Ukraińska sztuka wizualna. Wyrosła z niebytu

To, co piszę poniżej, w najmniejszym stopniu nie jest „antyukraińskie”. Chciałabym jedynie wyprostować fałsze dotyczące sztuki naszych wschodnich sąsiadów, które to fałsze narastają z każdym rokiem rosyjskiej inwazji.
 Ukraińska sztuka wizualna. Wyrosła z niebytu
/ AdobeStock

Co musisz wiedzieć: 

 

 

  • Na Ukrainie sztuki wizualnej – bo tak teraz nazywamy niegdysiejsze sztuki piękne – praktycznie nie było
  • My, Polacy, staramy się wmówić światu, że ukraińska sztuka plastyczna dorównuje poziomem dokonaniom artystów z innych europejskich kultur
  • Na 59. weneckim Biennale było siłowe awansowanie Ukrainy do europejskiego peletonu z racji, że kraj znalazł się w stanie wojny

 

Otóż na Ukrainie sztuki wizualnej – bo tak teraz nazywamy niegdysiejsze sztuki piękne – praktycznie nie było. O ile nie naciągać, że do wizu-artu można zaliczyć folklor, haftowane koszule, rzuciki zdobiące dzbany i malowanki na okiennicach i ścianach chat. Nie można też oszukiwać, że Lwów był centrum ukraińskiego życia kulturalnego – do wybuchu II wojny to był jeden z głównych polskich ośrodków nauki i kultury, miasto uniwersyteckie, gdzie dwie trzecie mieszkańców stanowili Polacy. I oto na tle wiadomych działań wojennych staliśmy się świadkami narodzin nowoczesnej sztuki ukraińskiej, wyrosłej bez tradycji, bez zaplecza, bez szkół ani mistrzów. Fenomen na skalę światową! Polska ma w tym duże, żeby nie powiedzieć – wiodące zasługi, udzielając wschodnim sąsiadom swego artystyczno-intelektualnego wsparcia. Poczynając od miejsc na plastycznych uczelniach, poprzez stypendia, wynajmowanie lokali dla studiujących, aż po miejsca w prestiżowych galeriach, zakupy ukraińskich prac do polskich publicznych zbiorów, aukcje sztuki ukraińskiej, kuratorów, oprowadzania w języku ukraińskim i mnóstwo innych premii, jakimi obsypujemy twórców z zaatakowanego kraju. No, nasi też coś z tego skubną: instytucje (w tym kultury) mają statutowo zagwarantowane finansowe ulgi za pomoc obywatelom zza Buga.

Podciąganie na siłę

 

Suwerenna Ukraina zaistniała w 1991 roku, choć oficjalnie dopiero rok później. Niecały miesiąc temu (24 sierpnia), jak rokrocznie od tamtej pory, obchodziła Dzień Niepodległości. Tym razem rocznicę fetowano w Warszawie koncertem na placu Zamkowym. To nie był jedyny sygnał solidarności polskiego narodu z sąsiadami walczącymi z rosyjskim najeźdźcą – o czym wszystkim wiadomo, więc bez sensu powtarzać.

Jest jednak w naszych najnowszych relacjach rys szczególny, chyba nienotowany w jakimkolwiek innym dziejowym momencie ani kraju: my, Polacy, staramy się wmówić światu, że ukraińska sztuka plastyczna dorównuje poziomem dokonaniom artystów z innych europejskich kultur. Dla tego nagięcia byliśmy w stanie poświęcić nawet nasz dorobek, prestiż, naszą polską osobność. Co było powodem, że rok temu (w 2024) oddaliśmy polski pawilon w Giardini, na 60. Międzynarodowym Biennale w Wenecji, ukraińskiemu kolektywowi Open Group, który tamże zaprezentował instalację „Powtarzaj za mną II”, choć dana nacja ma w weneckim Arsenale swoje stanowisko? Przede wszystkim chodziło o utrącenie „pisowskiego” (po przejęciu władzy przez Koalicję 13 grudnia) kandydata Ignacego Czwartosa, którego obrazy może nie zasługiwałyby na Złote Lwy, ale autor mówił głosem własnym, nie sterowanym przez neoliberalną narrację.

