[Tylko u nas] Aleksandra Jakubiak OV: Pokój a pokój
![[Tylko u nas] Aleksandra Jakubiak OV: Pokój a pokój](https://www.tysol.pl/imgcache/750x530/c/uploads/news/117926/17088837343e495998c2f932c82d8337.jpg)
Pod wpływem wydarzeń społecznych, ale także tematów, które nasuwa sama Ewangelia, ostatnio coraz bardziej uwidaczniają się w moich oczach pewne pary zjawisk lub raczej współwystępowanie biegunowych ekstremów na konkretnych płaszczyznach istotnych dla naszego funkcjonowania i postrzegania świata. I tak np. „widzieć” możemy: światło i ciemność, pokój i wojnę, śmierć naturalną i ciąg przemocy zakończony zgonem oraz wiele innych.
Pogrążanie
Nie sposób nie odnieść wrażenia, że po epoce prób jednania się świat znów pęka coraz głębiej. Jakby, w jakimś sensie, ludzka natura podlegała kołu czasu, które okresowo przynosi ze sobą imperatyw podziału. Jakby okropna wojna poprzedniego stulecia zacierała się w naszej zbiorowej pamięci i to skazywało nas na popełnianie tych samych błędów wciąż i wciąż od nowa - od narastania niepamięci, chciwości i strachu, przez wybuch przemocy, po traumę… i potem od nowa. Oczywiście, w tym wszystkim niebagatelną rolę odgrywa biznes i takie użycie społecznej inżynierii, które podsyci i wykorzysta uśpione konflikty dla własnego zysku, jednak by taktyka ta mogła zadziałać, w społeczeństwach musi najpierw zaistnieć odpowiedni wewnętrzny klimat do eksplozji przemocy. Wygląda to tak, jakby populacje Europy, Ameryki Płn., dużej części Azji i Afryki - a więc skupiska ludzkie o skrajnie różnej kulturze, historii, religii - były rozhuśtane, niedbające o zdrowy wewnętrzny balans. Słowa i czyny społecznie nieakceptowalne jeszcze dziesięć lat temu, dziś są na porządku dziennym, niegodziwe wypowiedzi, brak dbałości o zgodność z faktami, brak odpowiedzialności, pogarda ludzi wobec ludzi, czy wreszcie żenujące eventy np. ogólnonarodowe rzucanie klątw i uroków na jednego z amerykańskich polityków, zdziecinnienie i agresja, to wszystko objawy choroby toczącej ludzkość na poziomie znacznie głębszym, niż tylko sfera wydarzeń medialnych.
Pełen światła
Kilka lat temu jeden ze znanych kaznodziejów - proszę mi wybaczyć, ale nie pamiętam który - komentując dzisiejszą Ewangelię odwrócił perspektywę. Mówił, że Jezus nie tyle się wobec uczniów przemienił, co na chwilę przestał się osłaniać, pokazał im się takim, jakim jest. Pełen światła. Zdarza mi się, że w czasie Liturgii Eucharystycznej nie mogę się skupić na „tu i teraz”, bo zastanawiam się, jak ta scena wygląda naprawdę, nie w moich oczach, ale z poziomu nieba. Ile jest istot, których nie potrafię dostrzec, jak wygląda Boża chwała zstępująca na ołtarz? Wtedy przychodzi mi na myśl, że znany ten świat tak, jak dziecko w łonie matki - niby coś słyszy, niby coś widzi, ale wszystko to jest dalece niepełne. Musi ono dojrzeć, rozwinąć w sobie umiejętność życia poza organizmem matki, by mogło się urodzić i zacząć wykorzystywać swe zmysły w pełni. Czym dla noworodka poród, tym dla nas może być śmierć. Próbuję o tym pamiętać, kiedy umiera ktoś, kto był mi bliski. Ale śmierci mogą być różne.
Śmierć i śmierć
W ostatnich dniach doświadczyłam dwóch odejść. Zmarł mój ulubiony profesor, postać niezwykle barwna, człowiek, któremu w sensie naukowym zawdzięczam bardzo wiele. Oczywiście w czasie kilku semestrów mozolnej nauki analizy tekstu oraz znajomości pism Ojców Kościoła, miałam nieustanne wrażenie czołgania się po poligonie pełnym min, ale jednocześnie był to jeden z najlepszych, jeśli nie najlepszy, mówca, jakiego wykładów mogłam kiedykolwiek słuchać. Nawet osoby, które traktowały zajęcia z nim, jak dopust Boży, po latach muszą przyznać, że bez nich bylibyśmy wszyscy jak dzieci we mgle. Choć prof. Arkadiusz Baron zmarł przedwcześnie, to pozostała po nim nie tylko dobra pamięć, ale i masa naukowego dorobku. Innym przypadkiem śmierci, jest zgon rosyjskiego opozycjonisty Aleksieja Nawalnego. Z pewnością nie był on politykiem, którego poglądy bym podzielała, ale nie ma to żadnego znaczenia. Czy czterdziestokilkulatek zmarł w wyniku choroby, po wcześniejszej poważnej próbie otrucia, potem procesie i zesłaniu do kolonii karnej czy też padł on ofiarą bezpośredniego zabójstwa, to też jest w pewnym sensie bez znaczenia, bo człowiek ów umarł w wyniku tego, że ośmielił się być przeciwnikiem totalitarnego systemu zbudowanego wokół tyrana. Tu wracamy do początku, do wojny. Świat, w którym ginie się za to, że się z kimś nie zgadza, za to, że ma się inne poglądy, to świat który granicę nienawiści przekroczył już dawno.
Opór złu
Ale co ja, mała biedulka, mogę zrobić wobec tak wielkich mechanizmów, które rozjeżdżają tę ziemię niczym gąsienice czołgów? Otóż mogę. Nienawiść, agresja, zło naprawdę mogą przegrać tylko z bronią, której nie znają, nie rozumieją - z miłosierdziem i takim pokojem, który nie jest skutkiem braku toczenia się wojny, ale jest czymś wobec wojny uprzednim, stanem ducha. Nie chodzi mi o tzw. irenizm, czyli pokojowość ponad prawdą, dla ogólnego dobrego samopoczucia, chodzi o taki rodzaj pokoju, którego księciem jest Bóg, o daną przed Niego miłość, która jest zdolna do stawiania bufora agresji, zemście, potrzebie oddania ciosu. To nie pacyfizm, to wolność i wola dobra.
Jedyną bronią przeciw podziałowi jest używanie narzędzi, których on nie zna. Jedyną drogą do pokoju jest wcześniejsze posiadanie go w sobie. Nie namawiam do jakichś ideologicznych aktów bezczynności czy bezwolności w obliczu niesprawiedliwości, ranienia niewinnych. To po prostu propozycja dla mnie i dla tych, których ona przekonuje, na sposób przeciwstawienia się wojnie wciągającej świat, by zanim napiszę ociekający jadem komentarz, zanim rzucę wobec kogoś „ty zawsze” lub „ty nigdy”, zanim udostępnię coś, co obraża innych, zastanowić się, czy naprawdę tego chcę, bo jak wojna rodzi się najpierw w sercu, tak i w sercu, w wielu sercach zaczyna się jej kres.