[Tylko u nas] Aleksandra Jakubiak OV: Dary odkładane na półkę
Skarby na półce
Kiedy myślałam o dzisiejszym święcie, miałam skojarzenie z pewnym zwyczajem mojej śp. babci, która większość prezentów otrzymywanych w powodu różnorodnych okazji, chowała do szafy, na kiedyś, na lepsze czasy, na czarną godzinę etc. Nawet bardzo ładny obraz Maryi, który kupiłam jej na urodziny, włożyła na półkę zamykaną na klucz, by się na wierzchu „nie marnowała”.
Pomyślałam sobie, że podobnie jest z wieloma darami, które otrzymujemy od Boga, choćby mocą samego chrztu. Mamy w szafie prawdziwe ołtarzyki „souvenirów” takich jak np. dziecięctwo Boże i wszystkie przywileje, jakie z relacji Ojciec-dziecko płyną; dalej np. zaproszenie do przyjaźni i partnerstwa z Bogiem; pragnienie wzajemnej bliskości i intymności; dary i owoce Ducha Świętego; łaski wiary, nadziei i miłości otrzymywane przez każdego (sic!), nielimitowany dostęp do Boga 24/7, o którym można by tylko marzyć etc., etc. etc. I co? I nic. Leżą sobie w szafie nieużywane, nówki-sztuki. Można je sobie czasem wyciągnąć, obejrzeć, pozachwycać się tym, jakie są „ładne, amierykańskie” i włożyć z powrotem na półkę, żeby się nie zniszczyły i nie zużyły.
Współkształtowanie związku
W scenie Zwiastowania Pańskiego widzimy Maryję, która rozmawiając w aniołem zapoznaje się niejako z „warunkami umowy”, jest współtwórczynią relacji, ponieważ dialog zawsze zakłada przynajmniej dwa komunikujące się podmioty. Myślę, że mamy nie tylko prawo, ale i obowiązek ruszenia wreszcie prezentów z półki i współkształtowania przyjaźni z Bogiem, bo co to za związek, w którym jedna strona jest aktywna, a druga tylko potakuje jak marionetka albo milczy przypisując brak jakichkolwiek reakcji pseudo-bojaźni Bożej? Może to zabrzmi dziwnie, ale nasza relacja jest wypadkową osobowości, zachowania, działania obu stron interakcji. Mówi się, że nie ma dwóch takich samych małżeństw, dwóch takich samych związków międzyludzkich. To samo dotyczy wspólnoty z Bogiem - ilu osób, tyle odmiennych rodzajów bliskości, bo każdy z nas do relacji wnosi siebie. Mamy prawo do zachowywania własnego charakteru i przynoszenia go do wspólnej przestrzeni jako formy bogactwa. Najpierw jednak musimy tej indywidualnej specyfiki związku z Bogiem chcieć. Można bowiem pozostawać w swojej wierze w sferze powtarzalności zewnętrznych figur, tylko czy warto?
- KUL przybliża przemilczane historie Polaków ratujących Żydów
- Ramadanowy iftar w katolickim kościele w Molenbeek
- Problem molestowania duchownych? Parafianka skazana za nękanie proboszcza
- Uroczystość Zwiastowania Pańskiego i Dzień Świętości Życia. Jak podjąć Duchową Adopcję Dziecka Poczętego?
- Kard. Parolin o Franciszku: przedstawiamy mu tylko najważniejsze kwestie, by go nie męczyć
Obrazy Boga
Ta myśl prowadzi mnie też do Ewangelii z ostatniej niedzieli. Dla przypomnienia, była to przypowieść o nieurodzajnym figowcu, który ogrodnik/rolnik chce jeszcze obłożyć nawozem i dać mu szansę na owocowanie. To, co łączy scenę zwiastowania z ową przypowieścią, to reakcja na obrazy Boga, które w sobie nosimy. Przypowieść tę możemy czytać nieco prymitywnie, czyli surowy i okrutny Bóg-Ojciec chce już człowieka wysłać w mało sympatyczne miejsce, ale dobry Syn wyprasza mu jeszcze trochę czasu na nawrócenie. Często się w tego typu interpretacją spotkałam, tylko co to nam mówi o obrazie Ojca? I co mówi nam o nim stawianie siebie w pozycji robaka, gdy Bóg zaprasza nas do bycia Jego dzieckiem? Co o tym obrazie mówi nam unikanie bliskości, która zakłada i ufność, i miłość, i - jeśli tego potrzebujemy - także spory? Czym innym jest bowiem brak szacunku, a czym innym zwykły strach spowodowany noszeniem w sercu ikony Stwórcy pisanej nie rylcem Ducha Świętego, ale diabła.
Czy trwanie z Władcą wszechświata we wspólnocie zbudowanej na modelu relacji rodzinnych i partnerstwa jest bezczelnością? Niewątpliwie. Tyle tylko że to nie kto inny, ale sam Bóg nam ten model proponuje.