Kto po kim powtarza

 

Podczas ceremonii otwarcia ukraińskiej instalacji w pawilonie Pologna minister Bartłomiej Sienkiewicz wygłosił okolicznościową gadkę: „Sztuka nie wprowadza pokoju. Ale sztuka budzi emocje, które nie pozwalają pozostać obojętnym. Dwa miliony uchodźców w Polsce potwierdziło nam to, co tak naprawdę jest najważniejsze w życiu: ludzka solidarność, współczucie, empatia”.

Tytuł ukraińskiego projektu „Powtarzajcie za mną” zabrzmiał niemal ironicznie. Bo to Ukraińcy pilnie podpatrują i naśladują modne światowe trendy.

 

Tytuł ukraińskiego projektu „Powtarzajcie za mną” zabrzmiał niemal ironicznie. Bo to Ukraińcy pilnie podpatrują i naśladują modne światowe trendy. A wielu twórców, którzy w czasie putinowskiej wojny uciekli z zagrożonych terenów, bezpiecznie usadowiło się w Polsce (czy w innym kraju), gdzie nie ma alarmów przeciwlotniczych, za to „za pochodzenie” dostaje się liczne benefity. Po lutym 2022 roku na polskich Akademiach Sztuk Pięknych zaroiło się od uchodźców chętnych studiować wizu-art. Piszę tylko o bliskim i znanym mi kierunku (oraz zaistniałej tam sytuacji), ale przecież na wielu innych uczelniach (choćby Polsko-Japońskiej Akademii Technik Komputerowych) ogłaszany jest specjalny nabór do programu stypendialnego „dedykowanego” Ukraińcom. Piazza Ukraina Nie my jedni popisaliśmy się tak szerokim gestem. W 2022 roku, kilka miesięcy po wybuchu wojny na Ukrainie, organizatorzy 59. weneckiego Biennale zdecydowali się na innego typu premię dla walczącego narodu. O projekcie zatytułowanym „This is Ukraine: Defending Freedom” mówiło się wiele, choć była to „tylko” wystawa towarzysząca Biennale, naprędce zorganizowana w Scuola Grande della Misericordia. To nie koniec bonusów. Z pawilonu w Arsenale, gdzie zwyczajowo znajduje się ukraińska „miejscówka”, przeniesiono niebiesko-żółtych w sam pępek Giardini, w pobliże pawilonu Stanów Zjednoczonych. Tamże zaimprowizowano

Piazza Ukraina

 

To była bezprecedensowa nobilitacja! Teren placu wyznaczała drewniana instalacja wypalana lutownicą. Pośrodku tej przestrzeni skonstruowano wysoką „termitierę” z worków wypełnionych piaskiem (takimi samymi zabezpiecza się pomniki i dzieła sztuki, a także buduje barykady). Już to samo byłoby wystarczająco mocnym przekazem, ale kopiec posłużył również jako tło, „ścianka”, na której urządzono kompletnie amatorski, improwizowany pokaz reprodukcji prac współczesnych ukraińskich artystów. Przy wilgotnej weneckiej aurze papierowe wydruki po jednym dniu zamieniały się w smętnie zwisające szmaty. Zamiast triumfu – żenada.

Doczepiona w ostatniej chwili

 

Na 59. weneckim Biennale nie był to jedyny ukraiński akcent – i wcale nie jako nadrabianie wielosetletnich zaległości czy niespodziewane odkrycie zapoznanych talentów. Było to raczej siłowe awansowanie Ukrainy do europejskiego peletonu z racji, że kraj znalazł się w stanie wojny. Tak właśnie, w odruchu solidarności, uhonorowano ludową malarkę Marię Prymaczenko (1909–1997), w ostatniej chwili dokooptowując jej prace do głównej ekspozycji przeglądu „Mleko snów”. Kuratorka tej części Cecilia Alemani przyznała, że nie miała pojęcia o dokonaniach tej ukraińskiej malarki ani o tym, że drobna część jej kompozycji, wystawianych w Muzeum Historyczno-Krajoznawczym w Iwankowie, w 2022 roku uległa zniszczeniu w efekcie rosyjskich bombardowań. Bo, umówmy się, miejsce Prymaczenko jest wśród naiwistów, którzy owszem, awansowali do poważnych, prestiżowych muzeów, ale tylko w tak wyjątkowych przypadkach jak Celnik Rousseau. Ukrainka miała plastyczny zmysł, wyobraźnię, dryg do kolorów, jednak w sposób typowy dla samorodnych malarzy komponowała obrazy na zasadzie horror vacui. U niej każdy element dzieła musiał mieć szlaczek, rzucik, kontur, ozdóbki. Ładne to, wdzięczne, dekoracyjne, lecz przydawanie tej sztuce znaczeniowej głębi jest stanowczo na wyrost.

Ukrainka miała plastyczny zmysł, wyobraźnię, dryg do kolorów, jednak w sposób typowy dla samorodnych malarzy komponowała obrazy na zasadzie horror vacui.

Świeżo malowane

 

Co do Prymaczenko – znów Polacy wybili się na prowadzenie, jeśli chodzi o promowanie tej autorki. Od kwietnia do czerwca 2024 roku w Muzeum Sztuki Nowoczesnej odbyła się ostatnia w pawilonie nad Wisłą wielka wystawa: retrospektywa Marii Prymaczenko, nosząca tytuł „Tygrys w ogrodzie”. Zdarzyło się to dwa lata po tym, kiedy polska publiczność miała okazję zetknąć się (po raz pierwszy?) z jej twórczością za sprawą pokazu plenerowego na dziedzińcu Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Wtedy jednak oglądaliśmy tylko reprodukcje. W MSN przedstawiono gwasze z lat 1982–1994 pochodzące z prywatnej kolekcji Edouarda Dymshytsa. Oglądając tę prezentację, doznałam (i kilka innych osób) swego rodzaju szoku graniczącego z powątpiewaniem: w jaki sposób uboga kobiecina, większość życia spędzająca we wsi Bołotnia, miała dostęp do szlachetnych, kartonowych podkładów oraz do drogich farb Talensa, których czystość i wielość odcieni jest nie do podrobienia przez inne firmy? Są dwie możliwości – albo kolekcjoner dostarczył artystce ekskluzywne materiały, albo… hm, ktoś je wykonał, korzystając z szablonów Prymaczenko. Ale nie spekulujmy! Zresztą, nikt nie udzieli wiążącej odpowiedzi.


 

POLECANE
Nie żyje szef sztabu jednostki dronów z Mirosławca. Jest komunikat MON z ostatniej chwili
Nie żyje szef sztabu jednostki dronów z Mirosławca. Jest komunikat MON

We środę 12. Baza Bezzałogowych Statków Powietrznych w Mirosławcu poinformowała o śmierci podpułkownika Konrada Banasia. Teraz Ministerstwo Obrony Narodowej wydało komunikat.

Ważny komunikat dla klientów PKO BP z ostatniej chwili
Ważny komunikat dla klientów PKO BP

PKO BP zapowiedział przerwę techniczną w niedzielę 21 września. Czasowo niedostępne będą bankowość internetowa i mobilna, natomiast karty płatnicze oraz bankomaty będą działały bez zmian.

Zełenski zabrał głos po naruszeniu przestrzeni powietrznej Estonii z ostatniej chwili
Zełenski zabrał głos po naruszeniu przestrzeni powietrznej Estonii

To nie wypadki, to systematyczna rosyjska kampania wymierzona w Europę, NATO i Zachód - napisał na X prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski, odnosząc się do trzech rosyjskich myśliwców, które w piątek wtargnęły w przestrzeń powietrzną Estonii.

Kabaret Hrabi wydał komunikat. Grupa ogłosiła plany na najbliższe miesiące Wiadomości
Kabaret Hrabi wydał komunikat. Grupa ogłosiła plany na najbliższe miesiące

Po śmierci Joanny Kołaczkowskiej, która przez długi czas zmagała się z nowotworem mózgu, fani kabaretu Hrabi zastanawiali się nad przyszłością grupy. Teraz zespół poinformował o swoich planach: jeszcze tej jesieni artyści wystąpią razem na scenie, a w 2026 roku przygotowany zostanie nowy program. Na facebooku grupy pojawił się oficjalny komunikat.

Tȟašúŋke Witkó: Niemieccy zbawcy tylko u nas
Tȟašúŋke Witkó: Niemieccy "zbawcy"

Zgodnie ze starą zasadą głoszącą, że „sukces ma wielu ojców, a porażka jest sierotą”, czołowi politycy z Berlina pobiegli do wszystkich możliwych tytułów prasowych, stacji telewizyjnych i rozgłośni radiowych, aby obwieścić całemu światu, iż to właśnie Niemcy ratują dziś Europę przed agresją Moskwy!

