Nie ma większej miłości - rodzina Ulmów

Historia rodziny Ulmów jest jednym z najjaskrawszych przykładów bohaterstwa i człowieczeństwa zwykłych Polaków, którzy w okrutnych czasach byli zdolni do niezwykłych postaw. Solidarność z uciśnionymi Ulmowie przypłacili życiem, ale pamięć o nich będzie wieczna. Na miesiąc przed beatyfikacją redakcja “Tygodnika Solidarność” odwiedziła Markową, rodzinną miejscowość przyszłej świętej rodziny.
Dzieci Ulmów Nie ma większej miłości - rodzina Ulmów
Dzieci Ulmów / fot. ulmowie.pl

Markowa to spokojna wieś położona nieopodal Rzeszowa, dziś w województwie Podkarpackim, a przed wojną w województwie Lwowskim. Tak jak i 79 lat temu, tak i dziś życie tam płynie wolniej niż w wielkomiejskiej Polsce. W tak zwykłym miejscu mieszkała też zwykła rodzina Ulmów: mąż Józef, żona Wiktora i 6 ich dzieci: Stasia, Basia, Władzio, Franio, Antoś i Marysia. Na świat miało przyjść kolejne dziecko, niestety… nie było mu to dane.

Ulmowie żyli z gospodarki i uprawy niewielkiej roli, ot zwyczajna rodzina, która co niedzielę uczęszczała do Kościoła i na co dzień wiodła proste uczciwe życie. Józef był łebskim człowiekiem. Dziś powiedzielibyśmy, że przedsiębiorczym. Miał podstawowe wykształcenie, ale dużo czytał, szczególnie takie książki, które coś wnosiły do jego życia. Kupiwszy w mieście książkę o wykorzystaniu wiatru jako źródła energii, skonstruował przydomowy wiatrak z którego zrobił małą elektrownię wiatrową. Tym samym Ulmowie jako pierwsi we wiosce mieli prąd. Innym razem, również dzięki książce, sam zbudował aparat fotograficzny. To kluczowe dla historii, którą opowiadamy, bo dzięki talentom Józefa Ulmy, dziś możemy korzystać z bogactwa zdjęć ilustrujących codzienne życie jego rodziny. Zdjęcia niepozowane, naturalne, robione przy okazji codziennych obowiązków. Widzimy na nich biegające boso dzieci po podwórku, opiekującą się nimi Wiktorię i poważnego Józefa. Kochająca się rodzina, której nawet wojna nie zmąciła pokoju ducha. Wkrótce jednak życie miało wystawić ich na wielką próbę.

“To są ludzie, ja ich nie wygonię”

Gdy w 1942 roku do drzwi Ulmów zapukali ludzie z ich sąsiedztwa - Żydzi, w poszukiwaniu schronienia przed Niemcami, ci otworzyli na nich swój dom i serca. Nie mogła być to decyzja łatwa. W tym czasie niemieccy zbrodniarze rozpoczęli eksterminację ludności żydowskiej na masową skalę, a za pomoc Żydom groziła kara śmierci. Ryzyko było tym większe, że nawet za wiedzę o tym, że ktoś ukrywa Żydów, a niepoinformowanie o tym niemieckich służb, można było przypłacić życiem. Terror był ogromny, a jednak znajdowali się ludzie, jak Ulmowie, którzy mimo strachu nie wyzbyli się swojego człowieczeństwa. Pomagać sobie nawzajem, rodzinie, to wydaje się rzecz oczywista, ale sąsiadom, obcym? Czy my sami bylibyśmy gotowi na takie poświęcenie i ryzyko?

W rodzinnej chacie Ulmów znaleziono Pismo Święte z zaznaczonym na czerwono fragmentem przypowieści o Miłosiernym Samarytaninie. Z boku dopisano ołówkiem “Tak!”, jakby dla potwierdzenia wagi tych słów zapisanych w Biblii. Józef i Wiktoria dzień w dzień byli poddawani weryfikacji wartości, które wyznawali. Mimo biedy i lęku niezłomnie pomagali swoim żydowskim gościom, dając wikt i schronienie. Ludzie we wiosce niejednokrotnie mówili Józefowi, żeby nie trzymał u siebie Żydów, bo będzie nieszczęście. Ten miał im odpowiadać “To są ludzie, ja ich nie wygonię”. Nie wiedzieli, ile ten stan może potrwać: kilka dni? Kilkanaście? Kilkadziesiąt? Finalnie ośmiu Żydów z rodzin Goldmanów, Grunfeldów i Didnerów ukrywało się niemal przez 2 lata na strychu chaty Ulmów w kryjówce ze słomy. Ukrywaliby się pewnie i dłużej, gdyby nie donos dokonany prawdopodobnie przez jednego z granatowych policjantów.

"Patrzcie, jak giną polskie świnie, które przechowują Żydów”

Włodzimierz Leś - tak nazywał się granatowy policjant, który prawdopodobnie doniósł Niemcom na rodzinę Ulmów. Co ciekawe, wcześniej sam ukrywał w swoim domu rodzinę Goldmanów, od których najpierw brał haracz za kryjówkę, a następnie gdy Holocaust zaczął się już w pełni, a za pomoc Żydom groziła kara śmierci, najpewniej ze strachu wygonił ich ze swojego domostwa. Ci, jak już wiemy, znaleźli pomoc u Józefa i Wiktorii, niestety pozbawieni niemal całego majątku zagarniętego przez owego granatowego policjanta. Pod osłoną nocy odwiedzali go i dopominali się, by oddał im część dobytku. Noc była też jedyną porą, w której Żydzi opuszczali swe kryjówki, by wyprostować kości.

Leś w strachu przed utratą pieniędzy i innych zasobów odwiedził dom Ulmów pod pretekstem wykonania sobie zdjęcia aparatem Józefa. Na miejscu chciał się upewnić, czy aby Goldmanowie wciąż ukrywają się u niego. Następnego dnia przed świtem u progu chaty Ulmów byli już Niemcy.

Wtargnąwszy do domostwa, Niemcy najpierw na ślepo strzelali w sufit, wiedząc, że to na strychu ukrywają się Żydzi. Po chwili z dziur w suficie zaczęła kapać krew na stół, przy którym zwykle rodzina siadała do obiadu. Tak zginęły pierwsze trzy ofiary. Po kilku minutach Niemcy wyprowadzili przed dom pozostałych Żydów i rozstrzelali ich bez zwłoki. Następnie na kolana powalono Józefa i ciężarną Wiktorię, która była w 7 miesiącu ciąży.
Joseph Kokott, najbardziej zapalony w egzekucjach, zaledwie 23-letni Niemiec celując w głowy polskiej rodziny krzyczał “Patrzcie jak giną polskie świnie za ukrywanie Żydów”. Adresatami tych słów byli polscy woźnicy, którzy przywieźli na furmankach niemieckich żandarmów.

To wszystko działo się w akompaniamencie niewyobrażalnego płaczu 6 dzieci Ulmów, które na własne oczy widziały śmierć swoich rodziców. W tym momencie wśród Niemców nastąpił moment zamyślenia. Po chwilowej naradzie przewodzący całą operacją Eilert Dieken nakazał zabicie również dzieci. Do każdego oddano strzał w tył głowy. Jedno z dzieci musiano dobić dodatkowym strzałem w czoło. Pytany później przez sołtysa Dieken, dlaczego zabito też dzieci, odparł: “żeby wioska nie miała z nimi kłopotu”. Tak traktowano życie ludzi: Żydów, Polaków. Jak zwierzęta, które można odstrzelić.

Najstarsza Stasia miala 8 lat i szykowała się do Komunii Świętej. Najmłodsza Marysia zaledwie półtora roku. Nienarodzone dziecko, którego imienia nie znamy, zginęło w łonie rozstrzelanej Wiktorii.



Gdy potomkowie Eilerta Diekena, jego wnuczki, dowiedziały się, że w Markowej powstaje Muzeum Polaków Ratujących Żydów podczas II Wojny Światowej, a polskie instytucje zwróciły się do nich z pytaniami o dziadka, były przekonane, że będzie on tutaj uhonorowany jako bohater ratujący Żydów. Nie miały pojęcia o zbrodniczej przeszłości swojego dziadzia, który szczęśliwie dożył starości w Niemczech. Nigdy nie został osądzony za swoje zbrodnie. Po wojnie pracował jako zwykły policjant.

