod adresem oskarżonego. Pamiętam sformułowanie […], że »należałoby wziąć głowę tego obcego agenta i tłuc nią o kamienie odbudowującej się Warszawy«”.

 

Etatowi świadkowie

Józef Światło wymieniał trzech świadków (podkreślmy: więźniów bezpieki), zeznających w procesie (było ich więcej, m.in. Marian Pajdak, delegat Rządu RP na Uchodźstwie, kurier SN, który wrócił do Polski razem z Doboszyńskim w grudniu 1946 r.):

 

  • Witold Pajor, adwokat, przed wojną współpracownik II Oddziału, w czasie wojny członek Delegatury Rządu, główny świadek oskarżenia potwierdził, że Doboszyński współpracował z Niemcami i kazał mu likwidować „niewygodnych ludzi”, a gen. Grota-Roweckiego wydali Niemcom wysocy oficerowie AK;
  • Stanisław Mierzyński, dziennikarz, właściciel przedsiębiorstwa transportowego, przed 1939 r. też związany z „dwójką”, potem pracownik kontrwywiadu AK, zeznawał, że wysocy oficerowie wywiadu AK kontaktowali się z Niemcami;
  • Tadeusz Nowiński, major II Oddziału, także zgadzał się z tezami oskarżycielskimi prokuratora Zarakowskiego, że kierownicy polskiego wywiadu byli niemieckimi agentami, dlatego przed wojną nie zdemaskowano Doboszyńskiego.

Światło podkreślał, że ich zeznania były luźno związane z procesem: „Oskarżali oni przedwojenną dwójkę, Delegaturę Rządu i rząd polski w Londynie, ale niewiele mieli do powiedzenia o samym Doboszyńskim. Po co więc władze bezpieczeństwa wprowadziły ich na salę sądową i kim są ci ludzie? Oczywiście chodziło o to, aby przy tej okazji obrzucić błotem polski ruch niepodległościowy. Ale aparat bezpieczeństwa miał także specjalny cel na oku: chodziło o wypróbowanie sprawności tych świadków i przygotowanie ich do przyszłych procesów”.
Po prawie miesiącu procesu – 11 lipca 1949 r. – sąd w składzie: przewodniczący Franciszek Szeliński, Władysław Turański i Hipolit Traczyński, skazał Doboszyńskiego na karę śmierci. Nic nie wskórał jeden z obrońców, Mieczysław (Mojżesz) Maślanko, występujący w procesach politycznych stalinizmu jako skwapliwy wykonawca poleceń bezpieki.

Krzysztof Malkiewicz pisał: „Józef Światło, defektor z kierownictwa bezpieki, wspominał w swoich wypowiedziach dla Radia Wolna Europa, że po procesie Doboszyńskiego sędziowie i prokurator otrzymali pięciokilowe paczki żywnościowe za celujące wykonanie zadania”.

 

Strzał w tył głowy

Najwyższy Sąd Wojskowy utrzymał wyrok śmierci w mocy, a prezydent Bierut nie skorzystał z prawa łaski. Pod datą 29 sierpnia 1949 r. jeden z oprawców w raporcie do swojego zwierzchnika napisał: „Dziś rano wykonaliśmy Doboszyńskiego. Dzielnie się chłop trzymał”.

Jadwiga Malkiewiczowa: „Dawniej rozstrzeliwano na podwórzu za szpitalem, który był położony na końcu ogrodu. W tym czasie była już piwnica wykopana pod placem i tam dokonywano egzekucji strzałem w tył głowy. [...] Więźniowie na sali szpitalnej zdołali zobaczyć dwóch żołnierzy prowadzących Adama z zawiązanymi oczami. Poznali go po wzroście, charakterystycznej sylwetce i siwych włosach. [...] Adam miał wówczas 45 lat”.

W rewizji nadzwyczajnej do wyroku na Doboszyńskiego, wniesionej w kwietniu 1989 r. przez pierwszego prezesa Sądu Najwyższego, czytamy m.in.: „W sprawie brak jest jakichkolwiek dowodów potwierdzających udział A. Doboszyńskiego w obcych wywiadach; wyjaśnienia oskarżonego złożone na rozprawie [kiedy odwołał zeznania wymuszone w śledztwie], nie zostały odparte wynikami przewodu sądowego; przeprowadzone postępowanie karne nie doprowadziło do ujawnienia jego przestępczych kontaktów z obcą agenturą, nie potwierdzona została autentyczność postaci rzekomych mocodawców oskarżonego”.
Do dziś nie wiadomo, gdzie został pogrzebany. Po latach zapomnienia jego książki wróciły na polski rynek, w tym ostatnia – „W pół drogi”. W mowie końcowej podczas procesu Adam Doboszyński powiedział:

„Mogłem w życiu popełnić wiele błędów, ale zamiary moje były uczciwe i byłem człowiekiem czystych rąk”.
 


