Afera KPO. "Aby ukryć przekręt, trzeba go obudować w ekskluzywnie brzmiący żargon"

Spór o nadużycia w Krajowym Planie Odbudowy przebiega dokładnie wzdłuż partyjnych linii. Media prorządowe obarczają winą urzędników PiS, którzy tworzyli pierwotne wytyczne, a antyrządowe – ekipę Donalda Tuska, która je zmieniała i realizowała. Mało kto jednak chce powiedzieć wprost o czymś równie ważnym: o demoralizacji części przedsiębiorców oraz próbie jej ukrycia przez zawodowych lobbystów medialnych.
/ proj. Krzysztof Karnkowski

Co musisz wiedzieć:

  • Ci, którzy mogli obejść się bez wsparcia, często sięgali po nie najchętniej, każdy zaś, kto zwracał na to uwagę, bywał obśmiewany.

  • Zabawne, jak zadeklarowani liberałowie sięgają tu po kalki wprost ze znienawidzonego socjalizmu.

  • W aferze KPO polskie społeczeństwo nie dało się onieśmielić „grantowym” słownictwem ani erudycją etatowych ekspertów od ekonomii.

 

„Zadaniem firmy jest przynosić zysk”, „winny jest system, a nie ci, którzy starają się o pomoc”, „przecież wszyscy tak robią”... ta wyliczanka powraca za każdym razem, gdy ktoś próbuje zwrócić uwagę na szabrownictwo, którego dopuszczały się firmy niepotrzebujące żadnego wsparcia z KPO, a mimo to składające liczne „kreatywne” wnioski. W wielu przypadkach nie chodziło bowiem o ratowanie biznesu, lecz o zwykłą chciwość. Wielu odrzucało jednak takie spojrzenie na sprawę, sprowadzając prywatną działalność gospodarczą do obszaru „aksjologicznie eksterytorialnego” – rzekomo wolnego od oceny moralnej, jeżeli tylko formalnie mieści się w ramach prawa i procedur. Trudno się dziwić, że sami beneficjenci tak argumentują. Problem zaczyna się wtedy, gdy to samo powtarzają postronni obserwatorzy, którzy przyjmują transakcyjną moralność liberalnej ideologii jako coś oczywistego.

 

Inwazja chytrych bab z Radomia

Wyobraźmy sobie dowolną katastrofę, w wyniku której część dotkniętej nią społeczności staje nad przepaścią: zagrożona utratą całego dorobku, nędzą i niepewnością jutra. Wspólnota organizuje pomoc, lecz niezbyt efektywnie precyzuje zasady jej przydziału. W efekcie spokojni, zamożni obywatele zagarniają znaczną część wsparcia, a wielu naprawdę potrzebujących zostaje z pustymi rękami. Gdyby chodziło o wymierne dobra: żywność, wodę czy koce zgromadzone na wielkim placu i rozdawane poszkodowanym, intuicyjna ocena byłaby oczywista. „Cwaniacy”, którzy pchają się przed poszkodowanych, zostaliby zakrzyczani i musieliby umykać ze wstydem. A jeszcze większe oburzenie wzbudziłby bogacz, który przebrał się w łachmany, byle tylko wyłudzić więcej. A jednak, gdy podobny mechanizm przenosi się na wyższy poziom abstrakcji: wnioski, urzędników, kwoty finansowe – ta oczywista moralna intuicja jakby zanika.

Powyższa metafora, choć prosta, w stosunku do KPO jest w pełni adekwatna. Cel mechanizmu był jasno określony: odbudowa i zwiększenie odporności gospodarki po pandemii COVID-19. Pieniądze miały trafić do tych, którzy realnie ucierpieli, dla których przetrwanie firmy (a nierzadko i własnej rodziny) stanęło pod znakiem zapytania. Środki nie były nieograniczone; od początku było jasne, że nie wystarczy dla wszystkich. A jednak to właśnie ci, którzy mogli obejść się bez wsparcia, często sięgali po nie najchętniej, każdy zaś, kto zwracał na to uwagę, bywał obśmiewany jako nierozumiejący praw rynku i innych uczoności nazywanych przez niektórych „ekonomią”. To intelektualne zastraszenie miało jeden tylko cel – rozmyć prostą prawdę, że mamy do czynienia z egoizmem, chciwością i brakiem solidarności.

 

Iluzja neutralności

Tradycyjne standardy moralne zawsze były kulą u nogi tych, dla których bogiem był zysk. Nic więc dziwnego, że w odpowiedzi próbowano stworzyć własne „standardy” – sprytnie przekształcając dotychczasowe powszechnie podzielane normy. Na przykład: celowe wprowadzanie klienta w błąd co do wartości produktu nazwano „naturalną grą między ludźmi”. Już samo takie ujęcie zdejmowało z procederu ciężar moralnej oceny. Bazowanie na ignorancji, uzależnianie, wykorzystywanie – wszystko to dało się ubrać w język rzekomej neutralności, jakby opisujący obiektywne prawa natury. Bo skoro natura nie podlega ocenie moralnej, to i przedsiębiorca miałby być rozgrzeszony. W miarę, jak ludzie zaczynają podzielać ten punkt widzenia, w relacjach rynkowych jedna strona zyskuje niepisaną przewagę.

Oczywiście, nie sposób prawnie zakazać wszystkiego, co niemoralne – takie próby zawsze kończą się źle. Ale czym innym jest przyznanie, że oszustwa i cwaniactwo będą się zdarzać, a czym innym twierdzenie, że w ogóle nie istnieją lub że nie zasługują na potępienie. To właśnie przekształcanie moralności pod interesy jednej grupy społecznej niszczy miękkie mechanizmy kontroli, które skłaniały ludzi do unikania zła: wstyd, infamię, krytykę. A gdy wmówimy sobie, że zła nie ma, ostatnia bariera znika. „Grab zagrabione” zostaje zastąpione równie toksycznym hasłem: „śmierć frajerom”.

Liberalny zwrot ku indywidualizmowi sprawił, że te miękkie mechanizmy stały się dziś mało czytelne. A ich zupełna eliminacja bywa niezwykle wygodna: można się bogacić bez oglądania się na nic, a ideolodzy dostarczają gotowych formułek paraliżujących odruchy sumienia w przypadkach etycznie wątpliwych. Słyszymy je nieustannie: „twoim obowiązkiem jest zabiegać o każdą dotację, nawet tę, która nie jest do ciebie skierowana – bo tego wymaga odpowiedzialność za firmę” (to nic innego jak etyka mafijno-plemienna). Albo: „musisz sięgać po te środki, bo inaczej przegrasz w konkurencji” (nowa wersja starej „uświadomionej konieczności”). Zabawne, jak zadeklarowani liberałowie sięgają tu po kalki wprost ze znienawidzonego socjalizmu.

 

Przedsiębiorcza nowomowa

Kopiowanie socjalistycznych rozwiązań w sferze oddziaływania ideologicznego nie ogranicza się tylko do powyższych. Nieustanne powoływanie się przez liberałów na orwellowską „nowomowę” (oszukańczy język) również okazało się dla nich ukrytą inspiracją. Najwięcej rozbawienia w dyskusji o środkach z KPO wywołało określenie „dywersyfikacja”. Miało ono usprawiedliwiać pozyskiwanie funduszy na cele, które z przetrwaniem firmy w trakcie pandemii nie miały nic wspólnego. W praktyce oznaczało zwykłe łaszenie się na publiczne pieniądze. Formuła ta okazała się na tyle pojemna, że pod szyldem „poszerzania działalności” mieściło się niemal wszystko – także projekty, które nie miały nic wspólnego z ratowaniem przedsiębiorstwa, za to świetnie służyły prywatnym zachciankom właściciela.

Mechanizm był prosty: aby ukryć przekręt, trzeba go obudować w ekskluzywnie brzmiący żargon, który zdezorientuje przeciętnego obserwatora i onieśmieli go na tyle, by nie zadawał pytań. Znakomicie nadają się do tego i inne określenia jak: „odporność kryzysowa”, „innowacyjność” czy „optymalizacja”. Im pojemniejsze i wieloznaczne, tym trudniej oddzielić ziarno od plew.

To właśnie potwierdza tylko prawdę znaną wszystkim badaczom sekt i paranauk: że wszelkie „języki zamknięte” powinny budzić czujność: czy to w ekonomii, geopolityce, czy innych dziedzinach używanych jako narzędzia ideologiczne. Podobnie, jak czynienie z nich domen dostępnych tylko dla „wtajemniczonych”, którzy rzekomo mają monopol na ich zrozumienie. Pierwszym krokiem do sukcesu każdej ideologii jest bowiem zaprezentowanie się jako obowiązująca nauka. Jeśli rozumiemy, że coś jest ideologią, łatwo dociekamy, jakiej grupie interesów ostatecznie służy. Jeśli jednak uwierzymy, że prezentuje obecny stan wiedzy – przestajemy się spierać i potulnie się podporządkowujemy jej werdyktom.

Trzeba jednak przyznać, że polskie społeczeństwo w tym wypadku wykazało się niemałą odpornością. Nie dało się onieśmielić „grantowym” słownictwem ani erudycją etatowych ekspertów od ekonomii tłumaczących w liberalnych mediach, że przedsiębiorcy uprawiający aksamitne wyłudzenia nie mają sobie nic do zarzucenia. Wręcz przeciwnie: żargon został wyśmiany, a cała narracja obrócona w kpinę. Oczywiście tylko do czasu, bo popyt na nowe kreatywne „eufemizmy” nigdy nie słabnie.

Wątpliwie przyznany miliard złotych to istotny uszczerbek, jednak kwota ta może nie okazać się całkowicie zmarnowaną na jachty i solaria w kebabowni. Może bowiem posłużyć do zwiększenia czujności społecznej w sprawach, w których do tej pory łatwo dawaliśmy się oszukać. Być może ta kompromitacja nauczy nas rozpoznawać, kiedy za pięknie brzmiącym żargonem kryje się chciwość, a za uczoną teorią – ekonomiczny lobbing.


 

POLECANE
Ambasador PRL w USA uciekł Jaruzelskiemu osiem dni po wprowadzeniu stanu wojennego tylko u nas
Ambasador PRL w USA uciekł Jaruzelskiemu osiem dni po wprowadzeniu stanu wojennego

Po wprowadzeniu stanu wojennego jeden z najwyższych rangą dyplomatów PRL poprosił w USA o azyl polityczny. Historia Romualda Spasowskiego pokazuje, jak osobiste decyzje, dramatyczne wydarzenia w kraju i spotkanie z Janem Pawłem II doprowadziły do zerwania z komunistycznym reżimem.

Potężny karambol na S19. Są ranni z ostatniej chwili
Potężny karambol na S19. Są ranni

26 samochodów zderzyło się w karambolu, do którego doszło w piątek wieczorem na drodze ekspresowej S19 niedaleko węzła Modliborzyce, w okolicach wsi Stojeszyn (Lubelskie). 10 osób jest rannych. Droga w kierunku Rzeszowa jest zablokowana.

Anna Kwiecień: Umowa UE-Mercosur to rolniczy Nord Stream 2 gorące
Anna Kwiecień: Umowa UE-Mercosur to rolniczy Nord Stream 2

„Umowa Mercosur to rolniczy NS2” - napisała na platformie X poseł PiS Anna Kwiecień.

Zełenski: Gdybyśmy byli nieostrożni, moglibyśmy doprowadzić do zrujnowania sojuszu z Polską gorące
Zełenski: Gdybyśmy byli nieostrożni, moglibyśmy doprowadzić do zrujnowania sojuszu z Polską

Gdybyśmy byli nieostrożni, moglibyśmy doprowadzić do zrujnowania sojuszu z Polską, a Rosja pragnie, aby ten sojusz został zrujnowany – powiedział w piątek prezydent Wołodymyr Zełenski w wywiadzie dla PAP, TVP i Polskiego Radia.

Nawrocki pojedzie do Kijowa? Prezydencki minister zdradza plany z ostatniej chwili
Nawrocki pojedzie do Kijowa? Prezydencki minister zdradza plany

„Na pewno doszło do pewnego otwarcia w relacjach dwustronnych; o ewentualnej rewizycie będziemy myśleć, gdy będzie ku temu powód” – powiedział szef prezydenckiego Biura Polityki Międzynarodowej Marcin Przydacz, pytany o wizytę prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego w Warszawie i o to, kiedy prezydent Karol Nawrocki odwiedzi Ukrainę.

Tȟašúŋke Witkó: Sapog w drzwiach wolnego świata tylko u nas
Tȟašúŋke Witkó: Sapog w drzwiach wolnego świata

Amerykanie – niestety, z dużą dozą dezynwoltury – wzięli na siebie ciężar bycia rozjemcą w rozmowach, mających wymusić zakończenie wojny rosyjsko-ukraińskiej. Paktowanie owo trwa już grubo ponad pół roku, a jego efekty są żadne, bowiem Kremlowi wcale nie zależy na wygaszeniu śmiertelnych zapasów.

Jak będzie wyglądać wspólna unijna pożyczka na rzecz Ukrainy? Znamy szczegóły z ostatniej chwili
Jak będzie wyglądać wspólna unijna pożyczka na rzecz Ukrainy? Znamy szczegóły

Zaciągnięcie długu w wysokości 90 mld euro przez Unię Europejską, by wesprzeć Ukrainę, będzie oznaczało, że państwa będą wspólnie spłacać co roku odsetki w wysokości około 3 mld euro. Biorąc pod uwagę, że PKB Unii wynosi 18 bln euro, będzie to oznaczać wzrost deficytu UE o 0,02 proc.

Radosław Sikorski wysłał Viktorowi Orbanowi wirtualny order Lenina polityka
Radosław Sikorski wysłał Viktorowi Orbanowi wirtualny order Lenina

Order Lenina znajduje się w komentarzu, który szef polskiego MSZ Radosław Sikorski umieścił pod wpisem premiera Węgier Viktora Orbana na platformie X poświęconego negocjacjom w sprawie pomocy finansowej dla Ukrainy, które odbyły się w Brukseli.

Sikorski po rozmowach z szefem ukraińskiego MSZ: „Jesteśmy zjednoczeni w walce o bezpieczną przyszłość” z ostatniej chwili
Sikorski po rozmowach z szefem ukraińskiego MSZ: „Jesteśmy zjednoczeni w walce o bezpieczną przyszłość”

Współpraca Warszawy i Kijowa w obszarze bezpieczeństwa i droga Ukrainy do członkostwa w Unii Europejskiej - to najważniejsze tematy, które omówili dzisiaj w Warszawie wicepremier Radosław Sikorski i minister spraw zagranicznych Ukrainy Andrij Sybiha. Szef ukraińskiej dyplomacji towarzyszył Prezydentowi Ukrainy Wołodymyrowi Zełenskiemu podczas oficjalnej wizyty w Polsce.

Chiny protestują przeciwko planom USA sprzedaży broni Tajwanowi z ostatniej chwili
Chiny protestują przeciwko planom USA sprzedaży broni Tajwanowi

Ministerstwo obrony Chin zaprotestowało w piątek przeciw planom władz USA sprzedaży Tajwanowi uzbrojenia o wartości ponad 11 mld dolarów. Pekin zagroził „stanowczymi działaniami”, jeśli uzna, że zagrożone są suwerenność oraz terytorialna integralność Chińskiej Republiki Ludowej.

REKLAMA

Afera KPO. "Aby ukryć przekręt, trzeba go obudować w ekskluzywnie brzmiący żargon"

Spór o nadużycia w Krajowym Planie Odbudowy przebiega dokładnie wzdłuż partyjnych linii. Media prorządowe obarczają winą urzędników PiS, którzy tworzyli pierwotne wytyczne, a antyrządowe – ekipę Donalda Tuska, która je zmieniała i realizowała. Mało kto jednak chce powiedzieć wprost o czymś równie ważnym: o demoralizacji części przedsiębiorców oraz próbie jej ukrycia przez zawodowych lobbystów medialnych.
/ proj. Krzysztof Karnkowski

Co musisz wiedzieć:

  • Ci, którzy mogli obejść się bez wsparcia, często sięgali po nie najchętniej, każdy zaś, kto zwracał na to uwagę, bywał obśmiewany.

  • Zabawne, jak zadeklarowani liberałowie sięgają tu po kalki wprost ze znienawidzonego socjalizmu.

  • W aferze KPO polskie społeczeństwo nie dało się onieśmielić „grantowym” słownictwem ani erudycją etatowych ekspertów od ekonomii.

 

„Zadaniem firmy jest przynosić zysk”, „winny jest system, a nie ci, którzy starają się o pomoc”, „przecież wszyscy tak robią”... ta wyliczanka powraca za każdym razem, gdy ktoś próbuje zwrócić uwagę na szabrownictwo, którego dopuszczały się firmy niepotrzebujące żadnego wsparcia z KPO, a mimo to składające liczne „kreatywne” wnioski. W wielu przypadkach nie chodziło bowiem o ratowanie biznesu, lecz o zwykłą chciwość. Wielu odrzucało jednak takie spojrzenie na sprawę, sprowadzając prywatną działalność gospodarczą do obszaru „aksjologicznie eksterytorialnego” – rzekomo wolnego od oceny moralnej, jeżeli tylko formalnie mieści się w ramach prawa i procedur. Trudno się dziwić, że sami beneficjenci tak argumentują. Problem zaczyna się wtedy, gdy to samo powtarzają postronni obserwatorzy, którzy przyjmują transakcyjną moralność liberalnej ideologii jako coś oczywistego.

 

Inwazja chytrych bab z Radomia

Wyobraźmy sobie dowolną katastrofę, w wyniku której część dotkniętej nią społeczności staje nad przepaścią: zagrożona utratą całego dorobku, nędzą i niepewnością jutra. Wspólnota organizuje pomoc, lecz niezbyt efektywnie precyzuje zasady jej przydziału. W efekcie spokojni, zamożni obywatele zagarniają znaczną część wsparcia, a wielu naprawdę potrzebujących zostaje z pustymi rękami. Gdyby chodziło o wymierne dobra: żywność, wodę czy koce zgromadzone na wielkim placu i rozdawane poszkodowanym, intuicyjna ocena byłaby oczywista. „Cwaniacy”, którzy pchają się przed poszkodowanych, zostaliby zakrzyczani i musieliby umykać ze wstydem. A jeszcze większe oburzenie wzbudziłby bogacz, który przebrał się w łachmany, byle tylko wyłudzić więcej. A jednak, gdy podobny mechanizm przenosi się na wyższy poziom abstrakcji: wnioski, urzędników, kwoty finansowe – ta oczywista moralna intuicja jakby zanika.

Powyższa metafora, choć prosta, w stosunku do KPO jest w pełni adekwatna. Cel mechanizmu był jasno określony: odbudowa i zwiększenie odporności gospodarki po pandemii COVID-19. Pieniądze miały trafić do tych, którzy realnie ucierpieli, dla których przetrwanie firmy (a nierzadko i własnej rodziny) stanęło pod znakiem zapytania. Środki nie były nieograniczone; od początku było jasne, że nie wystarczy dla wszystkich. A jednak to właśnie ci, którzy mogli obejść się bez wsparcia, często sięgali po nie najchętniej, każdy zaś, kto zwracał na to uwagę, bywał obśmiewany jako nierozumiejący praw rynku i innych uczoności nazywanych przez niektórych „ekonomią”. To intelektualne zastraszenie miało jeden tylko cel – rozmyć prostą prawdę, że mamy do czynienia z egoizmem, chciwością i brakiem solidarności.

 

Iluzja neutralności

Tradycyjne standardy moralne zawsze były kulą u nogi tych, dla których bogiem był zysk. Nic więc dziwnego, że w odpowiedzi próbowano stworzyć własne „standardy” – sprytnie przekształcając dotychczasowe powszechnie podzielane normy. Na przykład: celowe wprowadzanie klienta w błąd co do wartości produktu nazwano „naturalną grą między ludźmi”. Już samo takie ujęcie zdejmowało z procederu ciężar moralnej oceny. Bazowanie na ignorancji, uzależnianie, wykorzystywanie – wszystko to dało się ubrać w język rzekomej neutralności, jakby opisujący obiektywne prawa natury. Bo skoro natura nie podlega ocenie moralnej, to i przedsiębiorca miałby być rozgrzeszony. W miarę, jak ludzie zaczynają podzielać ten punkt widzenia, w relacjach rynkowych jedna strona zyskuje niepisaną przewagę.

Oczywiście, nie sposób prawnie zakazać wszystkiego, co niemoralne – takie próby zawsze kończą się źle. Ale czym innym jest przyznanie, że oszustwa i cwaniactwo będą się zdarzać, a czym innym twierdzenie, że w ogóle nie istnieją lub że nie zasługują na potępienie. To właśnie przekształcanie moralności pod interesy jednej grupy społecznej niszczy miękkie mechanizmy kontroli, które skłaniały ludzi do unikania zła: wstyd, infamię, krytykę. A gdy wmówimy sobie, że zła nie ma, ostatnia bariera znika. „Grab zagrabione” zostaje zastąpione równie toksycznym hasłem: „śmierć frajerom”.

Liberalny zwrot ku indywidualizmowi sprawił, że te miękkie mechanizmy stały się dziś mało czytelne. A ich zupełna eliminacja bywa niezwykle wygodna: można się bogacić bez oglądania się na nic, a ideolodzy dostarczają gotowych formułek paraliżujących odruchy sumienia w przypadkach etycznie wątpliwych. Słyszymy je nieustannie: „twoim obowiązkiem jest zabiegać o każdą dotację, nawet tę, która nie jest do ciebie skierowana – bo tego wymaga odpowiedzialność za firmę” (to nic innego jak etyka mafijno-plemienna). Albo: „musisz sięgać po te środki, bo inaczej przegrasz w konkurencji” (nowa wersja starej „uświadomionej konieczności”). Zabawne, jak zadeklarowani liberałowie sięgają tu po kalki wprost ze znienawidzonego socjalizmu.

 

Przedsiębiorcza nowomowa

Kopiowanie socjalistycznych rozwiązań w sferze oddziaływania ideologicznego nie ogranicza się tylko do powyższych. Nieustanne powoływanie się przez liberałów na orwellowską „nowomowę” (oszukańczy język) również okazało się dla nich ukrytą inspiracją. Najwięcej rozbawienia w dyskusji o środkach z KPO wywołało określenie „dywersyfikacja”. Miało ono usprawiedliwiać pozyskiwanie funduszy na cele, które z przetrwaniem firmy w trakcie pandemii nie miały nic wspólnego. W praktyce oznaczało zwykłe łaszenie się na publiczne pieniądze. Formuła ta okazała się na tyle pojemna, że pod szyldem „poszerzania działalności” mieściło się niemal wszystko – także projekty, które nie miały nic wspólnego z ratowaniem przedsiębiorstwa, za to świetnie służyły prywatnym zachciankom właściciela.

Mechanizm był prosty: aby ukryć przekręt, trzeba go obudować w ekskluzywnie brzmiący żargon, który zdezorientuje przeciętnego obserwatora i onieśmieli go na tyle, by nie zadawał pytań. Znakomicie nadają się do tego i inne określenia jak: „odporność kryzysowa”, „innowacyjność” czy „optymalizacja”. Im pojemniejsze i wieloznaczne, tym trudniej oddzielić ziarno od plew.

To właśnie potwierdza tylko prawdę znaną wszystkim badaczom sekt i paranauk: że wszelkie „języki zamknięte” powinny budzić czujność: czy to w ekonomii, geopolityce, czy innych dziedzinach używanych jako narzędzia ideologiczne. Podobnie, jak czynienie z nich domen dostępnych tylko dla „wtajemniczonych”, którzy rzekomo mają monopol na ich zrozumienie. Pierwszym krokiem do sukcesu każdej ideologii jest bowiem zaprezentowanie się jako obowiązująca nauka. Jeśli rozumiemy, że coś jest ideologią, łatwo dociekamy, jakiej grupie interesów ostatecznie służy. Jeśli jednak uwierzymy, że prezentuje obecny stan wiedzy – przestajemy się spierać i potulnie się podporządkowujemy jej werdyktom.

Trzeba jednak przyznać, że polskie społeczeństwo w tym wypadku wykazało się niemałą odpornością. Nie dało się onieśmielić „grantowym” słownictwem ani erudycją etatowych ekspertów od ekonomii tłumaczących w liberalnych mediach, że przedsiębiorcy uprawiający aksamitne wyłudzenia nie mają sobie nic do zarzucenia. Wręcz przeciwnie: żargon został wyśmiany, a cała narracja obrócona w kpinę. Oczywiście tylko do czasu, bo popyt na nowe kreatywne „eufemizmy” nigdy nie słabnie.

Wątpliwie przyznany miliard złotych to istotny uszczerbek, jednak kwota ta może nie okazać się całkowicie zmarnowaną na jachty i solaria w kebabowni. Może bowiem posłużyć do zwiększenia czujności społecznej w sprawach, w których do tej pory łatwo dawaliśmy się oszukać. Być może ta kompromitacja nauczy nas rozpoznawać, kiedy za pięknie brzmiącym żargonem kryje się chciwość, a za uczoną teorią – ekonomiczny lobbing.



 

Polecane