Piotr Skwieciński: Dinozaury nie chcą wymrzeć

Pospolite ruszenie na granicy zachodniej jest zrozumiałe. Nawet jeśli liczby migrantów wciąż nie są alarmujące. Bo lepsza prewencja, niż równia pochyła.
/ Piotr Skwieciński / Tygodnik Solidarność

Co musisz wiedzieć:

  • Politycy rządzącej koalicji zrewidowali postawę wobec masowej imigracji. Trochę dlatego, że widzą, iż pogląd na to zjawisko większości wyborców nie jest, mówiąc eufemistycznie, wzięty z „Zielonej Granicy”.
  • Według niemieckiego MSW od 8 maja na polską stronę na mocy zarządzenia z 7 maja odesłano na naszą stronę ok. 1300 osób, co oznaczałoby wzrost w porównaniu z przeciętną z okresu poprzednich 16 miesięcy.
  • „Co będzie potem? Myślę, że upadek naszej cywilizacji, porównywalny z upadkiem Rzymu. «Barbarzyńcy» i tak napłyną w końcu do Europy z Południa i przemienią państwa, które dziś znamy, w coś innego. Może piękniejszego i lepszego, kto wie… po wymarciu dinozaurów ostatecznie przecież zaistniały zwierzęta równie fajne albo nawet fajniejsze od nich” – stwierdziła Agnieszka Holland

„Obumrzyj ojczyzno pier…ol się zgnilizno, przestań być pomnikiem i uwolnij glebę od ciężkich cokołów, pozwól tutaj wzrosnąć czarnym pokoleniom, tych co pamiętają bezpowrotną drogę”. Jarosław Mikołajewski, „Komunikat prasowy”.

Powyższe motto dobrze oddaje fakt, iż narracja strony prorządowej w kwestii kryzysu migracyjnego (czy raczej – kryzysu zaufania do państwa związanego z zaufaniem do ochrony granicy zachodniej) nacechowana jest gigantyczną hipokryzją. Na czym polegającą?

Otóż na tym, że część prorządowa (celowo nie mówię tu o stronie rządowej, politycy bowiem zachowują się inaczej, zbierając za to cięgi ze strony najbardziej głośnej części własnego zaplecza) z jednej strony powtarza bez przerwy, jak to działania „patroli obywatelskich” są bezsensowne, gdyż na granicy nie dzieje się nic szczególnego i żadnego wzrostu odsyłania migrantów z Niemiec do Polski nie ma.

W tej narracji zdarzają się zresztą lapsusy każące podawać tę wersję rzeczywistości w wątpliwość. Oto np. dziennikarka „Gazety Wyborczej” pyta często wypowiadającego się na tych łamach profesora Witolda Klausa: – Z jakiegoś powodu władze obawiają się pokazania prawdziwych danych. Pokazują liczby związane z procedurą Dublin III i readmisją, ale unikają liczb dotyczących zawracania migrantów w trybie obowiązującego w Niemczech od maja zarządzenia, które pozwala tamtejszej policji odsyłać migrantów bez sprawdzania? Na co ten odpowiada: – Co sprawia, że pojawia się coraz więcej pytań. Nie wiem, dlaczego rząd tak robi. Naprawdę, nie jest mu to na rękę.

Takie epizody każą zachować ostrożność przy uznawaniu powszechnie powielanej tezy, jakoby ruch migrantów z Niemiec do Polski naprawdę pozostawał na stałym, niskim poziomie. Wprawdzie według niemieckiego MSW od 8 maja na polską stronę na mocy zarządzenia z 7 maja odesłano na naszą stronę ok. 1300 osób, co oznaczałoby wzrost w porównaniu z przeciętną z okresu poprzednich 16 miesięcy, ale to wciąż nie byłby dramat. Również globalna liczba cudzoziemców w Polsce nie jest obecnie zastraszająca i również dotąd nie stało się nic w dużej skali dramatycznego (w Warszawie, gdzie cudzoziemców jest najwięcej, nie widać oznak powstawania gett, „no-go zones” itd.).

Tylko że nie o obecne liczby bezwzględne tu przede wszystkim chodzi. I to nie one przede wszystkim drażnią tych, którzy zdecydowali się patrolować granice. Chodzi o coś innego, wyczuwanego bardziej na poziomie intuicji niż analizy. Ale wyczuwanego słusznie.

Najpoprawniejsza Polska

Po pierwsze idzie o dynamikę zjawiska. Gdyby – teoretycznie – spetryfikować stan obecny, nie zaistniałoby nic, co mogłoby zbulwersować kogoś poza największymi ksenofobami, i dla wszystkich poza nimi nadwyżka plusów nad minusami obecności imigrantów byłaby – tak jak dotąd – bezdyskusyjna.

Tylko że dynamika zjawiska nie pozwala na założenie, że sytuacja pozostanie constans. Uczy tego znany Polakom przykład Zachodu. Tam przecież też nie od razu osiągnięto dzisiejszy, krytyczny stan. Zaczynano od liczb małych, pozornie niegroźnych i dla stanu bezpieczeństwa, i dla kulturowo-etnicznej tożsamości społeczeństw.

Ale ten stan zmieniał się, bo imigracja z roku na rok postępowała. Postępowała na skutek kilku, wzajemnie dopełniających się czynników. Realnych potrzeb ekonomicznych krajów, a zarazem przemożnej chęci skutecznie lobbującego przemysłu ograniczenia wydatków na płace. Humanitarnej zgody na łączenie rodzin, które szybko przestało być ograniczone do sytuacji rodzic – współmałżonek – dzieci. Wreszcie – motywacji ideologicznych części rządzących, a jeszcze bardziej wspierającego ich zaplecza intelektualnego – chęci zapewnienia, drogą migracji, trwałej przewagi wyborczej dla partii „postępowych” oraz świadomego dążenia do burzenia dotychczasowej tożsamości społeczeństw – jako „wstecznej” (o takiej motywacji ówczesnej zmiany prawa imigracyjnego wspominał m.in. autor przemówień czołowych polityków brytyjskiej Partii Pracy okresu rządów Tony’ego Blaira Andrew Neather).

Dinozaury

Warto zwrócić uwagę na ten ostatni element. Bo poparcie dla masowej, obcokulturowej imigracji nie mimo, tylko właśnie dlatego, że jest ona obcokulturowa, bije z wielkiej części wypowiedzi i tekstów tych, którzy lamentują nad tolerowaniem przez obecny rząd aktywności „patroli obywatelskich”. Vide choćby cytowany w motcie wiersz Mikołajewskiego. Vide radosna zapowiedź Agnieszki Holland: „Co będzie potem? Myślę, że upadek naszej cywilizacji, porównywalny z upadkiem Rzymu. «Barbarzyńcy» i tak napłyną w końcu do Europy z Południa i przemienią państwa, które dziś znamy, w coś innego. Może piękniejszego i lepszego, kto wie… po wymarciu dinozaurów ostatecznie przecież zaistniały zwierzęta równie fajne albo nawet fajniejsze od nich”. Takie przykłady można mnożyć.

Bardzo wielu ludzi czuje tę postawę narracyjnie dominującej części elit instynktownie. I trudno im się dziwić, że nie godzą się na zaplanowaną dla nich rolę dinozaurów.

Trudno też dziwić się temu, że instynktownie nie ufają postawie obecnych polskich władz. Jest prawdą, że politycy rządzącej koalicji zrewidowali postawę wobec masowej imigracji. Trochę dlatego, że widzą, iż pogląd na to zjawisko większości wyborców nie jest, mówiąc eufemistycznie, wzięty z „Zielonej Granicy” cytowanej wyżej p. Holland. Trochę dlatego, że skoro atakuje się poprzedników (PiS) właśnie za dopuszczenie do pojawienia się w Polsce masy ciemnoskórych posiadaczy wiz i za ograniczoną skuteczność bariery, wybudowanej na granicy z Białorusią, to trzeba zachować minimum narracyjnej spójności.

Głównie zaś dlatego, że postawa zmienia się też na Zachodzie, co ośmiela zakompleksionych Polaków. Bo jak zarzucić „niezachodniość” np. takiej Danii, obecnie wzorca twardej polityki migracyjnej, której socjaldemokratyczny rząd współpracuje w tym zakresie ściśle z altprawicową premier Włoch Giorgią Meloni i odsyła nielegalnych imigrantów do Rwandy i Kosowa, a której minister ds. cudzoziemców nie boi się powiedzieć, iż odsetek przybyszy z Bliskiego Wschodu, którzy popełniają przestępstwa, jest cztero-, pięciokrotnie wyższy niż duńska średnia?