Martwię się. Nowe doniesienia o księżnej Kate Wiadomości
"Martwię się". Nowe doniesienia o księżnej Kate

Donald Trump i Melania Trump odwiedzili Wielką Brytanię podczas oficjalnej wizyty, a brytyjska rodzina królewska powitała ich w ogrodach zamku Windsor. Spotkanie przyciągnęło uwagę mediów na całym świecie. Niektórych obserwatorów zaniepokoił również wygląd księżnej Kate, która zmaga się z chorobą nowotworową.

Pilny komunikat - rosyjskie myśliwce nad polską platformą Petrobalticu na Bałtyku z ostatniej chwili
Pilny komunikat - rosyjskie myśliwce nad polską platformą Petrobalticu na Bałtyku

Straż Graniczna podała pilny komunikat o rosyjskich myśliwcach nad platformą Petrobalticu.

UE zapowiada wspólną odpowiedź na działania Rosji Wiadomości
UE zapowiada wspólną odpowiedź na działania Rosji

Szef Rady Europejskiej Antonio Costa zapowiedział w piątek, że na szczycie 1 października w Kopenhadze przedstawiona zostanie „wspólna odpowiedź” UE na działania Rosji. Jak dodał, naruszenie estońskiej przestrzeni powietrznej pokazuje po raz kolejny pilną potrzebę wzmocnienia wschodniej flanki Unii.

Rosyjskie myśliwce naruszyły przestrzeń powietrzną Estonii z ostatniej chwili
Rosyjskie myśliwce naruszyły przestrzeń powietrzną Estonii

Trzy rosyjskie myśliwce MiG-31 wleciały w piątek rano w przestrzeń powietrzną Estonii w pobliżu wyspy Vaindloo na Zatoce Fińskiej i pozostawały tam przez około 12 minut; wezwaliśmy do MSZ charge d'affaires Rosji, wręczono mu notę protestacyjną - poinformował resort dyplomacji w Tallinie.

Szykuje się astronomiczne widowisko. Kiedy warto patrzeć w niebo? Wiadomości
Szykuje się astronomiczne widowisko. Kiedy warto patrzeć w niebo?

Już w poniedziałek, 22 września o godzinie 20:19, rozpocznie się astronomiczna jesień. W tym czasie na nocnym niebie czeka nas wyjątkowe widowisko – od trzech superpełni Księżyca po spektakularne roje meteorów.

REKLAMA

Ukraińska sztuka wizualna. Wyrosła z niebytu

To, co piszę poniżej, w najmniejszym stopniu nie jest „antyukraińskie”. Chciałabym jedynie wyprostować fałsze dotyczące sztuki naszych wschodnich sąsiadów, które to fałsze narastają z każdym rokiem rosyjskiej inwazji.
 Ukraińska sztuka wizualna. Wyrosła z niebytu
/ AdobeStock

Co musisz wiedzieć: 

 

 

  • Na Ukrainie sztuki wizualnej – bo tak teraz nazywamy niegdysiejsze sztuki piękne – praktycznie nie było
  • My, Polacy, staramy się wmówić światu, że ukraińska sztuka plastyczna dorównuje poziomem dokonaniom artystów z innych europejskich kultur
  • Na 59. weneckim Biennale było siłowe awansowanie Ukrainy do europejskiego peletonu z racji, że kraj znalazł się w stanie wojny

 

Otóż na Ukrainie sztuki wizualnej – bo tak teraz nazywamy niegdysiejsze sztuki piękne – praktycznie nie było. O ile nie naciągać, że do wizu-artu można zaliczyć folklor, haftowane koszule, rzuciki zdobiące dzbany i malowanki na okiennicach i ścianach chat. Nie można też oszukiwać, że Lwów był centrum ukraińskiego życia kulturalnego – do wybuchu II wojny to był jeden z głównych polskich ośrodków nauki i kultury, miasto uniwersyteckie, gdzie dwie trzecie mieszkańców stanowili Polacy. I oto na tle wiadomych działań wojennych staliśmy się świadkami narodzin nowoczesnej sztuki ukraińskiej, wyrosłej bez tradycji, bez zaplecza, bez szkół ani mistrzów. Fenomen na skalę światową! Polska ma w tym duże, żeby nie powiedzieć – wiodące zasługi, udzielając wschodnim sąsiadom swego artystyczno-intelektualnego wsparcia. Poczynając od miejsc na plastycznych uczelniach, poprzez stypendia, wynajmowanie lokali dla studiujących, aż po miejsca w prestiżowych galeriach, zakupy ukraińskich prac do polskich publicznych zbiorów, aukcje sztuki ukraińskiej, kuratorów, oprowadzania w języku ukraińskim i mnóstwo innych premii, jakimi obsypujemy twórców z zaatakowanego kraju. No, nasi też coś z tego skubną: instytucje (w tym kultury) mają statutowo zagwarantowane finansowe ulgi za pomoc obywatelom zza Buga.

Podciąganie na siłę

 

Suwerenna Ukraina zaistniała w 1991 roku, choć oficjalnie dopiero rok później. Niecały miesiąc temu (24 sierpnia), jak rokrocznie od tamtej pory, obchodziła Dzień Niepodległości. Tym razem rocznicę fetowano w Warszawie koncertem na placu Zamkowym. To nie był jedyny sygnał solidarności polskiego narodu z sąsiadami walczącymi z rosyjskim najeźdźcą – o czym wszystkim wiadomo, więc bez sensu powtarzać.

Jest jednak w naszych najnowszych relacjach rys szczególny, chyba nienotowany w jakimkolwiek innym dziejowym momencie ani kraju: my, Polacy, staramy się wmówić światu, że ukraińska sztuka plastyczna dorównuje poziomem dokonaniom artystów z innych europejskich kultur. Dla tego nagięcia byliśmy w stanie poświęcić nawet nasz dorobek, prestiż, naszą polską osobność. Co było powodem, że rok temu (w 2024) oddaliśmy polski pawilon w Giardini, na 60. Międzynarodowym Biennale w Wenecji, ukraińskiemu kolektywowi Open Group, który tamże zaprezentował instalację „Powtarzaj za mną II”, choć dana nacja ma w weneckim Arsenale swoje stanowisko? Przede wszystkim chodziło o utrącenie „pisowskiego” (po przejęciu władzy przez Koalicję 13 grudnia) kandydata Ignacego Czwartosa, którego obrazy może nie zasługiwałyby na Złote Lwy, ale autor mówił głosem własnym, nie sterowanym przez neoliberalną narrację.

Kto po kim powtarza

 

Podczas ceremonii otwarcia ukraińskiej instalacji w pawilonie Pologna minister Bartłomiej Sienkiewicz wygłosił okolicznościową gadkę: „Sztuka nie wprowadza pokoju. Ale sztuka budzi emocje, które nie pozwalają pozostać obojętnym. Dwa miliony uchodźców w Polsce potwierdziło nam to, co tak naprawdę jest najważniejsze w życiu: ludzka solidarność, współczucie, empatia”.

Tytuł ukraińskiego projektu „Powtarzajcie za mną” zabrzmiał niemal ironicznie. Bo to Ukraińcy pilnie podpatrują i naśladują modne światowe trendy.

 

Tytuł ukraińskiego projektu „Powtarzajcie za mną” zabrzmiał niemal ironicznie. Bo to Ukraińcy pilnie podpatrują i naśladują modne światowe trendy. A wielu twórców, którzy w czasie putinowskiej wojny uciekli z zagrożonych terenów, bezpiecznie usadowiło się w Polsce (czy w innym kraju), gdzie nie ma alarmów przeciwlotniczych, za to „za pochodzenie” dostaje się liczne benefity. Po lutym 2022 roku na polskich Akademiach Sztuk Pięknych zaroiło się od uchodźców chętnych studiować wizu-art. Piszę tylko o bliskim i znanym mi kierunku (oraz zaistniałej tam sytuacji), ale przecież na wielu innych uczelniach (choćby Polsko-Japońskiej Akademii Technik Komputerowych) ogłaszany jest specjalny nabór do programu stypendialnego „dedykowanego” Ukraińcom. Piazza Ukraina Nie my jedni popisaliśmy się tak szerokim gestem. W 2022 roku, kilka miesięcy po wybuchu wojny na Ukrainie, organizatorzy 59. weneckiego Biennale zdecydowali się na innego typu premię dla walczącego narodu. O projekcie zatytułowanym „This is Ukraine: Defending Freedom” mówiło się wiele, choć była to „tylko” wystawa towarzysząca Biennale, naprędce zorganizowana w Scuola Grande della Misericordia. To nie koniec bonusów. Z pawilonu w Arsenale, gdzie zwyczajowo znajduje się ukraińska „miejscówka”, przeniesiono niebiesko-żółtych w sam pępek Giardini, w pobliże pawilonu Stanów Zjednoczonych. Tamże zaimprowizowano

Piazza Ukraina

 

To była bezprecedensowa nobilitacja! Teren placu wyznaczała drewniana instalacja wypalana lutownicą. Pośrodku tej przestrzeni skonstruowano wysoką „termitierę” z worków wypełnionych piaskiem (takimi samymi zabezpiecza się pomniki i dzieła sztuki, a także buduje barykady). Już to samo byłoby wystarczająco mocnym przekazem, ale kopiec posłużył również jako tło, „ścianka”, na której urządzono kompletnie amatorski, improwizowany pokaz reprodukcji prac współczesnych ukraińskich artystów. Przy wilgotnej weneckiej aurze papierowe wydruki po jednym dniu zamieniały się w smętnie zwisające szmaty. Zamiast triumfu – żenada.

Doczepiona w ostatniej chwili

 

Na 59. weneckim Biennale nie był to jedyny ukraiński akcent – i wcale nie jako nadrabianie wielosetletnich zaległości czy niespodziewane odkrycie zapoznanych talentów. Było to raczej siłowe awansowanie Ukrainy do europejskiego peletonu z racji, że kraj znalazł się w stanie wojny. Tak właśnie, w odruchu solidarności, uhonorowano ludową malarkę Marię Prymaczenko (1909–1997), w ostatniej chwili dokooptowując jej prace do głównej ekspozycji przeglądu „Mleko snów”. Kuratorka tej części Cecilia Alemani przyznała, że nie miała pojęcia o dokonaniach tej ukraińskiej malarki ani o tym, że drobna część jej kompozycji, wystawianych w Muzeum Historyczno-Krajoznawczym w Iwankowie, w 2022 roku uległa zniszczeniu w efekcie rosyjskich bombardowań. Bo, umówmy się, miejsce Prymaczenko jest wśród naiwistów, którzy owszem, awansowali do poważnych, prestiżowych muzeów, ale tylko w tak wyjątkowych przypadkach jak Celnik Rousseau. Ukrainka miała plastyczny zmysł, wyobraźnię, dryg do kolorów, jednak w sposób typowy dla samorodnych malarzy komponowała obrazy na zasadzie horror vacui. U niej każdy element dzieła musiał mieć szlaczek, rzucik, kontur, ozdóbki. Ładne to, wdzięczne, dekoracyjne, lecz przydawanie tej sztuce znaczeniowej głębi jest stanowczo na wyrost.

Ukrainka miała plastyczny zmysł, wyobraźnię, dryg do kolorów, jednak w sposób typowy dla samorodnych malarzy komponowała obrazy na zasadzie horror vacui.

Świeżo malowane

 

Co do Prymaczenko – znów Polacy wybili się na prowadzenie, jeśli chodzi o promowanie tej autorki. Od kwietnia do czerwca 2024 roku w Muzeum Sztuki Nowoczesnej odbyła się ostatnia w pawilonie nad Wisłą wielka wystawa: retrospektywa Marii Prymaczenko, nosząca tytuł „Tygrys w ogrodzie”. Zdarzyło się to dwa lata po tym, kiedy polska publiczność miała okazję zetknąć się (po raz pierwszy?) z jej twórczością za sprawą pokazu plenerowego na dziedzińcu Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Wtedy jednak oglądaliśmy tylko reprodukcje. W MSN przedstawiono gwasze z lat 1982–1994 pochodzące z prywatnej kolekcji Edouarda Dymshytsa. Oglądając tę prezentację, doznałam (i kilka innych osób) swego rodzaju szoku graniczącego z powątpiewaniem: w jaki sposób uboga kobiecina, większość życia spędzająca we wsi Bołotnia, miała dostęp do szlachetnych, kartonowych podkładów oraz do drogich farb Talensa, których czystość i wielość odcieni jest nie do podrobienia przez inne firmy? Są dwie możliwości – albo kolekcjoner dostarczył artystce ekskluzywne materiały, albo… hm, ktoś je wykonał, korzystając z szablonów Prymaczenko. Ale nie spekulujmy! Zresztą, nikt nie udzieli wiążącej odpowiedzi.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe