"Cała groza kolejnych rosyjskich okupacji polskich ziem odezwała się w jednej chwili"

– Nie pogodziliśmy się jeszcze z wojną, pogodzenie oznaczałoby stan apatii. Zaczynamy się przyzwyczajać, że wojna jest częścią naszego świata, ale wciąż ją odpychamy. Nie chcemy wojny, a Rosjanie wpychają nas w retorykę wojenną, w której źle się czujemy. To trudne, bo w życiu, gdy nie chcę z kimś rozmawiać, to mogę się odwrócić i odejść. Tutaj nie ma za bardzo gdzie iść, aby odciąć się od takich rozmów – mówi prof. dr hab. Bogdan Zawadzki z Wydziału Psychologii UW w rozmowie z Jakubem Pacanem.
/ fot. M. Żegliński

– Z analizy przeprowadzonej w sierpniu 2022 r. przez Laboratorium Badań Medioznawczych UW wynikło, że 70 proc. badanych deklarowało poczucie niepokoju. Lęk coraz bardziej będzie przejmował nad nami kontrolę?

– W minionych 11 miesiącach wojny sytuacja zmieniała się dynamicznie. Pierwsza reakcja była szokowa, nie spodziewaliśmy się wojny, byliśmy przerażeni tym, co się dzieje, widokiem uchodźców i dramatycznych scen. Od razu odżyły w nas doświadczenia poprzednich pokoleń.

– Lęk przed Rosją mamy chyba w swoim DNA, niedawno obchodziliśmy 160. rocznicę wybuchu Powstania Styczniowego.

– Moi rodzice i dziadkowie bez przerwy opowiadali o wojnie, biedzie, okupacji, rosyjskich wojskach maszerujących przez Polskę. Żyją jeszcze ludzie, którzy wojnę przeżyli. Pokolenia urodzone po II wojnie światowej były w nią wprowadzone poprzez rodzinne opowieści. Dlatego po agresji Rosji na Ukrainę w Polsce nie mogło być inaczej, wojna w nas odżyła. Cała groza kolejnych rosyjskich okupacji polskich ziem odezwała się w jednej chwili. Na poziomie psychicznym stało się to natychmiast. Tacy Szwedzi, choć też w bliskim sąsiedztwie Rosji, mogli przeżywać to w zupełnie innej skali, bo ich doświadczenia z Rosją nie są tak dramatyczne jak nasze. U nas nastąpiła natychmiastowa aktualizacja starych lęków.

– Dlatego ruszyliśmy z pomocą na granicę?

– Dokładnie. Z Ukraińcami mamy jeszcze bliskie pokrewieństwo kulturowe i językowe. Łatwiej przychodziło nam współczucie wobec nich. Towarzyszył temu ogromny lęk, czy się utrzymają, wszyscy zadawaliśmy sobie pytania: Ile czasu dadzą radę odpierać rosyjskie wojska – tydzień, dwa, kwartał? To były pytania pełne dramatyzmu, któremu towarzyszyła obawa, że nas też napadnie Rosja.

– Dalej jak przeżywaliśmy tę wojnę?

– Szok zaczął mijać. Zaczęliśmy się przyzwyczajać do tej trudnej sytuacji, proszę zobaczyć, że nie mamy już dworców pełnych uchodźców, bezradnych ludzi z walizkami. Oczywiście obawy przed wojną nas nie opuściły, ale reakcje i postawy się rozwarstwiły, obserwuję wśród nich pewne dominujące zachowania. Jeden wzorzec nadal związany z obawami i niepokojem wiąże się między innymi z zapowiedzią kolejnej dużej ofensywy planowanej przez Rosję. Ludzie mniej obawiają się, że Rosja do Polski wejdzie, bo na taką operację nie ma już tak dużych zasobów, lecz obawiają się wydarzeń na Ukrainie. Kolejna ofensywa, kolejna fala uchodźców? A my mamy coraz mniej zasobów i coraz mniej sił. Obok wojny mamy kryzys gospodarczy, ponosimy jego koszty. Pytamy się: Jak długo to wytrzymamy? Obawiamy się pogorszenia sytuacji i dezorganizacji. Przy takim nastawieniu automatycznie wchodzą myśli katastroficzne. Drugi rodzaj zachowań to zobojętnienie.

– Wytworzyliśmy już sobie jakieś mechanizmy adaptacyjne?