 

POLECANE
Nowe zalecenia. Tak się traktuje młodych ludzi z Kartą Polaka chcących wracać do Polski tylko u nas
"Nowe zalecenia". Tak się traktuje młodych ludzi z Kartą Polaka chcących wracać do Polski

Wiozłem wczoraj Blablacarem młodego człowieka z Grodna. Nie, nie pomyliłem się - z Grodna na Białorusi. Chłopak pracuje w IT, mówi po polsku jak prawie rodowity krakowiak, a emigrantem politycznym został z konieczności, nie z wyboru. Takich ludzi nasza gospodarka potrzebuje jak kania dżdżu, ale czy my, Polacy, potrafimy ich przyjąć? Oczywiście, że nie!

Powierzchnia Polski się powiększyła. Otwarto nową inwestycję z ostatniej chwili
Powierzchnia Polski się powiększyła. Otwarto nową inwestycję

Otwarto nowy terminal T3 w Porcie Gdańsk, który zwiększa przepustowość Baltic Hub o 1,5 mln TEU, a także powiększa powierzchnię Polskę o 36 hektarów.

Polacy mają dość? Fatalny sondaż dla Donalda Tuska z ostatniej chwili
Polacy mają dość? Fatalny sondaż dla Donalda Tuska

Po przegranej Rafała Trzaskowskiego aż 43,4 proc. Polaków chce dymisji Donalda Tuska z funkcji premiera – pokazuje sondaż SW Research dla tygodnika "Wprost".

Alert RCB dla całej Polski. Będzie niebezpiecznie z ostatniej chwili
Alert RCB dla całej Polski. Będzie niebezpiecznie

W sobotę 7 oraz w niedzielę 8 czerwca możliwe są całej Polsce gwałtowne burze z silnym wiatrem, deszczem, podtopieniami – alarmuje RCB.

Zabarykadował się z bronią. Akcja policji w Krakowie z ostatniej chwili
Zabarykadował się z bronią. Akcja policji w Krakowie

W jednym z mieszkań mężczyzna zabarykadował się z niebezpiecznym narzędziem – informuje RMF FM. Trwa akcja policji. Na miejscu są negocjatorzy oraz oddział antyterrorystów.

Niemcy trują odpadami. Wójt z Polski alarmuje z ostatniej chwili
"Niemcy trują odpadami". Wójt z Polski alarmuje

Niemiecka rafineria w Schwedt po decyzjach niemieckich władz będzie truła jeszcze bardziej. Polska markuje działania i jest lekceważona przez niemieckich politycznych sojuszników – pisze "Gazeta Polska" w artykule "Niemcy trują odpadami. Schwedt zabija kwaśnymi deszczami".

IMGW wydał komunikat. Oto co nas czeka z ostatniej chwili
IMGW wydał komunikat. Oto co nas czeka

W sobotę rano IMGW wydał ostrzeżenia I i II stopnia przed burzami dla 16 województw – burze, grad, wiatr do 100 km/h.

Komunikat dla mieszkańców Katowic z ostatniej chwili
Komunikat dla mieszkańców Katowic

Wizz Air uruchomił loty z Katowic do Kiszyniowa, Pizy i Madrytu oraz zwiększył bazę samolotów A320 do sześciu – czytamy w komunikacie lotniska.

Tadeusz Płużański: Bugajski zrównał Pileckiego z jego oprawcami tylko u nas
Tadeusz Płużański: Bugajski zrównał Pileckiego z jego oprawcami

Telewizja Polska – dziś w likwidacji - co na jakiś czas pokazuje sztukę Ryszarda Bugajskiego pt. "Śmierć rotmistrza Pileckiego", reżysera znanego szerszej widowni głównie z "Przesłuchania". O bohaterskim rotmistrzu chciał nakręcić film, lecz podobno z braku funduszy musiał zadowolić się spektaklem w Teatrze Telewizji. Problem jest jednak poważniejszy – Bugajski związany od koniec życia z tzw. Komitetem Obrony Demokracji zrównał Pileckiego z jego oprawcami.