Mówi się, że w tamtych czasach Niemców ogarnęła nienawistna ideologia nazizmu. Nieprawda. Niemcy byli Niemcami, po prostu, a dziś nazizmu używa się jako wymówki do tłumaczenia ich niewyobrażalnego okrucieństwa. Szowinistyczni, uważający się za lepszych, traktujący inne narody jak podludzi. Niemcy mają to w sobie od dawna i tak jak Ulmowie byli zwykłymi Polakami zdolnymi do niezwykłego bohaterstwa, tak Dieken czy Kokott byli zwykłymi Niemcami, zdolnymi do niezwykłego okrucieństwa.

Dziś, gdy słyszymy jak Niemcy próbują nas, Polaków, pouczać jak mamy żyć, jakich polityków wybierać, nam otwiera się nóż w kieszeni. Dzisiejsze paternalistyczne podejście Niemców wobec Polaków jest po prostu pierwszym szczeblem tej drabiny eskalacyjnej, na której szczycie znajduje się niemiecki szowinizm i nazizm.

Święci z sąsiedztwa

Rodzina Ulmów stała się męczennikami i spełniła wszelkie przesłanki ku temu, by zostać świętą. W teologii istnieją trzy aspekty męczeństwa, które trzeba spełnić, by zostać uznanym za męczennika. Pierwszym jest aspekt materialny, czyli w jaki sposób umarł sługa Boży? Tutaj nie ma wątpliwości, że Ulmowie zginęli śmiercią okrutną i męczeńską. Drugim jest aspekt formalny ex victimae: jaki był motyw ofiary. Ulmowie pomagali bliźnim, ich pobudki były jak najbardziej szczere, w dodatku oparte na ewangelii (podkreślony fragment przypowieści o Miłosiernym Samarytaninie). Ostatnim jest aspekt formalny ex persecutoris - motyw prześladowcy. Motywem Niemców była czysta nienawiść i zło. Nie pozostaje w żadnej wątpliwości, że Ulmowie są męczennikami.

A życie i świadectwo męczenników może być prawdziwą nauką dla świata. Jak pisał Joseph Ratzinger w dziele “Kościół - Ekumenizm - Polityka”: “Chrześcijaństwo nie zaczyna się od Rewolucjonisty, lecz od Męczennika. Ludzkość zawdzięcza męczennikom nieskończenie więcej wolności, niż zdołali jej zapewnić rewolucjoniści”.

W zeszłym roku papież Franciszek pozytywnie rozpatrzył wniosek i podpisał dekret otwierający drogę do beatyfikacji. Od tego czasu podjęto wiele działań i aktywności mających na celu popularyzację wiedzy o Rodzinie Ulmów. Zajął się tym powołany przez Prezydenta RP Komitet Obchodów Towarzyszących Beatyfikacji Rodziny Ulmów.

Podczas spotkania z dziennikarzami w Markowej, szefowa Kancelarii Prezydenta RP Grażyna Ignaczak-Bandych podkreślała rolę, jaką ma do odegrania w procesie beatyfikacyjnym Komitet powołany przez Prezydenta Andrzeja Dudę

Chcemy podkreślić, że beatyfikacja to wydarzenie religijne, kościelne - sacrum. Komitet powołany przez Prezydenta RP skupia się na tym, by tym wydarzeniom nadać charakter także obywatelski, aby historia rodziny Ulmów, historia Polaków żyjących w tym szczególnym czasie, tu w Markowej, ale też w całej Polsce, stała się przedmiotem szczerych, odważnych rozmów. Mamy się czym szczycić, mamy bohaterów - rodzinę, która jest beatyfikowana. Ulmowie udowodnili swoją religijność, miłość do bliźniego i poświęcili swoje życie, by ratować sąsiadów.
Chcemy, by ta historia niosła się przez świat, dlatego staraniem komitetu we współpracy z Ministerstwem Spraw Zagranicznych, ale także wielu innych instytucji, będziemy nieść wiedzę o Ulmach do Europy i poza nią, poprzez organizację wizyt dziennikarskich, wystaw, produkcję filmów. Będziemy się starali, by nie tylko Polacy, ale cały świat poznał historię Żydów pod okupacją niemiecką i postaw Polaków w tym czasie

– mówiła sekretarz komitetu ds. obchodów.