Na tle – powtórzmy, socjaldemokratycznej – szefowej rządu z Kopenhagi Agnieszka Holland jawi się jako anachronizm. Używając jej języka – jako dinozaur.

Polacy dobrze wyczuwają jednak, jak świeża i jak – być może – nietrwała jest ta zmiana podejścia do omawianej kwestii polskich władz. I można zrozumieć ten sceptycyzm, kiedy czyta się np. jak kierownik niemieckiego centrum deportacyjnego w Eisenhüttenstadt Olaf Jensen (w rozmowie z Wirtualną Polską) chwali postawę Warszawy w sprawie imigrantów („Polska jest jednym z najkonkretniejszych, najpoprawniejszych i najsprawniejszych państw w Europie w tej kwestii: odpowiada szybko, zgodnie i zawsze korzystnie”). W pozbyciu się tego wrażenia nie pomagają też działania Tuska, możliwe do zinterpretowania jako skierowane na uniemożliwienie obserwowania tego, co dzieje się na granicy (zakaz używania dronów czy – potencjalnie – fotografowania przejść granicznych).

Wunderwaffe coraz mniej cudowna

Osobną kwestią jest język, w którym zaplecze rządu krytykuje patrole obywatelskie. Język zdradzający silne zaangażowanie ideologiczne, bezpośrednio nie związane z migracją, ale pokazujące jak dalece jest ona wprzęgana w realizowanie szerszego projektu cywilizacyjnej rewolucji. Np. w poświęconym teoretycznie temu zjawisku tekście Katarzyny Wojnickiej i Julii Kubisy w „Gazecie Wyborczej” chyba częściej niż słowa „migranci” czy „patrole” pojawia się słowo „mężczyźni” – bo walka z patrolami Bąkiewicza to ewidentnie tylko narzędzie dla realizacji ostatniego konika „Wyborczej”. Czyli zwalczania męskości tzw. toksycznej, którym to terminem określana jest męskość tradycyjna, czyli po prostu zwykła.

Odrębną kwestią jest bardzo popularny wśród wzmożonych promigracyjnie publicystów argument ad Putinum. Czyli ciągłe, natrętne sugerowanie, jakoby przeciwnicy migracji byli czy to świadomym, czy to nieświadomym narzędziem Moskwy.

Nikt, kto zna moje teksty, nie może mi zarzucić prorosyjskości. Ale intensywność, a przede wszystkim jednowymiarowość łączenia wszelkiego sprzeciwu wobec prób ustanowienia światopoglądowej hegemonii obozu lewicowo-liberalnego z Moskwą każe postawić zasadniczy znak zapytania nad ich szczerością.

A także pytanie, ile w tym fanatyzmu, a ile cynizmu? Przedstawicielom tej szkoły wydało się w pewnym momencie, że dostają do ręki Wunderwaffe w postaci możliwości zadania oponentom pytania, które według nich musi rozbroić wszelki opór: „No to jak, decyduj się – czy gej/migrant, czy Ruski?”. Nie przewidzieli, że nawet w Polsce odpowiedzią na taki prostacki szantaż może coraz częściej stać się wzruszenie ramion. Albo i odpowiedź: „No jeśli tak – to w takim razie Ruski”.

Jako kogoś, kto od zawsze ostrzegał przed moskiewskim ekspansjonizmem, smuci mnie to – ale cyniczne nadużywanie tego taranu przez progresywistów usiłujących instrumentalnie skojarzyć wszelkie formy tradycjonalizmu z Kremlem doprowadziło niestety do takiego rezultatu. Również zmiana nastawienia części Polaków wobec Ukrainy ma – między innymi – także tę przyczynę.

Reasumując, pospolite ruszenie na granicy zachodniej jest zrozumiałe. Nawet jeśli liczby migrantów wciąż nie są alarmujące. Bo lepsza prewencja, niż równia pochyła.


 

POLECANE
Prezydent Karol Nawrocki liderem prawicy. Nowy sondaż nie pozostawia wątpliwości z ostatniej chwili
Prezydent Karol Nawrocki liderem prawicy. Nowy sondaż nie pozostawia wątpliwości

Prezydent Karol Nawrocki coraz bardziej umacnia swoją pozycję na polskiej scenie politycznej. Najnowszy sondaż SW Research dla dziennika „Rzeczpospolita” pokazuje, że to właśnie on jest dziś wg Polaków liderem polskiej prawicy. Inne badania pokazują bardzo wysoki poziom zaufania społecznego do głowy państwa.

W Europie narasta nienawiść do chrześcijan. „To początek systematycznych prześladowań” gorące
W Europie narasta nienawiść do chrześcijan. „To początek systematycznych prześladowań”

Jak wynika z raportu opublikowanego przez Europejskie Centrum Prawa i Sprawiedliwości (ECLJ), w Europie narasta zjawisko chrystianofobii rozumianej jako wrogość, dyskryminacja lub przemoc skierowana przeciwko wyznawcom Chrystusa oraz ich symbolom.

Pożyczka dla Ukrainy nie jest przesądzona. Potrzebna będzie zgoda prezydenta Nawrockiego gorące
Pożyczka dla Ukrainy nie jest przesądzona. Potrzebna będzie zgoda prezydenta Nawrockiego

Polską część pożyczki dla Ukrainy najpierw musi ratyfikować Sejm i Senat, a następnie będzie ona wymagała akceptacji prezydenta Karola Nawrockiego, który może ją zawetować – zauważa na platformie X poseł Sebastian Kaleta.

Kiedy zapłacimy cyfrowym euro? Wiadomości
Kiedy zapłacimy cyfrowym euro?

Europejski Bank Centralny (EBC) i banki krajowe strefy euro przygotowują projekt wprowadzenia cyfrowej wersji tej waluty. Nadal jednak jest sporo kontrowersji wobec wspólnego pieniądza. Chodzi nie tylko o płatności, ale o koszty przyjęcia europejskiej waluty. Takie wątpliwości ma wielu Polaków. Czy projekt cyfrowego euro je rozwieje?

Szef ukraińskiego wywiadu: Rosja przygotowuje się do okupacji państw bałtyckich z ostatniej chwili
Szef ukraińskiego wywiadu: Rosja przygotowuje się do okupacji państw bałtyckich

Kyryło Budanow, szef wywiadu Ukrainy, oświadczył, że Rosja zamierza zająć państwa bałtyckie i planuje rozpocząć działania już w 2027 roku.

Pilny komunikat MSWiA ws. zabójstwa 11-latki z Jeleniej Góry pilne
Pilny komunikat MSWiA ws. zabójstwa 11-latki z Jeleniej Góry

MSWiA wydało pilny komunikat w sprawie zabójstwa 11-letniej Danusi z Jeleniej Góry.

Rozpoczynamy nowy etap relacji z Ukrainą. Szefernaker o rozmowach Nawrocki–Zełenski z ostatniej chwili
"Rozpoczynamy nowy etap relacji z Ukrainą". Szefernaker o rozmowach Nawrocki–Zełenski

Szef KPRP Paweł Szefernaker ocenia, że piątkowe spotkanie prezydenta Karola Nawrockiego z prezydentem Wołodymyrem Zełenskim to nowy etap relacji polsko-ukraińskich. Wśród najważniejszych omawianych kwestii wymienił m.in. ekshumacje na Wołyniu i współpracę w obszarze bezpieczeństwa, w tym obrony przeciwdronowej.

Dr Jacek Saryusz-Wolski: Polska powinna, śladem Czech, odmówić wdrażania ETS2 gorące
Dr Jacek Saryusz-Wolski: Polska powinna, śladem Czech, odmówić wdrażania ETS2

„Decyzje ustanawiające ETS zostały podjęte z pogwałceniem traktatowo wymaganego trybu jednomyślnego” - zauważył na platformie X dr Jacek Saryusz-Wolski, doradca społeczny ds. europejskich prezydenta Karola Nawrockiego.

La Nacion: Sprzeciw argentyńskiego agrobiznesu wobec przełożenia podpisania umowy UE – Mercosur Wiadomości
La Nacion: Sprzeciw argentyńskiego agrobiznesu wobec przełożenia podpisania umowy UE – Mercosur

Argentyński dziennik La Nacion skrytykował decyzję szefowej KE o odroczeniu porozumienia między UE a krajami Mercosur (Mercado Común del Sur – Wspólny Rynek Południa). Media państw członkowskich (m.in. Brazylii, Argentyny, Paragwaju i Urugwaju) relacjonują protesty europejskich rolników jako „polityczne” a nie społeczne. Prasa krajów Mercosur zapewnia, że żywność z tych krajów jest zdrowa.

Orban: Twarde ograniczenia finansowe popychają Europę ku wojnie z ostatniej chwili
Orban: Twarde ograniczenia finansowe popychają Europę ku wojnie

„Od tej chwili nie mówimy już tylko o decyzjach politycznych czy moralnych, ale o twardych ograniczeniach finansowych, które popychają Europę w jednym kierunku: ku wojnie” - napisał premier Węgier Viktor Orban na platformie X komentując uzgodnioną na szczycie w Brukseli pożyczkę dla Ukrainy.

REKLAMA

Piotr Skwieciński: Dinozaury nie chcą wymrzeć

Pospolite ruszenie na granicy zachodniej jest zrozumiałe. Nawet jeśli liczby migrantów wciąż nie są alarmujące. Bo lepsza prewencja, niż równia pochyła.
/ Piotr Skwieciński / Tygodnik Solidarność

Co musisz wiedzieć:

  • Politycy rządzącej koalicji zrewidowali postawę wobec masowej imigracji. Trochę dlatego, że widzą, iż pogląd na to zjawisko większości wyborców nie jest, mówiąc eufemistycznie, wzięty z „Zielonej Granicy”.
  • Według niemieckiego MSW od 8 maja na polską stronę na mocy zarządzenia z 7 maja odesłano na naszą stronę ok. 1300 osób, co oznaczałoby wzrost w porównaniu z przeciętną z okresu poprzednich 16 miesięcy.
  • „Co będzie potem? Myślę, że upadek naszej cywilizacji, porównywalny z upadkiem Rzymu. «Barbarzyńcy» i tak napłyną w końcu do Europy z Południa i przemienią państwa, które dziś znamy, w coś innego. Może piękniejszego i lepszego, kto wie… po wymarciu dinozaurów ostatecznie przecież zaistniały zwierzęta równie fajne albo nawet fajniejsze od nich” – stwierdziła Agnieszka Holland

„Obumrzyj ojczyzno pier…ol się zgnilizno, przestań być pomnikiem i uwolnij glebę od ciężkich cokołów, pozwól tutaj wzrosnąć czarnym pokoleniom, tych co pamiętają bezpowrotną drogę”. Jarosław Mikołajewski, „Komunikat prasowy”.

Powyższe motto dobrze oddaje fakt, iż narracja strony prorządowej w kwestii kryzysu migracyjnego (czy raczej – kryzysu zaufania do państwa związanego z zaufaniem do ochrony granicy zachodniej) nacechowana jest gigantyczną hipokryzją. Na czym polegającą?

Otóż na tym, że część prorządowa (celowo nie mówię tu o stronie rządowej, politycy bowiem zachowują się inaczej, zbierając za to cięgi ze strony najbardziej głośnej części własnego zaplecza) z jednej strony powtarza bez przerwy, jak to działania „patroli obywatelskich” są bezsensowne, gdyż na granicy nie dzieje się nic szczególnego i żadnego wzrostu odsyłania migrantów z Niemiec do Polski nie ma.

W tej narracji zdarzają się zresztą lapsusy każące podawać tę wersję rzeczywistości w wątpliwość. Oto np. dziennikarka „Gazety Wyborczej” pyta często wypowiadającego się na tych łamach profesora Witolda Klausa: – Z jakiegoś powodu władze obawiają się pokazania prawdziwych danych. Pokazują liczby związane z procedurą Dublin III i readmisją, ale unikają liczb dotyczących zawracania migrantów w trybie obowiązującego w Niemczech od maja zarządzenia, które pozwala tamtejszej policji odsyłać migrantów bez sprawdzania? Na co ten odpowiada: – Co sprawia, że pojawia się coraz więcej pytań. Nie wiem, dlaczego rząd tak robi. Naprawdę, nie jest mu to na rękę.

Takie epizody każą zachować ostrożność przy uznawaniu powszechnie powielanej tezy, jakoby ruch migrantów z Niemiec do Polski naprawdę pozostawał na stałym, niskim poziomie. Wprawdzie według niemieckiego MSW od 8 maja na polską stronę na mocy zarządzenia z 7 maja odesłano na naszą stronę ok. 1300 osób, co oznaczałoby wzrost w porównaniu z przeciętną z okresu poprzednich 16 miesięcy, ale to wciąż nie byłby dramat. Również globalna liczba cudzoziemców w Polsce nie jest obecnie zastraszająca i również dotąd nie stało się nic w dużej skali dramatycznego (w Warszawie, gdzie cudzoziemców jest najwięcej, nie widać oznak powstawania gett, „no-go zones” itd.).

Tylko że nie o obecne liczby bezwzględne tu przede wszystkim chodzi. I to nie one przede wszystkim drażnią tych, którzy zdecydowali się patrolować granice. Chodzi o coś innego, wyczuwanego bardziej na poziomie intuicji niż analizy. Ale wyczuwanego słusznie.

Najpoprawniejsza Polska

Po pierwsze idzie o dynamikę zjawiska. Gdyby – teoretycznie – spetryfikować stan obecny, nie zaistniałoby nic, co mogłoby zbulwersować kogoś poza największymi ksenofobami, i dla wszystkich poza nimi nadwyżka plusów nad minusami obecności imigrantów byłaby – tak jak dotąd – bezdyskusyjna.

Tylko że dynamika zjawiska nie pozwala na założenie, że sytuacja pozostanie constans. Uczy tego znany Polakom przykład Zachodu. Tam przecież też nie od razu osiągnięto dzisiejszy, krytyczny stan. Zaczynano od liczb małych, pozornie niegroźnych i dla stanu bezpieczeństwa, i dla kulturowo-etnicznej tożsamości społeczeństw.

Ale ten stan zmieniał się, bo imigracja z roku na rok postępowała. Postępowała na skutek kilku, wzajemnie dopełniających się czynników. Realnych potrzeb ekonomicznych krajów, a zarazem przemożnej chęci skutecznie lobbującego przemysłu ograniczenia wydatków na płace. Humanitarnej zgody na łączenie rodzin, które szybko przestało być ograniczone do sytuacji rodzic – współmałżonek – dzieci. Wreszcie – motywacji ideologicznych części rządzących, a jeszcze bardziej wspierającego ich zaplecza intelektualnego – chęci zapewnienia, drogą migracji, trwałej przewagi wyborczej dla partii „postępowych” oraz świadomego dążenia do burzenia dotychczasowej tożsamości społeczeństw – jako „wstecznej” (o takiej motywacji ówczesnej zmiany prawa imigracyjnego wspominał m.in. autor przemówień czołowych polityków brytyjskiej Partii Pracy okresu rządów Tony’ego Blaira Andrew Neather).

Dinozaury

Warto zwrócić uwagę na ten ostatni element. Bo poparcie dla masowej, obcokulturowej imigracji nie mimo, tylko właśnie dlatego, że jest ona obcokulturowa, bije z wielkiej części wypowiedzi i tekstów tych, którzy lamentują nad tolerowaniem przez obecny rząd aktywności „patroli obywatelskich”. Vide choćby cytowany w motcie wiersz Mikołajewskiego. Vide radosna zapowiedź Agnieszki Holland: „Co będzie potem? Myślę, że upadek naszej cywilizacji, porównywalny z upadkiem Rzymu. «Barbarzyńcy» i tak napłyną w końcu do Europy z Południa i przemienią państwa, które dziś znamy, w coś innego. Może piękniejszego i lepszego, kto wie… po wymarciu dinozaurów ostatecznie przecież zaistniały zwierzęta równie fajne albo nawet fajniejsze od nich”. Takie przykłady można mnożyć.

Bardzo wielu ludzi czuje tę postawę narracyjnie dominującej części elit instynktownie. I trudno im się dziwić, że nie godzą się na zaplanowaną dla nich rolę dinozaurów.

Trudno też dziwić się temu, że instynktownie nie ufają postawie obecnych polskich władz. Jest prawdą, że politycy rządzącej koalicji zrewidowali postawę wobec masowej imigracji. Trochę dlatego, że widzą, iż pogląd na to zjawisko większości wyborców nie jest, mówiąc eufemistycznie, wzięty z „Zielonej Granicy” cytowanej wyżej p. Holland. Trochę dlatego, że skoro atakuje się poprzedników (PiS) właśnie za dopuszczenie do pojawienia się w Polsce masy ciemnoskórych posiadaczy wiz i za ograniczoną skuteczność bariery, wybudowanej na granicy z Białorusią, to trzeba zachować minimum narracyjnej spójności.

