Łabędzi śpiew postkomuny

18 listopada 2025 roku, zgodnie z zawartą dwa lata wcześniej umową koalicyjną, Włodzimierz Czarzasty został marszałkiem Sejmu RP, zastępując na tym stanowisku Szymona Hołownię. Na nic zdały się dziennikarskie rachuby, że część koalicjantów może się wyłamać, że dawny postkomunista, zapowiadający już zainstalowanie na czele Kancelarii Sejmu związanego z Aleksandrem Kwaśniewskim innego weterana lewicy Marka Siwca, okaże się nie do przyjęcia dla niektórych parlamentarzystów Polski 2050. Owszem, kilkoro posłów nie przyszło, kilkoro się wstrzymało, jedna posłanka od Hołowni była przeciw, niczego to jednak nie zmieniło. W chwili, gdy Lewica samodzielnie w polityce nic już nie znaczy, jej szef zostaje drugą osobą w państwie.
Czerwony łabędź w okularach
Czerwony łabędź w okularach / Tygodnik Solidarność / Krzysztof Karnkowski

Co musisz wiedzieć:

  • Zdaniem autora, wybór Włodzimierza Czarzastego na marszałka Sejmu jest symbolem ostatniego wysiłku środowisk postkomunistycznych, które mimo niskiego poparcia wciąż zachowują ponadproporcjonalny wpływ na władzę.
  • Ponadto, mianowanie Czarzastego marszałkiem może okazać się politycznym błędem Koalicji 13 grudnia, wzmacniając nastroje antykomunistyczne i ułatwiając przeciwnikom kojarzenie rządu z patologiami starego układu.

 

Fatalny splot wydarzeń

10 lat wcześniej, w październiku 2015 roku, w wyniku nieprzekroczenia progu wyborczego, po raz pierwszy w historii Polski po 1989 roku żadna partia lewicowa nie weszła do Sejmu. Wielu z komentatorów pospiesznie ogłosiło, że jest to koniec ery i koniec całej formacji politycznej, nie biorąc pod uwagę faktu, że postkomunistów z sejmowych ław wymiótł splot okoliczności, a nie wola wyborców. SLD po zawiązaniu koalicji z Januszem Palikotem zdecydował się startować właśnie jako koalicja, tym samym podwyższył sobie próg wyborczy do 8%. Pojawienie się konkurencji w postaci Razem pozbawiło lewicowców Millera części poparcia, lecz gdyby nie fatalna w skutkach decyzja o starcie w formule koalicyjnej, kandydaci z listy „KKW Zjednoczona Lewica SLD+TR+PPS+UP+Zieloni” do Sejmu z wynikiem 7,55% głosów spokojnie by weszli, prześcigając ludowców i zdobywając poparcie takie samo, jak Nowoczesna Ryszarda Petru.

Wbrew życzeniowemu myśleniu części prawicy lewica postkomunistyczna szybko wróciła i do telewizyjnych studiów, gdy władze TVP musiały kimś zapełnić pustkę po odrzucających zaproszenia politykach Platformy, i na listy wyborcze. Najpierw do PE, gdzie kilku prominentów SLD współtworzyło listy z resztą tzw. obozu demokratycznego, a później do Sejmu, gdzie powrócili po stworzeniu koalicji z Wiosną Roberta Biedronia i Razem. Ta ostatnia partia, choć opierała się początkowo na negacji dawnego czerwonego betonu, musiała jednak swoją politykę dość brutalnie dla własnych ideałów urealnić.

Balast komunizmu 

Jednak dziś tematem tym nie będziemy się zajmować. W 2023 roku Nowa Lewica, powstała z połączenia Wiosny i SLD, wciąż w towarzystwie Razem na listach ponownie weszła do Sejmu, by (już bez Razem) wejść do koalicji rządowej z Platformą i Trzecią Drogą. W nowym rozdaniu przypadły jej funkcja wicepremiera, dwa ministerstwa i liczne fotele wiceministrów i szefów instytucji. Prowadziło to do wielu skandali, które na ogół nie psuły ani samopoczucia działaczy, ani ich partyjnych karier. Niedawne wybory szefów władz lokalnych pokazały całkowity brak refleksji tego środowiska politycznego, co nie jest zresztą niczym nowym. Ludzie, którzy nie przepracowali w żaden sposób swojej roli w doświadczeniu komunizmu i uzależnienia od ZSRR, tym bardziej nie przejmą się drobiazgami w rodzaju kolejnych afer w Ministerstwie Nauki.