O rodzinie Ulmów jako uniwersalnej i pięknej historii polskiej rodziny mówiła Barbara Socha, podsekretarz stanu w Ministerstwie Rodziny i Polityki Społecznej

Jako MRiPS widzimy naszą misję w tym, by pokazywać to jak Ulmowie żyli, jaką byli rodziną, jak wychowywali swoje dzieci i jak włączali się w życie lokalnej społeczności. To jest pasjonująca historia i im więcej na ich temat się dowiadujemy, tym bardziej jest poruszająca i inspirująca.
To jest rodzina, która nie przestaje inspirować. Chcemy, aby było o niej jak najgłośniej i na Podkarpaciu, i w Polsce i na całym świecie

- mówiła wiceminister.

Beatyfikacja rodziny Ulmów odbędzie się 10 września 2023 r. w Markowej pod Rzeszowem.

Wzór rodziny

"Samarytanie z Markowej” bo tak zwykło się nazywać Ulmów, byli zwyczajną, kochającą się rodziną. Józef jako mąż i ojciec zapewniający byt swojej żonie i dzieciom. Wiktoria jako troskliwa żona i opiekuńcza matka mająca na wychowaniu szóstkę dzieci oraz one, niewinne i radosne pociechy, których uśmiechy możemy podziwiać na licznych zdjęciach. Ta dramatyczna historia zwykłej polskiej rodziny może być natchnieniem dla każdego z nas, na poszukiwanie siebie, swojej roli w życiu. Jesteśmy stworzeni do miłości budowanej w ramach rodziny, to w niej jesteśmy silni, zdolni do podejmowania niewyobrażalnych trudów życia. Ulmowie pokazują nam, że rodzina jest najważniejsza i to ona nas wzmacnia.


 

POLECANE
Niepokojące doniesienia z granicy. Komunikat Straży Granicznej pilne
Niepokojące doniesienia z granicy. Komunikat Straży Granicznej

Straż Graniczna publikuje raporty dotyczące wydarzeń na polskiej granicy, która znajduje się pod naciskiem ataku hybrydowego zarówno ze strony Białorusi, jak i Niemiec.

Nie żyje znany aktor teatralny i filmowy. Miał 85 lat Wiadomości
Nie żyje znany aktor teatralny i filmowy. Miał 85 lat

Nie żyje Mieczysław Banasik, znakomity aktor teatralny, który przez ponad dwie dekady związany był z Teatrem im. Wilama Horzycy w Toruniu. Miał 85 lat. Informację o jego śmierci podała instytucja, żegnając artystę słowami: „Z ogromnym smutkiem informujemy o śmierci Mieczysława Banasika - wybitnego aktora i naszego bliskiego przyjaciela”.

Nie wyśle polskich chłopców na wojnę. Minister Przydacz podtrzymuje stanowisko prezydenta Nawrockiego z ostatniej chwili
"Nie wyśle polskich chłopców na wojnę". Minister Przydacz podtrzymuje stanowisko prezydenta Nawrockiego

Szef prezydenckiego Biura Polityki Międzynarodowej potwierdził, że prezydent Karol Nawrocki nie zmienił zdania w sprawie udziału polskich wojsk w wojnie na Ukrainie. "Nie wyśle polskich chłopców na wojnę" - zapewnił prezydencki minister.

Zełenski: Gwarancje bezpieczeństwa obejmują pakiet broni z USA pilne
Zełenski: Gwarancje bezpieczeństwa obejmują pakiet broni z USA

Gwarancje bezpieczeństwa dla Ukrainy obejmują pakiet amerykańskiej broni o wartości 90 mld dolarów – oświadczył prezydent tego kraju Wołodymyr Zełenski podczas briefingu w Waszyngtonie w nocy z poniedziałku na wtorek.

Bezradna antytrumpowska histeria. A jaki pomysł ma Europa? tylko u nas
Bezradna antytrumpowska histeria. A jaki pomysł ma Europa?

Histeria antytrumpowska wylała się już z piątku na sobotę. Media i politycy rozpoczęli krytykowanie Trumpa za spotkanie z Putinem. Europa daje w ten sposób kolejny dowód swojej naiwności i bezradności.

Rosja sprzeciwiła się wysłaniu wojsk NATO na Ukrainę z ostatniej chwili
Rosja sprzeciwiła się wysłaniu wojsk NATO na Ukrainę

Rosja sprzeciwia się rozmieszczeniu wojsk NATO na Ukrainie – podało w poniedziałek rosyjskie MSZ, cytowane przez Agencję Reutera.

Donald Trump ośmieszył europejskich liderów gorące
Donald Trump ośmieszył "europejskich liderów"

Zakończyła się rozmowa Donalda Trumpa z Wołodymyrem Zełenskim. Na swoją kolej czekali "europejscy liderzy", którzy przylecieli z Zełenskim.

Europejscy liderzy spotkali się z Donaldem Trumpem z ostatniej chwili
Europejscy liderzy spotkali się z Donaldem Trumpem

Władimir Putin zgodził się na gwarancje bezpieczeństwa dla Ukrainy – poinformował prezydent USA Donald Trump na początku spotkania z europejskimi przywódcami i prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim. Trump zapowiedział również dyskusję o wymianie terytoriów.

Paweł Jabłoński: Część niemieckich polityków i przemysłowców ucieszyłaby się ze wznowienia relacji z Rosją tylko u nas
Paweł Jabłoński: Część niemieckich polityków i przemysłowców ucieszyłaby się ze wznowienia relacji z Rosją

- Część niemieckich polityków ucieszyłaby się ze wznowienia relacji z Rosją – mówi w rozmowie z Mateuszem Kosińskim Paweł Jabłoński, poseł PiS.

Zełenski wyciągnął list. To nie dla Ciebie z ostatniej chwili
Zełenski wyciągnął list. "To nie dla Ciebie"

Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski wręczył w poniedziałek prezydentowi USA Donaldowi Trumpowi list od swojej żony Ołeny Zełenskiej. Poprosił amerykańskiego przywódcę o przekazanie go swojej małżonce Melanii.

REKLAMA

Nie ma większej miłości - rodzina Ulmów

Historia rodziny Ulmów jest jednym z najjaskrawszych przykładów bohaterstwa i człowieczeństwa zwykłych Polaków, którzy w okrutnych czasach byli zdolni do niezwykłych postaw. Solidarność z uciśnionymi Ulmowie przypłacili życiem, ale pamięć o nich będzie wieczna. Na miesiąc przed beatyfikacją redakcja “Tygodnika Solidarność” odwiedziła Markową, rodzinną miejscowość przyszłej świętej rodziny.
Dzieci Ulmów Nie ma większej miłości - rodzina Ulmów
Dzieci Ulmów / fot. ulmowie.pl

Markowa to spokojna wieś położona nieopodal Rzeszowa, dziś w województwie Podkarpackim, a przed wojną w województwie Lwowskim. Tak jak i 79 lat temu, tak i dziś życie tam płynie wolniej niż w wielkomiejskiej Polsce. W tak zwykłym miejscu mieszkała też zwykła rodzina Ulmów: mąż Józef, żona Wiktora i 6 ich dzieci: Stasia, Basia, Władzio, Franio, Antoś i Marysia. Na świat miało przyjść kolejne dziecko, niestety… nie było mu to dane.

Ulmowie żyli z gospodarki i uprawy niewielkiej roli, ot zwyczajna rodzina, która co niedzielę uczęszczała do Kościoła i na co dzień wiodła proste uczciwe życie. Józef był łebskim człowiekiem. Dziś powiedzielibyśmy, że przedsiębiorczym. Miał podstawowe wykształcenie, ale dużo czytał, szczególnie takie książki, które coś wnosiły do jego życia. Kupiwszy w mieście książkę o wykorzystaniu wiatru jako źródła energii, skonstruował przydomowy wiatrak z którego zrobił małą elektrownię wiatrową. Tym samym Ulmowie jako pierwsi we wiosce mieli prąd. Innym razem, również dzięki książce, sam zbudował aparat fotograficzny. To kluczowe dla historii, którą opowiadamy, bo dzięki talentom Józefa Ulmy, dziś możemy korzystać z bogactwa zdjęć ilustrujących codzienne życie jego rodziny. Zdjęcia niepozowane, naturalne, robione przy okazji codziennych obowiązków. Widzimy na nich biegające boso dzieci po podwórku, opiekującą się nimi Wiktorię i poważnego Józefa. Kochająca się rodzina, której nawet wojna nie zmąciła pokoju ducha. Wkrótce jednak życie miało wystawić ich na wielką próbę.

“To są ludzie, ja ich nie wygonię”

Gdy w 1942 roku do drzwi Ulmów zapukali ludzie z ich sąsiedztwa - Żydzi, w poszukiwaniu schronienia przed Niemcami, ci otworzyli na nich swój dom i serca. Nie mogła być to decyzja łatwa. W tym czasie niemieccy zbrodniarze rozpoczęli eksterminację ludności żydowskiej na masową skalę, a za pomoc Żydom groziła kara śmierci. Ryzyko było tym większe, że nawet za wiedzę o tym, że ktoś ukrywa Żydów, a niepoinformowanie o tym niemieckich służb, można było przypłacić życiem. Terror był ogromny, a jednak znajdowali się ludzie, jak Ulmowie, którzy mimo strachu nie wyzbyli się swojego człowieczeństwa. Pomagać sobie nawzajem, rodzinie, to wydaje się rzecz oczywista, ale sąsiadom, obcym? Czy my sami bylibyśmy gotowi na takie poświęcenie i ryzyko?

W rodzinnej chacie Ulmów znaleziono Pismo Święte z zaznaczonym na czerwono fragmentem przypowieści o Miłosiernym Samarytaninie. Z boku dopisano ołówkiem “Tak!”, jakby dla potwierdzenia wagi tych słów zapisanych w Biblii. Józef i Wiktoria dzień w dzień byli poddawani weryfikacji wartości, które wyznawali. Mimo biedy i lęku niezłomnie pomagali swoim żydowskim gościom, dając wikt i schronienie. Ludzie we wiosce niejednokrotnie mówili Józefowi, żeby nie trzymał u siebie Żydów, bo będzie nieszczęście. Ten miał im odpowiadać “To są ludzie, ja ich nie wygonię”. Nie wiedzieli, ile ten stan może potrwać: kilka dni? Kilkanaście? Kilkadziesiąt? Finalnie ośmiu Żydów z rodzin Goldmanów, Grunfeldów i Didnerów ukrywało się niemal przez 2 lata na strychu chaty Ulmów w kryjówce ze słomy. Ukrywaliby się pewnie i dłużej, gdyby nie donos dokonany prawdopodobnie przez jednego z granatowych policjantów.

"Patrzcie, jak giną polskie świnie, które przechowują Żydów”

Włodzimierz Leś - tak nazywał się granatowy policjant, który prawdopodobnie doniósł Niemcom na rodzinę Ulmów. Co ciekawe, wcześniej sam ukrywał w swoim domu rodzinę Goldmanów, od których najpierw brał haracz za kryjówkę, a następnie gdy Holocaust zaczął się już w pełni, a za pomoc Żydom groziła kara śmierci, najpewniej ze strachu wygonił ich ze swojego domostwa. Ci, jak już wiemy, znaleźli pomoc u Józefa i Wiktorii, niestety pozbawieni niemal całego majątku zagarniętego przez owego granatowego policjanta. Pod osłoną nocy odwiedzali go i dopominali się, by oddał im część dobytku. Noc była też jedyną porą, w której Żydzi opuszczali swe kryjówki, by wyprostować kości.

Leś w strachu przed utratą pieniędzy i innych zasobów odwiedził dom Ulmów pod pretekstem wykonania sobie zdjęcia aparatem Józefa. Na miejscu chciał się upewnić, czy aby Goldmanowie wciąż ukrywają się u niego. Następnego dnia przed świtem u progu chaty Ulmów byli już Niemcy.