Prezydent rozmawiał z Trumpem: Zapewniłem, że zwycięstwo Nawrockiego... z ostatniej chwili
Prezydent rozmawiał z Trumpem: "Zapewniłem, że zwycięstwo Nawrockiego..."

Andrzej Duda rozmawiał z Donaldem Trumpem. Podkreślił, że wygrana Karola Nawrockiego zapewni kontynuację proamerykańskiego kursu Polski.

REKLAMA

[Tylko u nas] Tadeusz Płużański: Mordercy o śmierci Doboszyńskiego: "Dzielnie się chłop trzymał"

18 czerwca 1949 r. przed Wojskowym Sądem Rejonowym w Warszawie komuniści rozpoczęli proces Adama Doboszyńskiego, inżyniera, pisarza, ideologa i działacza ruchu narodowego. Podsądny od razu zaprzeczył wszystkim zarzutom, wyjaśniając, że zostały na nim wymuszone biciem.
Adam Doboszyński [Tylko u nas] Tadeusz Płużański: Mordercy o śmierci Doboszyńskiego:
Adam Doboszyński / IPN

Proces Doboszyńskiego odbywał się pod ścisłym nadzorem bezpieki, która wcześniej męczyła polskiego niepodległościowca. Śledztwo prowadził płk Józef Goldberg-Różański, szef Departamentu Śledczego MBP, i por. Roman Laszkiewicz. Ten drugi, z pochodzenia Białorusin, miał opinię jednego z najokrutniejszych śledczych bezpieki, więźniowie nazywali go „białym katem Mokotowa”. Józef Światło [Izaak Fleischfarb, wysoko postawiony funkcjonariusz sowieckich służb specjalnych, uciekł na Zachód 5 grudnia 1953 r.] potwierdzał, że Laszkiewicz „stosował specjalne, bardzo przemyślne chwyty, aby wymusić na Doboszyńskim zeznania. Wsypywał mu do posiłków i do płynów proszki na rozwolnienie żołądka. Doprowadził do tego, że Doboszyński chciał co chwilę wychodzić do ustępu. Ale porucznik Laszkiewicz nie pozwalał na to i przez kilka długich tygodni trzymał go w takim stanie na przesłuchaniach, bez przerwy”.
 

"Agent inspiracyjny"

Więzień bezpieki, Władysław Minkiewicz, w książce „Mokotów, Wronki, Rawicz” pisze o swoim współwięźniu z celi, narodowcu Władysławie Jaworskim (Doboszyński spotykał się z nim po swoim powrocie do kraju w grudniu 1946 r., bezpieka też oskarżyła go o szpiegostwo): „Teraz w celi, z natury pogodny, bywał niekiedy przygnębiony po powrocie z przesłuchań. Opowiadał mi, ale tylko wówczas, gdy zostawaliśmy w celi sami [...], że jest wstrząśnięty protokołami z zeznań Doboszyńskiego, podpisanymi przez niego własnoręcznie, które pozwalano czytać. Wynikało z nich, że Doboszyński miał jakoby przed wybuchem wojny bliskie, potajemne kontakty z ambasadorem III Rzeszy, von Moltke, i otrzymywał od niego fundusze na prowadzenie działalności politycznej, zgodnej z ideologią NSDAP”. Te zeznania Doboszyńskiego bezpieka wykorzystywała jeszcze w innych sfingowanych procesach.

Adam Doboszyński tak był „zmęczony” przesłuchaniami, że chciał jak najszybciej stanąć przed sądem, aby tam odwołać zeznania.

W wydanej po raz pierwszy w drugim obiegu w 1984 r. książce Marii Turlejskiej „Te pokolenia żałobami czarne... Skazani na śmierć i ich sędziowie 1944–1954”, opartej na dokumentach z tajnych archiwów PRL, czytamy: „Sądzono go jako szpiega hitlerowskiego od 1933 r. do 1945 r., nazywając »agentem inspiracyjnym«. Potem miał być szpiegiem »anglosaskim«, wysłannikiem rządu w Londynie, utrzymującym ścisłe kontakty z wywiadem amerykańskim”.

Na czym miała polegać szpiegowska działalność Doboszyńskiego? Jego mocodawcy – Niemcy – polecili mu, aby wstąpił do Stronnictwa Narodowego i zdobył w partii znaczącą pozycję. Z ich inspiracji wywołał również „myślenicką awanturę” (opanowanie w nocy z 22 czerwca na 23 czerwca 1936 r. miasteczka Myślenice). Chodziło o to, aby dzięki antysemickiemu wystąpieniu odwrócić uwagę od wzrastających wpływów lewicowego Frontu Ludowego (złożonego z socjalistów, komunistów i Żydów). Potem, w czasie wojny, również na polecenie Niemców, atakował Sikorskiego. Po wojnie przybył do Polski już jako współpracownik wywiadu amerykańskiego, aby stworzyć siatkę szpiegowską. Zarzuty dotyczyły też „zwalczania przyjaźni i współpracy z ZSSR”.

U Turlejskiej czytamy dalej: „Według oskarżyciela, prokuratora Zarakowskiego [przedwojenny prawnik, po wojnie naczelny prokurator wojskowy, oskarżał w kluczowych procesach stalinizmu] tolerowanie »działalności szpiegowskiej« oskarżonego, który nie został wówczas [przed 1939 r.] zdemaskowany, wynikało stąd, że panowie z »dwójki« (tzn. kierownicy wywiadu wojskowego) przed wojną prowadzili bezpośrednio robotę na rzecz Niemiec”, a „von Moltke już wówczas czuł się generalnym gubernatorem Warszawy i Polski. Nie wyjaśnił on jednak, jak Intelligence Service pozwoliła działać takiemu notorycznemu agentowi na terenie Anglii”.

 

"Kamień z serca"

W sądzie przeciwko Doboszyńskiemu zeznawał jeden z jego katów – wiceszef Departamentu Śledczego MBP płk Adam Humer, który – potwierdzając, że „osobiście przesłuchiwał” oskarżonego – stwierdził, że Doboszyński początkowo „był arogancki i odmawiał zeznań”, ale w końcu, przytłoczony wiedzą i dociekliwością śledczych, musiał powiedzieć prawdę. Po przyznaniu się do winy Doboszyński miał się zwierzyć Humerowi: „Jestem szczęśliwy, że mogę po tylu latach zrzucić nareszcie ten kamień z serca, zrzucić z siebie tę zmorę, która mnie dręczyła przez szereg lat”.

Przed sądem Doboszyński mówił: „Przyszedł moment, że władze śledcze wysunęły zarzut mojej współpracy z wywiadem niemieckim, jak wnioskowałem, opierając się na fałszywych zeznaniach Kowalewskiego [„agent celny”, czyli kapuś w celi]. Przez dłuższy czas opierałem się i nie chciałem się przyznać do tego faktu, który nie jest prawdą. W miarę moich rozmów z oficerami śledczymi przekonałem się, że władze śledcze mają całą koncepcję mojej współpracy. [...] Walczyłem dalej. Wtedy rozpoczęła się na mnie presja fizyczna [...] 4 doby byłem bity i męczony bez przerwy. [...] Po tych 4 dobach widząc, że wyjdę z tych męczarni w najlepszym dla mnie razie ze zdrowiem zrujnowanym tak, że nawet wyrok uniewinniający będzie dla mnie bez wartości [...] postanowiłem przyznać się do czynów niepopełnionych. [...] Śledztwo trwało przez dwa lata. Musiałem brnąć dalej i komponować, bo byłem zagrożony w każdej chwili tym, że ponownie zaczną się represje”.

Jadwiga Malkiewiczowa (siostra Doboszyńskiego, więziona na Mokotowie w ramach odpowiedzialności rodzinnej i bardzo brutalnie traktowana), w książce „Wspomnienia więzienne” napisała: „Widząc przed sobą mikrofony [na sali sądowej], Adam wierzył, być może, że radio transmituje w całości jego słowa [przekazy radiowe, podobnie jak późniejszy stenogram z procesu, też zostały spreparowane]”.

Krzysztof Malkiewicz, krewny Doboszyńskiego: „Prasa, starannie instruowana przez płka Różańskiego, nie szczędziła kalumnii pod adresem oskarżonego. Pamiętam sformułowanie […], że »należałoby wziąć głowę tego obcego agenta i tłuc nią o kamienie odbudowującej się Warszawy«”.

 

Etatowi świadkowie

Józef Światło wymieniał trzech świadków (podkreślmy: więźniów bezpieki), zeznających w procesie (było ich więcej, m.in. Marian Pajdak, delegat Rządu RP na Uchodźstwie, kurier SN, który wrócił do Polski razem z Doboszyńskim w grudniu 1946 r.):

 

  • Witold Pajor, adwokat, przed wojną współpracownik II Oddziału, w czasie wojny członek Delegatury Rządu, główny świadek oskarżenia potwierdził, że Doboszyński współpracował z Niemcami i kazał mu likwidować „niewygodnych ludzi”, a gen. Grota-Roweckiego wydali Niemcom wysocy oficerowie AK;
  • Stanisław Mierzyński, dziennikarz, właściciel przedsiębiorstwa transportowego, przed 1939 r. też związany z „dwójką”, potem pracownik kontrwywiadu AK, zeznawał, że wysocy oficerowie wywiadu AK kontaktowali się z Niemcami;
  • Tadeusz Nowiński, major II Oddziału, także zgadzał się z tezami oskarżycielskimi prokuratora Zarakowskiego, że kierownicy polskiego wywiadu byli niemieckimi agentami, dlatego przed wojną nie zdemaskowano Doboszyńskiego.

Światło podkreślał, że ich zeznania były luźno związane z procesem: „Oskarżali oni przedwojenną dwójkę, Delegaturę Rządu i rząd polski w Londynie, ale niewiele mieli do powiedzenia o samym Doboszyńskim. Po co więc władze bezpieczeństwa wprowadziły ich na salę sądową i kim są ci ludzie? Oczywiście chodziło o to, aby przy tej okazji obrzucić błotem polski ruch niepodległościowy. Ale aparat bezpieczeństwa miał także specjalny cel na oku: chodziło o wypróbowanie sprawności tych świadków i przygotowanie ich do przyszłych procesów”.
Po prawie miesiącu procesu – 11 lipca 1949 r. – sąd w składzie: przewodniczący Franciszek Szeliński, Władysław Turański i Hipolit Traczyński, skazał Doboszyńskiego na karę śmierci. Nic nie wskórał jeden z obrońców, Mieczysław (Mojżesz) Maślanko, występujący w procesach politycznych stalinizmu jako skwapliwy wykonawca poleceń bezpieki.

Krzysztof Malkiewicz pisał: „Józef Światło, defektor z kierownictwa bezpieki, wspominał w swoich wypowiedziach dla Radia Wolna Europa, że po procesie Doboszyńskiego sędziowie i prokurator otrzymali pięciokilowe paczki żywnościowe za celujące wykonanie zadania”.

 

Strzał w tył głowy

Najwyższy Sąd Wojskowy utrzymał wyrok śmierci w mocy, a prezydent Bierut nie skorzystał z prawa łaski. Pod datą 29 sierpnia 1949 r. jeden z oprawców w raporcie do swojego zwierzchnika napisał: „Dziś rano wykonaliśmy Doboszyńskiego. Dzielnie się chłop trzymał”.

Jadwiga Malkiewiczowa: „Dawniej rozstrzeliwano na podwórzu za szpitalem, który był położony na końcu ogrodu. W tym czasie była już piwnica wykopana pod placem i tam dokonywano egzekucji strzałem w tył głowy. [...] Więźniowie na sali szpitalnej zdołali zobaczyć dwóch żołnierzy prowadzących Adama z zawiązanymi oczami. Poznali go po wzroście, charakterystycznej sylwetce i siwych włosach. [...] Adam miał wówczas 45 lat”.

W rewizji nadzwyczajnej do wyroku na Doboszyńskiego, wniesionej w kwietniu 1989 r. przez pierwszego prezesa Sądu Najwyższego, czytamy m.in.: „W sprawie brak jest jakichkolwiek dowodów potwierdzających udział A. Doboszyńskiego w obcych wywiadach; wyjaśnienia oskarżonego złożone na rozprawie [kiedy odwołał zeznania wymuszone w śledztwie], nie zostały odparte wynikami przewodu sądowego; przeprowadzone postępowanie karne nie doprowadziło do ujawnienia jego przestępczych kontaktów z obcą agenturą, nie potwierdzona została autentyczność postaci rzekomych mocodawców oskarżonego”.
Do dziś nie wiadomo, gdzie został pogrzebany. Po latach zapomnienia jego książki wróciły na polski rynek, w tym ostatnia – „W pół drogi”. W mowie końcowej podczas procesu Adam Doboszyński powiedział:

„Mogłem w życiu popełnić wiele błędów, ale zamiary moje były uczciwe i byłem człowiekiem czystych rąk”.
 



 

Polecane
Emerytury
Stażowe