Głównie zaś dlatego, że postawa zmienia się też na Zachodzie, co ośmiela zakompleksionych Polaków. Bo jak zarzucić „niezachodniość” np. takiej Danii, obecnie wzorca twardej polityki migracyjnej, której socjaldemokratyczny rząd współpracuje w tym zakresie ściśle z altprawicową premier Włoch Giorgią Meloni i odsyła nielegalnych imigrantów do Rwandy i Kosowa, a której minister ds. cudzoziemców nie boi się powiedzieć, iż odsetek przybyszy z Bliskiego Wschodu, którzy popełniają przestępstwa, jest cztero-, pięciokrotnie wyższy niż duńska średnia?

Na tle – powtórzmy, socjaldemokratycznej – szefowej rządu z Kopenhagi Agnieszka Holland jawi się jako anachronizm. Używając jej języka – jako dinozaur.

Polacy dobrze wyczuwają jednak, jak świeża i jak – być może – nietrwała jest ta zmiana podejścia do omawianej kwestii polskich władz. I można zrozumieć ten sceptycyzm, kiedy czyta się np. jak kierownik niemieckiego centrum deportacyjnego w Eisenhüttenstadt Olaf Jensen (w rozmowie z Wirtualną Polską) chwali postawę Warszawy w sprawie imigrantów („Polska jest jednym z najkonkretniejszych, najpoprawniejszych i najsprawniejszych państw w Europie w tej kwestii: odpowiada szybko, zgodnie i zawsze korzystnie”). W pozbyciu się tego wrażenia nie pomagają też działania Tuska, możliwe do zinterpretowania jako skierowane na uniemożliwienie obserwowania tego, co dzieje się na granicy (zakaz używania dronów czy – potencjalnie – fotografowania przejść granicznych).

Wunderwaffe coraz mniej cudowna

Osobną kwestią jest język, w którym zaplecze rządu krytykuje patrole obywatelskie. Język zdradzający silne zaangażowanie ideologiczne, bezpośrednio nie związane z migracją, ale pokazujące jak dalece jest ona wprzęgana w realizowanie szerszego projektu cywilizacyjnej rewolucji. Np. w poświęconym teoretycznie temu zjawisku tekście Katarzyny Wojnickiej i Julii Kubisy w „Gazecie Wyborczej” chyba częściej niż słowa „migranci” czy „patrole” pojawia się słowo „mężczyźni” – bo walka z patrolami Bąkiewicza to ewidentnie tylko narzędzie dla realizacji ostatniego konika „Wyborczej”. Czyli zwalczania męskości tzw. toksycznej, którym to terminem określana jest męskość tradycyjna, czyli po prostu zwykła.

Odrębną kwestią jest bardzo popularny wśród wzmożonych promigracyjnie publicystów argument ad Putinum. Czyli ciągłe, natrętne sugerowanie, jakoby przeciwnicy migracji byli czy to świadomym, czy to nieświadomym narzędziem Moskwy.

Nikt, kto zna moje teksty, nie może mi zarzucić prorosyjskości. Ale intensywność, a przede wszystkim jednowymiarowość łączenia wszelkiego sprzeciwu wobec prób ustanowienia światopoglądowej hegemonii obozu lewicowo-liberalnego z Moskwą każe postawić zasadniczy znak zapytania nad ich szczerością.

A także pytanie, ile w tym fanatyzmu, a ile cynizmu? Przedstawicielom tej szkoły wydało się w pewnym momencie, że dostają do ręki Wunderwaffe w postaci możliwości zadania oponentom pytania, które według nich musi rozbroić wszelki opór: „No to jak, decyduj się – czy gej/migrant, czy Ruski?”. Nie przewidzieli, że nawet w Polsce odpowiedzią na taki prostacki szantaż może coraz częściej stać się wzruszenie ramion. Albo i odpowiedź: „No jeśli tak – to w takim razie Ruski”.

Jako kogoś, kto od zawsze ostrzegał przed moskiewskim ekspansjonizmem, smuci mnie to – ale cyniczne nadużywanie tego taranu przez progresywistów usiłujących instrumentalnie skojarzyć wszelkie formy tradycjonalizmu z Kremlem doprowadziło niestety do takiego rezultatu. Również zmiana nastawienia części Polaków wobec Ukrainy ma – między innymi – także tę przyczynę.

Reasumując, pospolite ruszenie na granicy zachodniej jest zrozumiałe. Nawet jeśli liczby migrantów wciąż nie są alarmujące. Bo lepsza prewencja, niż równia pochyła.



 

Polecane