Dr Piotr Łysakowski dla Tysol.pl: Merkel rozumie, że Polska i Niemcy są na siebie skazane
Zacznijmy może od tego, że od ponad roku media donoszą o gwałtownym załamaniu się stosunków na linii Warszawa Berlin - zaznaczam mówimy tu o polskich mediach związanych z opozycją. Od ponad roku - czyli faktycznie od przejęcia władzy przez PiS i wcześniej wygranych wyborów prezydenckich przez Andrzeja Dudę.
Nie lepiej wygląda kwestia po niemieckiej (medialnej) stronie. Gazety i telewizje nie pozostawiają na Polsce rządzonej przez nową ekipę „suchej nitki” - na ponad 700 zanalizowanych tekstów (okres od lata 2015 do grudnia 2016) znalazłoby się zaledwie kilka „pozytywnych” (cudzysłów uzasadniony) reszta to, z grubsza biorąc, opinie będące kalkami suflowanych z Polski przez prawdziwych „demokratów” opowieści o „złowieszczym kaczystowskim reżimie” niszczącym „złotą polską wolność” i dążącym do wprowadzenia w Polsce faszyzmu wręcz, a jeśli nie faszyzmu to przynajmniej niszczącym państwo prawa. Co charakterystyczne ich Autorzy nie próbowali i nawet nie próbują opisywać polskiej rzeczywistości z 8 lat rządów koalicji PO / PSL do tego nie ma praktycznie jakichkolwiek odniesień (szczególnie tych negatywnych, których jak widzimy nie brakowało i nie brakuje). W wielu przypadkach w swej narracji niemieccy autorzy „polskich tekstów” mijali się z prawdą lub traktowali ją z daleko posuniętą „wstrzemięźliwością” (przykłady to podawanie liczby demonstrantów biorących udział w antyrządowych marszach, które określane były wbrew rzeczywistości i publikowanym rzeczywistym danym na setki tysięcy, zamieszczanie zdjęć z zupełnie innych niż opisywane zdarzeń, czy próba manipulacji po zamachu w grudniu ubiegłego roku w Berlinie – można zresztą je mnożyć bez końca). Do tego dochodziły liczne (nie tylko ostatnio) wpadki dotyczące „polskich obozów” i inne „dyplomatyczne” potknięcia.
W takiej aurze nastąpiła kilka dni temu warszawska wizyta Angeli Merkel.
Dlaczego miała miejsce, jaka była jej agenda, po co w ogóle się odbyła i w końcu kto na tejże wizycie stracił, a kto zyskał. To pytania, które pojawiają się (na szybko) po wspomnianej wizycie. Zda się (według napływających informacji), że bazę pod jej przeprowadzenie stanowiło spotkanie Pani Kanclerz z Jarosławem Kaczyńskim jakie odbyło się w lipcu ubiegłego roku w Niemczech. Potem były wypowiedzi Prezesa PiS o roli jaka odgrywa Pani Kanclerz w polityce europejskiej i polskiej (dla Frankfurter Allgemeine Zeitung), stonowane teksty Gnaucka i Schullera w niemieckich gazetach aż w końcu Angela Merkel znalazła się w Warszawie.
#NOWA_STRONA#
W przewidywanej agendzie pojawiły się kwestie takie jak (nie wymieniam ich w kolejności ważności): przyszłość Donalda Tuska, polityka imigracyjna i energetyczna Europy, przyszłość Europy generalnie i w końcu sytuacja wewnętrzna w Polsce no i (co oczywiste) dwustronne stosunki polsko - niemieckie.
Pani Kanclerz miała spotkać się i się spotkała z Prezydentem, Premier Szydło, Jarosławem Kaczyńskim i przedstawicielami opozycji. To ostatnie spotkanie odbyło się na terenie Ambasady RFN. Może dziwić, że co najmniej jeden z uczestników tego spotkania (Grzegorz Schetyna) podobno historyk z wykształcenia nie widział (i nadal nie widzi) w tym złych analogii do sytuacji z XVIII wieku i to niezależnie od tematów jakie poruszano w rozmowie z szefową niemieckiego rządu.
Na tyle na ile to wiemy wizyta odbyła się bez szczególnych komplikacji, a najważniejsze było to, że zaczęliśmy rozmawiać. Nie ma bowiem innej i lepszej metody na rozładowywanie możliwych konfliktów jak rozmowa i wydaje się, że strona polska dobrze to rozumie, a niemiecka zaczyna to rozumieć. Pisząc „strona niemiecka” myślę o zapleczu politycznym (i aparacie urzędniczym) Angeli Merkel bo nie mam wątpliwości, że Ona sama myśli podobnie. Struktury stojące za Nią miały moim zdaniem (i tu mieliśmy poważny problem) zupełnie inne zdanie na powyższy temat. Przebijała w tej postawie tendencja do traktowania Polski z pewną wyższością – protekcjonalnie, to pokłosie rządów PO / PSL. Tusk był przecież według słów niemieckich dziennikarzy „…łatwy w uprawie…” jak się kiedyś wyrażono.
#NOWA_STRONA#
Teraz jest trudniej – ale moim zdaniem to bardzo dobrze. Z trudu, pracy i trudnego dialogu w trakcie którego ścierają się różne poglądy wyrastają dobre owoce i takie (mam nadzieję) wyrosną ze współpracy Polski i Niemiec. Może się to jednak stać tylko wtedy, gdy będziemy się wzajemnie (niezależnie od różnic potencjałów) rozumieć, słuchać i wspierać w rozsądnych działaniach na rzecz integracji w Europie i utrzymania pokoju na świecie.
Jak z doniesień prasowych widać tematów do rozmowy nie brakowało.
Wizyta była więc wypełniona istotnymi treściami.
Czy znaleziono rozwiązanie nękających nas i naszych sąsiadów problemów tego do końca nie wiemy. Nie jest jednak tak jak napisał jeden z „twitterowiczów” (8.02.17) „[…] Wizyta Kanclerz Merkel pokazała, że nie liczymy się w Europie, to było wręcz chłodne pożegnanie Europy z Polską. Tragiczne dni.[…]”.
Nie jest też tak jak twierdzą wbrew prawdzie dziennikarze niektórych polskich mediów (niemieckich zresztą też), że Pani Kanclerz wspominając o „…wolności, Trybunale Konstytucyjnym, mediach i praworządności…” ostro napomniała w tych kwestiach Polskę i jej Rząd.
Według Marka Magierowskiego – szefa Biura Prasowego Kancelarii Prezydenta kwestie polityki wewnętrznej w Polsce zajęły około procent czasu rozmowy Pana Prezydenta Dudy z Kanclerz i nikt nikogo nie napominał ani „ostro” ani inaczej. Na dodatek Pani Merkel w sposób aprobujący podkreśliła, że „[…] cieszy się, że Polska odpowie na pytania Komisji Europejskiej i Komisji Weneckiej[…]”. Podczas rozmów z Beatą Szydło Kanclerz usłyszała, że „[…] Polska chce silnej Unii, która szanuje interesy poszczególnych członków […]” – przy okazji warto, w tym miejscu, przytoczyć wypowiedź eksperta dotyczącą stanowiska niemieckiego rządu (jako całości) wobec Polski i jej spraw: „[…] w istocie nigdy niemiecki rząd, a już na pewno nie Angela Merkel, nie krytykowali rządu PiS. Wolfgang Scheuble pytany o kwestie Trybunału Konstytucyjnego i o to, czy mamy do czynienia z naruszeniem zasad demokracji w Polsce, odpowiedział, że po pierwsze, jak wszyscy wiedzą, nie należy do wielkich zwolenników trybunałów konstytucyjnych, a po drugie, stwierdził, że rząd w Polsce ma demokratyczną legitymację, który jeżeli nie narusza w żaden sposób prawa europejskiego, ma prawo w ten sposób postępować.[…]” (W Polityce 7.02.17 – rozmowa z Tomaszem Krawczykiem).
#NOWA_STRONA#
W polskich kręgach decyzyjnych uważa się dziś, że Unia ma szansę tylko wtedy, gdy będzie reformowana i to reformowana w sposób mądry. Jeśli do tych działań naprawczych nie dojdzie pojawia się potężna szansa na kolejny „Brexit”.
Przy tej okazji niemiecka Kanclerz zaś ostrzegała przed renegocjacją europejskich traktatów. Merkel podkreśliła też znaczenie jakie odegrała w jej życiu polska „Solidarność”. Wyjaśniła też swoją „maltańską” wypowiedź dotyczącą „Europy różnych prędkości” uzupełniając ją o stwierdzenie, że nie jest to zapowiedź konstruowania " …] ekskluzywnych klubów, do których nie można się dostać”, lecz o stwierdzenie faktu, że już teraz w ramach Unii istnieją różne formy współpracy pomiędzy grupami państw, np. strefa Schengen, do której należą tylko niektóre państwa[…]” (cytat. za Deutsche Welle).
W trakcie rozmowy z Kanclerz Beata Szydło podkreśliła bardzo istotną kwestię bezpieczeństwa energetycznego naszego kraju, regionu i Europy w tym kontekście mocno wybrzmiało stwierdzenie, że: "Realizacja Nord Stream 2 jest dla nas nie do przyjęcia”. Merkel nie reagowała na tę enuncjację, nie reagowała bo nie mogła tego zrobić zamknięta między zrozumieniem polskiego stanowiska, a interesami niemieckiego lobby gospodarczego ergo interesem niemieckiego państwa. Co ważne nie odnotowaliśmy szczególnych różnic w odniesieniu do sprawy wspólnoty transatlantyckiej i postępowania wobec Rosji. Trzeba tu zwrócić uwagę na to, że Pani Merkel jest wśród państw Europy jednym z najmocniejszych krytyków polityki Kremla, krytykę tę (co ważne dla Polski) uprawia z pozycji moralnych co wyjątkowo rzadkie w europejskiej polityce. W kontekście powyższego ciekawe jest podejście Kanclerz do USA i Donalda Trumpa mocniej zdystansowane od zaplecza politycznego a na pewno odległe od stawiska SPD.
Podczas rozmów poruszono też bolesne i nieuregulowane od lat czterdziestych ubiegłego stulecia kwestie mniejszości polskiej w Niemczech.
#NOWA_STRONA#
Nie do końca znamy treść rozmów między Panią Merkel Prezydentem Andrzejem Dudą, Jarosławem Kaczyńskim i polską opozycją.
Echa prasowe i pojawiające się w przestrzeni publicznej nieoficjalne informacje dają nam zaledwie pewien obraz tego co się działo w Pałacu Namiestnikowskim, Ambasadzie RFN, Bristolu.
Tym samym dziś do końca nie możemy jeszcze precyzyjnie ocenić efektów wizyty, która miała miejsce – nie ma jednak wątpliwości wbrew temu co powiedział przed kilkoma godzinami (9.02.17 debata po exposee Ministra Witolda Waszczykowskiego) w Sejmie RP Grzegorz Schetyna, gdy stwierdził, że stosunki polsko – niemieckie są zrujnowane i żadna wizyta oraz dusery prawione sobie wzajemnie po jej zakończeniu tego nie zmienią, że jest akurat odwrotnie, a udział w rozmowie Jarosława Kaczyńskiego z Angelą Merkel profesorów Krasnodębskiego i Legutki zdaje się tę tezę p[otwierdzać.
Co wydaje się być dzisiaj pewne to to, że jak zauważył po rozmowach Jarosława Kaczyńskiego z Kanclerz ich uczestnik wspomniany wyżej Zdzisław Krasnodębski „[…] upadł mit o rzekomej izolacji Polski […]” i to wbrew powtarzanym jak mantra twierdzeniom polskiej opozycji.
Przyczyn przyjazdu Pani Merkel do Polski było kilka. Pragmatyzm, lepsze niż u innych niemieckich polityków zrozumienie polskich uwarunkowań, pogarszająca się od chwili pojawienia się kandydatury Martina Schulza na stanowisko kanclerskie sytuacja formacji politycznej, którą Pani Kanclerz reprezentuje i w końcu troska o Unię Europejską przy reformowaniu, której Angela Merkel preferuje małe kroki tym (między innymi) różniąc się od wizji jaką prezentują Polscy politycy. Nie bez znaczenia są też nasze kontakty gospodarcze – w Berlinie widzą jakie znaczenie ma dla Niemiec polski rynek i nasza współpraca ekonomiczna.
Co z tego wszystkiego wynika !? Otóż to, że generalnie w aktualnej sytuacji politycznej jesteśmy w rzeczywistości skazani na siebie. Zarówno Merkel jak i ci którzy kierują w tej chwili polską zdają się tę sytuację doskonale rozumieć.
I rozumieją ją lepiej niż komentatorzy i podający się za polityków, którzy opowiadają bajki o załamaniu się naszych kontaktów politycznych, a także i o tym, że Minister Witold Waszczykowski jest gorszym szefem resortu spraw zagranicznych niż ci, którzy sprawowali w nim władzę z sowieckiego nadania przed 1989 rokiem.
dr Piotr Łysakowski