– Tak, to dystansowanie się od zaistniałej sytuacji, przyzwyczailiśmy się do tego. Sami Ukraińcy mówią, że przyzwyczajają się do tej sytuacji. Nauczyli się żyć pod bombami. Musieli się do tego przyzwyczaić, inaczej człowiek nie byłby w stanie żyć.

– To chyba dobra reakcja obronna?

– I tak, i nie. Z jednej strony na pewno pomaga przetrwać i szukać normalności w trudnych czasach, z drugiej skutkuje w nas wycofaniem się, niechęcią do dalszego pomagania. Taka ucieczka w izolowanie się nigdy nie jest dobrym rozwiązaniem. Trzecią strategią najrzadziej stosowaną jest chyba niechęć wobec Ukraińców i zniecierpliwienie ich pobytem w naszym kraju, jak też całą otoczką międzynarodową wojny na Ukrainie.

– Co się dzieje z głową człowieka w czasie wojny?

– Ukraińcy sporo o tym mówią. Przede wszystkim to szok i trud zmiany wszystkich przyzwyczajeń, rytuałów dnia codziennego. Nie można już żyć w stary sposób. Poza tym permanentna czujność i niepewność, wystarczy się zagapić, by stracić życie. Nasi sąsiedzi bardzo narzekają na przypadkowość i nieprzewidywalność życia codziennego. Stres wojenny jest niezwykle wyczerpujący, wystarczy się znaleźć w nieodpowiednim czasie w nieodpowiednim miejscu, by stracić życie. Stan nieustannej niepewności i zagrożenia życia, który czasem co prawda się obniża, ale nigdy nie wraca do poziomu dającego możliwość psychicznego odpoczynku, na dłuższą metę jest strasznie wyniszczający.

– Z czasem podwyższony poziom kortyzolu zaczyna dawać o sobie znać w ciele.

– Permanentny stres (skutkujący m.in. podwyższonym poziomem kortyzolu) zaczyna dawać o sobie znać w objawach somatycznych. Część osób zgłasza się do psychologa lub psychiatry, bo zaczynają mieć problemy w pracy, w rodzinie, inni mają objawy somatyczne, szwankuje przewód pokarmowy, pojawiają się problemy krążeniowe, skacze ciśnienie, rozwija się bezsenność. Czasami nawet trudno powiązać wojnę na Ukrainie z objawami somatycznymi. Ktoś zaczyna mieć wypryski, egzemy na skórze i nie wiadomo skąd. Dopiero pogłębiony wywiad pokazuje pochodne napięcia wywołanego wojną. Sam stres nie atakuje narządów bezpośrednio, ale osłabia te miejsca w naszym organizmie, które są najsłabsze.

– Tymczasem lęk przed wojną to stały wyzwalacz, nie mamy na niego wpływu ani żadnej kontroli nad tymi wydarzeniami.

– Co więcej, te obawy nie dotyczą bieżącej sytuacji, ale rzutują na przyszłość. Zamartwiamy się, co będzie za tydzień, miesiąc, rok. Gdyby ktoś powiedział: „Mamy trzy miesiące wojny, potem będzie pokój”, to jest to pewna perspektywa – widać jakiś punkt orientacyjny, można planować normalne życie. Ale nie wiemy, jak sytuacja będzie się rozwijać, w którą stronę pójdzie.

– Antoni Kępiński pisał w „Lęku”, że „życie polega na ekspansji w przyszłość”.

– Wojna na Ukrainie silnie rzutuje na planowanie przyszłości i to zarówno pojedynczych rodzin, jak i całej gospodarki. Niektórzy nie mogąc wytrzymać pewności planowania, deklarują chęć zamknięcia swoich spraw i wyjechania w bardziej bezpieczne rejony świata. Do niedawna karmiliśmy się hasłami: „Zaplanuj swoją emeryturę”, „Zaplanuj swoją karierę”, a teraz wszystko stoi pod znakiem zapytania.

– Emocje nadają informacjom i celom hierarchię ważności, w jaki sposób emocje związane z wojną zmieniają hierarchię naszych celów?

– Pierwszy obszar to materializacja, ponieważ sprawy materialne podlegają tutaj podstawowemu zaburzeniu. Wszędzie, gdzie pojawiają się katastrofy, wojny, ludzie zaczynają bardziej dbać o sferę materialną. Ukraińcy mówią z kolei o zmianie całej filozofii życiowej. Bardziej zaczynają o siebie dbać, pielęgnować więzi rodzinne, ale też identyfikację z państwem i wspólnotą narodową. Na drugim biegunie jest coś, co można nazwać łapaniem życia. Paradoksalnie ludzie, czując, że jest źle, chcą się bardziej cieszyć życiem, spotykać z przyjaciółmi. Proszę zobaczyć, mimo inflacji konsumpcja wciąż jest wysoka, wieczorami restauracje są pełne – to jeden z mechanizmów obronnych i skupienie na tym, co jest „tu i teraz”. W toczonej wojną Ukrainie widać podobne zachowania, walkę o normalność, i to jest pozytywne zjawisko.

– My chyba tą wojną jesteśmy przebodźcowani, bycie w ciągłym alercie informacyjnym jest trudne do opanowania na dłuższą metę?

– Niestety tak jest, a dodatkowo dochodzą sprzeczne informacje. Z jednej strony słychać o wielkich sukcesach Ukrainy, z drugiej eksperci mówią, że Ukraina przegrywa i sytuacja jest dramatyczna. Chcielibyśmy wiedzieć dokładnie, jaka jest sytuacja, ponieważ chcemy podjąć konkretne decyzje, a do tego potrzebne są konkretne dane. Jak mamy sensownie planować życie, co robić, gdy docierają do nas sprzeczne informacje? Z chaosu informacyjnego rodzą się teorie spiskowe. Ostatnio słyszeliśmy słowa pana Radosława Sikorskiego o planach rozbioru Ukrainy. Trudno sobie radzić z tak rozbieżnymi danymi i o tak istotnym znaczeniu.

– Konsekwencje tych rozbieżności są widoczne?

– Choćby takie, że niestety maleje chęć pomocy dla Ukrainy, a potrzeby na wojnie się nie kurczą, tylko rosną.

– Czy ta wojna w naszych głowach już się zagnieździła jak niechciany intruz i co rusz kręcimy sobie filmy o niej?

– Jeszcze nie. Nie pogodziliśmy się jeszcze z wojną, pogodzenie oznaczałoby stan apatii. Zaczynamy się przyzwyczajać, że wojna jest częścią naszego świata, weszła w nasze życie, bo jesteśmy państwem frontowym, ale wciąż ją odpychamy.

– Może wojna nas tak obciąża, bo jesteśmy społeczeństwem pacyfistycznym, źle się na wojnie czujemy w przeciwieństwie np. do Rosjan, którzy poprzez wojnę się wyrażają i ciągle gdzieś walczą?

– Na tym też polega bieda, Europa jest pacyfistyczna, a Polska szczególnie, bo nie musimy nikogo najeżdżać, by zdobywać zasoby. Kiedy Polacy cieszyli się awansem cywilizacyjnym po 1989 roku, Rosjanie ciągle żyli w propagandzie wojennej. My wojny nie chcemy, a oni chcą, wpychają nas w retorykę wojenną, w której źle się czujemy. To trudne, bo w życiu, gdy nie chcę z kimś rozmawiać, to mogę się odwrócić i gdzieś iść. Tutaj nie ma za bardzo gdzie iść, aby odciąć się od takich rozmów.

– Jak sobie z tym radzimy?

– Władze chyba dość dobrze, bo zrozumiały, że trzeba się zbroić, ponieważ ryzyko ze strony Rosji jest stałe. Społeczeństwo trochę nie przyjmuje do wiadomości, że przyjdzie mu żyć w bardziej zmilitaryzowanych czasach.

– Są narody, dla których wojna nie jest ostateczną tragedią.

– Dla Rosjan chyba nie jest, nie bierzemy pod uwagę zderzenia dwóch sposobów myślenia i nie wiemy, że dla Rosjan jest to akceptowalny sposób na załatwianie spraw międzynarodowych. Dla nas ich myślenie jest absolutnie nieakceptowalne.

Tekst pochodzi z 5 (1775) numeru „Tygodnika Solidarność”.


 

POLECANE
Parafianie stanęli w obronie proboszcza. Przyjechało pięć radiowozów z ostatniej chwili
Parafianie stanęli w obronie proboszcza. Przyjechało pięć radiowozów

Jak donosi lokalny gorzowski serwis gorzowianin.com, na cmentarzu komunalnym przy ul. Żwirowej w Gorzowie doszło do awantury pomiędzy policją, która zatrzymała księdza do kontroli, a żałobnikami, którzy po pogrzebie zmierzali na stypę. 

Powrót do tej polityki będzie dla Polski katastrofą tylko u nas
Powrót do tej polityki będzie dla Polski katastrofą

Co łączy spotkanie liderów czterech zachodnich państw w 2024 roku z rozmowami w Mińsku ws. Ukrainy w 2015 roku? To pokaz politycznej abdykacji Ameryki w Europie. Która zawsze prowadzi do nieszczęść dla naszej części kontynentu zwłaszcza. Ekskluzywne spotkanie Bidena z liderami Niemiec, Francji i Wielkiej Brytanii właśnie w Berlinie, bez udziału np. Polski, Włoch czy Ukrainy, to zapowiedź polityki, jaką prowadzić będzie w Europie Kamala Harris. Oczywiście jeśli wygra wybory prezydenckie.

Hennig-Kloska o spadku sprzedaży detalicznej. To dobrze dla klimatu z ostatniej chwili
Hennig-Kloska o spadku sprzedaży detalicznej. "To dobrze dla klimatu"

Katastrofalne dane ze sklepów o wynikach sprzedaży detalicznej we wrześniu zaskoczyły dzisiaj ekspertów w całej Polsce. Optymistycznie w sprawie wypowiedziała się jednak minister klimatu Paulina Hennig-Kloska, która stwierdziła, że spada sprzedaż produktów "takich, bez których czasami możemy się obyć", a poza tym, to "dobrze dla klimatu". 

Zbigniew Kuźmiuk: Trwają przygotowania do likwidacji „800 plus” z ostatniej chwili
Zbigniew Kuźmiuk: Trwają przygotowania do likwidacji „800 plus”

Rząd Tuska przesłał do Sejmu coroczne sprawozdanie z wykonywania ustawy o pomocy państwa w wychowywaniu dzieci za rok 2023, w którym znalazły się między innymi tezy, że program 800 plus „miał ograniczony wpływ na dzietność”, oraz że „program prawdopodobnie przyczynił się do niewielkiego wzrostu urodzeń w pierwszych latach po wprowadzeniu świadczenia”. 

Karambol na S7. Adwokat oskarżonego kierowcy zabiera głos z ostatniej chwili
Karambol na S7. Adwokat oskarżonego kierowcy zabiera głos

W rozmowie z Onetem obrońca kierowcy oskarżonego o spowodowanie katastrofy lądowej na S7 mecenas Marek Wasilewski zabrał głos ws. okoliczności wypadku i stanu swojego klienta.

RPO do premiera: To założenie jest pozbawione podstaw z ostatniej chwili
RPO do premiera: To założenie jest pozbawione podstaw

Pozbawione podstaw jest przyjmowanie założenia, iż osoby powołane na stanowiska sędziowskie od 2018 r. nie są sędziami, a wydawane przez nich orzeczenia są orzeczeniami nieistniejącymi - napisał Rzecznik Praw Obywatelskich Marcin Wiącek w stanowisku przesłanym do premiera Donalda Tuska.

Pan bredzi!. Reporter Telewizji Republika doprowadził Agnieszkę Holland do wściekłości z ostatniej chwili
"Pan bredzi!". Reporter Telewizji Republika doprowadził Agnieszkę Holland do wściekłości

We wtorek przed Kancelarią Premiera odbyła się manifestacja przeciwko polityce migracyjnej rządu. Obecna na niej była kontrowersyjna reżyser, Agnieszka Holland, twórca filmu "Zielona Granica", który szkalował polską Straż Graniczną i jej działania w obronie granic państwowych.

Polska zamyka rosyjski konsulat w Poznaniu. Jest komentarz Rosji z ostatniej chwili
Polska zamyka rosyjski konsulat w Poznaniu. Jest komentarz Rosji

Rzecznik rosyjskiego MSZ Maria Zacharowa skomentowała podczas wtorkowej konferencji prasowej decyzję Polski o zamknięciu rosyjskiego konsulatu w Poznaniu.

Rodzice ks. Olszewskiego pod Prokuraturą Krajową. To nagranie łamie serce z ostatniej chwili
Rodzice ks. Olszewskiego pod Prokuraturą Krajową. To nagranie łamie serce

We wtorek pod Prokuraturą Krajową zjawili się rodzice przetrzymywanego od miesięcy w areszcie ks. Michała Olszewskiego.

Sikorski: Polska zamyka rosyjski konsulat w Poznaniu z ostatniej chwili
Sikorski: Polska zamyka rosyjski konsulat w Poznaniu

Szef MSZ Radosław Sikorski poinformował, że za ostatnimi próbami dywersji w Polsce i krajach sojuszniczych stoi Rosja, dlatego zdecydował o wycofaniu zgody na funkcjonowanie konsulatu Rosji w Poznaniu. Jego personel zostanie uznany za osoby niepożądane w Polsce.

REKLAMA

"Cała groza kolejnych rosyjskich okupacji polskich ziem odezwała się w jednej chwili"

– Nie pogodziliśmy się jeszcze z wojną, pogodzenie oznaczałoby stan apatii. Zaczynamy się przyzwyczajać, że wojna jest częścią naszego świata, ale wciąż ją odpychamy. Nie chcemy wojny, a Rosjanie wpychają nas w retorykę wojenną, w której źle się czujemy. To trudne, bo w życiu, gdy nie chcę z kimś rozmawiać, to mogę się odwrócić i odejść. Tutaj nie ma za bardzo gdzie iść, aby odciąć się od takich rozmów – mówi prof. dr hab. Bogdan Zawadzki z Wydziału Psychologii UW w rozmowie z Jakubem Pacanem.
/ fot. M. Żegliński

– Z analizy przeprowadzonej w sierpniu 2022 r. przez Laboratorium Badań Medioznawczych UW wynikło, że 70 proc. badanych deklarowało poczucie niepokoju. Lęk coraz bardziej będzie przejmował nad nami kontrolę?

– W minionych 11 miesiącach wojny sytuacja zmieniała się dynamicznie. Pierwsza reakcja była szokowa, nie spodziewaliśmy się wojny, byliśmy przerażeni tym, co się dzieje, widokiem uchodźców i dramatycznych scen. Od razu odżyły w nas doświadczenia poprzednich pokoleń.

– Lęk przed Rosją mamy chyba w swoim DNA, niedawno obchodziliśmy 160. rocznicę wybuchu Powstania Styczniowego.

– Moi rodzice i dziadkowie bez przerwy opowiadali o wojnie, biedzie, okupacji, rosyjskich wojskach maszerujących przez Polskę. Żyją jeszcze ludzie, którzy wojnę przeżyli. Pokolenia urodzone po II wojnie światowej były w nią wprowadzone poprzez rodzinne opowieści. Dlatego po agresji Rosji na Ukrainę w Polsce nie mogło być inaczej, wojna w nas odżyła. Cała groza kolejnych rosyjskich okupacji polskich ziem odezwała się w jednej chwili. Na poziomie psychicznym stało się to natychmiast. Tacy Szwedzi, choć też w bliskim sąsiedztwie Rosji, mogli przeżywać to w zupełnie innej skali, bo ich doświadczenia z Rosją nie są tak dramatyczne jak nasze. U nas nastąpiła natychmiastowa aktualizacja starych lęków.

– Dlatego ruszyliśmy z pomocą na granicę?

– Dokładnie. Z Ukraińcami mamy jeszcze bliskie pokrewieństwo kulturowe i językowe. Łatwiej przychodziło nam współczucie wobec nich. Towarzyszył temu ogromny lęk, czy się utrzymają, wszyscy zadawaliśmy sobie pytania: Ile czasu dadzą radę odpierać rosyjskie wojska – tydzień, dwa, kwartał? To były pytania pełne dramatyzmu, któremu towarzyszyła obawa, że nas też napadnie Rosja.

– Dalej jak przeżywaliśmy tę wojnę?

– Szok zaczął mijać. Zaczęliśmy się przyzwyczajać do tej trudnej sytuacji, proszę zobaczyć, że nie mamy już dworców pełnych uchodźców, bezradnych ludzi z walizkami. Oczywiście obawy przed wojną nas nie opuściły, ale reakcje i postawy się rozwarstwiły, obserwuję wśród nich pewne dominujące zachowania. Jeden wzorzec nadal związany z obawami i niepokojem wiąże się między innymi z zapowiedzią kolejnej dużej ofensywy planowanej przez Rosję. Ludzie mniej obawiają się, że Rosja do Polski wejdzie, bo na taką operację nie ma już tak dużych zasobów, lecz obawiają się wydarzeń na Ukrainie. Kolejna ofensywa, kolejna fala uchodźców? A my mamy coraz mniej zasobów i coraz mniej sił. Obok wojny mamy kryzys gospodarczy, ponosimy jego koszty. Pytamy się: Jak długo to wytrzymamy? Obawiamy się pogorszenia sytuacji i dezorganizacji. Przy takim nastawieniu automatycznie wchodzą myśli katastroficzne. Drugi rodzaj zachowań to zobojętnienie.

– Wytworzyliśmy już sobie jakieś mechanizmy adaptacyjne?

– Tak, to dystansowanie się od zaistniałej sytuacji, przyzwyczailiśmy się do tego. Sami Ukraińcy mówią, że przyzwyczajają się do tej sytuacji. Nauczyli się żyć pod bombami. Musieli się do tego przyzwyczaić, inaczej człowiek nie byłby w stanie żyć.

– To chyba dobra reakcja obronna?

– I tak, i nie. Z jednej strony na pewno pomaga przetrwać i szukać normalności w trudnych czasach, z drugiej skutkuje w nas wycofaniem się, niechęcią do dalszego pomagania. Taka ucieczka w izolowanie się nigdy nie jest dobrym rozwiązaniem. Trzecią strategią najrzadziej stosowaną jest chyba niechęć wobec Ukraińców i zniecierpliwienie ich pobytem w naszym kraju, jak też całą otoczką międzynarodową wojny na Ukrainie.

– Co się dzieje z głową człowieka w czasie wojny?

– Ukraińcy sporo o tym mówią. Przede wszystkim to szok i trud zmiany wszystkich przyzwyczajeń, rytuałów dnia codziennego. Nie można już żyć w stary sposób. Poza tym permanentna czujność i niepewność, wystarczy się zagapić, by stracić życie. Nasi sąsiedzi bardzo narzekają na przypadkowość i nieprzewidywalność życia codziennego. Stres wojenny jest niezwykle wyczerpujący, wystarczy się znaleźć w nieodpowiednim czasie w nieodpowiednim miejscu, by stracić życie. Stan nieustannej niepewności i zagrożenia życia, który czasem co prawda się obniża, ale nigdy nie wraca do poziomu dającego możliwość psychicznego odpoczynku, na dłuższą metę jest strasznie wyniszczający.

– Z czasem podwyższony poziom kortyzolu zaczyna dawać o sobie znać w ciele.

– Permanentny stres (skutkujący m.in. podwyższonym poziomem kortyzolu) zaczyna dawać o sobie znać w objawach somatycznych. Część osób zgłasza się do psychologa lub psychiatry, bo zaczynają mieć problemy w pracy, w rodzinie, inni mają objawy somatyczne, szwankuje przewód pokarmowy, pojawiają się problemy krążeniowe, skacze ciśnienie, rozwija się bezsenność. Czasami nawet trudno powiązać wojnę na Ukrainie z objawami somatycznymi. Ktoś zaczyna mieć wypryski, egzemy na skórze i nie wiadomo skąd. Dopiero pogłębiony wywiad pokazuje pochodne napięcia wywołanego wojną. Sam stres nie atakuje narządów bezpośrednio, ale osłabia te miejsca w naszym organizmie, które są najsłabsze.

– Tymczasem lęk przed wojną to stały wyzwalacz, nie mamy na niego wpływu ani żadnej kontroli nad tymi wydarzeniami.

– Co więcej, te obawy nie dotyczą bieżącej sytuacji, ale rzutują na przyszłość. Zamartwiamy się, co będzie za tydzień, miesiąc, rok. Gdyby ktoś powiedział: „Mamy trzy miesiące wojny, potem będzie pokój”, to jest to pewna perspektywa – widać jakiś punkt orientacyjny, można planować normalne życie. Ale nie wiemy, jak sytuacja będzie się rozwijać, w którą stronę pójdzie.

– Antoni Kępiński pisał w „Lęku”, że „życie polega na ekspansji w przyszłość”.

– Wojna na Ukrainie silnie rzutuje na planowanie przyszłości i to zarówno pojedynczych rodzin, jak i całej gospodarki. Niektórzy nie mogąc wytrzymać pewności planowania, deklarują chęć zamknięcia swoich spraw i wyjechania w bardziej bezpieczne rejony świata. Do niedawna karmiliśmy się hasłami: „Zaplanuj swoją emeryturę”, „Zaplanuj swoją karierę”, a teraz wszystko stoi pod znakiem zapytania.

– Emocje nadają informacjom i celom hierarchię ważności, w jaki sposób emocje związane z wojną zmieniają hierarchię naszych celów?

– Pierwszy obszar to materializacja, ponieważ sprawy materialne podlegają tutaj podstawowemu zaburzeniu. Wszędzie, gdzie pojawiają się katastrofy, wojny, ludzie zaczynają bardziej dbać o sferę materialną. Ukraińcy mówią z kolei o zmianie całej filozofii życiowej. Bardziej zaczynają o siebie dbać, pielęgnować więzi rodzinne, ale też identyfikację z państwem i wspólnotą narodową. Na drugim biegunie jest coś, co można nazwać łapaniem życia. Paradoksalnie ludzie, czując, że jest źle, chcą się bardziej cieszyć życiem, spotykać z przyjaciółmi. Proszę zobaczyć, mimo inflacji konsumpcja wciąż jest wysoka, wieczorami restauracje są pełne – to jeden z mechanizmów obronnych i skupienie na tym, co jest „tu i teraz”. W toczonej wojną Ukrainie widać podobne zachowania, walkę o normalność, i to jest pozytywne zjawisko.

– My chyba tą wojną jesteśmy przebodźcowani, bycie w ciągłym alercie informacyjnym jest trudne do opanowania na dłuższą metę?

– Niestety tak jest, a dodatkowo dochodzą sprzeczne informacje. Z jednej strony słychać o wielkich sukcesach Ukrainy, z drugiej eksperci mówią, że Ukraina przegrywa i sytuacja jest dramatyczna. Chcielibyśmy wiedzieć dokładnie, jaka jest sytuacja, ponieważ chcemy podjąć konkretne decyzje, a do tego potrzebne są konkretne dane. Jak mamy sensownie planować życie, co robić, gdy docierają do nas sprzeczne informacje? Z chaosu informacyjnego rodzą się teorie spiskowe. Ostatnio słyszeliśmy słowa pana Radosława Sikorskiego o planach rozbioru Ukrainy. Trudno sobie radzić z tak rozbieżnymi danymi i o tak istotnym znaczeniu.

– Konsekwencje tych rozbieżności są widoczne?

– Choćby takie, że niestety maleje chęć pomocy dla Ukrainy, a potrzeby na wojnie się nie kurczą, tylko rosną.

– Czy ta wojna w naszych głowach już się zagnieździła jak niechciany intruz i co rusz kręcimy sobie filmy o niej?

– Jeszcze nie. Nie pogodziliśmy się jeszcze z wojną, pogodzenie oznaczałoby stan apatii. Zaczynamy się przyzwyczajać, że wojna jest częścią naszego świata, weszła w nasze życie, bo jesteśmy państwem frontowym, ale wciąż ją odpychamy.

– Może wojna nas tak obciąża, bo jesteśmy społeczeństwem pacyfistycznym, źle się na wojnie czujemy w przeciwieństwie np. do Rosjan, którzy poprzez wojnę się wyrażają i ciągle gdzieś walczą?

– Na tym też polega bieda, Europa jest pacyfistyczna, a Polska szczególnie, bo nie musimy nikogo najeżdżać, by zdobywać zasoby. Kiedy Polacy cieszyli się awansem cywilizacyjnym po 1989 roku, Rosjanie ciągle żyli w propagandzie wojennej. My wojny nie chcemy, a oni chcą, wpychają nas w retorykę wojenną, w której źle się czujemy. To trudne, bo w życiu, gdy nie chcę z kimś rozmawiać, to mogę się odwrócić i gdzieś iść. Tutaj nie ma za bardzo gdzie iść, aby odciąć się od takich rozmów.

– Jak sobie z tym radzimy?

– Władze chyba dość dobrze, bo zrozumiały, że trzeba się zbroić, ponieważ ryzyko ze strony Rosji jest stałe. Społeczeństwo trochę nie przyjmuje do wiadomości, że przyjdzie mu żyć w bardziej zmilitaryzowanych czasach.

– Są narody, dla których wojna nie jest ostateczną tragedią.

– Dla Rosjan chyba nie jest, nie bierzemy pod uwagę zderzenia dwóch sposobów myślenia i nie wiemy, że dla Rosjan jest to akceptowalny sposób na załatwianie spraw międzynarodowych. Dla nas ich myślenie jest absolutnie nieakceptowalne.

Tekst pochodzi z 5 (1775) numeru „Tygodnika Solidarność”.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe