Wieczny cień Radiokomitetu. Dlaczego żadna władza nie potrafi naprawić mediów publicznych
Co musisz wiedzieć:
- Zdaniem autora przez ostatnie dekady żadna władza nie potrafiła stworzyć stabilnego, systemowego modelu mediów publicznych
- Ponadto - przez ostatnie dekady żadna władza nie potrafiła stworzyć stabilnego, systemowego modelu mediów publicznych.
- W debacie o przyszłości mediów publicznych ścierają się wizje ich likwidacji, prywatyzacji, budowy nowego holdingu lub powrotu do misji publicznej.
Bez reformy
Choć przed 2015 rokiem grupa dziennikarzy bliskich Prawu i Sprawiedliwości pod cichym patronatem SDP zaczęła pracę nad przyszłą ustawą medialną, akt ten nie miał nigdy szczęścia. Zamiast tzw. dużej ustawy medialnej po wyborach parlamentarnych wygranych przez PiS 10 lat temu uchwalano jedynie kolejne przepisy pozwalające na doraźne regulacje, takie jak zmiana władz mediów publicznych, powołanie Rady Mediów Narodowych i osłabienie KRRiT czy ostatecznie zablokowane głośne „Lex TVN”. O rozwiązaniach systemowych, w tym zmianie sposobu ściągania abonamentu, mówiło się przez lata bardzo dużo, jednak na mówieniu z reguły się kończyło. Platforma Obywatelska poza krytyką ograniczyła się właściwie do zbierania podpisów pod projektem likwidacji TVP Info. I tak aż do grudnia 2023 roku, gdy kolejna ekipa w żadne zmiany prawa nawet się nie bawiła i zdecydowała się na siłowe przejęcie mediów publicznych, do dziś wspominane jako dramatyczne wydarzenie przez wielu ówczesnych pracowników TVP.
- Długie przerwy w dostawie prądu. Ważny komunikat dla mieszkańców Wielkopolski
- KRUS wydał komunikat dla rolników
- Komunikat Straży Granicznej. Pilne doniesienia z granicy
- Niepokojące informacje z granicy. Komunikat Straży Granicznej
- Mamy wyrok sądu ws. znaku graficznego „Solidarność”! Piotr Duda: To niepodważalne potwierdzenie naszych praw
- Trzeci stopień alarmowy. PKP Intercity wydaje pilny komunikat
- Droższy prąd od nowego roku. Polacy zapłacą więcej
- Ważny komunikat dla mieszkańców Gdańska
- Europa leci do Waszyngtonu. Merz, Macron i Meloni odbędą rozmowę z Trumpem
- Ważny komunikat dla mieszkańców Krakowa
- Komunikat dla mieszkańców woj. podkarpackiego
Pełna kontrola
W czasach PRL wszystko było dość proste. W 1951 roku dekretem utworzono przy Radzie Ministrów Komitet do Spraw Radiofonii „Polskie Radio”. 9 lat później, już ustawą, urząd ten stał się Komitetem do Spraw Radia i Telewizji „Polskie Radio i Telewizja”. Do zadań tego centralnego organu należały tak kluczowe kompetencje, jak budowa ośrodków nadawczych, tworzenie programów radiowych i telewizyjnych czy wspieranie twórczości artystycznej, wreszcie ustalanie liczby produkowanych odbiorników radiowych i telewizyjnych. Koncesje nie były potrzebne, ponieważ nie istniał rynek nadawców. Szefowie tej instytucji niemal do jej końca byli kluczowymi postaciami w państwie zarówno komunistycznym, jak i postkomunistycznym, pełniąc równocześnie funkcję szefów Telewizji Polskiej.
W tym gronie znalazły się takie postacie jak Włodzimierz Sokorski, rządzący nią w latach 50. i 60., legenda czasów Gierka Maciej Szczepański, a później m.in. Jerzy Urban, Andrzej Drawicz czy, z drugiej strony, Zbigniew Romaszewski. Radiokomitet przestał istnieć dopiero w 1993 roku, gdy ustawa uchwalona w grudniu 1992 roku powołała Krajową Radę Radiofonii i Telewizji. Dopiero to ciało zyskało wpływ na tworzący się rynek, mogąc przyznawać koncesje i karać nadawców za rozmaite naruszenia zasad i obyczajów. Działalność Rady od początku budziła kontrowersje, wystarczy przypomnieć, że jej pierwszy przewodniczący został odwołany (z naruszeniem prawa) z funkcji po tym, jak zdecydował o przyznaniu koncesji telewizji Polsat, z którą przez kolejne lata był związany jako prowadzący, a później dyrektor pionu informacji.
Wielka czystka
W III RP wypracowano model zmian w stacjach radiowych i telewizyjnych. Rewolucjom na górze towarzyszyły na ogół mniej gwałtowne zmiany na niższych szczeblach. Choć dość znany jest przypadek szybkiego wycięcia z telewizji tzw. pampersów – młodych prawicowych dziennikarzy przez ekipę ludowca Ryszarda Miazka, standardem było raczej stopniowe usuwanie audycji, przenoszenie ich na gorsze godziny, wycofywanie dziennikarzy do kanałów regionalnych, a pracowników na bardziej oddalone od anteny stanowiska.
Gdy w 2015 roku PiS, dzięki tzw. małej ustawie medialnej, zyskało wpływ na obsadę kluczowych stanowisk w mediach publicznych, odejścia znanych dziennikarzy były bardzo rozłożone w czasie. W radiu wielu z nich przetrwało całe lata, niekiedy nawet całe dwie kadencje, co zresztą pozwoliło później dokonać płynnego przejęcia emisji przez ekipę PO. Jednak nawet w ostatnich tygodniach przed zmianą wielu z dziennikarzy i wydawców spodziewało się raczej przeniesienia do regionów lub archiwów, a nie bezwzględnego wyłączenia identyfikatorów. Z kolei dla pionu technicznego zmiana początkowo jawiła się jako jedna z wielu, choć później zaskoczyła ich najpierw jej brutalność, a potem złe traktowanie tych, którzy jako niezbędni ludzie zaplecza w stacji pozostali.
Dobra zmiana
Osiem lat rządów PiS w mediach publicznych na ogół oceniane jest bardzo krytycznie. TVP stała się dla wielu symbolem bezprzykładnej propagandy, choć przecież również wcześniej, choćby w kampaniach wyborczych 2015 roku, trudno było ją uznać za obiektywną. Ocieplanie wizerunku rządzących w „Wiadomościach” czy „Gościu Wiadomości”, a także emocjonalne i niewątpliwie narzucające interpretację zdarzeń paski były bezwzględnie nagłaśniane i krytykowane przez media w wielu sprawach nie odbiegające poziomem zaangażowania od TVP, jednak wyjęte spod krytyki jako prywatne. Niewątpliwie jednak informacyjne kanały zarówno TVP, jak i Polskiego Radia traktowane były zbyt często jako prywatny radiowęzeł polityków służący do transmitowania nawet najbardziej błahych wystąpień, zwłaszcza w kampaniach wyborczych. Atmosfera, która narosła wokół TVP, sprawiła, że mało kto był skłonny jej bronić i znajduje to odbicie również w dzisiejszych dyskusjach.
Gromy na panel
Podczas kongresu programowego PiS na temat mediów publicznych dyskutowali między innymi Jacek Kurski (były szef TVP), Dorota Kania (była naczelna Polska Press) i posłanka Joanna Lichocka. Ten zestaw nazwisk krytykowany był nawet po prawej stronie, co sprawiło, że zniknęły gdzieś dość istotne myśli sformułowane podczas dyskusji, takie jak rola mediów publicznych jako infrastruktury krytycznej, wskazanie na zagrożenia ze strony nowej ustawy dotyczącej rzekomo bezpieczeństwa w sieci, a de facto pozwalającej kontrolować cały przekaz medialny urzędnikom, czy istotne propozycje w rodzaju stworzenia holdingu medialnego (Kania) czy zachowania istotnej roli tożsamościowych i niezależnych mediów prywatnych nawet w przypadku powrotu prawicy do władzy (Jolanta Hajdasz z SDP).
Emocje przede wszystkim wzbudził udział Kurskiego, dla wielu będącego symbolem wszystkiego, co najgorsze w kreowaniu telewizyjnego przekazu. Publicysta „Gazety Polskiej” Maciej Kożuszek uważa, że głównym motywem panelowych prezentacji była tęsknota za dawnymi czasami i pewnymi miejscami pracy, tymczasem TVP okazała się zepsutą maszyną, która sama zaszkodziła również tym, którzy próbowali ją naprawić.
– Człowiek też jest przekazem – a oni są przekazem przeszłości
– podsumowuje tezy dyskutantów Kożuszek.
To, czego nie widać
Trzeba jednak zauważyć, że telewizja to nie tylko to, co widać. Niezależnie od oceny zawartości programowej czy przekazu informacyjnego i publicystycznego należy odnotować, że to za czasów Jacka Kurskiego (i kontynuującego ten proces Mateusza Matyszkowicza) TVP dokonała wielkiego skoku technologicznego, z wczesnych lat dwutysięcznych przenosząc się do nowoczesnych studiów i reżyserek pracujących na najnowocześniejszym sprzęcie. Po przejęciu Telewizji Polskiej przez ludzi związanych z obecną koalicją rządzącą nasycenie propagandą zostało takie same, a w przypadku przynajmniej niektórych z gwiazd „czystej wody” (określenie to TVP zawdzięcza manifestowi Marka Czyża z pierwszego wydania audycji „19.30”, która zastąpiła „Wiadomości”) zdecydowanie je przewyższa.
Równocześnie można odnieść wrażenie, że skok technologiczny został zmarnowany. Stało się tak dlatego, że decyzje w obecnej TVP podejmują ludzie, którzy w dużej części po 2015 roku wylądowali na marginesie mediów, w niszowych stacjach czy własnych, nierobiących na ogół furory kanałach na YouTubie. Tak jak Donald Tusk wrócił według wielu głosów do polityki z roku 2014, tak dziennikarze i wydawcy – do Telewizji Polskiej A.D. 2025 i to bardzo było widać zwłaszcza w pierwszych miesiącach emisji sygnałów przejętej stacji. W międzyczasie trwały przepychanki dotyczące legalności działań rządu i władz TVP, a ta zasysała kolejne, wyższe niż za poprzedników, dotacje. Tym razem jednak wydatkowania tych pieniędzy raczej nie widać, nie licząc ekstrawaganckich zakupów dla kierownictwa czy, jak niedawno, ekskluzywnej imprezy halloweenowej.
Niepotrzebna czy strategiczna?
A jednak wciąż dyskutuje się o potrzebie zmian mediów publicznych. Podczas pisowskiego panelu zderzyły się ze sobą koncepcje powołania wielkiego holdingu z pomysłem, by wykorzystać raczej obecną sytuację, w której rynek sam dokonał dywersyfikacji, a miejsce dużego państwowego molocha w odbiornikach i sercach widzów zajęło kilka podmiotów prywatnych. W nich zaś z kolei, z Kanałem Zero włącznie, swoje miejsce znaleźli liczni pracownicy TVP z czasów „dobrej zmiany” i to właściwie każdego szczebla, od dawnych dyrektorów, przez prezenterów, aż do wydawców. Powołanie holdingu niesie za sobą ryzyko stworzenia nowego molocha, który znów, po kolejnych wyborach, służyć będzie kolejnej władzy do celów czysto propagandowych.
Cały czas funkcjonują też koncepcje częściowej likwidacji i częściowej prywatyzacji, zgłaszano je nawet podczas innego spotkania na tym samym kongresie Prawa i Sprawiedliwości. Również kwestię znaczenia strategicznego według niektórych komentatorów można rozwiązać inaczej.
– Nie są żadną infrastrukturą krytyczną. Do przekazania komunikatu „pali się fabryka” nie jest potrzebny Jacek Kurski
– mówi Maciej Kożuszek. Wojciech Mucha dodaje, że nie trzeba budować koncernu – wystarczą przepisy nakazujące prywatnym stacjom emitowanie komunikatów w czasie kryzysu. Z takim postawieniem sprawy nie zgadza się Krzysztof Jabłoński, były pracownik TVP Info, odpowiedzialny między innymi za montaż serialu „Reset”. Według Jabłońskiego media publiczne zaliczają się do tych elementów infrastruktury, które powinny, jak choćby drogi czy armia, pozostać pod kontrolą państwa. Z kolei Mucha uważa, że problemem są przede wszystkim kanały informacyjne przez każdą władzę wykorzystywane jako narzędzie propagandy.
Bez znaczenia
Niewiele uwagi poświęcam w tym artykule nowej rządowej propozycji przedstawionej przez minister kultury Martę Cienkowską. Poza likwidacją Rady Mediów Narodowych i powrotem do szerokich kompetencji KRRiT ustawa skupia się na zaklęciach w postaci apolityczności, którą gwarantować ma większy udział tzw. strony społecznej, twórców i stowarzyszeń, w procesie decyzyjnym. Problem leży jednak w tym, że przecież i te podmioty mają swoje poglądy i interesy, zapewne zbieżne z interesami władzy, przez władzę będą też koncesjonowane do udziału w decyzjach. Pod pozorem demokratyzacji można więc obawiać się dalszego ideologicznego skrętu i upolitycznienia mediów. Ustawa nie kończy stanu likwidacji. Wbrew deklaracjom Cienkowskiej trudno też spodziewać się, że ustawę tę podpisze prezydent Karol Nawrocki.
Jak powinny wyglądać media publiczne? Przede wszystkim w przypadku zmiany władzy nie wolno prawicy powtórzyć błędu z 2015 roku i wydrenować z kadr niezależnych inicjatyw medialnych. Zapewne będzie to już niemożliwe, bo dziś są to dużo silniejsi niż 10 lat temu gracze. Trzeba więc będzie szukać gdzie indziej, nie wpadając w pułapkę, w którą wpadła ekipa Tomasza Syguta, rekrutując ludzi, którzy stracili dekadę obecności w branży. Przekaz tożsamościowy pozostawić mediom tożsamościowym, a mediom publicznym pozwolić zająć się misją i odbudowywaniem osłabionej wspólnoty duchowej, narodowej i kulturowej. Trudno wyobrazić sobie rezygnację z komponentu informacyjnego, nie może być on jednak kolejny raz tym samym codziennym „wbijaniem miliona gwoździ w milion desek”, jak rolę TV sformułował przed laty Maciej Szczepański i z czym zdawali się zgadzać kolejni szefowie kolejnych wcieleń Radiokomitetu. Rzetelna informacja będzie dużo straszniejszą bronią pozbawioną ośmieszającego ją nieraz zbyt zaangażowanego komentarza.
[Tytuł, niektóre śródtytuły i sekcja "Co musisz wiedzieć" pochodzą od redakcji]




