Spektakl wokół unijnej polityki migracyjnej trwa

Tym razem historia powtarza się trochę jako farsa, a trochę jako kłamstwo. Gdy w 2015 roku Angela Merkel ogłaszała swoją politykę „herzlich willkommen”, ówczesne polskie władze niczego nie udawały. Politycy PO mówili, że przyjmie się u nas tylu uchodźców, ile będzie trzeba, fotografowali się z bannerami „Refugees welcome”, idąc z duchem poprawności politycznej i nie bacząc, że może ich to sporo kosztować w nadchodzących wyborach. Dziś jest inaczej. Platforma udaje twardych obrońców granic, a Donald Tusk kreuje się na symbol sprzeciwu wobec paktu migracyjnego. Granice tymczasem ciekną, a prawdy o tym, co czeka nas w niedalekiej przyszłości, dowiadujemy się z deklaracji polityków. Tyle że zachodnich.
Rząd PiS mówił o zagrożeniu ze strony nielegalnych imigrantów
Przypomnijmy to sobie. Jarosław Kaczyński mówi w Sejmie o zagrożeniach płynących ze zbytniej otwartości na imigrantów, powołując się na przykłady z Europy Zachodniej czy Szwecji. Politycy PO, wspierani przez media i broniących polityki swoich rządów ambasadorów, robią z lidera PiS oszołoma i rasistę, wyciągniętego żywcem ze złowrogich lat 30. ubiegłego wieku. Ewa Kopacz jest na tyle zdeterminowana w grze w drużynie Angeli Merkel, że Polska w ostatniej chwili wyłamuje się z jednolitego stanowiska państw Grupy Wyszehradzkiej, wspólnie kwestionujących dotąd narzucone odgórnie kwoty migrantów. Donald Tusk chwali tę decyzję Kopacz, mówiąc, że pora odpłacić Unii za dotychczasową solidarność. Platforma przegrywa wybory.
Nowy rząd, tworzony przez PiS nie bierze udziału w unijnej relokacji, za co atakowany jest między innymi przez Donalda Tuska. „Jeśli polski rząd będzie zdecydowany, właściwie jako jeden z dwóch, trzech w Europie, nie uczestniczyć w tym solidarnym podziale obowiązków w sprawie uchodźców – to ma do tego, może nie prawo, bo mówimy tu o prawie europejskim, ale pewne argumenty, i jestem w stanie je zrozumieć – będzie się to wiązało nieuchronnie z pewnymi konsekwencjami. Takie są zasady w Europie” – mówi ówczesny szef Rady Europejskiej w 2017 roku, co później z upodobaniem wypomina mu TVP Info. Ten narracyjny podział na dobrych, gościnnych i pomocnych Europejczyków i złych, ksenofobicznych prawicowców pozostawał w mocy bardzo długo, nie zmieniła go nawet wojna na Ukrainie i powiązana z nią, rozpoczęta kilka miesięcy wcześniej operacja hybrydowa na granicach Polski.
-
Pracownicy spółki Warner Bros. Discovery przerywają milczenie po rezygnacji jednego z prezesów
-
Amerykański instytut przedstawił raport ws. łamania demokracji przez rząd Donalda Tuska
Służby Aleksandra Łukaszenki
Służby Łukaszenki we współpracy z handlarzami ludźmi i kolegami z Rosji nasyłały na nasze granice i ich obrońców kolejne fale agresywnych przybyszów. Tymczasem dziennikarze sprowadzali temat do pływającego w zimnej wodzie uciekiniera czy kotka, który przyszedł do nas z Afganistanu, a Barbara Nowacka, Iwona Hartwich i Katarzyna Kotula z mównicy sejmowej dopytywały o „dzieci z Michałowa”. Politycy wraz z aktywistami powtarzali propagandowe tezy o trupach na granicy. Gdy Polska przyjmowała z marszu dziesiątki tysięcy uchodźców z Ukrainy, politycy PO robili wszystko, by umniejszyć udział władz w tym dziele pomocy, chętnie też powielali narrację o rzekomym rasizmie Polaków, sprawiającym, że chcemy pomagać tylko najbardziej do nas podobnym. Myśl ta znalazła odbicie jeszcze w filmie Agnieszki Holland „Zielona granica”, wziętym na sztandary przez ówczesną opozycję tym chętniej, im mocniej ten wpisujący się w antypolskie klisze film krytykowany był przez Prawo i Sprawiedliwość. Jednak tuż przed wyborami doszło do pierwszego karkołomnego zwrotu.
Ta sama Platforma to samo PiS zaczęła krytykować za sprowadzenie do Polski bardzo licznej grupy imigrantów ekonomicznych. I choć w propagandzie tej mylono celowo niemal wszystko: wnioski o pozwolenia z pozwoleniami, a te z liczbą przybyszów, pobyty legalne z nielegalnymi, a wszystkie niekorzystne dane mnożono przez 100, taktyka ta okazała się skuteczna i tylko co bardziej sumienni lewicowcy dziwili się, że Platforma uderza nagle w tak nacjonalistyczne tony. Tymczasem był to dopiero początek.
Ukradzione referendum
Zanim jednak narracja partyjna zmieniła się o 180 stopni, w przestrzeni publicznej pojawił się temat referendum. Przy okazji wyborów parlamentarnych PiS postanowiło zapytać Polaków o kilka kwestii dotyczących fundamentalnych z punktu widzenia państwa i obywateli spraw, w tym o migrację. „Czy popierasz przyjęcie tysięcy nielegalnych imigrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki, zgodnie z przymusowym mechanizmem relokacji narzucanym przez biurokrację europejską?” – brzmiało pytanie czwarte, przez wielu uważane za najważniejsze.
Niestety opozycja i większość mediów natychmiast rozpoczęły haniebną kampanię antyreferendalną, de facto namawiając – jak się okazało, skutecznie – obywateli do zrezygnowania z prawa głosu w kluczowych dla nich sprawach. „Najlepszy głos w referendum to odmowa przyjęcia karty referendalnej. Głosując w tym referendum, legitymizujesz szerzenie uprzedzeń, pytania oparte na fałszywych tezach i atakowanie praw człowieka w politycznej grze. To nie jest prawdziwy wybór. Nie daj się zmanipulować” – agitowała Amnesty International.
W ostatnich dniach pojawia się bardzo wiele informacji na temat zewnętrznego finansowania kampanii antyreferendalnych, głównie przez Niemcy i USA, a internauci przypominają skalę tej propagandy w polskich mediach. By oszukać Polaków i uśpić ich czujność, użyto naprawdę potężnych dział, o czym będziemy jeszcze pisać, gdy pojawią się kolejne dane. Polscy liberałowie chcieli więc, by ludzie oddali w ich ręce przyszłe decyzje, tymczasem UE nie próżnowała, o czym pisałem w październiku 2023 na portalu TVP Info. „Każdy z wątków można zakwestionować przy zmianie paradygmatu polskiej polityki – i gdy poszukać, a nie trzeba szukać przesadnie głęboko, takie zapowiedzi można znaleźć. A gdy chodzi o relokację migrantów, wszystko mamy na wierzchu, na żywo – w doświadczeniach polityków unijnych i niemieckich najwyższego szczebla, w dokumentach EPL i zapisach rozmów oraz debat UE i PE.
UE przyspiesza ws. imigrantów
Unia gwałtownie przyspiesza w kwestii przymusowego narzucania imigrantów, i choć oficjalnie główne powody to obserwowany właśnie dramatyczny kryzys na Lampedusie, a także trwające od dawna, lecz przybierające dziś wielkie rozmiary problemy Francji, Szwecji czy Niemiec, to mamy też widoczny powód nieoficjalny – wszyscy bardzo chcą zdążyć przed referendum w Polsce”. Jak się okazało, pośpiech akurat z tego powodu wskazany nie był. Polacy dali sobie odebrać głos, w większości uśpieni przekazem będących na fali polityków przekonujących ich, że kwestia imigracji jest bezprzedmiotowa, ponieważ my przyjęliśmy już Ukraińców, wypełniając tym samym wszelkie zobowiązania.
Co ciekawe, w 2015 roku Donald Tusk początkowo używał tej samej retoryki, wskazując na uchodźców z Ukrainy i Czeczenii, po czym bardzo szybko zrezygnowano z tych argumentów na rzecz serwilistycznych deklaracji Cezarego Tomczyka czy Ewy Kopacz. „Uroczyście, przed wami, unieważniam referendum. To referendum jest nieważne w najgłębszym i najszerszym tego słowa znaczeniu” – mówił Donald Tusk w sierpniu 2023 roku i niestety udało mu się tym razem ludzi w większości przekonać. Referendum październikowe, choć nie było całkowitą klapą i zainteresowało szerszą niż elektorat PiS grupę wyborców, nie było ważne z powodu nieprzekroczenia ustawowego progu frekwencyjnego. Choć opinia w nim wyrażona była jednoznaczna, na wszystkie pytania przecząco odpowiedziało od 94 (pytanie o podwyższenie wieku emerytalnego) do prawie 97% (przyjęcie migrantów) uczestników, formalnie do niczego to nowej władzy nie zobowiązuje.
-
Procedura uchylenia immunitetu Zbigniewowi Ziobrze. Jest reakcja Mariusza Błaszczaka
-
Bartłomiej Mickiewicz: Za problemy Poczty Polskiej nie mogą odpowiadać jej pracownicy
Tajne przygotowania, jawna niemoc
Od objęcia władzy przez Platformę narracja rządu jest konsekwentna i manipulacyjna. PiS uparcie kreowane jest na partię odpowiedzialną za „zalanie Polski imigrantami”, zwłaszcza wtedy, gdy do mediów przedostają się informacje o problemach. Tyle że te sprawiane są często przez ludzi, którzy w Polsce znaleźli się całkiem niedawno, głównie w ramach czegoś, co można nazwać „ukrytą relokacją” i o czym dowiadujemy się przypadkiem, jako ostatni. Oczywiście narastają też problemy, często natury kryminalnej, powodowane przez legalnych przybyszów z krajów dawnego ZSRS, jest to jednak temat odrębny.
Gdy tylko gdzieś pojawi się oburzenie z powodu znanego raczej z Zachodu zachowania uchodźcy z bardziej egzotycznego kierunku, natychmiast obarcza się za to winą poprzedni rząd. Nawet wtedy, gdy rzecz dotyczy przyszłych migrantów, przyjętych na mocy paktu. Z paktem bowiem sprawy mają się tak, że faktycznie zgodziliśmy się na wszystko i tylko na użytek wewnętrzny rząd przyjął twardą retorykę. Nie jesteśmy jednak zamkniętym obiegiem informacji i czego nie powiedzą nam w Warszawie, o tym wprost mówi się w Berlinie. Zwłaszcza że tematyka migracyjna jest jednym z gorętszych zagadnień trwającej kampanii wyborczej. W Polsce ministrowie, premier i kandydat na prezydenta zapewniali, że pakt migracyjny nie będzie nas dotyczył, równocześnie przygotowując administrację do jego wprowadzenia. W lutym posłowie PiS ujawnili pismo, w którym przedstawiciel rządu domagał się okazania przez instytucje państwowe planów przyjęcia tysięcy imigrantów. Pojawiły się też bulwersujące opinię publiczną informacje o stworzeniu 49 ośrodków dla uchodźców, ulokowanych w nowo wybudowanych obiektach o wysokim standardzie.
Powróciły wreszcie informacje o aspekcie ekonomicznym: migranci na terenie całej UE otrzymywać mają takie samo wsparcie finansowe, co oznacza, że w Polsce będą oni dostawać od państwa więcej niż wielu przedstawicieli grup wymagających systemowo jego wsparcia, z emerytami włącznie. Posłowie PiS informowali, że kolejne rządowe rozporządzenia i plany ukrywane są przed opinią publiczną, również poprzez pomijanie stosownych procedur na poziomie parlamentarnym. Wszystko po to, by temat i u nas nie wpłynął na kampanię wyborczą. – W zeszłym roku Donald Tusk nie był w stanie powstrzymać paktu migracyjnego. Został przyjęty dosłownie kilkanaście tygodni po tym, jak został on premierem. To on w praktyce doprowadził do tego, że Rada UE to przyjęła i to stało się prawem! To już obowiązuje! – mówił na początku miesiąca Piotr Müller na antenie TV wPolsce24. Na początku lutego w Warszawie odbyła się konferencja unijnych ministrów dotycząca migracji. Nasze władze się nią zbytnio nie chwaliły, natomiast niemieckie MSW ogłosiło, że na spotkaniu panowała zgoda wobec przyspieszenia paktu migracyjnego. Odmówiono jednak informacji, jakie było stanowisko Polski.
-
[NASZ WYWIAD] Anna Bryłka: Grupa Azoty jest w krytycznej sytuacji
-
Na terytorium Polski prawdopodobnie spadł kolejny fragment rakiety Falcon 9
Pakt migracyjny wejdzie szybciej niż planowano
Wniosek jest jednak oczywisty: pakt migracyjny wchodzi w życie i to szybciej, niż było to planowane. Co więcej, od wielu miesięcy trwa proceder zawracania do Polski tysięcy uchodźców z Niemiec, na który polski rząd się zgodził, co w debacie wyborczej potwierdził sam Olaf Scholz. Przy okazji mówiąc, że jest to przedsmak tego, co czeka nas po wejściu w życie paktu. A to jest już niemal przesądzone, co więcej – politycy unijni na każdym kroku podkreślają, że nie ma możliwości, by pojedynczy kraj był z czegokolwiek zwolniony. Pozostaje kwestia, czy przyjmować uchodźców, czy płacić ogromne kary, co usłużni dziennikarze uparcie nazywają „dobrowolnością”. I choć politycy zaczęli dezawuować przywołaną na początku wypowiedź Lewandowskiego, a on sam broni się, że została wyrwana z kontekstu, jest już oczywiste, że rząd nie uchronił Polski przed paktem migracyjnym. Jego konsekwencji w pełni doświadczymy za kilkanaście miesięcy, mieszkańcy terenów przygranicznych swoisty zwiastun tej sytuacji oglądają już dziś.