Rok 2016 odszedł z przytupem. Nowy, 2017 rok część opozycji postanowiła przywitać w sejmie. Cóż, każdy ma prawo do wyboru miejsca na sylwestrową imprezę, żarty i ekstrawagancja tej nocy są jak najbardziej na miejscu. Ale tak jak żart powtarzany w kółko staje się w końcu nudny, tak i miasteczko poselskie w sejmie stało się już karykaturą protestu.
Owszem, może przyjdą sylwestrową nocą pod gmach parlamentu celebryci z szampanem, by wesprzeć swych bohaterów, ale nie sądzę, by Polacy masowo pogrążyli się w zadumie nad ich ciężkim losem i odwagą. Nie moją rolą jest radzenie opozycji, co ma robić, by nawiązać kontakt nie tylko z celebrytami, gwiazdami i tymi, którzy czują się elitą, chociaż trudno nie sparafrazować b. prezydenta i nie zaapelować: nie idź tą drogą, Schetyno i Petru, nie idź tą drogą…
Chyba że opozycja magii się chwyta, bo niegdyś ludzie wierzyli, że noc spędzona w świątyni, w otoczeniu relikwii i świętych obrazów ich uzdrowi… Nie wygląda jednak na to, by tym razem nocowanie w świątyni demokracji, jak czasami nazywany jest sejm, miało zbawienny wpływ na bawiących tam Panie i Panów. A już na pewno nie sprawiło, że pojęli, czym owa demokracja jest.
Ewa Zarzycka
Tekst pochodzi z najnowszego numeru "TS" (01/2017) dostępnego również w wersji cyfrowej tutaj