 

Oni albo my

Jednak zdarzenia roku 2015 mogły wydawać się logicznym zamknięciem pewnej historii. W 1989 roku PZPR w parlamencie miała jeszcze miejsca gwarantowane umową przy okrągłym stole, choć już tam, gdzie z innymi zmierzyć musiała się bez tych regulacji, przegrała sromotnie. Rok później Włodzimierz Cimoszewicz nie odniósł dużego sukcesu w wyborach prezydenckich, zdobywając mniej niż 10% głosów. Jednak już w 1993 roku to lewica razem z ludowcami i Unią Pracy tworzyła rząd, a w 1995 roku Aleksander Kwaśniewski wygrał z Lechem Wałęsą w drugiej turze. Przy czym w obu przypadkach to raczej miara rozczarowania nowym niż tęsknoty za starym. Kwaśniewski sympatią cieszył się prawie do końca swojej drugiej kadencji, którą uzyskał jako jedyny z prezydentów bez potrzeby przeprowadzenia drugiego głosowania.

Inaczej było z rządami, gdzie trwał specyficzny ping-pong. Kadencja lewicy kończyła się aferami i rozczarowaniem, więc wracały ugrupowania postsolidarnościowe. Ich rządy kończyły się tak samo, więc wracała lewica. Dopiero pasmo większych niż dotąd skandali, połączone ze zmianami na rynku mediów, pojawieniem się dostępu do internetu i nastrojem po śmierci papieża przerwały ten cykl. W 2005 roku lewica nie miała już nawet kandydata na prezydenta, ponieważ ponownie startujący Cimoszewicz w wyniku rozgrywki służb musiał wycofać się z wyścigu. Postkomuniści stracili osłonę medialną, a środowiska dawnych służb gwaranta swoich interesów zaczęły szukać w Platformie. Z kolei osoby upatrujące w SLD gwaranta obrony resztek socjalnej stabilizacji zwróciły się ku PiS, w czym pomogły też kolejne zwroty lewicy w kierunku gospodarczego liberalizmu.

Lata 2007–2015 to czas opozycji i tracenia kolejnych popularnych działaczy na rzecz Platformy. Dodajmy, że po drodze wciąż trwały próby stworzenia czegoś, co nazwać można by „uczciwą lewicą”, i działania takie nigdy nie znajdowały szerszego społecznego odzewu – uczciwa lewica była przez lata jeszcze mniej potrzebna od lewicy nieuczciwej.

 

Lewica bez właściwości

Historia lewicy po parlamentarnej reaktywacji pełna jest paradoksów. O jednym już wspomniałem, to wejście antyliberalnego i ufundowanego na sprzeciwie wobec SLD Razem do bloku z liberalną Wiosną i z SLD. Dążąc do zjednoczenia z Wiosną, Czarzasty marginalizował wielu dawnych kolegów oskarżających go o zapędy dyktatorskiej, a dziesięciokrotnie mniejszej partii oferował równą ze starą lewicą pozycję we wszelkich zmianach. Pomimo ostrzeżeń, że zbyt mocne sygnalizowanie gotowości do wejścia w koalicję z PO odbierze lewicy podmiotowość, a nawet sens istnienia, ostatnie lata kadencji podporządkowane były tak naprawdę tylko marzeniu Włodzimierza Czarzastego.

Jak się zdawało, był to sen o zakończeniu kariery w roli wicepremiera, okazało się jednak, że cel jest inny. W listopadowy poranek dopiął swego, pytanie jednak, za jaką cenę. Bo lewica prawdopodobnie za ten wybór zapłaci. Rotacyjność marszałków nie jest u nas żadną świętością. W poprzedniej kadencji PSL umawiało się na podobną podmiankę z ludźmi Pawła Kukiza. Gdy przyszła na nią pora, partnerów, z którymi w międzyczasie zerwało koalicję, zwyczajnie wyśmiało. W Senacie, w którym również w połowie tej kadencji Małgorzatę Kidawę-Błońską zastąpić miał ktoś inny, tematu zmiany marszałek nie ma. Lewicy w sondażach za chwilę też może nie być, czy więc wielki osobisty sukces Czarzastego nie jest zarazem łabędzim śpiewem i przygrywką do ostatecznego anszlusu kolejnej formacji przez KO? Przecież w Platformie i jej orbicie i tak pełno jest już dawnych postkomunistów czy SLD-owców, by wspomnieć tylko o Bartoszu Arłukowiczu, Dariuszu Jońskim czy Dariuszu Rosatim. Tę syntezę ułatwi fakt, że postkomunizm to już tylko więź towarzyska, połączona co najwyżej z obroną lub wybielaniem zbrodniczej przeszłości PZPR, co zdarzało się i samemu Czarzastemu. W warstwie dzisiejszych wartości i interesów nic KO i Lewicy nie różni.

Lewica aspołeczna

Publicysta „TS” Marek Nowak zwraca uwagę, że paradoksalnie liberałowie do skaptowania dawnych postkomunistów wykorzystali żywy w społeczeństwie antykomunizm i poczucie, że ludziom dawnego systemu z uwagi na przeszłość wolno mniej. To był kij, ale towarzyszyła mu marchewka.

– „Jeśli będziecie z nami, napiszemy wam piękne życiorysy. Urban stanie się «obrońcą wolności»” – obiecywali liberałowie i faktycznie tak było. Urban stał się „obrońcą demokracji”, Kwaśniewski „autorytetem”, Belka „ekspertem”, a Rosati „mędrcem”. W ten sposób dawna PZPR stała się skrzydłem Platformy

– mówi Nowak. Tymczasem lewica odcięła się od PRL również w kwestiach społecznych, tym samym tracąc swoją tożsamość i wchodząc w rolę „postępowych demokratów”.

 

Bez mandatu

W ten sposób dochodzi do absurdalnej sytuacji, w której lewica nie ma realnego poparcia społecznego, nie ma też żadnej grupy stanowiącej jej klientelę, a ludzie wywodzący się z tego środowiska odgrywają rolę dużo większą niż jego mandat społeczny uzyskany w wyborach. Reprezentująca Nową Lewicę Magdalena Biejat uzyskała niewiele ponad 4% głosów, prześcignął ją Adrian Zandberg z Razem, a po piętach deptała skonfliktowana z Czarzastym postkomunistka Joanna Senyszyn, próbująca dziś zakładać nową partię polityczną.

W III RP postkomuniści miewali już swoich marszałków Sejmu, lecz gdy uzyskiwali tę funkcję, ich poparcie w wyborach do Sejmu wynosiło odpowiednio 20% i 41%, przy których 8% sprzed dwóch lat wygląda blado. Dlatego też zrobienie z Czarzastego drugiej osoby w państwie nie ma żadnego uzasadnienia, jeśli chodzi o społeczne nastroje. Wręcz przeciwnie, te skręcają w ostatnich latach w prawo, co znajduje odbicie nawet w retoryce Koalicji Obywatelskiej. W wyborach prezydenckich kandydaci szeroko pojętej prawicy zyskali ponad 50% głosów, a prezydentem został Karol Nawrocki, który z antykomunizmu uczynił jeden ze swoich znaków rozpoznawczych. Antykomunizmu również praktycznego, polegającego na usuwaniu z przestrzeni publicznej haniebnych sowieckich pomników i przywracaniu pamięci o ludziach podziemia zbrojnego i politycznego. Recydywa postkomuny jako formacji towarzyskiej, specyficznego funduszu emerytalnego starych, sprawdzonych towarzyszy i ich wychowanków średniego pokolenia odbywa się więc w chwili, gdy klimat polityczny jest przeciwny ich ugrupowaniu. Tyle że ideowo jest to już formacja pusta, a lewica czy raczej społeczne myślenie o gospodarce od dawna znajdziemy już gdzie indziej.

 

Cena marzenia

Być może więc listopadowy przełom w polityce będzie miał zupełnie inne znaczenie. Awans Czarzastego w hierarchii Koalicji 13 grudnia może być kolejnym elementem zbliżającym do siebie partie konserwatywnej strony sceny politycznej. Ten tak naprawdę bezzasadny atak na przestrzeń symboliczną państwa dokonany tylko w imię koalicyjnej arytmetyki staje się jeszcze bardziej jaskrawy. Uderza też w wizerunek Platformy. Jak mówi artysta i specjalista od marketingu politycznego Miłosz Lodowski:

– To, co dzieje się teraz w polskiej polityce, nie jest żadną rekomunizacją przestrzeni publicznej. Jest czymś zupełnie innym: ostatnią ofensywą starego układu, próbą zbudowania wrażenia siły tam, gdzie została tylko bezsilność. Dotąd wszystkie żarty o tym, że „Byłeś w ZOMO, byłeś w ORMO – teraz jesteś za Platformą”, traktowano jako przesadę, niesmaczny mem, polityczną teorię spiskową. Dzisiaj te memy materializują się na naszych oczach.

Kilka lat temu Czarzasty śmiał się z Władysława Frasyniuka opisującego jako powód do dumy obalenie komunizmu, że w 1989 roku opozycja komuny nie obaliła, tylko się z nią dogadała. Dziś Czarzasty, w 1989 roku zbyt jeszcze mało znaczący, staje się według Lodowskiego twarzą tego zblatowania. Tym samym każda patologia władzy będzie łatwiejsza do pokazania, do związania jej w przekazie medialnym z przeszłością i nawykami dawnych elit PRL. Dodajmy, że również z patologiami III RP, Czarzasty był przecież bohaterem i twarzą afery Rywina, co w dniu jego wyboru przypomniał nawet Bronisław Komorowski. Uwagę na to zwraca też prof. Mieczysław Ryba:

„Ta cała sytuacja pokazuje, czym w rzeczywistości jest obecna koalicja rządząca. Jest to porozumienie środowisk politycznych, które są odpowiedzialne za zabetonowanie układu pookrągłostołowego. Układu przeświadczonego, że tylko on jest uprawniony do rządzenia w Polsce i interpretowania prawa tak, jak mu się podoba. Czarzasty jest symbolem tego, jak bardzo Donald Tusk zagospodarował obóz postkomunistyczny pod swoim sztandarem i chroni jego interesy”.

A więc ta demonstracja buty i arogancji władzy (również sondaże pokazały, że marszałka Czarzastego nie chcemy) może w przyszłości pogrążyć rządzących.

– To wszystko, co dotąd było trudne do udowodnienia, nieostre, podatne na wyparcie – stało się widoczne na zdjęciu. Zmaterializowało się w jednej postaci. Dlatego nie jest początek „nowej komuny”, lecz koniec starego układu, który w obliczu własnego rozpadu próbuje uderzyć jeszcze raz

– konkluduje Lodowski.

Marzenie Czarzastego może okazać się kosztowne dla całej Koalicji 13 grudnia.

[Tytuł, niektóre śródtytuły i sekcja "Co musisz wiedzieć" pochodzą od redakcji]


 

POLECANE
Rewolucja w oznaczaniu żywności w sklepach. Unijne dyrektywy obejmą etykiety Wiadomości
Rewolucja w oznaczaniu żywności w sklepach. Unijne dyrektywy obejmą etykiety

Nowe przepisy dotyczące znakowania żywności obejmą zarówno świeże produkty, jak i przetwory. Od połowy 2026 roku miód, soki i dżemy będą musiały spełniać szczegółowe wymogi etykietowania określone przez unijne dyrektywy.

Skok cen w Luwrze. Kto zapłaci najwięcej? z ostatniej chwili
Skok cen w Luwrze. Kto zapłaci najwięcej?

Od 14 stycznia 2026 roku osoby spoza Europejskiego Obszaru Gospodarczego (obejmującego UE, Islandię, Liechtenstein i Norwegię) zapłacą za wstęp do Luwru 32 euro, zamiast obecnych 22 euro. Oznacza to aż 45-procentową podwyżkę - poinformowało muzeum w czwartek.

Komisarz UE ostrzega Kijów. Bez walki z korupcją nie będzie wejścia do unii Wiadomości
Komisarz UE ostrzega Kijów. Bez walki z korupcją nie będzie wejścia do unii

Warunki akcesji dla Ukrainy stają się coraz bardziej jednoznaczne. Jak podkreśla unijny komisarz Michael McGrath, Kijów musi wykazać realną skuteczność w zwalczaniu korupcji na najwyższych szczeblach władzy, inaczej nie ma mowy o członkostwie w UE.

Znaleziono niewybuch. Konieczna ewakuacja mieszkańców Wiadomości
Znaleziono niewybuch. Konieczna ewakuacja mieszkańców

O znalezieniu przy ul. Pomorskiej pocisku rakietowego z czasów II WŚ poinformował w piątek po południu szczeciński urząd miasta. W sobotę rano zaplanowano usunięcie niewybuchu przez saperów. Lokatorzy kilku okolicznych budynków będą musieli opuścić mieszkania.

Burza w Tańcu z gwiazdami. Ostra reakcja po finale Wiadomości
Burza w "Tańcu z gwiazdami". Ostra reakcja po finale

Tegoroczny finał jubileuszowej edycji „Tańca z Gwiazdami” przyniósł wiele emocji.. Zwycięstwo Mikołaja „Bagiego” Bagińskiego i Magdaleny Tarnowskiej wywołało burzliwą dyskusję - nie tylko wśród widzów, lecz także w samym jury. Jedną z osób, które otwarcie mówią o swoim rozczarowaniu, jest Ewa Kasprzyk.

Najdłuższa seria spadków cen ropy od 2 lat. OPEC+ i USA mogą zmienić sytuację na rynku z ostatniej chwili
Najdłuższa seria spadków cen ropy od 2 lat. OPEC+ i USA mogą zmienić sytuację na rynku

Ceny ropy kontynuują zjazd, a inwestorzy wstrzymują oddech przed niedzielnym spotkaniem OPEC+, które ma przesądzić o przyszłej polityce wydobycia. Jednocześnie napięcie podbijają działania USA związane z planem zakończenia wojny w Ukrainie.

Nie żyje legenda olimpijskiego żeglarstwa Wiadomości
Nie żyje legenda olimpijskiego żeglarstwa

Austriacka Federacja Żeglarska (OeSV) poinformowała o śmierci Huberta Raudaschla. Utytułowany żeglarz odszedł w wieku 83 lat, pozostawiając po sobie jeden z najbardziej imponujących dorobków w historii igrzysk.

Żurek nie odpuszcza Ziobrze: Będzie ENA, czerwona nota i odebranie paszportu pilne
Żurek nie odpuszcza Ziobrze: Będzie ENA, czerwona nota i odebranie paszportu

Waldemar Żurek stwierdził w piątek, że Zbigniew Ziobro i jego pełnomocnicy „wykorzystują wszystkie możliwości blokowania współpracy z wymiarem sprawiedliwości”, dlatego prokuratura przygotowuje europejski nakaz aresztowania (ENA) oraz kolejne środki prawne.

Ogromne złoża na Bałtyku. Niemcy nie pytali Polski o zdanie z ostatniej chwili
Ogromne złoża na Bałtyku. Niemcy nie pytali Polski o zdanie

Nowo odkryte złoże ropy i gazu – Wolin East – znajduje się na Bałtyku, ok. 6 km od Świnoujścia. To jedno z największych odkryć w Europie w ostatniej dekadzie. Niemiecka stacja MDR przypomina, że już w latach 60. ubiegłego wieku była NRD wydobywała ropę ze złoża na Bałtyku i wówczas nikt nie pytał Polski o zdanie w tej sprawie.

Obowiązkowa służba wojskowa powinna być priorytetem tylko u nas
Obowiązkowa służba wojskowa powinna być priorytetem

Wicepremier, szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz ocenił podczas Forum Samorządowego w Zakopanem, że obecnie nie ma potrzeby odmrażania obowiązkowej służby wojskowej, wskazując na wysokie zainteresowanie dobrowolną służbą. Mam zdanie dokładnie przeciwne.

REKLAMA

Łabędzi śpiew postkomuny

18 listopada 2025 roku, zgodnie z zawartą dwa lata wcześniej umową koalicyjną, Włodzimierz Czarzasty został marszałkiem Sejmu RP, zastępując na tym stanowisku Szymona Hołownię. Na nic zdały się dziennikarskie rachuby, że część koalicjantów może się wyłamać, że dawny postkomunista, zapowiadający już zainstalowanie na czele Kancelarii Sejmu związanego z Aleksandrem Kwaśniewskim innego weterana lewicy Marka Siwca, okaże się nie do przyjęcia dla niektórych parlamentarzystów Polski 2050. Owszem, kilkoro posłów nie przyszło, kilkoro się wstrzymało, jedna posłanka od Hołowni była przeciw, niczego to jednak nie zmieniło. W chwili, gdy Lewica samodzielnie w polityce nic już nie znaczy, jej szef zostaje drugą osobą w państwie.
Czerwony łabędź w okularach
Czerwony łabędź w okularach / Tygodnik Solidarność / Krzysztof Karnkowski

Co musisz wiedzieć:

  • Zdaniem autora, wybór Włodzimierza Czarzastego na marszałka Sejmu jest symbolem ostatniego wysiłku środowisk postkomunistycznych, które mimo niskiego poparcia wciąż zachowują ponadproporcjonalny wpływ na władzę.
  • Ponadto, mianowanie Czarzastego marszałkiem może okazać się politycznym błędem Koalicji 13 grudnia, wzmacniając nastroje antykomunistyczne i ułatwiając przeciwnikom kojarzenie rządu z patologiami starego układu.

 

Fatalny splot wydarzeń

10 lat wcześniej, w październiku 2015 roku, w wyniku nieprzekroczenia progu wyborczego, po raz pierwszy w historii Polski po 1989 roku żadna partia lewicowa nie weszła do Sejmu. Wielu z komentatorów pospiesznie ogłosiło, że jest to koniec ery i koniec całej formacji politycznej, nie biorąc pod uwagę faktu, że postkomunistów z sejmowych ław wymiótł splot okoliczności, a nie wola wyborców. SLD po zawiązaniu koalicji z Januszem Palikotem zdecydował się startować właśnie jako koalicja, tym samym podwyższył sobie próg wyborczy do 8%. Pojawienie się konkurencji w postaci Razem pozbawiło lewicowców Millera części poparcia, lecz gdyby nie fatalna w skutkach decyzja o starcie w formule koalicyjnej, kandydaci z listy „KKW Zjednoczona Lewica SLD+TR+PPS+UP+Zieloni” do Sejmu z wynikiem 7,55% głosów spokojnie by weszli, prześcigając ludowców i zdobywając poparcie takie samo, jak Nowoczesna Ryszarda Petru.

Wbrew życzeniowemu myśleniu części prawicy lewica postkomunistyczna szybko wróciła i do telewizyjnych studiów, gdy władze TVP musiały kimś zapełnić pustkę po odrzucających zaproszenia politykach Platformy, i na listy wyborcze. Najpierw do PE, gdzie kilku prominentów SLD współtworzyło listy z resztą tzw. obozu demokratycznego, a później do Sejmu, gdzie powrócili po stworzeniu koalicji z Wiosną Roberta Biedronia i Razem. Ta ostatnia partia, choć opierała się początkowo na negacji dawnego czerwonego betonu, musiała jednak swoją politykę dość brutalnie dla własnych ideałów urealnić.

Balast komunizmu 

Jednak dziś tematem tym nie będziemy się zajmować. W 2023 roku Nowa Lewica, powstała z połączenia Wiosny i SLD, wciąż w towarzystwie Razem na listach ponownie weszła do Sejmu, by (już bez Razem) wejść do koalicji rządowej z Platformą i Trzecią Drogą. W nowym rozdaniu przypadły jej funkcja wicepremiera, dwa ministerstwa i liczne fotele wiceministrów i szefów instytucji. Prowadziło to do wielu skandali, które na ogół nie psuły ani samopoczucia działaczy, ani ich partyjnych karier. Niedawne wybory szefów władz lokalnych pokazały całkowity brak refleksji tego środowiska politycznego, co nie jest zresztą niczym nowym. Ludzie, którzy nie przepracowali w żaden sposób swojej roli w doświadczeniu komunizmu i uzależnienia od ZSRR, tym bardziej nie przejmą się drobiazgami w rodzaju kolejnych afer w Ministerstwie Nauki.

 

Oni albo my

Jednak zdarzenia roku 2015 mogły wydawać się logicznym zamknięciem pewnej historii. W 1989 roku PZPR w parlamencie miała jeszcze miejsca gwarantowane umową przy okrągłym stole, choć już tam, gdzie z innymi zmierzyć musiała się bez tych regulacji, przegrała sromotnie. Rok później Włodzimierz Cimoszewicz nie odniósł dużego sukcesu w wyborach prezydenckich, zdobywając mniej niż 10% głosów. Jednak już w 1993 roku to lewica razem z ludowcami i Unią Pracy tworzyła rząd, a w 1995 roku Aleksander Kwaśniewski wygrał z Lechem Wałęsą w drugiej turze. Przy czym w obu przypadkach to raczej miara rozczarowania nowym niż tęsknoty za starym. Kwaśniewski sympatią cieszył się prawie do końca swojej drugiej kadencji, którą uzyskał jako jedyny z prezydentów bez potrzeby przeprowadzenia drugiego głosowania.

Inaczej było z rządami, gdzie trwał specyficzny ping-pong. Kadencja lewicy kończyła się aferami i rozczarowaniem, więc wracały ugrupowania postsolidarnościowe. Ich rządy kończyły się tak samo, więc wracała lewica. Dopiero pasmo większych niż dotąd skandali, połączone ze zmianami na rynku mediów, pojawieniem się dostępu do internetu i nastrojem po śmierci papieża przerwały ten cykl. W 2005 roku lewica nie miała już nawet kandydata na prezydenta, ponieważ ponownie startujący Cimoszewicz w wyniku rozgrywki służb musiał wycofać się z wyścigu. Postkomuniści stracili osłonę medialną, a środowiska dawnych służb gwaranta swoich interesów zaczęły szukać w Platformie. Z kolei osoby upatrujące w SLD gwaranta obrony resztek socjalnej stabilizacji zwróciły się ku PiS, w czym pomogły też kolejne zwroty lewicy w kierunku gospodarczego liberalizmu.

Lata 2007–2015 to czas opozycji i tracenia kolejnych popularnych działaczy na rzecz Platformy. Dodajmy, że po drodze wciąż trwały próby stworzenia czegoś, co nazwać można by „uczciwą lewicą”, i działania takie nigdy nie znajdowały szerszego społecznego odzewu – uczciwa lewica była przez lata jeszcze mniej potrzebna od lewicy nieuczciwej.

 

Lewica bez właściwości

Historia lewicy po parlamentarnej reaktywacji pełna jest paradoksów. O jednym już wspomniałem, to wejście antyliberalnego i ufundowanego na sprzeciwie wobec SLD Razem do bloku z liberalną Wiosną i z SLD. Dążąc do zjednoczenia z Wiosną, Czarzasty marginalizował wielu dawnych kolegów oskarżających go o zapędy dyktatorskiej, a dziesięciokrotnie mniejszej partii oferował równą ze starą lewicą pozycję we wszelkich zmianach. Pomimo ostrzeżeń, że zbyt mocne sygnalizowanie gotowości do wejścia w koalicję z PO odbierze lewicy podmiotowość, a nawet sens istnienia, ostatnie lata kadencji podporządkowane były tak naprawdę tylko marzeniu Włodzimierza Czarzastego.

Jak się zdawało, był to sen o zakończeniu kariery w roli wicepremiera, okazało się jednak, że cel jest inny. W listopadowy poranek dopiął swego, pytanie jednak, za jaką cenę. Bo lewica prawdopodobnie za ten wybór zapłaci. Rotacyjność marszałków nie jest u nas żadną świętością. W poprzedniej kadencji PSL umawiało się na podobną podmiankę z ludźmi Pawła Kukiza. Gdy przyszła na nią pora, partnerów, z którymi w międzyczasie zerwało koalicję, zwyczajnie wyśmiało. W Senacie, w którym również w połowie tej kadencji Małgorzatę Kidawę-Błońską zastąpić miał ktoś inny, tematu zmiany marszałek nie ma. Lewicy w sondażach za chwilę też może nie być, czy więc wielki osobisty sukces Czarzastego nie jest zarazem łabędzim śpiewem i przygrywką do ostatecznego anszlusu kolejnej formacji przez KO? Przecież w Platformie i jej orbicie i tak pełno jest już dawnych postkomunistów czy SLD-owców, by wspomnieć tylko o Bartoszu Arłukowiczu, Dariuszu Jońskim czy Dariuszu Rosatim. Tę syntezę ułatwi fakt, że postkomunizm to już tylko więź towarzyska, połączona co najwyżej z obroną lub wybielaniem zbrodniczej przeszłości PZPR, co zdarzało się i samemu Czarzastemu. W warstwie dzisiejszych wartości i interesów nic KO i Lewicy nie różni.

Lewica aspołeczna

Publicysta „TS” Marek Nowak zwraca uwagę, że paradoksalnie liberałowie do skaptowania dawnych postkomunistów wykorzystali żywy w społeczeństwie antykomunizm i poczucie, że ludziom dawnego systemu z uwagi na przeszłość wolno mniej. To był kij, ale towarzyszyła mu marchewka.

– „Jeśli będziecie z nami, napiszemy wam piękne życiorysy. Urban stanie się «obrońcą wolności»” – obiecywali liberałowie i faktycznie tak było. Urban stał się „obrońcą demokracji”, Kwaśniewski „autorytetem”, Belka „ekspertem”, a Rosati „mędrcem”. W ten sposób dawna PZPR stała się skrzydłem Platformy

– mówi Nowak. Tymczasem lewica odcięła się od PRL również w kwestiach społecznych, tym samym tracąc swoją tożsamość i wchodząc w rolę „postępowych demokratów”.

 

Bez mandatu

W ten sposób dochodzi do absurdalnej sytuacji, w której lewica nie ma realnego poparcia społecznego, nie ma też żadnej grupy stanowiącej jej klientelę, a ludzie wywodzący się z tego środowiska odgrywają rolę dużo większą niż jego mandat społeczny uzyskany w wyborach. Reprezentująca Nową Lewicę Magdalena Biejat uzyskała niewiele ponad 4% głosów, prześcignął ją Adrian Zandberg z Razem, a po piętach deptała skonfliktowana z Czarzastym postkomunistka Joanna Senyszyn, próbująca dziś zakładać nową partię polityczną.

W III RP postkomuniści miewali już swoich marszałków Sejmu, lecz gdy uzyskiwali tę funkcję, ich poparcie w wyborach do Sejmu wynosiło odpowiednio 20% i 41%, przy których 8% sprzed dwóch lat wygląda blado. Dlatego też zrobienie z Czarzastego drugiej osoby w państwie nie ma żadnego uzasadnienia, jeśli chodzi o społeczne nastroje. Wręcz przeciwnie, te skręcają w ostatnich latach w prawo, co znajduje odbicie nawet w retoryce Koalicji Obywatelskiej. W wyborach prezydenckich kandydaci szeroko pojętej prawicy zyskali ponad 50% głosów, a prezydentem został Karol Nawrocki, który z antykomunizmu uczynił jeden ze swoich znaków rozpoznawczych. Antykomunizmu również praktycznego, polegającego na usuwaniu z przestrzeni publicznej haniebnych sowieckich pomników i przywracaniu pamięci o ludziach podziemia zbrojnego i politycznego. Recydywa postkomuny jako formacji towarzyskiej, specyficznego funduszu emerytalnego starych, sprawdzonych towarzyszy i ich wychowanków średniego pokolenia odbywa się więc w chwili, gdy klimat polityczny jest przeciwny ich ugrupowaniu. Tyle że ideowo jest to już formacja pusta, a lewica czy raczej społeczne myślenie o gospodarce od dawna znajdziemy już gdzie indziej.

 

Cena marzenia

Być może więc listopadowy przełom w polityce będzie miał zupełnie inne znaczenie. Awans Czarzastego w hierarchii Koalicji 13 grudnia może być kolejnym elementem zbliżającym do siebie partie konserwatywnej strony sceny politycznej. Ten tak naprawdę bezzasadny atak na przestrzeń symboliczną państwa dokonany tylko w imię koalicyjnej arytmetyki staje się jeszcze bardziej jaskrawy. Uderza też w wizerunek Platformy. Jak mówi artysta i specjalista od marketingu politycznego Miłosz Lodowski:

– To, co dzieje się teraz w polskiej polityce, nie jest żadną rekomunizacją przestrzeni publicznej. Jest czymś zupełnie innym: ostatnią ofensywą starego układu, próbą zbudowania wrażenia siły tam, gdzie została tylko bezsilność. Dotąd wszystkie żarty o tym, że „Byłeś w ZOMO, byłeś w ORMO – teraz jesteś za Platformą”, traktowano jako przesadę, niesmaczny mem, polityczną teorię spiskową. Dzisiaj te memy materializują się na naszych oczach.

Kilka lat temu Czarzasty śmiał się z Władysława Frasyniuka opisującego jako powód do dumy obalenie komunizmu, że w 1989 roku opozycja komuny nie obaliła, tylko się z nią dogadała. Dziś Czarzasty, w 1989 roku zbyt jeszcze mało znaczący, staje się według Lodowskiego twarzą tego zblatowania. Tym samym każda patologia władzy będzie łatwiejsza do pokazania, do związania jej w przekazie medialnym z przeszłością i nawykami dawnych elit PRL. Dodajmy, że również z patologiami III RP, Czarzasty był przecież bohaterem i twarzą afery Rywina, co w dniu jego wyboru przypomniał nawet Bronisław Komorowski. Uwagę na to zwraca też prof. Mieczysław Ryba:

„Ta cała sytuacja pokazuje, czym w rzeczywistości jest obecna koalicja rządząca. Jest to porozumienie środowisk politycznych, które są odpowiedzialne za zabetonowanie układu pookrągłostołowego. Układu przeświadczonego, że tylko on jest uprawniony do rządzenia w Polsce i interpretowania prawa tak, jak mu się podoba. Czarzasty jest symbolem tego, jak bardzo Donald Tusk zagospodarował obóz postkomunistyczny pod swoim sztandarem i chroni jego interesy”.

A więc ta demonstracja buty i arogancji władzy (również sondaże pokazały, że marszałka Czarzastego nie chcemy) może w przyszłości pogrążyć rządzących.

– To wszystko, co dotąd było trudne do udowodnienia, nieostre, podatne na wyparcie – stało się widoczne na zdjęciu. Zmaterializowało się w jednej postaci. Dlatego nie jest początek „nowej komuny”, lecz koniec starego układu, który w obliczu własnego rozpadu próbuje uderzyć jeszcze raz

– konkluduje Lodowski.

Marzenie Czarzastego może okazać się kosztowne dla całej Koalicji 13 grudnia.

[Tytuł, niektóre śródtytuły i sekcja "Co musisz wiedzieć" pochodzą od redakcji]



 

Polecane