Wtargnąwszy do domostwa, Niemcy najpierw na ślepo strzelali w sufit, wiedząc, że to na strychu ukrywają się Żydzi. Po chwili z dziur w suficie zaczęła kapać krew na stół, przy którym zwykle rodzina siadała do obiadu. Tak zginęły pierwsze trzy ofiary. Po kilku minutach Niemcy wyprowadzili przed dom pozostałych Żydów i rozstrzelali ich bez zwłoki. Następnie na kolana powalono Józefa i ciężarną Wiktorię, która była w 7 miesiącu ciąży.
Joseph Kokott, najbardziej zapalony w egzekucjach, zaledwie 23-letni Niemiec celując w głowy polskiej rodziny krzyczał “Patrzcie jak giną polskie świnie za ukrywanie Żydów”. Adresatami tych słów byli polscy woźnicy, którzy przywieźli na furmankach niemieckich żandarmów.

To wszystko działo się w akompaniamencie niewyobrażalnego płaczu 6 dzieci Ulmów, które na własne oczy widziały śmierć swoich rodziców. W tym momencie wśród Niemców nastąpił moment zamyślenia. Po chwilowej naradzie przewodzący całą operacją Eilert Dieken nakazał zabicie również dzieci. Do każdego oddano strzał w tył głowy. Jedno z dzieci musiano dobić dodatkowym strzałem w czoło. Pytany później przez sołtysa Dieken, dlaczego zabito też dzieci, odparł: “żeby wioska nie miała z nimi kłopotu”. Tak traktowano życie ludzi: Żydów, Polaków. Jak zwierzęta, które można odstrzelić.

Najstarsza Stasia miala 8 lat i szykowała się do Komunii Świętej. Najmłodsza Marysia zaledwie półtora roku. Nienarodzone dziecko, którego imienia nie znamy, zginęło w łonie rozstrzelanej Wiktorii.



Gdy potomkowie Eilerta Diekena, jego wnuczki, dowiedziały się, że w Markowej powstaje Muzeum Polaków Ratujących Żydów podczas II Wojny Światowej, a polskie instytucje zwróciły się do nich z pytaniami o dziadka, były przekonane, że będzie on tutaj uhonorowany jako bohater ratujący Żydów. Nie miały pojęcia o zbrodniczej przeszłości swojego dziadzia, który szczęśliwie dożył starości w Niemczech. Nigdy nie został osądzony za swoje zbrodnie. Po wojnie pracował jako zwykły policjant.

Mówi się, że w tamtych czasach Niemców ogarnęła nienawistna ideologia nazizmu. Nieprawda. Niemcy byli Niemcami, po prostu, a dziś nazizmu używa się jako wymówki do tłumaczenia ich niewyobrażalnego okrucieństwa. Szowinistyczni, uważający się za lepszych, traktujący inne narody jak podludzi. Niemcy mają to w sobie od dawna i tak jak Ulmowie byli zwykłymi Polakami zdolnymi do niezwykłego bohaterstwa, tak Dieken czy Kokott byli zwykłymi Niemcami, zdolnymi do niezwykłego okrucieństwa.

Dziś, gdy słyszymy jak Niemcy próbują nas, Polaków, pouczać jak mamy żyć, jakich polityków wybierać, nam otwiera się nóż w kieszeni. Dzisiejsze paternalistyczne podejście Niemców wobec Polaków jest po prostu pierwszym szczeblem tej drabiny eskalacyjnej, na której szczycie znajduje się niemiecki szowinizm i nazizm.

Święci z sąsiedztwa

Rodzina Ulmów stała się męczennikami i spełniła wszelkie przesłanki ku temu, by zostać świętą. W teologii istnieją trzy aspekty męczeństwa, które trzeba spełnić, by zostać uznanym za męczennika. Pierwszym jest aspekt materialny, czyli w jaki sposób umarł sługa Boży? Tutaj nie ma wątpliwości, że Ulmowie zginęli śmiercią okrutną i męczeńską. Drugim jest aspekt formalny ex victimae: jaki był motyw ofiary. Ulmowie pomagali bliźnim, ich pobudki były jak najbardziej szczere, w dodatku oparte na ewangelii (podkreślony fragment przypowieści o Miłosiernym Samarytaninie). Ostatnim jest aspekt formalny ex persecutoris - motyw prześladowcy. Motywem Niemców była czysta nienawiść i zło. Nie pozostaje w żadnej wątpliwości, że Ulmowie są męczennikami.

A życie i świadectwo męczenników może być prawdziwą nauką dla świata. Jak pisał Joseph Ratzinger w dziele “Kościół - Ekumenizm - Polityka”: “Chrześcijaństwo nie zaczyna się od Rewolucjonisty, lecz od Męczennika. Ludzkość zawdzięcza męczennikom nieskończenie więcej wolności, niż zdołali jej zapewnić rewolucjoniści”.

W zeszłym roku papież Franciszek pozytywnie rozpatrzył wniosek i podpisał dekret otwierający drogę do beatyfikacji. Od tego czasu podjęto wiele działań i aktywności mających na celu popularyzację wiedzy o Rodzinie Ulmów. Zajął się tym powołany przez Prezydenta RP Komitet Obchodów Towarzyszących Beatyfikacji Rodziny Ulmów.

Podczas spotkania z dziennikarzami w Markowej, szefowa Kancelarii Prezydenta RP Grażyna Ignaczak-Bandych podkreślała rolę, jaką ma do odegrania w procesie beatyfikacyjnym Komitet powołany przez Prezydenta Andrzeja Dudę

Chcemy podkreślić, że beatyfikacja to wydarzenie religijne, kościelne - sacrum. Komitet powołany przez Prezydenta RP skupia się na tym, by tym wydarzeniom nadać charakter także obywatelski, aby historia rodziny Ulmów, historia Polaków żyjących w tym szczególnym czasie, tu w Markowej, ale też w całej Polsce, stała się przedmiotem szczerych, odważnych rozmów. Mamy się czym szczycić, mamy bohaterów - rodzinę, która jest beatyfikowana. Ulmowie udowodnili swoją religijność, miłość do bliźniego i poświęcili swoje życie, by ratować sąsiadów.
Chcemy, by ta historia niosła się przez świat, dlatego staraniem komitetu we współpracy z Ministerstwem Spraw Zagranicznych, ale także wielu innych instytucji, będziemy nieść wiedzę o Ulmach do Europy i poza nią, poprzez organizację wizyt dziennikarskich, wystaw, produkcję filmów. Będziemy się starali, by nie tylko Polacy, ale cały świat poznał historię Żydów pod okupacją niemiecką i postaw Polaków w tym czasie

– mówiła sekretarz komitetu ds. obchodów.

O rodzinie Ulmów jako uniwersalnej i pięknej historii polskiej rodziny mówiła Barbara Socha, podsekretarz stanu w Ministerstwie Rodziny i Polityki Społecznej

Jako MRiPS widzimy naszą misję w tym, by pokazywać to jak Ulmowie żyli, jaką byli rodziną, jak wychowywali swoje dzieci i jak włączali się w życie lokalnej społeczności. To jest pasjonująca historia i im więcej na ich temat się dowiadujemy, tym bardziej jest poruszająca i inspirująca.
To jest rodzina, która nie przestaje inspirować. Chcemy, aby było o niej jak najgłośniej i na Podkarpaciu, i w Polsce i na całym świecie

- mówiła wiceminister.

Beatyfikacja rodziny Ulmów odbędzie się 10 września 2023 r. w Markowej pod Rzeszowem.

Wzór rodziny

"Samarytanie z Markowej” bo tak zwykło się nazywać Ulmów, byli zwyczajną, kochającą się rodziną. Józef jako mąż i ojciec zapewniający byt swojej żonie i dzieciom. Wiktoria jako troskliwa żona i opiekuńcza matka mająca na wychowaniu szóstkę dzieci oraz one, niewinne i radosne pociechy, których uśmiechy możemy podziwiać na licznych zdjęciach. Ta dramatyczna historia zwykłej polskiej rodziny może być natchnieniem dla każdego z nas, na poszukiwanie siebie, swojej roli w życiu. Jesteśmy stworzeni do miłości budowanej w ramach rodziny, to w niej jesteśmy silni, zdolni do podejmowania niewyobrażalnych trudów życia. Ulmowie pokazują nam, że rodzina jest najważniejsza i to ona nas wzmacnia.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe