Szokujące manipulacje historyczne w książce "Polscy burmistrzowie i Holokaust". Miażdżąca recenzja IPN

Nowa książka „Polscy burmistrzowie i Holokaust” wywołała gorącą debatę historyczną w Polsce i Niemczech. Najnowsza recenzja IPN podważa kluczowe tezy publikacji, zarzucając jej błędy metodologiczne, pomijanie kontekstu okupacji oraz marginalizowanie roli niemieckich władz. Spór o interpretację źródeł pokazuje, jak wrażliwy i złożony pozostaje temat odpowiedzialności za wydarzenia II wojny światowej.
Promocja książki
Promocja książki "Polscy burmistrzowie i Holocaust" Grzegorza Rossolińskiego-Liebe w tzw. "Domu polsko - niemieckim" w Berlinie / Screen ze strony deutschpolnischeshaus.de

Co musisz wiedzieć:

 

„Udział polskich burmistrzów w Zagładzie był istotnym wkładem w tę ogromną zbrodnię” - taka jest teza książki „Polscy burmistrzowie i Holokaust”1 autorstwa Grzegorza Rossolińskiego-Liebe, która przed rokiem ukazała się w Niemczech, a od niedawna krąży po salonach ważnych instytucji w Niemczech i Austrii. To praca habilitacyjna autora i jednocześnie budowla, której poszczególne elementy składają się na oskarżenie Polski i Polaków o współudział w Holokauście. Książka usiłuje nadać Zagładzie polski wymiar administracyjny, marginalizując przy tym rolę Niemców. Recenzja IPN jest miażdżąca.

Na potrzeby pracy Grzegorz Rossoliński-Liebe zanalizował działalność 50 urzędników w 22 miastach Generalnego Gubernatorstwa, a szczegółowo przyjrzał się trzydziestu pięciu. Poza czterema wszyscy byli Polakami.

 

Recenzja książki "Udział polskich burmistrzów w Zagładzie był istotnym wkładem w tę ogromną zbrodnię"

Recenzja książki dr. autorstwa Damiana Sitkiewicza z Instytutu Pamięci Narodowej, która ukazała się przedwczoraj w 6. tomie czasopisma IPN „Polish-Jewish Studies”, rozkłada konstrukcję Rossolińskiego na czynniki pierwsze, nasuwając wniosek, że autor buduje określoną narrację na licznych przemilczeniach, manipulacjach, półprawdach czy nieprawdach. By odnieść się do informacji, na które Rossoliński-Liebe powołuje się w przypisach, autor recenzji dokonał kwerendy archiwalnej dotyczącej burmistrzów w dystrykcie warszawskim.

Marginalizacja roli Niemców

Najpoważniejszym chyba zarzutem recenzenta jest skrajnie daleko idąca marginalizacja roli Niemców w Holokauście. I to na wielu poziomach. Rossoliński-Liebe wprost wyraża ubolewanie, że w dotychczasowych badaniach historycznych „zredukowano odpowiedzialność za Holokaust jedynie do decyzji podejmowanych przez władze niemieckie”. Stwierdza, że sam nie używa pojęć takich jak „władze niemieckie” czy „administracja niemiecka”, uznając je za „niezbyt precyzyjne”, choć oczywistością jest – jak podkreśla recenzent – że są one „elementarnymi, a także utrwalonymi w literaturze naukowej określeniami rzeczywistości Generalnego Gubernatorstwa, ziem wcielonych do Rzeszy (…)” itp. Rossoliński-Liebe stwierdza też, że Niemcy piastowali jedynie najwyższe stanowiska w administracji GG, co nie jest prawdą, gdyż – jak pisze recenzent:

„urzędy kreishauptmannów w kreisach wiejskich i stadthauptmannów w kreisach miejskich były ekspozyturami niemieckich władz zwierzchnich – rządu GG. Urzędy te piastowali wyłącznie Niemcy. Mieli oni pełnię władzy administracyjnej (…), a urzędnicy polscy, w tym burmistrzowie, musieli bezwzględnie wykonywać ich rozkazy”.

Niemcy pełnili też różne funkcje nawet w administracji rolnej, leśnej czy spółdzielczej, nie mówiąc już o zarządzaniu majątkiem zrabowanym Polakom i Żydom.

Jak podkreśla recenzent, Rossoliński-Liebe słusznie pisze o „administracji lokalnej”, ale „nie dodaje, że administracja, także ta lokalna, była niemiecka w stworzonym przez Niemców państwie przybocznym Rzeszy – GG, a etnicznych Polaków zatrudniano w niej jedynie jako urzędników zmuszonych do bezwzględnego posłuszeństwa.” Recenzent zadaje też pytanie, czy kierując się tą samą logiką, Rossoliński-Liebe uznałby Judenraty za administrację żydowsko-niemiecką.

 

Zabiegi dalekie od rzetelności naukowej

Autor książki nazywa polskich burmistrzów „sprawcami zza biurka”, przypisując im sprawczość i wpływ na władze niemieckie, dynamiczne wymienianie się z Niemcami pomysłami, planami i intencjami, choć – jak zauważa recenzent – „w tych relacjach istniała wyłącznie podległość Polaków wobec Niemców”. Jak pisze recenzent, Rossoliński-Liebe „przekonuje też, że ‘obiekty’ uważane dotychczas za przeciwieństwa w badaniach, np. okupanci i okupowani, (…) są ze sobą połączone. Autor wręcz przestaje widzieć różnice między nimi, a tym samym ogranicza odpowiedzialność Niemców za ich działanie”.

Jak czytamy w recenzji:

„Dążąc do wykazania, że burmistrzowie Polacy brali udział w zagładzie Żydów i byli za nią współodpowiedzialni, Rossoliński-Liebe zastosował co najmniej kilka zabiegów z pewnością dalekich od rzetelności naukowej”.

 

Nie ma już niemieckich władz okupacyjnych, jest "rząd krakowski"

Jednym z najbardziej niebywałych jest stworzenie przez autora nowego terminu „rząd krakowski” („Krakauer Regierung”), za pomocą którego, jak zauważa recenzent, „opisuje on formę rządów działającego w GG naczelnego organu władzy”. Nie ma już więc niemieckich władz okupacyjnych, jest rząd krakowski! Jak podkreśla recenzent, jest to termin „nieistniejący i niehistoryczny”, który „nie funkcjonuje w literaturze naukowej”! Autor po prostu go sobie wymyślił, użył go za to aż osiemdziesiąt jeden razy!

Tu mała dygresja niezwiązana z treścią recenzji i kolejne statystyki: w książce ani razu nie pojawia się słowo Wannsee – miejsce konferencji, na której w styczniu 1942 roku nazistowskie Niemcy pod kierownictwem Heydricha dopracowały plan „całkowitego rozwiązania kwestii żydowskiej”. Ono zresztą też się nie pojawia w tekście, jedynie dwa razy w przypisie. Heydrich jest w książce wymieniony dwa razy i dwukrotnie w przypisie, i nie w kontekście Holokaustu. Nazwisko Juliana Kulskiego, polskiego burmistrza komisarycznego w okupowanej Warszawie, którą to funkcję pełnił za zgodą Polskiego Państwa Podziemnego, ratując setki Żydów, pada w książce aż 760 razy! Blisko dziesięć razy częściej niż Hansa Franka, generalnego gubernatora.

Wywołać wrażenie, że Generalna Gubernia nie była niemiecka

Ale wróćmy do recenzji:

„Za sprawą fałszywej formuły w postaci ‘rządu krakowskiego’ autor stara się stworzyć wrażenie, że GG, tudzież jego władze naczelne, nie były niemieckie. (…) Stąd już jedynie krok do użycia terminu równie błędnego, od którego autor jednak nie stroni, zgodnie z którym administracja w GG miała charakter niemiecko-polski”.

Na poparcie tej tezy niezgodnej z prawdą historyczną Rossoliński-Liebe powołuje się na fakt, że rozporządzenia dla GG publikowane były nie tylko po niemiecku, ale i po… polsku, choć miało to wymiar jedynie praktyczny, a dziennik rozporządzeń wydawali Niemcy dla okupowanych polskich obszarów. A więc już w samej jego nazwie Niemcy wyrażali swoją dominującą pozycję nad terytoriami polskimi.

I znowu dygresja, ale trudno nie postawić takiego pytania. Czy niemieckie obwieszczenia o egzekucjach Polaków, które niemieccy okupanci rozwieszali także po polsku, również mają być dowodem na polsko-niemiecki charakter administracji?

 

"Administracje miejskie i inne urzędy miały polsko-niemiecki charakter"

W recenzji czytamy następnie:

„Wymowny w tym zakresie wydaje się cytat z książki: ‘administracje miejskie i inne urzędy miały polsko-niemiecki charakter, nawet jeśli na niektórych z tych budynków powiewały flagi ze swastyką’. Warto autorowi przypomnieć, że w całym GG pozwolono tylko na używanie symboliki Rzeszy Niemieckiej, a polskie godło i symbole narodowe zostały prawnie zakazane. Wydaje się, że nieznane są autorowi akcje wynaradawiania polskich urzędów, w tym magistratów. Przypomnijmy także, że językiem urzędowym w GG był niemiecki, język polski miał zaś status „dopuszczalnego”, i to po ukraińskim – od 1941 r.” Według recenzenta Rossoliński-Liebe nie wziął też pod uwagę tego, że w listopadzie 1939 roku wszyscy polscy urzędnicy samorządu miejskiego zostali wezwani do obowiązkowego stawienia się w pracy, naturalnie pod groźbą represji, a w związku z tym, jak podkreśla recenzent, „urzędnicy nie zgłaszali się zazwyczaj do pracy dobrowolnie, lecz pod przymusem”.

 

"Między II Rzeczpospolitą, a Generalną Gubernią istniała ciągłość prawna"

Rossoliński-Liebe idzie jednak jeszcze dalej, pisząc miejscami wręcz o „polsko-niemieckim ustawodawstwie” czy twierdząc, że:

„między II Rzeczpospolitą a GG istniała ciągłość prawna”.

Na dowód swoich twierdzeń podaje na przykład fakt, że część polskich przepisów przedwojennych pozostała w mocy. Jak natomiast czytamy w recenzji, „wysnuwana przez niego koncepcja nosi znamiona absurdu i dowodzi zupełnego niezrozumienia epoki”.

Faktem jest bowiem przecież, że celem nazistowskich Niemiec było całkowite zniszczenie polskiej państwowości.

 

Marginalizowanie warunków brutalnej okupacji niemieckiej

Jednym z największych braków książki jest marginalizowanie warunków brutalnej okupacji niemieckiej. Jak podkreśla recenzent, autor dokonuje nadużyć wskazujących „na całkowite niezrozumienie warunków przymusu i terroru, w jakich znaleźli się zarówno burmistrzowie, jak i mieszkańcy okupowanych miast”. Nie odróżnia „działalności podejmowanej przez burmistrzów z własnej inicjatywy od narzuconej im przez niemieckich okupantów. Takie podejście do problemu z pewnością nie doprowadzi do wskazania, kto za co dokładnie odpowiadał. Warto dodać, że ci, którym narzucono określone obowiązki, również ponoszą odpowiedzialność, choć innego rodzaju. W odróżnieniu jednak od Niemców odmowa wykonania tych zadań mogła burmistrzów Polaków kosztować utratę stanowiska, a nawet życia.”

"Polacy postrzegali Niemców jako rasę panów"

Analizując zjawisko kolaboracji z Niemcami, Rossoliński-Liebe „snuje dywagacje o tym, że Polacy postrzegali Niemców jako ‘rasę panów’” i dlatego pragnęli wchodzić z nimi w relacje wręcz przyjacielskie. Recenzent przypomina autorowi, że za rasę panów uważali się Niemcy, a „sugerowanie, że Polacy wchodzili z Niemcami w relacje [z tego powodu -AD] jest całkowitym niezrozumieniem świata przemocy i rasizmu, jaki zaprowadzili najeźdźcy z zachodu w 1939 r. i kolejnych latach na ziemiach polskich. Przypomnijmy, na terytorium GG okupanci wprowadzili politykę rasistowską, zgodnie z którą Polacy stali od nich niżej w hierarchii.”

"Polscy burmistrzowie bardziej odpowiedzialni za Holocaust niż Niemcy"

Wychodząc od absurdalnych tez o przyjacielskich relacjach urzędników polskich z niemieckimi, autor książki stwierdza, że było to podglebiem do wymiany doświadczeń i wzajemnych inspiracji, które miały być – jak pisze recenzent - „szczególnie widoczne podczas tworzenia gett i wyzyskiwania Żydów. Rossoliński-Liebe stwierdza wręcz, że burmistrzowie byli często bardziej odpowiedzialni za Holokaust niż Niemcy, których nazywa „niemieckimi odpowiednikami” polskich urzędników. Autor książki przypisuje burmistrzom sprawczość i posiadanie pola do „własnych projektów politycznych”, a także wpływ na politykę państwa. Recenzent określa te twierdzenia jako „z gruntu nieprawdziwe z uwagi na to, że burmistrzowie nie prowadzili żadnej polityki, a jako urzędnicy pracujący w ramach administracji niemieckiej realizowali niemiecki plan działania. Wskazanie przez autora, że polscy burmistrzowie prowadzili politykę, ma na celu zmodyfikowanie narracji historycznej po to, aby przydać polskim urzędnikom cechy sprawcze i zrównać ich pozycję z Niemcami.” Na jakich podstawach autor formułuje takie oskarżenia, już częściowo zobaczyliśmy.

 

O czym nie pisze Rossoliński-Liebe

Poza wszystkim, o czym autor książki pisze, ważne jest również to, o czym Rossoliński-Liebe nie pisze. Wspomnieliśmy już o braku pewnych terminów, a co za tym idzie – i faktów! Jak zauważa recenzent, autor nie opisuje antyżydowskiej polityki nazistowskich Niemiec, za to aż trzy rozdziały poświęca II Rzeczpospolitej. W książce brakuje informacji o działaniach wojennych na terenie Polski, masowych wysiedleniach Polaków i Żydów, omówienia nazistowskich przepisów antyżydowskich oraz „prowadzonej przez niemiecki aparat represji i niemiecką administrację w GG polityki antyżydowskiej (sposoby działania wobec Żydów, gettoizacja, powoływanie Judenratów, wprowadzenie antysemickiego ustawodawstwa mającego na celu grabienie, prześladowanie i mordowanie Żydów).” A przecież, jak podkreśla recenzent, „bez przedstawienia choćby krótkiej analizy wskazanych problemów, bezsprzecznie stanowiących kontekst historyczny w odniesieniu do niemieckich sprawców, zarówno zrozumienie działalności polskich burmistrzów, jak i okupacji niemieckiej w GG jest niemożliwe.”

Inny poważny mankament pracy, który recenzent określił mianem „jednego z zabiegów zastosowanych przez autora” to „brak analizy zapisów prawa niemieckiego, w tym szczególnie rozporządzeń generalnego gubernatora” i innych niemieckich aktów prawnych. A przecież, jak przypomina recenzent, to Hans Frank i podlegli mu urzędnicy niemieccy „wydawali akty prawne, na mocy których musieli funkcjonować m.in. burmistrzowie oraz członkowie Judenratów”.

 

Manipulacje i nadużycia Rossolińskiego-Liebe

Inny zabieg autora, na jaki zwraca uwagę recenzent: w przypisach Rossoliński-Liebe, powołując się na różnego rodzaju korespondencję, przytacza jedynie adresata (np. polskiego urzędnika), nie zaś wytwórcę (niemieckiego nadawcę pisma). I tak czytamy w recenzji, że:

„autor posługuje się zazwyczaj w tekście głównym w odniesieniu do działań Niemców formą bezosobową, tak aby czytelnik nie zorientował się, kto stał za danymi czynami, przy czym opatruje je przypisami, w których wymieniony jest jedynie adresat dokumentu”, co uniemożliwia czytelnikowi „zestawienie decydentów Niemców z prowadzonymi działaniami lub podjętymi decyzjami.”

Recenzent wskazuje na wiele innych elementarnych braków warsztatowych książki

Przyglądając się jej kluczowemu rozdziałowi pt. „Holokaust i Żydzi”, recenzent wskazuje na liczne nadużycia Rossolińskiego-Liebe, przeinaczanie faktów, powoływanie się jedynie na część dokumentów, wyciąganie z nich całkowicie fałszywych wniosków. Na przykład z faktu, że Julian Kulski prosił pisemnie władze niemieckie o „całkowite zwolnienie i jego, i jego urzędników z obowiązku” ściągania podatków z Żydów w warszawskim getcie, autor wnioskuje, że „burmistrz chciał zachować kontrolę nad pobieraniem podatków przez Judenrat” i że wcześniej „czerpał zyski, ściągając podatki”. Jak stwierdza recenzent, Rossoliński-Liebe:

„(…) nie bierze więc pod uwagę, że głównym beneficjentem egzekwowanych na Żydach, a także na Polakach podatków były władze niemieckie. Jego komentarz o tym, że burmistrz chciał zachować kontrolę nad pobieraniem podatków przez Judenrat, podczas gdy składał on podanie o całkowite zwolnienie i jego, i jego urzędników z tego obowiązku, jest nonsensowny i dowodzi, że autor nie potrafi wyciągnąć oczywistych wniosków z faktów”.

 

Nieuprawniona publicystyka

Z kolei tezę o tym, że stosunek polskiego społeczeństwa do Żydów zmienił się na grosze „zaledwie kilka miesięcy po rozpoczęciu wojny”, autor popiera jednym przykładem niejakiego Malczyka, rzeźnika, który w maju 1940 r. zwrócił się do burmistrza Kulskiego z prośbą o przydzielenie mu stanowiska w hali przy ul. Koszykowej w Warszawie, które wcześniej należało do żydowskiego handlarza. Jak pisze recenzent, „autor stosuje w tym przypadku proste rozumowanie – Polak chciał przejąć stanowisko po Żydzie (…), więc jego czyn świadczy o tym, że był złym człowiekiem. W domyśle inni Polacy też zachowywali się w podobny sposób”. Rossoliński-Liebe pomija przy tym fakt, że stanowiska tego Malczykowi nie przydzielono. W związku z tym recenzent zadaje pytanie:

„Czy te działania mają wskazywać na pogorszenie stosunku społeczeństwa polskiego do Żydów pół roku po wrześniu 1939 r., skoro jeden Polak wnioskuje o ‘stanowisko po Żydzie’, a inni to blokują? Komentarz autora w tym zakresie w gruncie rzeczy wykracza poza dyskurs historyczny, nosząc po raz kolejny znamiona wtrętu o charakterze publicystycznym”.

Rażący przykład interpretacji dokumentów niezgodnie z prawdą

Rażącym przykładem interpretacji dokumentów niezgodnie z prawdą jest sprawa Karola Roschildta, burmistrza Piaseczna. Według sugestii Rossolińskiego-Liebe protestował on przeciwko wywożeniu różnych przedmiotów z getta, ponieważ chciał zachować je dla siebie. Tymczasem, jak wskazuje recenzent:

„Burmistrz pisał, że przedmioty z getta były kradzione i że na każdy wywożony przedmiot powinno być wystawione pokwitowanie. Nie śmiał potępiać samego procederu, ale żądał wystawiania dokumentu stwierdzającego, że każdy z tych przedmiotów był przez SS zabierany z dzielnicy żydowskiej”.

Podobnie, autor książki obwinia burmistrza Piaseczna o grodzenie getta, choć z dokumentu, na który powołuje się w przypisie wynika, że za to, jak i za postawienie wart i tablic informacyjnych, odpowiadał prezes Rady Żydowskiej, a decyzję podjęła administracja niemiecka (kreishauptmann - niem. starosta), zobowiązując Radę Żydowską do tych działań, burmistrza zaś do przekazania jej stosownych poleceń.

 

Rossoliński-Liebe odwraca pojęcia

Przykładów tego typu recenzent podaje więcej, pokażmy jednak jeszcze jeden, w którym doskonale widać manipulacyjne zabiegi stosowane przez autora książki. Chodzi o fragment, w którym przygląda się on postawom burmistrzów w związku z deportacjami Żydów do obozów zagłady.

Oto cytat z książki:

„Polscy burmistrzowie różnie zachowywali się podczas wysiedleń i rozstrzeliwań. Podczas gdy niektórzy z nich wycofali się w te dni, aby uniknąć bycia świadkiem tych strasznych scen, inni aktywnie w nich uczestniczyli. Zasadniczo burmistrzowie nie mogli uchylić się od odpowiedzialności, ponieważ musieli wykonywać rozkazy otrzymywane od sił okupacyjnych i dlatego dokładnie wiedzieli, co dzieje się w ich mieście. W przeciwieństwie do niektórych starostów powiatowych i etnicznych niemieckich burmistrzów, nie ma zapisów, by polscy burmistrzowie mordowali Żydów własnymi rękami w dniu deportacji. Dlaczego tak się nie stało – gdyż nie wolno im było nosić broni; gdyż zamordowanie Żyda nie było ich obowiązkiem, gdyż takie zachowanie zdyskredytowałoby ich w oczach miejscowej ludności – pozostaje to kwestią otwartą. Wielu burmistrzów było obojętnych na deportacje Żydów i nic z tym nie zrobili, ponieważ przyzwyczaili się do prześladowań Żydów. Widać to między innymi w zachowaniu Kulskiego. Kiedy w kwietniu 1940 r. doszło do pogromu wielkanocnego w Warszawie, był oburzony i dlatego interweniował u Leista. Natomiast deportacjom latem 1942 r. tylko biernie się przyglądał i nie interweniował. Motto każdego dnia roboczego brzmiało: biznes jak zwykle”.

Co miał zrobić Kulski?

We fragmencie tym zwraca uwagę przypisywanie polskim burmistrzom złych intencji, na zasadzie zgadywanki, z jakiego powodu nie mordowali własnymi rękami. Jak podkreśla recenzent:

„Rossoliński-Liebe takie dywagacje jednak podejmuje, co więcej, pozostawia wątpliwej wartości refleksję otwartą, akcentując, że gdyby tylko burmistrzowie posiadali broń, a zabicie Żyda było ich obowiązkiem oraz nie wiedzieliby, że ich antyżydowskie działania zdyskredytowałyby ich w oczach ludności, to z pewnością mogli być brutalni i w domyśle... zabijać Żydów. To nie koniec niezasadnych i nieprawdziwych, krzywdzących i niesprawiedliwych, a także zupełnie nienaukowych wtrętów w przytoczonym wyżej fragmencie. Rossoliński-Liebe uwypukla obojętną postawę burmistrzów, w tym Kulskiego, a zarazem okrasza to zupełnie niemerytorycznym i niehistorycznym komentarzem: ‘biznes jak zwykle’. Pojawiają się więc pytania: na jakiej podstawie autor twierdzi, że postawa Kulskiego była obojętna? Co miał on zrobić, jak zareagować? Czy miał zabronić Niemcom przeprowadzania egzekucji w Warszawie? Autor stosuje wręcz odwrócenie pojęć”.

Nie wiadomo też, jaki „biznes” ma w ogóle na myśli w obliczu faktu, że – jak przypomina recenzent – „to Niemcy tworzyli urzędy powiernicze i inne struktury administracyjne w celu przejmowania mienia zarówno należącego do Polaków, jak i Żydów”. Uwagę zwraca fakt, że w cytowanym fragmencie nie występują niemieccy okupanci.

 

"Marginalna" rola Niemców

Jest to zresztą zabieg stosowany przez Rossolińskiego konsekwentnie. O sprawcach niemieckich nie mówi lub ich czyny opisuje w formie bezosobowej, Polaków zaś wymienia z imienia i nazwiska. Kiedy pisze o Polakach, stwierdza, że „kradli” i „rabowali”. Kiedy jest mowa o Niemcach, pisze o „wywożeniu” do magazynów i „przechowywaniu”. Gdy natomiast przywołuje jedno z rozporządzeń Hansa Franka, stwierdza: że „prawo zabraniało Żydom opuszczania getta”. Jak pisze recenzent:

„Akt prawny jest prawdziwy, autor pominął jednak wskazanie przez wystawcę możliwości zastosowania kary śmierci dla Żydów, którzy opuścili getto, a także dla Polaków, którzy udzielili im pomocy w postaci kryjówki”.

W podsumowaniu recenzji czytamy, że autor książki:

„nie cofa się przed nadużyciami, takimi jak przeinaczanie treści dokumentów, zakłamywanie faktów, wbrew temu, co potwierdzają źródła archiwalne. (…) Metoda oparta na powoływaniu się przez autora na prawdziwe dokumenty wbrew ich rzeczywistej treści jest kompromitująca w świecie naukowym. Mieszanie danych prawdziwych z nieprawdziwymi jest dla czytelnika trudne do wykrycia i wymaga konfrontacji narracji autora z materiałami archiwalnymi. Co ważne, autor tworzy obraz okupacji niemieckiej, w której Niemcy jako okupanci zostali odsunięci na plan dalszy (…). Ponadto w ten sztucznie wykreowany przez autora świat – rzekome realia okupacji z ograniczoną rolą Niemców – zostali wplątani polscy burmistrzowie, którzy w narracji Rossolińskiego-Liebego fałszywie urastają do roli równoprawnych partnerów Niemców, również uczestniczących w Holokauście. (…) Można odnieść wrażenie, że celem [książki - AD] jest przekonanie świata naukowego, że za Holokaust (już od 1939 r.) byli współodpowiedzialni lokalni urzędnicy miejscy w GG, w tym zwłaszcza burmistrzowie Polacy, natomiast rola Niemców – zdaniem autora – była marginalna”.

[Autor tekst jest autentycznym dyplomatą, wiele lat pracującym w Niemczech, ale pragnącym zachować anonimowość]

[Tytuł, lead, sekcje "Co musisz wiedzieć", "Co to oznacza w praktyce", FAQ, oraz śródtytuły od Redakcji]

 

Co to oznacza w praktyce?

Próba przesunięcia odpowiedzialności za Holokaust. Według recenzji IPN książka Rossolińskiego-Liebe de facto osłabia rolę Niemców jako sprawców i przenosi część odpowiedzialności na Polaków. To może wpływać na zachodnią debatę o historii i kształtować błędne narracje o polskim współudziale.

Wzrost ryzyka utrwalania fałszywych tez za granicą. Publikacja krąży w niemieckich i austriackich instytucjach, co oznacza, że jej tezy mogą być traktowane jako wiedza „ekspercka”, mimo licznych manipulacji wskazanych przez IPN.

Potencjalne wykorzystanie książki w polityce pamięci. Takie narracje mogą być wykorzystywane w międzynarodowych debatach, raportach, mediach i edukacji, wpływając na wizerunek Polski i Polaków w kwestii Zagłady.

Wzmocnienie narracji o „polsko-niemieckiej administracji”. Rossoliński-Liebe – jak wskazuje IPN – wprowadza nieistniejące pojęcia i zabiegi, które mogą tworzyć wrażenie, że Polacy współzarządzali Generalnym Gubernatorstwem, co ma poważne konsekwencje dla interpretacji historii II wojny światowej.

Konieczność reakcji instytucji państwowych i naukowców. Miażdżąca recenzja IPN sugeruje, że potrzebne są szybkie i merytoryczne działania, by przeciwdziałać rozpowszechnianiu fałszywych narracji o Holokauście i roli Polaków pod okupacją niemiecką.

 

Najczęściej zadawane pytania (FAQ)

O czym jest książka „Polscy burmistrzowie i Holokaust”? To publikacja Grzegorza Rossolińskiego-Liebe, która stawia tezę o rzekomym współudziale polskich burmistrzów w Zagładzie, marginalizując rolę niemieckich sprawców.

Dlaczego IPN krytykuje tę książkę? Recenzja IPN wykazuje liczne manipulacje, pomijanie faktów, błędne interpretacje dokumentów oraz próby tworzenia fałszywego obrazu administracji okupacyjnej jako „polsko-niemieckiej”.

W czym książka ma zniekształcać historię? Autor minimalizuje znaczenie niemieckiego terroru, ignoruje kontekst brutalnej okupacji i przypisuje polskim urzędnikom sprawczość, której nie mieli pod rządami niemieckiego aparatu represji.

Dlaczego publikacja budzi kontrowersje za granicą? Książka krąży w instytucjach w Niemczech i Austrii, co grozi utrwalaniem fałszywych narracji o polskim współudziale w Holokauście.

Co pokazuje recenzja IPN? Że autor stosuje nienaukowe zabiegi — przeinacza źródła, pomija kluczowe fakty o niemieckiej polityce antyżydowskiej, a winę przesuwa z okupantów na polskich urzędników.


 

POLECANE
Rządowe bmw zderzyło się z ciężarówką. W limuzynie jechał minister z ostatniej chwili
Rządowe bmw zderzyło się z ciężarówką. W limuzynie jechał minister

We wtorek późnym popołudniem na trasie S8 w kierunku Poznania doszło do zderzenia samochodu osobowego bmw z ciężarowym renaultem. Pierwszym z nich podróżował minister sportu i turystyki Jakub Rutnicki.

Komunikat Straży Granicznej. Pilne doniesienia z granicy Wiadomości
Komunikat Straży Granicznej. Pilne doniesienia z granicy

Straż Graniczna publikuje raporty dotyczące wydarzeń na polskiej granicy zarówno ze strony Białorusi, Litwy jak i Niemiec.

IMGW wydał komunikat. Oto co nas czeka Wiadomości
IMGW wydał komunikat. Oto co nas czeka

Od czwartku w Polsce zacznie się gwałtowne załamanie pogody. IMGW prognozuje intensywne opady śniegu, lokalnie nawet do 30 cm, a w wysokich partiach gór aż do 50 cm. Meteorolodzy ostrzegają, że sytuacja może zmieniać się dynamicznie – i to na niekorzyść.

Administracja PE odrzuciła wniosek o poddanie umowy UE-Mercosur do oceny TSUE pilne
Administracja PE odrzuciła wniosek o poddanie umowy UE-Mercosur do oceny TSUE

„Administracja PE odrzuciła wniosek grupy europosłów, z inicjatywy Krzysztofa Hetmana, o skierowanie umowy handlowej z krajami Mercosuru do unijnego Trybunału Sprawiedliwości” – napisała na portalu X Beata Płomecka, brukselska korespondentka Polskiego Radia.

MON uruchamia operację „Horyzont”. Do działań ruszy nawet 10 tys. żołnierzy z ostatniej chwili
MON uruchamia operację „Horyzont”. Do działań ruszy nawet 10 tys. żołnierzy

Minister obrony Władysław Kosiniak-Kamysz zapowiedział rozpoczęcie operacji „Horyzont” – szeroko zakrojonego działania Wojska Polskiego, które ma wzmocnić bezpieczeństwo państwa. W operacji weźmie udział nawet 10 tys. żołnierzy. Wiceszef MON i szef Sztabu Generalnego gen. Wiesław Kukuła wskazują, że to odpowiedź na rosnącą liczbę aktów dywersji wymierzonych w Polskę.

Błaszczak: Działania rządu przypominają PRL; symboliczne, że marszałkiem Sejmu i szefem kancelarii są komuniści polityka
Błaszczak: Działania rządu przypominają PRL; symboliczne, że marszałkiem Sejmu i szefem kancelarii są komuniści

Działania rządu przypominają lata PRL-u; jest bardzo symboliczne, że marszałkiem Sejmu i szefem Kancelarii Sejmu zostali komuniści - ocenił w środę szef klubu PiS Mariusz Błaszczak.

Rząd Francji odrzuca obecną umowę z Mercosurem. „Jest dla nas nie do zaakceptowania” z ostatniej chwili
Rząd Francji odrzuca obecną umowę z Mercosurem. „Jest dla nas nie do zaakceptowania”

Rzeczniczka rządu Francji Maud Bregeon poinformowała w środę, że umowa o wolnym handlu między Unią Europejską i blokiem Mercosur w obecnym kształcie jest dla Paryża nie do zaakceptowania. Komentując zgodę na mechanizmy zabezpieczające, powiedziała, że są one postępem, ale potrzebna jest dalsza praca.

Zdemontowano tablice na polskim cmentarzu w Katyniu z ostatniej chwili
Zdemontowano tablice na polskim cmentarzu w Katyniu

Dyrekcja Kompleksu Pomnika Katyńskiego usunęła z cmentarza w Katyniu płaskorzeźby Orderu Virtuti Militari oraz Krzyża Kampanii Wrześniowej – poinformowała na swojej stronie internetowej administracja memoriału Kompleksu Pomnika Katyńskiego, znajdującego się w obwodzie smoleńskim w europejskiej części Rosji.

Komisja Europejska postuluje stworzenie „Wojskowej strefy Schengen” pilne
Komisja Europejska postuluje stworzenie „Wojskowej strefy Schengen”

„Aby ułatwić żołnierzom, sprzętowi i zasobom wojskowym szybkie i płynne przemieszczanie się po Europie, Komisja Europejska i Wysoki Przedstawiciel zwiększają gotowość obronną, koncentrując się na gotowości, za pomocą pakietu dotyczącego mobilności wojskowej: nowego rozporządzenia w sprawie mobilności wojskowej i wspólnej komunikacji” – poinformowała Komisja Europejska w specjalnie wydanym komunikacie.

Ważny komunikat dla mieszkańców Krakowa z ostatniej chwili
Ważny komunikat dla mieszkańców Krakowa

W Krakowie szykują się duże zmiany w opiece nad dziećmi do lat trzech. Miasto zapowiada rozbudowę sieci samorządowych żłobków oraz modyfikację dotacji dla placówek prywatnych. Rodziców czekają zarówno nowe miejsca opieki, jak i reorganizacja dopłat.

REKLAMA

Szokujące manipulacje historyczne w książce "Polscy burmistrzowie i Holokaust". Miażdżąca recenzja IPN

Nowa książka „Polscy burmistrzowie i Holokaust” wywołała gorącą debatę historyczną w Polsce i Niemczech. Najnowsza recenzja IPN podważa kluczowe tezy publikacji, zarzucając jej błędy metodologiczne, pomijanie kontekstu okupacji oraz marginalizowanie roli niemieckich władz. Spór o interpretację źródeł pokazuje, jak wrażliwy i złożony pozostaje temat odpowiedzialności za wydarzenia II wojny światowej.
Promocja książki
Promocja książki "Polscy burmistrzowie i Holocaust" Grzegorza Rossolińskiego-Liebe w tzw. "Domu polsko - niemieckim" w Berlinie / Screen ze strony deutschpolnischeshaus.de

Co musisz wiedzieć:

 

„Udział polskich burmistrzów w Zagładzie był istotnym wkładem w tę ogromną zbrodnię” - taka jest teza książki „Polscy burmistrzowie i Holokaust”1 autorstwa Grzegorza Rossolińskiego-Liebe, która przed rokiem ukazała się w Niemczech, a od niedawna krąży po salonach ważnych instytucji w Niemczech i Austrii. To praca habilitacyjna autora i jednocześnie budowla, której poszczególne elementy składają się na oskarżenie Polski i Polaków o współudział w Holokauście. Książka usiłuje nadać Zagładzie polski wymiar administracyjny, marginalizując przy tym rolę Niemców. Recenzja IPN jest miażdżąca.

Na potrzeby pracy Grzegorz Rossoliński-Liebe zanalizował działalność 50 urzędników w 22 miastach Generalnego Gubernatorstwa, a szczegółowo przyjrzał się trzydziestu pięciu. Poza czterema wszyscy byli Polakami.

 

Recenzja książki "Udział polskich burmistrzów w Zagładzie był istotnym wkładem w tę ogromną zbrodnię"

Recenzja książki dr. autorstwa Damiana Sitkiewicza z Instytutu Pamięci Narodowej, która ukazała się przedwczoraj w 6. tomie czasopisma IPN „Polish-Jewish Studies”, rozkłada konstrukcję Rossolińskiego na czynniki pierwsze, nasuwając wniosek, że autor buduje określoną narrację na licznych przemilczeniach, manipulacjach, półprawdach czy nieprawdach. By odnieść się do informacji, na które Rossoliński-Liebe powołuje się w przypisach, autor recenzji dokonał kwerendy archiwalnej dotyczącej burmistrzów w dystrykcie warszawskim.

Marginalizacja roli Niemców

Najpoważniejszym chyba zarzutem recenzenta jest skrajnie daleko idąca marginalizacja roli Niemców w Holokauście. I to na wielu poziomach. Rossoliński-Liebe wprost wyraża ubolewanie, że w dotychczasowych badaniach historycznych „zredukowano odpowiedzialność za Holokaust jedynie do decyzji podejmowanych przez władze niemieckie”. Stwierdza, że sam nie używa pojęć takich jak „władze niemieckie” czy „administracja niemiecka”, uznając je za „niezbyt precyzyjne”, choć oczywistością jest – jak podkreśla recenzent – że są one „elementarnymi, a także utrwalonymi w literaturze naukowej określeniami rzeczywistości Generalnego Gubernatorstwa, ziem wcielonych do Rzeszy (…)” itp. Rossoliński-Liebe stwierdza też, że Niemcy piastowali jedynie najwyższe stanowiska w administracji GG, co nie jest prawdą, gdyż – jak pisze recenzent:

„urzędy kreishauptmannów w kreisach wiejskich i stadthauptmannów w kreisach miejskich były ekspozyturami niemieckich władz zwierzchnich – rządu GG. Urzędy te piastowali wyłącznie Niemcy. Mieli oni pełnię władzy administracyjnej (…), a urzędnicy polscy, w tym burmistrzowie, musieli bezwzględnie wykonywać ich rozkazy”.

Niemcy pełnili też różne funkcje nawet w administracji rolnej, leśnej czy spółdzielczej, nie mówiąc już o zarządzaniu majątkiem zrabowanym Polakom i Żydom.

Jak podkreśla recenzent, Rossoliński-Liebe słusznie pisze o „administracji lokalnej”, ale „nie dodaje, że administracja, także ta lokalna, była niemiecka w stworzonym przez Niemców państwie przybocznym Rzeszy – GG, a etnicznych Polaków zatrudniano w niej jedynie jako urzędników zmuszonych do bezwzględnego posłuszeństwa.” Recenzent zadaje też pytanie, czy kierując się tą samą logiką, Rossoliński-Liebe uznałby Judenraty za administrację żydowsko-niemiecką.

 

Zabiegi dalekie od rzetelności naukowej

Autor książki nazywa polskich burmistrzów „sprawcami zza biurka”, przypisując im sprawczość i wpływ na władze niemieckie, dynamiczne wymienianie się z Niemcami pomysłami, planami i intencjami, choć – jak zauważa recenzent – „w tych relacjach istniała wyłącznie podległość Polaków wobec Niemców”. Jak pisze recenzent, Rossoliński-Liebe „przekonuje też, że ‘obiekty’ uważane dotychczas za przeciwieństwa w badaniach, np. okupanci i okupowani, (…) są ze sobą połączone. Autor wręcz przestaje widzieć różnice między nimi, a tym samym ogranicza odpowiedzialność Niemców za ich działanie”.

Jak czytamy w recenzji:

„Dążąc do wykazania, że burmistrzowie Polacy brali udział w zagładzie Żydów i byli za nią współodpowiedzialni, Rossoliński-Liebe zastosował co najmniej kilka zabiegów z pewnością dalekich od rzetelności naukowej”.

 

Nie ma już niemieckich władz okupacyjnych, jest "rząd krakowski"

Jednym z najbardziej niebywałych jest stworzenie przez autora nowego terminu „rząd krakowski” („Krakauer Regierung”), za pomocą którego, jak zauważa recenzent, „opisuje on formę rządów działającego w GG naczelnego organu władzy”. Nie ma już więc niemieckich władz okupacyjnych, jest rząd krakowski! Jak podkreśla recenzent, jest to termin „nieistniejący i niehistoryczny”, który „nie funkcjonuje w literaturze naukowej”! Autor po prostu go sobie wymyślił, użył go za to aż osiemdziesiąt jeden razy!

Tu mała dygresja niezwiązana z treścią recenzji i kolejne statystyki: w książce ani razu nie pojawia się słowo Wannsee – miejsce konferencji, na której w styczniu 1942 roku nazistowskie Niemcy pod kierownictwem Heydricha dopracowały plan „całkowitego rozwiązania kwestii żydowskiej”. Ono zresztą też się nie pojawia w tekście, jedynie dwa razy w przypisie. Heydrich jest w książce wymieniony dwa razy i dwukrotnie w przypisie, i nie w kontekście Holokaustu. Nazwisko Juliana Kulskiego, polskiego burmistrza komisarycznego w okupowanej Warszawie, którą to funkcję pełnił za zgodą Polskiego Państwa Podziemnego, ratując setki Żydów, pada w książce aż 760 razy! Blisko dziesięć razy częściej niż Hansa Franka, generalnego gubernatora.

Wywołać wrażenie, że Generalna Gubernia nie była niemiecka

Ale wróćmy do recenzji:

„Za sprawą fałszywej formuły w postaci ‘rządu krakowskiego’ autor stara się stworzyć wrażenie, że GG, tudzież jego władze naczelne, nie były niemieckie. (…) Stąd już jedynie krok do użycia terminu równie błędnego, od którego autor jednak nie stroni, zgodnie z którym administracja w GG miała charakter niemiecko-polski”.

Na poparcie tej tezy niezgodnej z prawdą historyczną Rossoliński-Liebe powołuje się na fakt, że rozporządzenia dla GG publikowane były nie tylko po niemiecku, ale i po… polsku, choć miało to wymiar jedynie praktyczny, a dziennik rozporządzeń wydawali Niemcy dla okupowanych polskich obszarów. A więc już w samej jego nazwie Niemcy wyrażali swoją dominującą pozycję nad terytoriami polskimi.

I znowu dygresja, ale trudno nie postawić takiego pytania. Czy niemieckie obwieszczenia o egzekucjach Polaków, które niemieccy okupanci rozwieszali także po polsku, również mają być dowodem na polsko-niemiecki charakter administracji?

 

"Administracje miejskie i inne urzędy miały polsko-niemiecki charakter"

W recenzji czytamy następnie:

„Wymowny w tym zakresie wydaje się cytat z książki: ‘administracje miejskie i inne urzędy miały polsko-niemiecki charakter, nawet jeśli na niektórych z tych budynków powiewały flagi ze swastyką’. Warto autorowi przypomnieć, że w całym GG pozwolono tylko na używanie symboliki Rzeszy Niemieckiej, a polskie godło i symbole narodowe zostały prawnie zakazane. Wydaje się, że nieznane są autorowi akcje wynaradawiania polskich urzędów, w tym magistratów. Przypomnijmy także, że językiem urzędowym w GG był niemiecki, język polski miał zaś status „dopuszczalnego”, i to po ukraińskim – od 1941 r.” Według recenzenta Rossoliński-Liebe nie wziął też pod uwagę tego, że w listopadzie 1939 roku wszyscy polscy urzędnicy samorządu miejskiego zostali wezwani do obowiązkowego stawienia się w pracy, naturalnie pod groźbą represji, a w związku z tym, jak podkreśla recenzent, „urzędnicy nie zgłaszali się zazwyczaj do pracy dobrowolnie, lecz pod przymusem”.

 

"Między II Rzeczpospolitą, a Generalną Gubernią istniała ciągłość prawna"

Rossoliński-Liebe idzie jednak jeszcze dalej, pisząc miejscami wręcz o „polsko-niemieckim ustawodawstwie” czy twierdząc, że:

„między II Rzeczpospolitą a GG istniała ciągłość prawna”.

Na dowód swoich twierdzeń podaje na przykład fakt, że część polskich przepisów przedwojennych pozostała w mocy. Jak natomiast czytamy w recenzji, „wysnuwana przez niego koncepcja nosi znamiona absurdu i dowodzi zupełnego niezrozumienia epoki”.

Faktem jest bowiem przecież, że celem nazistowskich Niemiec było całkowite zniszczenie polskiej państwowości.

 

Marginalizowanie warunków brutalnej okupacji niemieckiej

Jednym z największych braków książki jest marginalizowanie warunków brutalnej okupacji niemieckiej. Jak podkreśla recenzent, autor dokonuje nadużyć wskazujących „na całkowite niezrozumienie warunków przymusu i terroru, w jakich znaleźli się zarówno burmistrzowie, jak i mieszkańcy okupowanych miast”. Nie odróżnia „działalności podejmowanej przez burmistrzów z własnej inicjatywy od narzuconej im przez niemieckich okupantów. Takie podejście do problemu z pewnością nie doprowadzi do wskazania, kto za co dokładnie odpowiadał. Warto dodać, że ci, którym narzucono określone obowiązki, również ponoszą odpowiedzialność, choć innego rodzaju. W odróżnieniu jednak od Niemców odmowa wykonania tych zadań mogła burmistrzów Polaków kosztować utratę stanowiska, a nawet życia.”

"Polacy postrzegali Niemców jako rasę panów"

Analizując zjawisko kolaboracji z Niemcami, Rossoliński-Liebe „snuje dywagacje o tym, że Polacy postrzegali Niemców jako ‘rasę panów’” i dlatego pragnęli wchodzić z nimi w relacje wręcz przyjacielskie. Recenzent przypomina autorowi, że za rasę panów uważali się Niemcy, a „sugerowanie, że Polacy wchodzili z Niemcami w relacje [z tego powodu -AD] jest całkowitym niezrozumieniem świata przemocy i rasizmu, jaki zaprowadzili najeźdźcy z zachodu w 1939 r. i kolejnych latach na ziemiach polskich. Przypomnijmy, na terytorium GG okupanci wprowadzili politykę rasistowską, zgodnie z którą Polacy stali od nich niżej w hierarchii.”

"Polscy burmistrzowie bardziej odpowiedzialni za Holocaust niż Niemcy"

Wychodząc od absurdalnych tez o przyjacielskich relacjach urzędników polskich z niemieckimi, autor książki stwierdza, że było to podglebiem do wymiany doświadczeń i wzajemnych inspiracji, które miały być – jak pisze recenzent - „szczególnie widoczne podczas tworzenia gett i wyzyskiwania Żydów. Rossoliński-Liebe stwierdza wręcz, że burmistrzowie byli często bardziej odpowiedzialni za Holokaust niż Niemcy, których nazywa „niemieckimi odpowiednikami” polskich urzędników. Autor książki przypisuje burmistrzom sprawczość i posiadanie pola do „własnych projektów politycznych”, a także wpływ na politykę państwa. Recenzent określa te twierdzenia jako „z gruntu nieprawdziwe z uwagi na to, że burmistrzowie nie prowadzili żadnej polityki, a jako urzędnicy pracujący w ramach administracji niemieckiej realizowali niemiecki plan działania. Wskazanie przez autora, że polscy burmistrzowie prowadzili politykę, ma na celu zmodyfikowanie narracji historycznej po to, aby przydać polskim urzędnikom cechy sprawcze i zrównać ich pozycję z Niemcami.” Na jakich podstawach autor formułuje takie oskarżenia, już częściowo zobaczyliśmy.

 

O czym nie pisze Rossoliński-Liebe

Poza wszystkim, o czym autor książki pisze, ważne jest również to, o czym Rossoliński-Liebe nie pisze. Wspomnieliśmy już o braku pewnych terminów, a co za tym idzie – i faktów! Jak zauważa recenzent, autor nie opisuje antyżydowskiej polityki nazistowskich Niemiec, za to aż trzy rozdziały poświęca II Rzeczpospolitej. W książce brakuje informacji o działaniach wojennych na terenie Polski, masowych wysiedleniach Polaków i Żydów, omówienia nazistowskich przepisów antyżydowskich oraz „prowadzonej przez niemiecki aparat represji i niemiecką administrację w GG polityki antyżydowskiej (sposoby działania wobec Żydów, gettoizacja, powoływanie Judenratów, wprowadzenie antysemickiego ustawodawstwa mającego na celu grabienie, prześladowanie i mordowanie Żydów).” A przecież, jak podkreśla recenzent, „bez przedstawienia choćby krótkiej analizy wskazanych problemów, bezsprzecznie stanowiących kontekst historyczny w odniesieniu do niemieckich sprawców, zarówno zrozumienie działalności polskich burmistrzów, jak i okupacji niemieckiej w GG jest niemożliwe.”

Inny poważny mankament pracy, który recenzent określił mianem „jednego z zabiegów zastosowanych przez autora” to „brak analizy zapisów prawa niemieckiego, w tym szczególnie rozporządzeń generalnego gubernatora” i innych niemieckich aktów prawnych. A przecież, jak przypomina recenzent, to Hans Frank i podlegli mu urzędnicy niemieccy „wydawali akty prawne, na mocy których musieli funkcjonować m.in. burmistrzowie oraz członkowie Judenratów”.

 

Manipulacje i nadużycia Rossolińskiego-Liebe

Inny zabieg autora, na jaki zwraca uwagę recenzent: w przypisach Rossoliński-Liebe, powołując się na różnego rodzaju korespondencję, przytacza jedynie adresata (np. polskiego urzędnika), nie zaś wytwórcę (niemieckiego nadawcę pisma). I tak czytamy w recenzji, że:

„autor posługuje się zazwyczaj w tekście głównym w odniesieniu do działań Niemców formą bezosobową, tak aby czytelnik nie zorientował się, kto stał za danymi czynami, przy czym opatruje je przypisami, w których wymieniony jest jedynie adresat dokumentu”, co uniemożliwia czytelnikowi „zestawienie decydentów Niemców z prowadzonymi działaniami lub podjętymi decyzjami.”

Recenzent wskazuje na wiele innych elementarnych braków warsztatowych książki

Przyglądając się jej kluczowemu rozdziałowi pt. „Holokaust i Żydzi”, recenzent wskazuje na liczne nadużycia Rossolińskiego-Liebe, przeinaczanie faktów, powoływanie się jedynie na część dokumentów, wyciąganie z nich całkowicie fałszywych wniosków. Na przykład z faktu, że Julian Kulski prosił pisemnie władze niemieckie o „całkowite zwolnienie i jego, i jego urzędników z obowiązku” ściągania podatków z Żydów w warszawskim getcie, autor wnioskuje, że „burmistrz chciał zachować kontrolę nad pobieraniem podatków przez Judenrat” i że wcześniej „czerpał zyski, ściągając podatki”. Jak stwierdza recenzent, Rossoliński-Liebe:

„(…) nie bierze więc pod uwagę, że głównym beneficjentem egzekwowanych na Żydach, a także na Polakach podatków były władze niemieckie. Jego komentarz o tym, że burmistrz chciał zachować kontrolę nad pobieraniem podatków przez Judenrat, podczas gdy składał on podanie o całkowite zwolnienie i jego, i jego urzędników z tego obowiązku, jest nonsensowny i dowodzi, że autor nie potrafi wyciągnąć oczywistych wniosków z faktów”.

 

Nieuprawniona publicystyka

Z kolei tezę o tym, że stosunek polskiego społeczeństwa do Żydów zmienił się na grosze „zaledwie kilka miesięcy po rozpoczęciu wojny”, autor popiera jednym przykładem niejakiego Malczyka, rzeźnika, który w maju 1940 r. zwrócił się do burmistrza Kulskiego z prośbą o przydzielenie mu stanowiska w hali przy ul. Koszykowej w Warszawie, które wcześniej należało do żydowskiego handlarza. Jak pisze recenzent, „autor stosuje w tym przypadku proste rozumowanie – Polak chciał przejąć stanowisko po Żydzie (…), więc jego czyn świadczy o tym, że był złym człowiekiem. W domyśle inni Polacy też zachowywali się w podobny sposób”. Rossoliński-Liebe pomija przy tym fakt, że stanowiska tego Malczykowi nie przydzielono. W związku z tym recenzent zadaje pytanie:

„Czy te działania mają wskazywać na pogorszenie stosunku społeczeństwa polskiego do Żydów pół roku po wrześniu 1939 r., skoro jeden Polak wnioskuje o ‘stanowisko po Żydzie’, a inni to blokują? Komentarz autora w tym zakresie w gruncie rzeczy wykracza poza dyskurs historyczny, nosząc po raz kolejny znamiona wtrętu o charakterze publicystycznym”.

Rażący przykład interpretacji dokumentów niezgodnie z prawdą

Rażącym przykładem interpretacji dokumentów niezgodnie z prawdą jest sprawa Karola Roschildta, burmistrza Piaseczna. Według sugestii Rossolińskiego-Liebe protestował on przeciwko wywożeniu różnych przedmiotów z getta, ponieważ chciał zachować je dla siebie. Tymczasem, jak wskazuje recenzent:

„Burmistrz pisał, że przedmioty z getta były kradzione i że na każdy wywożony przedmiot powinno być wystawione pokwitowanie. Nie śmiał potępiać samego procederu, ale żądał wystawiania dokumentu stwierdzającego, że każdy z tych przedmiotów był przez SS zabierany z dzielnicy żydowskiej”.

Podobnie, autor książki obwinia burmistrza Piaseczna o grodzenie getta, choć z dokumentu, na który powołuje się w przypisie wynika, że za to, jak i za postawienie wart i tablic informacyjnych, odpowiadał prezes Rady Żydowskiej, a decyzję podjęła administracja niemiecka (kreishauptmann - niem. starosta), zobowiązując Radę Żydowską do tych działań, burmistrza zaś do przekazania jej stosownych poleceń.

 

Rossoliński-Liebe odwraca pojęcia

Przykładów tego typu recenzent podaje więcej, pokażmy jednak jeszcze jeden, w którym doskonale widać manipulacyjne zabiegi stosowane przez autora książki. Chodzi o fragment, w którym przygląda się on postawom burmistrzów w związku z deportacjami Żydów do obozów zagłady.

Oto cytat z książki:

„Polscy burmistrzowie różnie zachowywali się podczas wysiedleń i rozstrzeliwań. Podczas gdy niektórzy z nich wycofali się w te dni, aby uniknąć bycia świadkiem tych strasznych scen, inni aktywnie w nich uczestniczyli. Zasadniczo burmistrzowie nie mogli uchylić się od odpowiedzialności, ponieważ musieli wykonywać rozkazy otrzymywane od sił okupacyjnych i dlatego dokładnie wiedzieli, co dzieje się w ich mieście. W przeciwieństwie do niektórych starostów powiatowych i etnicznych niemieckich burmistrzów, nie ma zapisów, by polscy burmistrzowie mordowali Żydów własnymi rękami w dniu deportacji. Dlaczego tak się nie stało – gdyż nie wolno im było nosić broni; gdyż zamordowanie Żyda nie było ich obowiązkiem, gdyż takie zachowanie zdyskredytowałoby ich w oczach miejscowej ludności – pozostaje to kwestią otwartą. Wielu burmistrzów było obojętnych na deportacje Żydów i nic z tym nie zrobili, ponieważ przyzwyczaili się do prześladowań Żydów. Widać to między innymi w zachowaniu Kulskiego. Kiedy w kwietniu 1940 r. doszło do pogromu wielkanocnego w Warszawie, był oburzony i dlatego interweniował u Leista. Natomiast deportacjom latem 1942 r. tylko biernie się przyglądał i nie interweniował. Motto każdego dnia roboczego brzmiało: biznes jak zwykle”.

Co miał zrobić Kulski?

We fragmencie tym zwraca uwagę przypisywanie polskim burmistrzom złych intencji, na zasadzie zgadywanki, z jakiego powodu nie mordowali własnymi rękami. Jak podkreśla recenzent:

„Rossoliński-Liebe takie dywagacje jednak podejmuje, co więcej, pozostawia wątpliwej wartości refleksję otwartą, akcentując, że gdyby tylko burmistrzowie posiadali broń, a zabicie Żyda było ich obowiązkiem oraz nie wiedzieliby, że ich antyżydowskie działania zdyskredytowałyby ich w oczach ludności, to z pewnością mogli być brutalni i w domyśle... zabijać Żydów. To nie koniec niezasadnych i nieprawdziwych, krzywdzących i niesprawiedliwych, a także zupełnie nienaukowych wtrętów w przytoczonym wyżej fragmencie. Rossoliński-Liebe uwypukla obojętną postawę burmistrzów, w tym Kulskiego, a zarazem okrasza to zupełnie niemerytorycznym i niehistorycznym komentarzem: ‘biznes jak zwykle’. Pojawiają się więc pytania: na jakiej podstawie autor twierdzi, że postawa Kulskiego była obojętna? Co miał on zrobić, jak zareagować? Czy miał zabronić Niemcom przeprowadzania egzekucji w Warszawie? Autor stosuje wręcz odwrócenie pojęć”.

Nie wiadomo też, jaki „biznes” ma w ogóle na myśli w obliczu faktu, że – jak przypomina recenzent – „to Niemcy tworzyli urzędy powiernicze i inne struktury administracyjne w celu przejmowania mienia zarówno należącego do Polaków, jak i Żydów”. Uwagę zwraca fakt, że w cytowanym fragmencie nie występują niemieccy okupanci.

 

"Marginalna" rola Niemców

Jest to zresztą zabieg stosowany przez Rossolińskiego konsekwentnie. O sprawcach niemieckich nie mówi lub ich czyny opisuje w formie bezosobowej, Polaków zaś wymienia z imienia i nazwiska. Kiedy pisze o Polakach, stwierdza, że „kradli” i „rabowali”. Kiedy jest mowa o Niemcach, pisze o „wywożeniu” do magazynów i „przechowywaniu”. Gdy natomiast przywołuje jedno z rozporządzeń Hansa Franka, stwierdza: że „prawo zabraniało Żydom opuszczania getta”. Jak pisze recenzent:

„Akt prawny jest prawdziwy, autor pominął jednak wskazanie przez wystawcę możliwości zastosowania kary śmierci dla Żydów, którzy opuścili getto, a także dla Polaków, którzy udzielili im pomocy w postaci kryjówki”.

W podsumowaniu recenzji czytamy, że autor książki:

„nie cofa się przed nadużyciami, takimi jak przeinaczanie treści dokumentów, zakłamywanie faktów, wbrew temu, co potwierdzają źródła archiwalne. (…) Metoda oparta na powoływaniu się przez autora na prawdziwe dokumenty wbrew ich rzeczywistej treści jest kompromitująca w świecie naukowym. Mieszanie danych prawdziwych z nieprawdziwymi jest dla czytelnika trudne do wykrycia i wymaga konfrontacji narracji autora z materiałami archiwalnymi. Co ważne, autor tworzy obraz okupacji niemieckiej, w której Niemcy jako okupanci zostali odsunięci na plan dalszy (…). Ponadto w ten sztucznie wykreowany przez autora świat – rzekome realia okupacji z ograniczoną rolą Niemców – zostali wplątani polscy burmistrzowie, którzy w narracji Rossolińskiego-Liebego fałszywie urastają do roli równoprawnych partnerów Niemców, również uczestniczących w Holokauście. (…) Można odnieść wrażenie, że celem [książki - AD] jest przekonanie świata naukowego, że za Holokaust (już od 1939 r.) byli współodpowiedzialni lokalni urzędnicy miejscy w GG, w tym zwłaszcza burmistrzowie Polacy, natomiast rola Niemców – zdaniem autora – była marginalna”.

[Autor tekst jest autentycznym dyplomatą, wiele lat pracującym w Niemczech, ale pragnącym zachować anonimowość]

[Tytuł, lead, sekcje "Co musisz wiedzieć", "Co to oznacza w praktyce", FAQ, oraz śródtytuły od Redakcji]

 

Co to oznacza w praktyce?

Próba przesunięcia odpowiedzialności za Holokaust. Według recenzji IPN książka Rossolińskiego-Liebe de facto osłabia rolę Niemców jako sprawców i przenosi część odpowiedzialności na Polaków. To może wpływać na zachodnią debatę o historii i kształtować błędne narracje o polskim współudziale.

Wzrost ryzyka utrwalania fałszywych tez za granicą. Publikacja krąży w niemieckich i austriackich instytucjach, co oznacza, że jej tezy mogą być traktowane jako wiedza „ekspercka”, mimo licznych manipulacji wskazanych przez IPN.

Potencjalne wykorzystanie książki w polityce pamięci. Takie narracje mogą być wykorzystywane w międzynarodowych debatach, raportach, mediach i edukacji, wpływając na wizerunek Polski i Polaków w kwestii Zagłady.

Wzmocnienie narracji o „polsko-niemieckiej administracji”. Rossoliński-Liebe – jak wskazuje IPN – wprowadza nieistniejące pojęcia i zabiegi, które mogą tworzyć wrażenie, że Polacy współzarządzali Generalnym Gubernatorstwem, co ma poważne konsekwencje dla interpretacji historii II wojny światowej.

Konieczność reakcji instytucji państwowych i naukowców. Miażdżąca recenzja IPN sugeruje, że potrzebne są szybkie i merytoryczne działania, by przeciwdziałać rozpowszechnianiu fałszywych narracji o Holokauście i roli Polaków pod okupacją niemiecką.

 

Najczęściej zadawane pytania (FAQ)

O czym jest książka „Polscy burmistrzowie i Holokaust”? To publikacja Grzegorza Rossolińskiego-Liebe, która stawia tezę o rzekomym współudziale polskich burmistrzów w Zagładzie, marginalizując rolę niemieckich sprawców.

Dlaczego IPN krytykuje tę książkę? Recenzja IPN wykazuje liczne manipulacje, pomijanie faktów, błędne interpretacje dokumentów oraz próby tworzenia fałszywego obrazu administracji okupacyjnej jako „polsko-niemieckiej”.

W czym książka ma zniekształcać historię? Autor minimalizuje znaczenie niemieckiego terroru, ignoruje kontekst brutalnej okupacji i przypisuje polskim urzędnikom sprawczość, której nie mieli pod rządami niemieckiego aparatu represji.

Dlaczego publikacja budzi kontrowersje za granicą? Książka krąży w instytucjach w Niemczech i Austrii, co grozi utrwalaniem fałszywych narracji o polskim współudziale w Holokauście.

Co pokazuje recenzja IPN? Że autor stosuje nienaukowe zabiegi — przeinacza źródła, pomija kluczowe fakty o niemieckiej polityce antyżydowskiej, a winę przesuwa z okupantów na polskich urzędników.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe